Tamtego dnia poczułam się samotna. Chciałam z kimś po prostu porozmawiać. Nie zobowiązująco, tak jak robią to starzy znajomi, którzy siadają przy kawie i mówią sobie co słychać. Naprawdę nie miałam pojęcia, że tak to się wszystko potoczy. Trafiłam na to skrzyżowanie przez przypadek, choć pewnie inni z entuzjazmem powiedzieliby, że to przeznaczenie. I mimo, że wcześniej zapewne mieliśmy już okazję się spotykać, to dopiero wtedy, tam, pośród krzyków rozpaczy, plam krwi i potoków łez, zwróciłam na niego uwagę. Był taki prawdziwy, wręcz nagi w swym cierpieniu, wolny od maski, jaką mieli na twarzach wszyscy ci ludzie, wówczas będący częścią widowni, z których ust wydobywały się głosy niedowierzania. Od razu wiedziałam, że nie mogę pozwolić mu odejść. Tak, poznaliśmy się w dziwnych okolicznościach. Ale uwierzcie, że nie każde wielkie uczucie rodzi się w pięknej, romantycznej scenerii. Miłość to szaleństwo. I tak też było z nami.
Nie pasowaliśmy do siebie. On był młody, przystojny i, jak to na uroczego chłopaka przystało, nieco nierozsądny, może nawet trochę porywczy. Ja natomiast byłam stara i nieciekawa, przez tak wielu odtrącona i zapomniana. Piękny i bestia – chciałoby się powiedzieć. Ale tak, może już wtedy, skrycie marzyłam, że ktoś kiedyś napisze dzieło o naszym niezwykłym uczuciu. W każdym razie już tamtego dnia odprowadziłam go do domu. Tak, nie będę ukrywać, przespałam się z nim. Już tamtą noc spędził w moich ramionach. Ale nie uważam się za dziwkę. Potrzebowałam tego tak samo jak i on. Po prostu zaiskrzyło. Nie wypadało? Możecie myśleć sobie co chcecie, ale prawdziwa namiętność nie znosi ograniczeń, nie pyta czy wypada, tylko odgradza kochanków od świata wysokim płomieniem pożądania. To ogień piekielny, nie tam jakaś chłodna woda święcona. Tak więc może wam to się podobać albo nie, ale od tamtego dnia byliśmy jak te… papużki nierozłączki? Chyba tak to się mówi… Wszędzie razem, cały czas wpatrzeni w siebie… Jeśli nawet na chwilę rozdzieleni, to czym prędzej padający w sobie w objęcia. Miłość to w końcu piękna sprawa.
Zdradzę wam, że chyba najbardziej lubiłam umawiać się z nim w tamtym miejscu. Na scenie już tak niepozornej, wolnej od spojrzeń widowni, lecz na której on wciąż widział ślady krwi. I to tej świeżej, jasnoczerwonej, wciąż niezakrzepłej, jaka pokrywała jego dłonie. No cóż, może to źle zabrzmi, ale krew potrafi być niezłym afrodyzjakiem... W każdym razie to tam brał mnie pod rękę i szliśmy dalej. I tak jak wcześniej, gdy byłam jeszcze tylko świadkiem, a nie kochanką, to ja nie mogłam oderwać od niego spojrzenia, tak teraz on wpatrywał się we mnie nieustannie, niczym biedna psina błagająca swą panią o litość. Nie powiem, że było mi z tym źle. Lubię mieć władzę. Ta gra sprawiała mi przyjemność, nawet wówczas, gdy przez moją bezwzględność, jaką inni mogliby nazwać szczerością, w przypływie jego uniesień, często powodowanych radami innych, tych tak zwanych życzliwych, kłóciliśmy się ze sobą, a on zamykał przede mną drzwi. Ale i w tej jego złości było coś uroczego, coś ze zbuntowanego chłopca, naiwnie wierzącego w niewinność swojej duszy, nie gotowego jeszcze by oddać się w ramiona prawdziwej kochanki. Nie, chyba nawet nie byłam wtedy zła. W końcu każdy miewa humory. Starałam się być wyrozumiała i cierpliwa. Jak to zakochana kobieta. Czekałam więc często pod drzwiami. Nawet nie pukając, wiedząc, że w końcu sam otworzy, że choć zamknął drzwi na cztery spusty, to wciąż słyszy mój głos, te wszystkie historie jakie miałam mu do opowiedzenia.
Nie, nie martwiłam się, że zaczął pić. Tak naprawdę może nawet trochę się z tego cieszyłam. Dzięki temu mogłam go lepiej poznać. Co by nie było po kieliszku człowiek jest bardziej szczery. Ile to wieczorów tak razem spędziliśmy… Wsłuchani w melancholijne dźwięki gitary barowego grajka. Zresztą zabierał mnie wszędzie, nie tylko tam. Inna sprawa, że mówił o mnie mało, bardzo mało, prawie w ogóle, a ludzie nie pytali, niektórzy zdawali się wręcz ostentacyjnie nie zauważać mojej obecności. I chyba właśnie to po pewnym czasie zaczęło mi przeszkadzać. Ta rola kochanki, o której wszyscy wiedzą, ale o którą nikt nie pyta. Tak, poczułam się trochę niedoceniana. Dziwicie się? Przecież każda miłość jest trochę na pokaz. Wystarczy spojrzeć na te wszystkie śluby i śnieżnobiałe welony… Treść bez formy nic nie znaczy. Ja więc też zapragnęłam potwierdzenia naszego wielkiego uczucia. Uroczystej przysięgi złożonej na ołtarzu miłości.
Dobrze pamiętam tamten dzień. Jak chyba każda kobieta, której ukochany publicznie wyznał miłość. To był chłodny, jesienny wieczór, a Demon Przemijania udekorował ołtarz dla swojej córki w najpiękniejszy możliwy sposób. Dokładnie tak jak sobie wymarzyłam. Nie wszystkie liście opadły już na ziemię, mokra żółć wciąż więc szeleściła w koronach drzew, jakby resztkami sił opierając się porywistym podmuchom wiatru. I te barwy… Przyćmione. Tak nastrojowe. Wszystko traciło swój kształt. Jak w jakimś narkotycznym śnie. Blask miejskich latarni rozmywał się w kałużach, zacierając granice między światłem, a ciemnością. Nie będę ukrywać, byłam strasznie podekscytowana. Jak mała dziewczynka, która ma zostać królową balu. Gdybym mogła, pewnie od rana obgryzałabym paznokcie. Ale uwierzcie, że warto było czekać. Pamiętam to jak dziś… Jego wykrzywioną twarz, bezradne spojrzenie, przyśpieszony oddech, oblane potem czoło i te wściekłe ruchy… Tak, byłam dzika i namiętna jak nigdy wcześniej, a on nie potrafił mnie ujarzmić. Wiliśmy się po łóżku jak drapieżne zwierzęta, dla których akt miłości jest walką, gwałtem i pokazem siły. Nigdy przedtem nie był aż tak mój. I gdy na moment zatrzymaliśmy się w naszym dzikim tańcu miłości, a ja ujrzałam jego bezradne spojrzenie, zrozumiałam, że to właśnie ta chwila.
- Zrób to dla mnie… - szepnęłam mu tylko czule do ucha.
A on wstał, otworzył okno i bez chwili zawahania wyskoczył na lśniący blaskiem latarni chodnik.
Czy zapłakałam? Tak, ze wzruszenia, bo tak naprawdę chyba nie do końca wierzyłam, że to dla mnie zrobi. Potem jeszcze długi czas patrzyłam na jego moknące w deszczu ciało, na pojawiających się wokół ludzi, którzy w tej melancholijnej atmosferze zaczęli wspominać nie tylko głównego bohatera tego dzieła, ale też mnie... Tak, dostałam czego chciałam. Ale czy poczułam się szczęśliwa? Chyba nie do końca, bo już wtedy, pośród ludzi, którzy zebrali się wokół mojego byłego, zaczęłam rozglądać się za kolejnym kochankiem… No cóż, podobno taka natura wszystkiego. Wiecznie nienasycona. W każdym razie lepiej uważajcie… Potrafię być naprawdę wyjątkowo kusząca. Ja… Przeszłość.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt