Oni - J2M2
Proza » Obyczajowe » Oni
A A A

Muzyka grała głośno. Bardzo głośno. Ale słyszał swoje myśli. Wiedział po co tu przyszedł - by znów to sobie udowodnić. Stał przy barze i pił whisky. Ale zaraz wróci do gry. Nie odpuści jej tak łatwo. Przecież widział, że chciała. Wciąż patrzył na wysoką brunetkę, która delikatnie, zalotnie poruszała biodrami w rytm muzyki. Szpilki podkreślały zgrabne łydki, a obcisła sukienka powabne kształty. Teraz na niego już nie spoglądała - udawała niedostępną. Znał ten typ. Napił się jeszcze raz, a potem odstawił szklankę i przejrzał się w lustrze, jakie wisiało za barem. Należał do tych mężczyzn, którym wygląd nie przeszkadzał w podrywaniu kobiet, ale dla pewności poprawił fryzurę. Długa, zaczesana na bok grzywka opadała tuż za prawym okiem, teraz lekko cieniując to złe, dzikie spojrzenie. Ułożył kołnierz marynarki i ruszył w jej stronę.

- Zatańczysz? - nachylił się i szepnął jej do ucha. 

Dopiero wtedy się odwróciła. I uśmiechnęła się na jego widok. Nie był tym jednak zdziwiony. Zainteresowanie takiego mężczyzny musiało schlebiać nawet takiej ślicznotce. Znów pokazała obrączkę na palcu i nie przestając ruszać kusząco biodrami odparła:

- Nie mogę, mówiłam ci już...

Wróciła spojrzeniem na parkiet, a on uśmiechnął się pogardliwie. Stał tak przez dłuższą chwilę, jakby walcząc z samym sobą, ale w końcu rzucił stanowczo, choć pod nosem:

- Zatańczysz...

Zaraz potem chwycił ją za dłoń i pociągnął na parkiet. Nie siłą mięśni, a pewnością siebie. 

 

*

 

Otworzył oczy. Było już jasno. Zielone liście dębu, pod którym leżał, tonęły w blasku słońca. Ptaki przyjemnie ćwierkały nad głową i dopiero gdy usłyszał klakson samochodu, uświadomił sobie gdzie jest. Po chwili, bez pośpiechu, usiadł na ławce i przetarł dłonią zmęczoną twarz. Bolała go trochę głowa, ale pamiętał co się wczoraj stało. Wyszli razem z klubu, odprowadził ją do taksówki, a potem przyszedł tutaj, do Ogrodu Saskiego. Noc była ciepła, więc położył się na ławce i... Musiał usnąć. Dobrze pamiętał jednak o czym myślał, patrząc z wyrzutem w gwiazdy, niczym w boskie ślepia wreszcie skierowane na scenę żałosnej komedii, jaką wydawało się być życie. Myślał o tym największym z kłamstw. O miłości, którą za wszelką cenę chciał zniszczyć. Zdeptać. Zeszmacić. Jak dziwkę, która zasługuje tylko na pogardę. Bo prawdziwa miłość przecież nie istnieje. Nie może istnieć... O tym właśnie myślał - o tym co za wszelką cenę chciał sobie udowodnić. Strzepnął  z marynarki paprochy i poszukał w kieszeni papierosów. Po chwili oparł się wygodnie o ławkę i zapalił. Było wcześnie, tuż po dziewiątej, ale park nie był już oazą samotności, jaką odnalazł tu w nocy. Znudzonym spojrzeniem patrzył na ludzi, wolnym krokiem spacerujących po alei głównej i szybko wyłowił spośród nich parę zakochanych, dumnie splecionych dłoni. Nie zaśmiał się jednak pogardliwie, choć miał ochotę to zrobić. Za to po chwili znów pomyślał o Ani. 

 

*

 

Siedziała na parapecie, z głową opartą o szybę i zamyślonym spojrzeniem utkwionym w skąpanej w świetle latarni ulicy. W nocnej koszuli, z podkurczonymi nogami, obok firanki, falującej przy uchylonym oknie. I znów wspominała wczorajszy wieczór. Jego dzikie spojrzenie i to zdecydowanie, jakiego nie potrafiła powstrzymać. Po prostu ją wziął. Jak rycerz w lśniącej zbroi, któremu nie straszne są żadne smoki. Uśmiechnęła się pod nosem. Wciąż była małą dziewczynką? Dziewczynką wierzącą jeszcze w bajki? Nie, teraz była już dojrzałą kobietą. Kobietą, która znów, choćby przez chwilę, chciała poczuć się wyjątkowo. Jak ta księżniczka z wysokiej, niezdobytej wieży, którą zawsze chciała zostać. Taki kaprys. Pewnie nawet żałosny. Ale po tym wszystkim przez co ostatnio przeszła... Oderwała wzrok od okna i spojrzała na obrączkę, która teraz leżała samotnie na stoliku, połyskując w świetle lampki. Obrączkę należącą do jej prababci. Naprawdę mogłaby zdradzić? Chyba nie...  Ale od zawsze, choć wstydziła się przyznać to sama przed sobą, fascynowało ją takie uczucie. Dzikie, nieujarzmione, łamiące nudne schematy, zakazane. Uczucie ponad wszystko, jakiemu nie można się oprzeć. Tylko on i ona - przeciw wszystkim, wbrew wszelkim przeszkodom. Właśnie o takim uczuciu marzyła. O miłości, która wreszcie zaczaruje świat. Rzuci na śmiałków zaklęcie. Odgrodzi ich od nudnej, szarej codzienności wysokim płomieniem namiętności i sprawi, że wszystko wokół przestanie mieć znaczenie. Tak jak w tych bajkach, którym naiwnie zaufała. Jak Bonnie i Clyde, Tristan i Izolda, Romeo i Julia... Tak, ta obrączka miała być właśnie tą wysoką, niezdobytą wieżą, na jaką mógł się wspiąć tylko najodważniejszy śmiałek. Właśnie dlatego ją wczoraj założyła. Po chwili opuściła jednak pokornie spojrzenie. Tylko czy takie uczucie w ogóle istnieje? - pomyślała. I zaraz potem, jakby na wezwanie konającej nadziei, telefon zasygnalizował odebranie wiadomości.

- Zatańczysz? - przeczytała, po czym się uśmiechnęła.  

 

 *

 

Siedział w tramwaju, z rękoma w kieszeniach i nogami luźno rozłożonymi na boki. Zapaliłby teraz, ale to tylko utrudniłoby mu zadanie. Kobiety nie lubią zapachu papierosów. Wolą Hugo Bossa, którego wciąż czuł pod nosem. To takie łatwe - pomyślał, patrząc na dziewczynę, która siedziała na kolanach swojego chłopaka. Wystarczy tylko okazja, sprzyjające okoliczności, aby ukazać prawdę o uczuciu, jakiemu ludzie wznieśli tak bogato zdobiony ołtarz. Odrzeć miłość ze lśniących szat złudzeń, wreszcie uczynić nagą. Odsłonić te żałosne, zdeformowane ciało. Z nią też by mógł to zrobić - pomyślał, dalej gapiąc się na brzydką blondynkę, która niby odnalazła już szczęście w ramionach tego sympatycznego grubaska. Tak, to okazja czyni złodzieja. Uśmiechnąłby się, zażartował, rzucił parę niegłupich tekstów i... Ważne tylko by poczuła się wyjątkowa. W końcu one tylko tego potrzebują. Uzależniającego złudzenia - że oto ja, a nie inne... Ale tym razem wstał i wysiadł z tramwaju. Brzydka blondynka nie mogłaby zostać dowodem w sprawie, której zamierzał poświęcić kolejny wieczór. Nie nosiła obrączki, jeszcze nie złożyła najwznioślejszego świadectwa miłości, jakim było zawarcie małżeństwa.  

 

I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci.... 

 

*

 

Siedzieli na ławce, nad brzegiem Wisły. Ona patrzyła na niego, on spoglądał na rzekę. Choć miał na sobie tę samą marynarkę, a grzywka blond włosów wciąż opadała na prawy policzek, wydawał się być inny niż wtedy w klubie. Teraz jakby cały czas się uśmiechał. Nieznacznie, tajemniczo, może wręcz pogardliwie... A to spojrzenie, choć wciąż intrygujące, nie było już obce i groźne.  

- Więc o czym piszesz te opowiadania? - zapytała.

- Pisałem. Już nie piszę - odparł. 

- Czemu?

- Chyba napisałem już to co chciałem.

- O czym było ostatnie?

Wyjął papierosa, zapalił, a potem zaśmiał się pod nosem i odparł:

- O miłości.

- O jakiej miłości?

Wiedział, że ten temat ją zaciekawi.

- O miłości nie za coś, a pomimo. O miłości pięknej, wyjątkowej kobiety i nieudacznika.

- Taka miłość istnieje?

- Chyba tak. W końcu jestem jej świadkiem - oderwał wzrok od tafli wody, uśmiechnął się szeroko i dopiero teraz popatrzył jej w oczy.

Opuściła nieśmiało spojrzenie, a po chwili oznajmiła:

- Chyba nie powinnam, jestem mężatką.

- I mąż pozwolił ci spotkać się z tak przystojnym nieudacznikiem?

Roześmiała się.

- Wyjechał. Do pracy. Na prawie pół roku... - skłamała, a on pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Macie dzieci?

- Nie. Nie chciałam mieć.

Zapadła cisza, ale w końcu ona zapytała, jakby zdziwiona, jeszcze raz pokazując obrączkę:

- Nie przeszkadza ci ona?

 

*

 

Był już późny wieczór, a latarnie rzucały na chodnik dwa, wciąż samotne, ale jakby coraz bliższe siebie cienie. Ona jeszcze raz się roześmiała, a potem powiedziała:

- To był udany dzień - szeroko, już bez zahamowań się do niego uśmiechając.

- Mówiłem, że ci się spodoba - on również się uśmiechnął.

I nie zrobił tego już tak jak wcześniej. Nieznacznie, bez przekonania. 

- A najlepszy był tamten gość przebrany za świnie... - wspomniała jednego z bohaterów skeczu, na który ją zaprowadził. - Też myślisz tak jak on, że życie to teatr?

- Teatr? - zawahał się, jakby szukając właściwej odpowiedzi, a potem oznajmił. – Dla mnie to chyba bardziej taniec...

Ale tym razem nie pociągnęła go za język, tylko rzuciła:

- To tu, w prawo...

Weszli na ulicę, przy której mieszkała i oboje zamilkli, jakby uświadamiając sobie, że znaleźli się na ostatniej, decydującej prostej.

- Może nie powinienem iść dalej - powiedział po dłuższej chwili.

- Przecież nie robimy niczego złego.

I zatrzymali się dopiero przed wejściem do kamienicy. 

- Dziękuję. To był naprawdę bardzo udany dzień - powiedziała, nieśmiało opuszczając wzrok.

Tylko się uśmiechnął. Stali teraz naprzeciwko siebie, a on patrzył na jej ładną twarz. I widział to wstydliwe pragnienie skryte pod niepewnym, ale wciąż zachęcającym uśmiechem.

- Chyba naprawdę powinienem już iść - oznajmił.

- A chcesz?

- Nie, ale ktoś nas może zobaczyć - uniósł rękę jakby na pożegnanie.

A wtedy ona powiedziała:

- Poczekaj. - Jakby przestraszona zawahała się, ale potem zapytała chcąc go zatrzymać - Czemu powiedziałeś, że życie to taniec?

Uśmiechnął się i dopiero po dłuższej chwili, która pomogła jej podjąć decyzję, odparł:

- Bo w życiu jak w tańcu, trzeba wiedzieć kiedy zrobić krok w tył, a kiedy w przód.

 

*

 

I zatańczyli. Spleceni w namiętnym uścisku. W rytm przyśpieszonych oddechów. Ze złączonymi dłońmi. Płonąc w ogniu pożądania. A ona widziała w jego oczach to, co również on mógł dostrzec na jej twarzy. Złość. I trzymał ją coraz mocniej, jakby wręcz z każdym ruchem wbijając swe drapieżne szpony coraz głębiej w jej spragnione serce. 

- Tego chcesz? - rzucił, ale ona nie była pewna, czy nie słyszy tylko głosu swojej opętanej żądzą posiadania wyobraźni.

- Tak. Chcę Ciebie - odpowiedziała.

Chwyciła go mocno za włosy i przyciągnęła do siebie. A on nie odpuszczał. Prężył się i jeszcze przyśpieszał, dysząc już jak dzikie zwierzę zerwane z łańcucha. Ale w tej złości było też coś jeszcze... Te wściekłe pchnięcia spajały ich. Łączyły. Unicestwienie z nadzieją. Pragnienie ze spełnieniem. Gniew z pojednaniem. I w końcu on wykrzywił się po raz ostatni, a potem opadł w jej ramiona. Przez chwilę jeszcze podrygując konwulsyjnie, niczym zraniony, opadły z sił drapieżnik. A ona, słysząc przy uchu jego drżące, nerwowe sapnięcia, wciąż pamiętając to pełne gniewu spojrzenie, odniosła wrażenie, że się poddał, że zapłakał... jakby z poczucia bezsilności, której w końcu uległ po długiej, zaciętej walce. Ale gdy przetoczył się na bok i znów ujrzała jego twarz, nie zobaczyła łez, tylko usłyszała oddech, który teraz był już spokojny, jakby wolny... Długo patrzył w sufit. Jakby zahipnotyzowany jakąś myślą.

- O czym myślisz? - zapytała w końcu Magda, kładąc dłoń na jego spoconym torsie.

A on czując na rozgrzanym sercu dowód upadłej miłości - zimną obrączkę, którą wciąż nosiła na palcu, odparł:

- O miłości, której nie można zniszczyć.

- Zniszczyć? - zdziwiła się Magda.

A Michał tylko się uśmiechnął i zaraz potem na nią popatrzył. Tak, ten wieczór go zaskoczył. Niespodziewanie miłość przestawała mieć dla niego twarz Ani.

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
J2M2 · dnia 31.08.2015 08:33 · Czytań: 648 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
SzalonaJulka
02/05/2024 08:26
Rozpalił mnie ten fragment, że aż mi się schlafrock obsunął… »
Marian
02/05/2024 08:06
Zbigniewie, dziękuję za wizytę i komentarz. Tak, bywają i… »
Zbigniew Szczypek
02/05/2024 06:54
Jacku Bardzo to fajne jest i wbrew pozorom znów na czasie,… »
Zbigniew Szczypek
02/05/2024 06:32
Elimaga No przesympatyczne te owoce są, w nieco… »
Zbigniew Szczypek
02/05/2024 06:13
Hej Kaziu Jako żywo przeniosłem się w czasy odległej… »
Zbigniew Szczypek
02/05/2024 05:20
Marianie Tym razem przyciągnął mnie tytuł, a nie… »
Dzon
01/05/2024 21:18
Ok. Sprawdzę z czytaniem na głos, ale dopiero jak nie będzie… »
Dzon
01/05/2024 21:16
Dzięki. Prawdę mówiąc ten tekst jest tak stary, że o nim… »
Janusz Rosek
01/05/2024 16:09
Dziękuję za komentarz. Mieszkam, żyję i pracuję w Krakowie,… »
Zdzislaw
01/05/2024 13:50
Dzon, no i w porządku ;) U mnie, przy czytaniu na głos,… »
Kazjuno
01/05/2024 12:25
Jako słaby znawca poezji ucieszyłem się, że proza. Hmmm!… »
SzalonaJulka
01/05/2024 00:14
Bardzo dziękuję za zatrzymanie się :) Dzon, ooo, trafiłeś… »
Dzon
30/04/2024 22:22
Bardzo mi się spodobało. Płynie dynamicznie. Jestem fanem… »
Dzon
30/04/2024 22:08
Widać,że tekst jest bardzo osobisty. Takie osobiste… »
Dzon
30/04/2024 21:53
;-) Uśmiechnąłem się. Jest koncept. Może trochę do… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 02/05/2024 06:22
  • "Mierni, bierni ale wierni", zamieńmy na "wierni nie są wcale mierni, gdy przestali bywać bierni!" I co wy na to? ;-}
  • Dzon
  • 30/04/2024 22:29
  • Nieczęsto tu bywam, ale przyłączam się do inicjatywy.
  • Kazjuno
  • 30/04/2024 09:33
  • Tak Mike, przykre, ale masz rację.
  • mike17
  • 28/04/2024 20:32
  • Mało nas zostało, komentujących. Masz rację, Kaziu. Ale co począć skoro ludzie nie mają woli uczestniczenia?
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
Ostatnio widziani
Gości online:122
Najnowszy:dompol.2024