Pies był brzydki. Nawet nie dlatego, że nierasowy - po prostu był brzydki; miał skołtunioną sierść i zaropiałe oczy. I śmierdział. Nie musiał nawet rozwierać pyska, by wokół niego czuło się fetor, ale gdy go otwierał smród przechodził w wyższe rejestry i stawał się nie do zniesienia. Pies, jakby wiedząc o tym, co i rusz wystawiał brudne kły na powietrze, czy to, żeby zaczerpnąć tchu do wychudzonej klatki piersiowej, czy też by ich szczerzeniem dać do zrozumienia ewentualnym wrogom, że jeszcze potrafiłby się obronić. A wrogów miał wielu: od starego listonosza, roznoszącego pocztę w dzielnicy, po której się kręcił, poprzez wszystkie matki obawiające się o swoje dzieci, aż po inne psy, na które trafiał podczas wędrówek. Nawet one omijały go z daleka i warczały, dając do zrozumienia, że nie jest tu mile widziany. Jednak pies nie zwracał na to uwagi. Miało się nawet wrażenie, że świadom siły swojego oddziaływania, przechadza się jeszcze dostojniej po ulicy i nic nie robi sobie z kamieni, którymi go obrzucano. Od czasu do czasu przystawał, odwracał łeb w stronę przeganiających go ludzi i otwierał pysk najszerzej jak potrafił; a ustawiał się zawsze z wiatrem tak, by nawet najmniejsza ilość smrodu trafiła w miejsce swojego przeznaczenia. Gdy wokół rozlegały się ludzkie okrzyki, machał ogonem i szczerzył brudne zębiska w czymś, co przywodziło na myśl uśmiech, a później spokojnym i majestatycznym krokiem oddalał się w sobie tylko znane miejsce. Nie obchodziło go, co pozostawia za sobą; przed nim był następny etap życia.
Nie powiem, żeby był moim ulubieńcem (ten straszny smród!), ale kibicowałem mu z całego serca i życzyłem, oczywiście po cichu, by w końcu znalazł przyjazny dom.
Któregoś dnia zniknął. Nie widziałem go przez tydzień. W niedzielę wyjrzałem przez płot na ulicę, żeby sprawdzić czy przypadkiem się nie pojawił. Z zadumy wyrwał mnie głos:
- Zajebałem śmierdziela.
Naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy, stał sąsiad i uśmiechał się promiennie.
- Niech się pan nie boi, to bydlę już tu nie wróci – powiedział. - Zajebałem śmierdziela – powtórzył i zarechotał.
Jest taka cisza, której nie da się przekroczyć. Taka nastała właśnie wtedy. Nie odpowiedziałem, ale też nie rzuciłem się na niego, nie dałem w mordę, tylko stałem uśmiechając się głupkowato. Mężczyzna, zadowolony i radosny, oddalił się w kierunku domu, a ja ciągle stałem przy płocie wpatrując się w pustą ulicę.
- Pierdolony pies – wyszeptałem i po chwili również ruszyłem w stronę domu.
W nocy alarm samochodowy zbudził pół dzielnicy. U sąsiada spłonął garaż wraz z zawartością dwóch nowych aut, a smród spalenizny, który po tym wydarzeniu pozostał, utrzymywał się jeszcze przez kilka tygodni. Fetor, jaki wydzielał tamten pies, to był przy tym naprawdę pikuś…
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt