Blizna - JOLA S.
Proza » Obyczajowe » Blizna
A A A
Od autora: Ze zbiorku " Listy do Ewy"

Zapraszam serdecznie

Kto to wie z jakiego powodu człowiek ma potrzebę zapisywania myśli, emocji?

 

****

Budzik pokazywał siódmą, a moje zmęczone ciało, jakby nigdy nic, nadal spoczywało w pościeli. Nie chciało mi się wstawać, jakaś część mnie uporczywie trzymała się snu.

Ostatnio, praca i to moje pisanie dziurawiły mi życie, byłam w całkowitej rozsypce. Nie dalej jak wczoraj, zwierzyłam się Andrzejowi:

— Może powinnam coś z tym zrobić ?

— Ciekawe, co tym razem ci nie pasuje — zaczął z powagą w głosie. — Kłopoty w pracy nie są to dla ciebie pierwszyzną. wytrzymasz, ale musisz trochę odpuścić... Oboje doskonale wiemy, że nie ma powrotu do dziennikarstwa z czasów przed wynalezieniem internetu...

On mówił. Ja słuchałam.

Mój mąż  jest niepoprawnym optymistą, lubi myśleć, że zawsze gdzieś za horyzontem czai się jednak światło. Zgadzam się z nim, o ile mnie przekona. Tak, czasem trzeba zmierzyć z najgorszą prawdą, spojrzeć na życie z dystansu, uodpornić się na zmiany i wszelkie świństwa, które nas spotykają. Miałam wiele okazji, by wyrobić sobie grubą skórę, ale chyba nadal nie jestem przygotowana na wszystko, z czym mamy dziś do czynienia. Świat nie przestaje zaskakiwać i rozczarowywać. Dużo o tym rozmyślałam, aż wreszcie przyszedł czas, że powiedzieć sobie basta i wyruszyć w poszukiwaniu szczęścia, znaleźć mój idealny dzień i uwolnić się od starej historii i zacząć opowiadać nową... Piękno krótkich wakacji jest tuż, tuż, za chwilę będziesz wolna. Nie zatrzymuj się, głupia, zganiłam się w duchu, spuszczając powoli nogi z łóżka.

Z kuchni dochodził radosny szczebiot Zosi. Zapewne starym zwyczajem przekomarzała się z dziadkiem przy śniadaniu.

Nie wiem, jak znalazłam się pod prysznicem. Cudownie chłodna woda na dobre wróciła przytomność umysłu. Wrzuciłam wyższy bieg, z szafy chwyciłam sprawdzone, przetarte na kolanach dżinsy i po niecałej godzinie siedziałyśmy już w naszym starym kombi. Zosia podskakiwała z radości na tylnym siedzeniu.

— Chyba postradałaś zmysły — stwierdził Andrzej, spoglądając na mnie uważnie przez niedomkniętą szybę samochodu.

— Powinnaś pobyć trochę sama, odpocząć od pracy i od nas, ale rób jak chcesz.

Paplanie Andrzeja tym razem działało mi na nerwy.

— Ech, nie martw się, proszę. Dwie godziny i będziemy na miejscu — odparłam i ruszyłam drogą pod górę, nie oglądając się za siebie.

Długo jeszcze czułam na plecach zatroskany wzrok Andrzeja.

Chyba miał rację, ale wszystko mi jedno, jadę i już — wyszeptałam, przemykając przez świeżo oddany do użytku, nowoczesny, drogowy tunel pod Martwą Wisłą.

Mój ukochany Gdańsk pięknieje z każdym rokiem, a określenie "Ojczyzna dzielnych ludzi"  bardzo do niego pasuje, pomyślałam z dumą, mijając rogatki miasta.

Nostalgia równie szybko ulotniła się jak mnie naszła. Musiałam być maksymalnie skupiona na tym, co robię. Trzymanie się prawej strony drogi okazywało wcale nie takie proste. Oczy kleiły się, obolały kark sztywniał. Robiłam wszystko, by Zosia nic nie zauważyła. Za wszelką cenę pragnęłam dotrzymać danej jej obietnicy, nie popsuć wymarzonych wakacji. Tak bardzo chciała pobyć tylko z babcią nad wielkim morzem, pobawić się na plaży uwolnionej od dzikiego tłumu plażowiczów. Bieganie za mewami to, to co kocham najbardziej, powtarzała, gdy kładłam ją spać.

 

****

Mniejszy niż zwykle ruch nie korkował głównej drogi i w miarę szybko dojechałyśmy na miejsce.

— Tadam! Nareszcie przyjechały moje dziewczyny! Zapraszam.

W progu wygodnego, bezpretensjonalnego pensjonatu powitała nas rozradowana Natalia — dość wysoka kobieta w średnim wieku, o zaróżowionej cerze, odziana jak facet, w niebieskie spodnie na szelkach i nieskazitelnie białą koszulę. Robi to świadomie, twierdząc, że takim ubraniem dodaje sobie pewności siebie. Mnie otuchy dodają: spodnie i marynarki, a także niektóre perfumy. To mój pancerz, czasem komunikat. W zeszłym roku Natalia nie wydawała mi  się rozmowna w tej kwestii...

To sztuka wiedzieć, kiedy przestać, zaświtały mi w głowie wielokrotnie cytowane przez Andrzeja słowa Agathy Christie, więc porzuciłam temat i zaczęłam się rozglądać wokoło.

Otaczające dom owocowe drzewa falowały w słońcu, w gęstych krzakach rozgadały się wróble. Cudownie! Dotąd nie poznałam ich nazwy, doszłam do wniosku i zrobiło mi się wstyd. Na czystym podwórku, w cieniu długiej, drewnianej huśtawki drzemały dwa znajome koty, nawet nie drgnęły, gdy Zosia do nich podeszła.

— Kochanie, to nie ma znaczenia, nie musisz się przejmować. Najważniejsze, że  tuż za płotem cudownie szumi morzepróbowałam ją pocieszyć.

Ku mojemu zaskoczeniu wcale nie wydawała się zawiedziona. Była w wyśmienitym humorze.

Prędko złożyłyśmy bagaże w pokoju na piętrze i nie zwlekając, zeszłyśmy po schodach i ruszyłyśmy przez zadbany warzywniak, prosto przed siebie.

Piaszczysta ścieżka, prowadziła wprost nad plażę. Idąc, czułam się ciągle otumaniona.  Doskwierał przykry szum w głowie, oczy  piekły. Przed silnym słońcem nie chroniły nawet ciemne okulary. Miałam wrażenie, że cały poranek piłam whisky zamiast kawy. Od linii białej plaży dzielił nas szeroki pas stromych wydm porośniętych kaleczącą stopy, ostrą trawą.

Wszystko przejdzie i będzie pięknie. Jakoś pokonam te cholerne wydmy, próbowałam sobie perswadować.

Tymczasem popołudnie przeszło w późne popołudnie.

Rześkie, nadmorskie powietrze w końcu zrobiło swoje, krew w żyłach zaczęła wartko krążyć, powoli wracałam do żywych. Od dziecka uwielbiałam ten słonawy zapach i ten upojny szum fal.

— Wszystko w porządku, Zosieńko? — zagadnęłam, podbudowana widokiem, ale moja piękna wnuczka na mnie nie patrzyła.

Opędzała się z zapałem od niebieskich ważek, które latały wokół jej główki jak formacja miniaturowych, błyszczących w słońcu helikopterów.

Spod moich stóp śmigały zastępy czarnych mrówek. Czerwone, te paskudnie gryzące, pojawiały się i znikały w kępach trawy i drobnych, żółtych kwiatów, które zdawały się wyrastać prawie z każdego skrawka wydmy. Obłoki snuły się po niebie niczym kłęby różowej waty cukrowej, były jak krzepiąca obietnica dobrego dnia. 

Pięknie tu. Może ten nasz wyjazd to nie był taki zły pomysł, przemknęło.

Spuszczony nieopacznie przez Zosię, z cienkiego sznurka, balon pospiesznie wspinał się do góry, jakby po podniebnej drabinie. Nagle niesiony nagłym podmuchem wiatru zakreślił kółko i szybko zniknął w otchłani nieba.

— Czy mój balonik wróci?

Pytanie Zosi zabrzmiało jak wyrzut. Moja mała, cudowna mądrala, w szeleszczącej na ciepłym wietrze przydługiej sukience  była wyraźnie niepocieszona. Spojrzeniem gwałtownie szukała we mnie odpowiedzi na pytanie, a ja milczałam, wpatrując się w nią jak w lustro.

Wnusiu, jesteś młodszą wersją mnie. Nie zauważyłam, kiedy urosłaś. W listopadzie skończysz sześć lat. Kiedy to minęło? Ilu jeszcze języków musisz się nauczyć, by zrozumieć rytm przypływów i odpływów, by odróżnić początek od końca. Jeszcze długo będzie błądzić w labiryncie dziecięcych rozważań pomiędzy rzeczą, ideą, słowem, fenomenem i negacją. Czy mogłabym wędrować bez ciebie po bialutkim piasku uwolnionym od ludzi, od ich pośpiechu, od zwykłego zgiełku? — pomyślałam rozczulona.

Czas płynął tak łatwo. Zosia bawiła się nad wyraz dobrze. Podchodząc poważnie do sprawy, coś nagryzmoliła kijkiem na ubitym piasku, po czym z uroczystą miną oświadczyła:

— Całkiem niezły ten koń, prawda? To dla ciebie na specjalne okazje.

I nie czekając na moją odpowiedź, puściła się przed siebie, zadzierając główkę ku niebu. W kącikach maleńkich, ułożonych w różowe serduszko ust igrał promienny uśmiech. Chyba bardzo ucieszyło ją to dzieło.
Warto patrzeć w niebo, bo jest szansa, że zostanie nam w oczach trochę błękitu, przypomniałam sobie słowa ulubionego poety i rozmarzyłam się:

Zosiu, w twoich oczętach na pewno jest jego nadmiar. Tkwimy tu obie, szczęśliwe na brzegu szmaragdowego morza. Możemy bez końca wpatrywać się w pędzone wiatrem chmury. Dzika plaża kładzie się u naszych stóp miękkim dywanem z drobnych kamyków, porozrzucanych jak biżuteria w rozkosznie ciepłym, bialutkim piasku. Sprawdzamy stopami rzeczywistość. Żartujemy, nic nie musimy kontrolować.
Przeskakiwanie na jednej nodze przez nastroszone kupki żwiru okazało się nie lada frajdą. Daleko za nami został zamglony kontur miasta. Zapewne już nie śpi, jak zwykle tętni codziennością, a ja mam ciebie kochanie, nasze morze i tę cudowną ciszę przerywaną rytmicznie szumem fal uderzających o wysoki brzeg. Praca i związane z nią stresy zostały w innym świecie. Nie istnieje ani potem ani przed. Jestem najszczęśliwszą istotą pod słońcem...

I wtedy usłyszałam:

— Babciu, szybko! Popatrz, proszę!

Błogą ciszę rozdarł rozpaczliwy krzyk Zosi. Drgnęłam. Jej twarz przysłaniał grymas strachu. Blada niczym prześcieradło, kuliła się w sobie. Zerwałam się na równe nogi, mój mózg zaczął pracować na najwyższych obrotach. Przebiegłam wzrokiem każdy fragment niezwykłego, wskazanego przez nią obrazu.

— Co się dzieje? Skąd na tym pustkowiu to zamieszanie? Czemu ten pies tak się miota i ujada?

Gdy zrozumiałam, aż dech mi zaparło. Nie było czasu na rozglądanie się. Po chwili już biegłam, gnana zwykłym ludzkim odruchem, tknięta niedobrym przeczuciem. Zosia ruszyła za mną truchtem, płakała. Nasze stopy nieznośnie grzęzły w gorącym piasku. Z wysiłku i zdenerwowania nie mogłyśmy złapać oddechu, musiałyśmy przystanąć. Poczułam, że zasycha mi w ustach, wilgotnieją dłonie. Zosia przywarła do moich nóg, drżała/

 Zostaw tego psa! Miałam ochotę krzyknąć, ale w porę ugryzłam się w język.

Uświadomiłam sobie, że nie wolno mi zdradzić najmniejszych emocji. Powinnaś zachować spokój, zapanować nad drżeniem rąk. Może okazać zaciekawienie? To byłoby nawet wskazane, ale nic ponadto, pamiętaj .


Nieznajomy mężczyzna: młody, rosły, dobrze zbudowany, w brązowym garniturze obrzucił nas niechętnym spojrzeniem. Nie mogłam dostrzec koloru jego oczu, ale cały czas czułam intensywność jego wzroku. Klął złowieszczo, był wściekły. Widząc, że się zbliżam, nie rezygnuję, wypuścił z rąk szary, zgrzebny worek i warcząc coś niewyraźnie pod nosem, szybkim krokiem zaczął oddalać się w kierunku pobliskich zarośli.

— Głupia suko, jeszcze tego pożałujesz!

Tylko tyle usłyszałam na pożegnanie.

Mam go z głowy, stwierdziłam w duchu, ale nie byłam pewna, czy jest mi lżej, czy ciężej. Rozejrzałam się machinalnie.
Do grubego pnia samotnego drzewa był przewiązany czarny pies. Wytrzeszczyłam oczy. Co on mu zrobił?

Nie mogłam od psa oderwać wzroku. Ledwo stał, trzęsły mu się  łapy. Biedne stworzenie rozdzierająco skamlało i szarpało się, próbując się uwolnić. Cierpiało okrutnie, z pyska ciekła ślina.

Oszalały męczennik! Ten potwór spętał mu szyję i nogi powrozem, a oczy zawiązał brudną szmatą!

Tego było za wiele. Zesztywniałam, z oczu popłynęły łzy, jakby ktoś wbijał nóż w serce.

— Tyle zła jest na tym świecie! Niewiarygodne! Jak to wyjaśnię Zosi?


Nawet wiatr jęknął w gałęziach drzewa. Z wrażenia nie mogłam utrzymać się na nogach, wibrowało w głowie. Zdezorientowana, jedną ręką nerwowo poprawiałam okulary, drugą usiłowałam przyciągnąć do siebie łkające dziecko.

—  Co robić? — powtarzałam w kółko, starając się zebrać tłukące po głowie myśli.


Nigdy, dotąd nie czułam się tak bezradna. Zostałyśmy na pustej plaży same: Zosia, ja, przerażona, ranna, czarna suka i dwa martwe szczeniaki. Dwa skurczone maleństwa to była zawartość porzuconego, szarego worka.

— O Boże! — jęknęłam. 

Jak to jest, kiedy serce się zatrzymuje? Jak mogło dojść do takiego barbarzyństwa?

Przetarłam obiema rękami mokre policzki, z trudem wracając do rzeczywistości.

  Czemu mi się to przydarzyło? Dam sobie radę! Muszę!

Przerażenie krępowało ręce, z trudem dało się oddychać. Modląc się o siłę, w końcu udało mi się rozsupłać sznur, uwolniłam z uwięzi psa. Tylko smutny skowyt, świadczył, że jeszcze żyje. Umęczona suka doczołgała się do worka, drapała łapą, szturchała nosem. Serce krajało się na ten widok, w uszach dudniło. Zosia stała skurczona jak zwierzątko, spoglądając w milczeniu, raz na mnie raz na psa. Była w szoku, drżąca, napuchnięta od płaczu. Przytuliłam ją mocno, siląc się na najczulsze tony. Walenie własnego serca, mieszało się z jej gwałtownym oddechem.

— Wiesz, Babciu...

Tylko tyle zdołała z siebie wydusić, posłała w moją stronę pełne niepokoju spojrzenie.

Cóż to za ciężar dla dziecka, ale i tak jesteś dzielna, moja mała. Tak, tak, to takie trudne do zrozumienia, przemykała myśl za myślą.

Drgnęłam, kiedy coś zaszeleściło w krzakach głogu, tymi tuż za nami.

— Co, to jest? Może wrócił? — wyszeptałam zaniepokojona, nadstawiając ucha.

Odpowiedziała tylko cisza i tykanie mojego zegarka.

Głupio się tak przejmować. Bzdura! — Odetchnęłam, ale tylko na moment.

Po jakiejś minucie nerwowo zaczęłam przeszukiwać kieszenie spodni w poszukiwaniu komórki. Wcisnęłam numer z listy szybkiego wybierania i usłyszałam sygnał.

— Policja!


****

Droga Ewo,

wczoraj, we trzy szłyśmy żwawo mokrą ścieżką pobliskiego parku. Padało, ale to wcale nam nie przeszkadzało. Krople ciepłego deszczu niczym lustro odbijały wszystko. Pachniały lawendą letnich godzin zatopionych w mroku. Były niczym maleńkie obrazki namalowany ręką natury — niepowtarzalne, ulotne, momentami przypominały mi łzy. Napotykając opór liścia kropla rozpryskiwały się na tysiące małych cząsteczek, przybierając jego barwę.

Odcieni zieleni jest więcej niż na palecie Van Gogha. Nieważne, ile! Mam ważniejsze sprawy, uzbierałam ich cały katalog. I wszystko, byłoby dobrze, dałabym radę, gdybym nie czuła się tak bardzo przytłoczona wspomnieniami. Niechciane, a jednak pozostawiają ślad. Nieraz pragnęłam je wymazać z pamięci, ale zawsze okazywało się, że gumka jest brudna.

W drodze powrotnej do domu ściągając smycz, zajrzałam w oczy mojej czarnej suki.

— Widząc takie cierpienie, nawet milkną ptaki — wyrwało mi się.

— Babciu, ptaki milczą, bo właśnie układają się do snu.

Uczę moją wnuczkę, a ona uczy mnie. Jej słowa miały magiczne działanie, pozwalając mi na długą chwilę rozprawić się ze smutkiem.

Takich przeżyć nie zostawiam daleko za sobą. Wracają. Po powrocie ze spaceru, zamiast zabrać się za coś konkretnego, tkwiłam w ciszy i samotności na balkonie, zastanawiając, czego potrzebuję, żeby poczuć się lepiej.

Odpowiedź  przyszła natychmiast — tak wyraźna, jakbyś to Ty przemówiła do mnie "Musisz to opowiedzieć, usiądź i pisz". Te słowa były niczym ciepły uścisk. Dały mi moc wyrażenia swojej prawdy, pozwoliły uwolnić się od lęku, uzdrowiły.

Odwzajemniam go teraz, stokrotnie,

Twoja na zawsze

 

....................................................................................................................................

PS: No tak, zapomniałam ci napisać: Ona wabi się Blizna i nie odstępuje mnie nawet na krok. 

 

 

 

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
JOLA S. · dnia 17.06.2016 18:09 · Czytań: 833 · Średnia ocena: 3,83 · Komentarzy: 19
Komentarze
mike17 dnia 17.06.2016 18:26 Ocena: Bardzo dobre
Nastrojowe, klimatyczne opowiadanie.
Czemu dolna półka?
Pewnie dlatego, że mało się dzieje, mało jest wątków i treść też nie jest zbyt odkrywcza.
Ale...
Utwór ma niezaprzeczalny urok, i to się czuje od samego początku.
Kiedy się w niego wchodzi, robi się ciepło i miło, sympatycznie i swojsko.
I nie chce się z niego wychodzić, bo jest morze i cała ta magia.

Lubię czułość w tekstach i pisanie czule.
Zawsze mnie to przyciąga, sprawia, że czuję klimat.
Jak tu u Ciebie, gdzie nawet pies odnajduje szczęście.
Trzeba czegoś więcej?
Nie.
No właśnie :)
JOLA S. dnia 17.06.2016 20:18
Cześć Mike! Twoja opinia jest dla mnie bardzo ważna. Debiutuję na tym portalu, z dużą dozą nieśmiałości. Jesteś fajnym, ciepłym facetem. Lubię Twoje utwory. Nie będziemy przerzucać się miłymi słowami. Bo i po co? Słońce zaświeciło i tak jest dobrze - miło i sympatycznie...
Dzięki :) :) :)
Jolka
trawa1965 dnia 18.06.2016 07:25 Ocena: Dobre
Jolu, musisz zwrócić uwagę na interpunkcję. Robisz naprawdę dużo błędów. Szczególnie rzucają się w oczy błędy interpunkcyjne przy dialogach.

W przeciwieństwie do mike 17 nie uważam, że w utworze nie ma akcji. To jest taki "piłkarski" typ- najpierw dużo usypiających podań, potem nagły długi przerzut i gol.
JOLA S. dnia 18.06.2016 07:39
Witam! Coś w tej logice jest:))nawet pochwały można się doszukać:)
Pozdrawiam ciepło
Jolka
JoannaP dnia 18.06.2016 14:12
Cytat:
Wtedy usły­sza­łam: - Ma­mu­siu, pro­szę po­patrz!
Błogą ciszę roz­darł nie­ocze­ki­wa­ny, roz­pacz­li­wy krzyk Zosi. Drgnę­łam. Jej twarz wy­krzy­wiał gry­mas stra­chu, była blada, ku­li­ła się. No i było po wszyst­kim. Czar pry­snął. Ze­rwa­łam się na równe nogi, mój mózg za­czął pra­co­wać na naj­wyż­szych ob­ro­tach. Prze­bie­głam wzro­kiem każdy frag­ment nie­zwy­kłe­go, wska­za­ne­go przez córkę ob­ra­zu, nie mogąc sku­pić się na żad­nym punk­cie.
- Co to może być?
Aż dech mi za­par­ło. Po chwi­li już bie­głam, gnana zwy­kłym ludz­kim od­ru­chem, tknię­ta nie­do­brym prze­czu­ciem. Zosia ru­szy­ła za mną, była roz­trzę­sio­na, pła­ka­ła.

- ten fragment był dla mnie trochę niejasny, bohaterka i jej córka biegną, krzyczą, ale nie wiadomo, o co chodzi

Cytat:
Ona wabi się Bli­zna i nie od­stę­pu­je mnie nawet o krok.
- na krok
Ładny obrazek, czyta się bez większych trudności, choć wymaga dopracowania.
JOLA S. dnia 18.06.2016 16:25
Dzięki!
Joanno! Słuszna uwaga - poprawiłam.
Serdeczności :) :) :)
Jolka
Darksio dnia 19.06.2016 19:24
Bardzo miłe, ciepłe opowiadanie. Również dziwię się, że wyszło w dolnej półce. Lekko kuleje interpunkcja i masz jakieś powtórzenia, ale jak się orientuję ostatnimi czasy to nie jest problem na pp. Pomijając ten fakt, to pomysł wspaniały, i klimat również. Pozdrawiam.
JOLA S. dnia 19.06.2016 22:04
Dzięki Darksio !Wasze uznanie jest najwyższą dla mnie nagrodą. Siedzę sobie na dolnej półce wygodnie, przynajmniej mi się w głowie się nie przewraca. No, ale dość żartów - to co opisałam wydarzyło się naprawdę. Patrzę codziennie w oczy mojej Blizny , cieszę tą jedyną, bezinteresowną miłością, uczę się jej pilnie. :)
Pozdrawiam gorąco.
Jolka
kamyczek dnia 20.06.2016 22:05
Witaj, Jolu S.,

i mnie się podoba Twoje opowiadanie – klimatycznie i z dreszczykiem.
Jest bardzo dobrze, chociaż przydałoby się trochę kosmetyki - poprawiłabym lekko kulejącą interpunkcję, w dialogach dywiz zastąpiłabym myślnikiem.

Cytat:
Wsta­łam senna i jesz­cze zmę­czo­na, krę­ci­ło mi się w gło­wie, mia­łam ocho­tę za­szyć się w za­cisz­ne, cie­ni­ste ustro­nie.

Zapisałabym:
Wstałam senna i jeszcze zmęczona, kręciło mi się w głowie, miałam ochotę zaszyć się w zacisznym, ocienionym miejscu.

lub:

Wstałam senna i jeszcze zmęczona, kręciło mi się w głowie, miałam ochotę zaszyć się w jakimś ustronnym, zacienionym miejscu.


(bo synonim słowa ustronie to m.in.: zacisze, zakątek, cichy kąt).

Może jeszcze pokusiłabym się o nieznaczną zmianę zapisu dialogów, i tak, dla przykładu:
Cytat:
- Chyba po­stra­da­łaś zmy­sły. Po­win­naś pobyć tro­chę sama, od­po­cząć od pracy i od nas. Je­dziesz na wła­sne ry­zy­ko.
Po­wie­dział An­drzej spo­glą­da­jąc na mnie uważ­nie, przez nie­do­mknię­tą szybę sa­mo­cho­du.

– Chyba postradałaś zmysły – powiedział Andrzej, spoglądając na mnie uważnie przez niedomkniętą szybę samochodu. – Powinnaś pobyć trochę sama, odpocząć od pracy i od nas. Jedziesz na własne ryzyko.


Cytat:
- Ma­mu­siu, mogę ci w czymś pomóc?
Głos Zosi wy­rwał mnie z za­du­my. Rześ­kie, nad­mor­skie po­wie­trze ro­bi­ło swoje, wra­ca­łam do ży­wych. Od dziec­ka uwiel­bia­łam ten sło­na­wy za­pach i ten cha­rak­te­ry­stycz­ny, upoj­ny szum w uszach.
– Wszyst­ko w po­rząd­ku, ko­cha­nie. – wy­mam­ro­ta­łam.
Zosia na mnie już nie pa­trzy­ła. Opę­dza­ła się od ważek, które la­ta­ły wokół jej głowy jak for­ma­cja mi­nia­tu­ro­wych, błysz­czą­cych w słoń­cu he­li­kop­te­rów.

– Mamusiu, mogę ci w czymś pomóc? – Głos Zosi wyrwał mnie z zadumy. Rześkie, nadmorskie powietrze robiło swoje, wracałam do żywych. Od dziecka uwielbiałam ten słonawy zapach i ten charakterystyczny, upojny szum w uszach.
– Wszystko w porządku, kochanie – wymamrotałam, ale Zosia na mnie już nie patrzyła. Opędzała się od ważek, które latały wokół jej głowy jak formacja miniaturowych, błyszczących w słońcu helikopterów.


- ale to tylko kosmetyka, jak zaznaczyłam, a opowiadanie i tak się podoba.

Pozdrawiam miło. :)
JOLA S. dnia 21.06.2016 12:13
Witaj Kamyczku!
Zrobiłaś mi cudowną niespodziankę. :) :) Dzięki z pomoc i ciepłe słowa. Niewątpliwie skorzystam z Twoich cennych rad.
Serdeczności, Jolka :)
rysik12 dnia 23.06.2016 23:48 Ocena: Bardzo dobre
Gdyby więcej ludzi czytało takie opowiadania, mniej zła byłoby na tym naszym świecie...

Pozdrawiam serdecznie - właścicielka trzech znajd: dwóch psich i jednej kociej :)

P.S. Ale nad interpunkcją popracuj, bo czasem trudno złapać kontekst zdania (sorry za tą uwagę :) )
JOLA S. dnia 24.06.2016 05:10
Dziękuję. Cieszę się, że się podobało:) :)
Pozdrawiam cieplutko
Jolka
Farkas-Emese dnia 12.07.2016 14:15 Ocena: Bardzo dobre
Bardzo nostalgiczny obraz. Przypomniał mi moje własne dzieciństwo, kiedy razem z mamą jeździłam po świecie i odkrywałam zarówno jego piękno, jak i okrucieństwo.
Ogromnie mi się podobało :)
Pozdrawiam
JOLA S. dnia 12.07.2016 14:45
Czytałam Twoją Truciznę I i II - porusza czymś nieuchwytnym... ładnie piszesz.
Odniosę się do niej jeszcze dziś. Ogromnie mi się podobały oba rozdziały. :)
Dzięki za ciepły komentarz. :)
Serdeczności
Jolka
Aronia23 dnia 18.07.2016 05:25 Ocena: Bardzo dobre
Jolu S. Opowieść w baśniowej tonacji - na początku. Spacer z Zosią. Tak to czarująco opisałaś, że każdym zmysłem poczułam "Obłoki leniwie snuły się po niebie niczym kłęby różowej, słodkiej, waty cukrowej, były jak krzepiąca obietnica dobrego dnia. ". Jest tam tez i ukazanie tajemniczości dla małego dziecka, które jeszcze nie umie odróżnić dobra od zła. Sukienka w muchomorki - też taką miałam, dokładnie, i też musiałam trochę urosnąć, aby nie za długa, ale skracać nie pozwoliłam.
Wracając do Twego opowiadania. Napisałam, ze sielski opis na początku, ale i są mrówki, motylki, śpiewające ptaki a jednak narratorka zmęczona, ale dla dziecka zrobi się wszystko, choć Andrzej zatroskany. Prawie streszczam, ale to ułatwia mi odkrywanie różnych warstw opowieści. "Nie istnieje ani potem ani przed. Jestem najszczęśliwszą istotą pod słońcem - dumałam cudownie rozprężona." - piękne zdanie, opis morza też, choć cywilizacja blisko.
Kurwa mać z tym psem - wybacz słowo, opis drania, opis przywiązanego psiaka. To zabolało. "...drzewa był przewiązany czarny pies. Ledwo stał, trzęsły mu się wszystkie łapy. Biedne stworzenie skamlało i tak mocno szarpało się. Cierpiało okrutnie, z pyska ciekła mu ślina. Oszalały męczennik!
- Ten potwór spętał mu szyję i nogi powrozem, a oczy zawiązał brudną szmatą!" "przerażona, ranna, czarna suka i dwa martwe szczeniaki. Te dwa skurczone maleństwa to była zawartość porzuconego, szarego worka" To już koszmarny opis, choć ja tez takie pisuję, np. w "jeszcze żyjącym stworzeniu".
koniec cudny Ty, Zosia i Blizna. Ja ze swoim Azorem psem z walk byłam na Azorach.
Fajna jest Zosia, fajne imię. Tylko jedno - pieska inaczej bym nazwała, ale pewnie ma takie imię, aby uwypuklić jego znaczenie w Waszym życiu.
Poczatek - ze dwa, trzy zdania trochę chaos nic w obliczu całości. Pozdrawiam. Aronia23
JOLA S. dnia 19.07.2016 13:56
Aronio, dzięki wielkie. Przykro mi, że dopiero teraz odkryłam Twój miły komentarz.Wybacz , przez ostatnie dni byłam trochę zakręcona. :)
Pozdrawiam serdecznie
Jola
Aronia23 dnia 19.07.2016 14:01 Ocena: Bardzo dobre
Jolu, fajne jest zakręcenie i nie ma sprawy. Ja też odkręcona za bardzo nie jestem. Rozumiemy się, to najważniejsze. Tak myślę. Uśmiechem zakończę tę wypowiedź. Pa.
Sokolica dnia 19.08.2016 12:58 Ocena: Bardzo dobre
Gdy czytałam to opowiadanie, łzy płynęły mi po policzkach nieprzerwanym wodospadem. Od dziecka byłam bardzo wrażliwa na krzywdę zwierząt,a ty dotknęłaś mojej najczulszej struny...
Technicznie kilka błędów, zwłaszcza przy zapisach dialogów myśli, ale to wcale nie przeszkadza w czytaniu...
Dziękuję!
JOLA S. dnia 19.08.2016 13:39
Sokolico, dzięki wielkie. :) :)
Pozdrawiamy gorąco
Jola i Blizna
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty