Sekretna Historia. Wyspa Kamiennych Pieniędzy cz. 12 - Krystiansuper25
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Sekretna Historia. Wyspa Kamiennych Pieniędzy cz. 12
A A A

Rozdział XII

Pojedynek o wszystko i nic

 

Marta stała nieruchomo wpatrując się w lecący z sufitu żyrandol. Czuła jak ogarnia ją coraz większe przerażenie, tak bardzo ją paraliżujące. Nie potrafiła się ruszyć, wykonać najmniejszego gestu ręką.

Wkoło niej wszystko się waliło. Trzęsły się ściany. A podłoga zbudowana z białych i czarnych kwadratów nagle zaczęła się rozpadać. Wszystko fruwało w powietrzu, odbijając się od dziewczyny i raniąc ją niemiłosiernie. Jednak ona wciąż stała. Nie mogła nic zrobić.

Do jej uszu dobiegł dźwięk niszczonych drewnianych wrót, przez które tu weszła. Krasnoludy były już blisko. Próbowały taranem przeforsować wejście i siłą wedrzeć się na teren starożytnej posiadłości.

Kiedy już framuga pękła na pół, a drewno rozpadło się na milion drobnych części zobaczyła jak coś leci w jej stronę. Z jednej miała żyrandol, a z drugiej strzałę wypuszczoną przez jednego z krasnoludów. Co mogła zrobić? Była tak owładnięta strachem, że każdy najmniejszy ruch kosztowałby ją bardzo wiele. Począwszy od zniszczonej psychiki przez okaleczenia na skórze. A i tak nie wiadomo czy udałoby się jej uchronić od tego wszystkiego, co za chwilę miało nastąpić.

I mimo że toczyła wewnętrzną walkę ze sobą to w głowie przeplatały się różne myśli. Gdzieś nawet przemknęło stwierdzenie, że pogodziła się już ze śmiercią. Zawsze przecież chciała dowiedzieć się jak tam jest. Przypomniał jej się Krystian – jego psoty, figle i draki, jakie co dzień miały miejsce w ich domu. Z jednej strony było jej żal, że tego już nie doświadczy ani nie zobaczy, z drugiej jednak była szczęśliwa, ponieważ pójdzie do raju. A przynajmniej powinna, bo w końcu jeśli ktoś żyje na świecie tylko dwanaście lat to nie ma zbyt wielu grzechów na sumieniu.

Nagle zobaczyła, że przed sobą strzały już nie ma. Leży ona na ziemi przygnieciona stertą kwadratów, które teraz chaotycznie walały się podłodze. Prawdopodobnie zostały tam zepchnięte przez wirujące wkoło rzeczy z tej komnaty. Co prawda jeden kłopot mniej, ale to na pewno nie dodało Marcie odwagi. Żyrandol był już bardzo blisko.

Wtem poczuła bardzo silny powiew zimnego powietrza. Jego siła strąciła lecącą lampę i rzuciła nim o ścianę. Huk tłuczonego szkła był tak wielki, że Marta z impetem upadła i skulona zatykała uszy. Kwadraty pod jej nogami zaczęły bezwładnie spadać w ciemną otchłań rozciągającą się pod nią. Wiedziała, że musi wstać. Czym prędzej biec. Ale wciąż tego nie potrafiła. Przed osuwającą się ziemią nic jej nie uratuje.

Krasnoludy stały we wnęce i uważnie przyglądały się temu co się wkoło dzieje. Wciąż jednak trzymały wysoko uniesione kusze i armaty elektrycznych kul gotowe w każdej chwili wystrzelić. Teoretycznie nie mogły pozwolić umrzeć, bo wtedy nie wypełniłyby swojego zadania, a dla każdego elduriańskiego dwunoga rozkaz to rozkaz i nie ma od niego żadnych wyjątków. Szef wyciągnął zza pazuchy grubą linę pokładaną w kostkę. Rzucił nią o ziemię. Sześcian pokulał się, przeskoczył nad przepaścią i na przeciwległym brzegu rozłożył się prezentując dwumetrowy sznur. Fagot rozkazał by obwiązał on dziewczynę. Ten czym prędzej powił się do niej i powoli zaczął zaciskać wokół nóg, klatki piersiowej i rąk. Marta nie była w stanie krzyczeć. Biernie akceptowała to, że za chwilę stanie się niewolnicą Kachorry i jego sługusów.

Jeden z brygadzistów złożył kuszę i położył na ziemi, po czym rozpoczął wciąganie liny, która koniec przywiązała do jego nogi, a drugim uwiązała wroga.

Kiedy Marta znalazła się pomiędzy jednym a drugim brzegiem nieomal straciła przytomność. I gdyby nie fakt, że choć cząstka niej pozostawała uśpiona aż do tego momentu, być może dziś związana siedziałaby w zatęchłej celi zamku Kachorry.

Wokół niej wytworzyła się delikatna poświata ledwo dostrzegalna przez zwykłych śmiertelników. Wszystkie kwadraty z podłogi uniosły się delikatnie do góry i po chwili z impetem ruszyły w jej stronę. Niczym magnes przylgnęły do ciała Marty dostatecznie je obciążając. Lina pękła, a dziewczyna z ogromną siłą zaczęła spadać. Pod nią utworzyła się z czarnych figur swoista trampolina, która nie dość, że pozwoliła uniknąć śmierci to jeszcze do tego odbiła bezwładnie opadające ciało i skierowała wprost ku drzwiom wyjściowym.

Krasnoludy oniemiały po tym, co przed chwilą się stało. Nikt nigdy jeszcze nie wyrwał się z objęć Ściskającej Liny. Nie sprawił, że przerwała się ona na samym środku i nie była już dolna niczego zawiązać. Nikt nie wiedział, co się dzieje. Jeden z krasnoludów nacisnął bransoletkę zawieszoną na nadgarstku i zniknął.

A dziewczyna leżała po drugiej stronie na pół przytomna. Starała się przypomnieć sobie, jakiś fragment z tego, co przed chwilą kątem oka zobaczyła. Zamiast tego poczuła, że jej nogi podnoszą się, mimo że tego nie chciała, i czym prędzej niosą jej ciało ku otwartym na oścież drewnianym drzwiom. Obok nich stał Animar uśmiechając się i machając do Marty.

*** 

Susan miota była na wszystkie strony. Jej ciało odbijało się to od jednej ściany magicznej bariery, to od drugiej, po chwili lądując na ziemi. Była cała zakrwawiona, brudna  i wyczerpana. Nie miała siły się bronić, odpowiedzieć zaklęciem. Nic. Czuła, że jeśli otrzyma cios następną kulą energii jej ciało po prostu umrze.

Widząc jak jego córka cierpi, Kachorra śmiał się, to raz klaszcząc, to raz podnosząc ręce wysoko ponad głowę.

- Może wyczarujemy publiczność, co córeczko? – podszedł do niej, puścił oczko i kopnął bezwładne ciało. – Tak dla zabawy, żeby rozbawić widzów. Oraz aby wszyscy zobaczyli, że to twój koniec.

Mówiąc to Czarny Władca sprawiał wrażenie osoby bardzo podobnej do jednego z osiłków mafijnych, którzy strzegą swego szefa za wszelką cenę. Jego czarna broda połyskiwała w świetle słońca, a na marynarce z lekka osiadał kurz. W ręku trzymał laskę z dziwnym krzyżem na czubku. Można było się łatwo domyślić, że skrywał on mroczna tajemnicę, której nikt ze śmiertelników odkryć nie powinni, nawet Krystian i Marta.

Ciało poturlało się do tyłu i teraz Susan leżała na wznak. Dało się usłyszeć nieregularne oddechy. Agonia trwala długo i powodowała nieustanne cierpienie i ból. Lepszym rozwiązaniem byłoby od razu strzelić sobie w głowę niż doświadczać teraz tego stanu. I Susan tez tak myślała. W Eldurii, a przynajmniej po tej stronie, gdzie mieszkała nieobce były ludziom samobójstwa. Każdy miał powszechny dostęp do broni, jednak ustawy regulowały to jak jej używać. Władza obmyśliła to tak: my stworzymy ciężkie do odpalenia pistolety, a coraz mniej mieszkańców będzie odbierać sobie życie. Tak więc te ustawy były niczym innym jak instrukcją odpalania pistoletu.

Wszystko tylko nie to, co teraz się ze mną dzieje.

Myśli kołatały się w głowie Susan pokazując migające obrazy jej życia. Widziała bawiącego się z nią ojca. Kiedyś taki nie był. Zawsze pomocny, przytulił cię i, gdy byłeś w potrzebie doradził. Ale po jednej awanturze z matką wszystko się zmieniło. Zamknął się w sobie. Tłamsił wszelkie przejawy uczucia wypływające z jego serca, tak że w końcu nie było już żadnego kochania, przeżycia, wspomnienia. Pozostał tylko narząd, który z czasem przekształcił się w tykającą bombę zegarową. Susan miała nadzieję, że nie nadszedł jeszcze moment jej wybuchu. Z trudem obróciła głowę w bok i ujrzała leżącego za nią Krystiana. Wydała z siebie ostatni głośniejszy dech i zemdlała.

Rzeczywiście chłopak leżał na ziemi. Był cały obolały. Nic nie pamiętał z przejścia przez otwór. Wspomnieniem pozostawało tylko szklane oko. Czuł się tak jak gdyby z jego głowy wyjęto wszystko, co przeżył przez ostatnie szesnaście lat. Próbował przypomnieć sobie chociaż twarz swojej siostry, ale jawiła mu się przed oczami rozmazana plama na tle konturów jakichś pomieszczeń. Jedno, co w jego umyśle pozostało to przeświadczenie, że ma do wykonania cholernie ważną misję i nie może mu się nie udać. Bo kiedy już padnie nie dzierżąc w ręce choć kawałka szklanego oka życie Susan będzie naprawdę poważnie zagrożone. I to nie tylko ze strony Kachorry, ale również ze strony zleceniodawcy.

Nagle poczuł zimny powiew na swojej skroni. Ktoś stał nad nim, bo po chwili Krystian usłyszał nieregularny oddech, tak jakby postać najpierw mu się przyglądała, a dopiero później zaczynała oddychać. Bał się podnieść, obrócić choć na chwilę głowę, by zobaczyć czy wszystko jest w porządku. Ale nie musiał nawet o tym myśleć, ponieważ w jednej chwili jego ciało znalazło się nad ziemią niesione przez osobę z nadludzką siłą.

- Panie – zawołał nagle – jestem pewien, że to ci się spodoba!

Kachorra odwrócił się w stronę biegnącego krasnoluda. Widać było, że był bardzo niezadowolony, że przeszkadza mu się w wykańczaniu fizycznym własnej córki. Podszedł do rzuconego przed chwilą na ziemię ciała Krystiana i delikatnie uśmiechnął się. Był bardzo zadowolony, że w jednym dniu udało mu się upolować dwójkę, która tak bardzo nastręczyła mu kłopotów.

- Oczywiście, że mi się podoba – syknął z drwiącym półuśmieszkiem – Bardzo dobrze się spisałeś mój wierny sługo. Czas cię wynagrodzić.

Machnął ręką, wypowiedział bezgłośnie jakieś niezrozumiałe słowa i w tej chwili nad głową krasnoluda pojawiła się sterta jedzenia przeznaczona wyłącznie dla niego. Cały zachwyt i nieokiełznana radość z powodu otrzymanego podarunku brała się stąd, że elduriańskie krasnoludy uwielbiają jeść. I pomiędzy swymi obowiązkami nie robią nic innego, jak tylko pałaszują to, co ugotuje wyznaczony w ich hierarchii kucharz. Problem polegał jednak na tym, że gdy spożywały pokarm w jakiejkolwiek postaci traciły zmysły. Oznacza to, że każdy najmniejszy nawet stwór mógł je w tej chwili zabić jednym tylko ugryzieniem. Tym bardziej były one łatwym przeciwnikiem, że mieszkańcy Eldurii posiadali miecze, toteż mogli je w chwili nie uwagi po kryjomu zaatakować. A bezbronny krasnolud to martwy krasnolud.

Fagot rozpoczął ucztę. Nigdy jeszcze nie dostał tak sutego posiłku. Był tym bardziej zadowolony, że przed chwilą otrzymał sygnał, że jeden z oddziałów, który wysłał na poszukiwanie nowo przybyłych właśnie doniósł mu o wpadnięciu na trop dobego znajomego króla Sylwiana – Jakuba Hopkinsa, niegdysiejszego arcymaga przy królewskim dworze i czynnego działacza opozycyjnego w Radzie Siedmiu Umarłych.

- Mam wrażenie, że o czymś zapomniałeś mi powiedzieć – zawołał Kachorra donośnym głosem i szybkim krokiem zmierzał w stronę jedzącego krasnoluda. Był bardzo zły.

- Ja…eee…nie…raczej…nie…Panie…wszystko…powiedziałem…znaczy się…tak myślę – jąkał się Fagot. Myśl, że o czymś zapomniał, że czegoś o swoich oddziałach nie wiedział odpędzała od niego cały apetyt, a jedzenie stawało się rzeczą, która napawała go takim obrzydzeniem, jak pryszcz na nosie jego ciotki Hildegardy Grubej, potocznie zwanej Otylicą.

- Mylisz się, mój drogi – głos Czarnego Pana brzmiał bardzo hipnotyzująco. Co więcej, każdy kto go słuchał odczuwał nieodpartą chęć mówienia prawdy, dlatego elduriańskie zaklęcia zmieniające głos zostały surowo zabronione, a wszelkie stworzenia używające tego daru doszczętnie wybite. – Nie powiedziałeś mi, że jeden z oddziałów poległ na polu bitwy goniąc jego siostrę – wskazał gwałtownie ręką na Krystiana. – Czego się tak gapisz, krasnoludzki glonojadzie, zbieraj w tej chwili manatki i ruszaj im pomóc. A jeśli dowiem się, że znów coś poszło nie tak, obiecuje wam, że wszystkich każę pozabijać, bez wyjątku, a wasze ciała wrzucić na pożarcie wężom morskim. Jasne?

- Ale…Panie… Kiedy…Ja…Nie…eeee…wiedziałem – i to go jeszcze bardziej pogrążyło. W oczach Kachorry wyszedł w tej chwili na totalnego idiotę, który nie potrafi nawet zarządzać oddziałem, aby jakieś sukcesy po stronie Ciemnej Mocy się znalazły. Był beznadziejny, zbyt roztrzepany. Myślał tylko o jedzeniu… a teraz Czarny Pan jest bardzo zły.

Jakby na zachętę władca uderzył go jeszcze w policzek i ze wściekłą miną ruszył w stronę Krystiana. W tej chwili był tak bardzo nabuzowany negatywną energią, że nie potrafił się opanować i pierwsze co zrobił to mocno kopnął chłopaka w brzuch. Następnie, chcą rozładować całe napięcie zaczął okładać go kulami energii nie dając szansy nawet na kontratak. Wszystko to powtarzane w nieskończoność, trwało bardzo długo. Po takiej serii każdy nawet najsilniejszy człowiek świata czułby się przyparty do muru, bezsilny i bez mocy pokonania kogokolwiek.

Kiedy już zmęczył się dręczeniem jednej ze swych ofiar postanowił skupić się na drugiej i znów wyładować na niej swój gniew. Już miał podnosić laskę do góry, gdy nagle poczuł jak coś gwałtownie popycha go z tyłu i powoduje, że całe ciało traci równowagę. Wylądował na ziemi. Podpierał się rękami. Wkoło unosiły się tumany kurzu. Mimo tego, że cały garnitur miał brudny od piasku na jego twarzy widniał uśmiech. Wstał, otrzepał się, przyjął bardzo nobliwą postawę i przemówił do chłopaka.

- Widzę, nasz mały bohater próbuje stawiać opór – zbliżył się do słaniającego się na nogach Krystiana. Położył rękę na ramieniu i wymierzył w niego serię nieprzerwanych niczym kul energii. Ciało bezwładnie odleciało do tyłu. Po chwili uderzyło w kopułę i nagle przeszyło je dwunastowoltowe wyładowanie elektryczne. To jeszcze bardziej spotęgowało ból, który rozdzierał pierś chłopaka. Wszystko to spowodowało, że teraz niemiłosiernie krwawił. Nie wiedział czemu, przecież nikt ani nic nie zadało mu fizycznych obrażeń. A jednak kule energii miały to do siebie, że odpowiednio wycelowane potrafią nie tyle osłabić przeciwnika, co na dodatek spowodować u niego rany jeszcze miesiącami potem krwawiące. Można powiedzieć, że wszczepiały w ciało ofiary swoistą truciznę, która powodowała niską krzepliwość krwi w późniejszym okresie, a co za tym idzie niemożność jej zatamowania.

Kachorra był bardzo rozbawiony całą sytuacją. W bardzo krótkim czasie udało mu się dostatecznie osłabić dwóch największych wrogów. Teraz inni nie będą mieli odwagi, aby mu się przeciwstawić. Skoro unicestwił bohatera z przepowiedni zostanie niezwyciężony i nikt nie będzie już bezpieczny. Najpierw podbije całą Eldurię, a w końcu cały Wszechświat. Ze swoją mocą i szklanym okiem je potęgującą był niezwyciężony.

*** 

Jakub wybiegł zdyszany na stadion. Raz po raz ciskał zaklęciami w doganiających go krasnoludów. Z jednej strony cieszył się, że opuścił już ten labirynt podziemnych korytarzy, z drugiej jednak obawiał się, że i tu na ziemi schronienia nie znajdzie. Tak długi bieg nie służył mu zważywszy na to ile miał lat i jak odporne przez te kilka wieków stały się elduriańskie stwory. Jego magia teraz nie była wystarczająca, aby je wszystkie skutecznie unieszkodliwić. Potrzebował czegoś silniejszego, czegoś takiego jak duchowe połączenie. Mógłby wtedy wejść w ciało dużo mocniejszego czarodzieja i z pomocą jego magii pokonać służalców Kachorry. Ale skoro było mu sam nie potrafił nic zrobić, to dlaczego wciąż nazywano go Pierwszym Arcymagiem. Czy Sylwian nie powinien go już dawno zdetronizować?

Dużo się zmieniło od kiedy Eldurią zaczął rządzić Czarny Pan. Nikt nigdy nie miał takiej mocy skupiania w sobie całej magii, jaką on posiadał. Jakub, owszem, kiedyś słyszał o kimś takim, jednak myślał, że coś takiego nie ma prawa się zdarzyć nigdy więcej. Ostatnim razem, gdy był tu Johannes Moreau tylko on umiał przywrócić tu względnie trwały spokój. Od czasu zniknięcia wszystko znów zaczęło się walić. A Sylwian nic nie mógł zrobić. Ze swoją mocą i klątwą jaka na nim ciąży nie zdoła ocalić mieszkańców żadnej półkuli. Jedyną nadzieją pozostawali bohaterowie z przepowiedni. To oni mieli doprowadzić do wojny z Kachorrą. To wtedy miało powstać, coś co odpowiednio pokierowane zdoła zniszczyć zło i znów przywrócić światło w Eldurii.

Teraz, kiedy Jakub będąc w niebezpieczeństwie i na to samo narażając Martę, zorientował się, że to był błąd. Nie chciał, aby to wszystko się stało, powinien powoli rozpocząć przygotowania dzieci do objęcia tak zaszczytnej roli jaką są Strażnicy Światła. Dlatego pokazał im amulety duszy. One miały zdecydować czy rzeczywiście nadają się do misji czy nie. Ale kiedy dzieci je odrzuciły mógł przecież zrezygnować, poszukać kogoś innego kto pomoże Sylwianowi, Eldurii, nam…

Po chwili coś uderzyło mu do głowy. Zobaczył, że krasnoludy w wielkim popłochu uciekają gubiąc nawet swoją broń. Nie wiedział co się dzieje, jednak kiedy katem oka rozpoznał Muszki Mięsożernuszki zorientował się kto też mu pomógł. Te dziwne stworzenia, kiedy dobrały się do kogoś kto posiada na sobie choć kawałek skóry lub jest ranny, od razu całym rojem obsiadały go i w bardzo szybkim czasie zjadały. Do tego stopnia były one niebezpieczne, że pozostawiały wroga w postaci szkieletu leżącego na ziemi. 

Jakub postanowił nie zwalniać tempa, wręcz jeszcze bardziej je przyspieszył. Widział, że przed sobą ma ścianę oddzielającą trotuar od miasta. Chciał czym prędzej się tam znaleźć, by użyć resztki swej mocy i zaklęciem lewitacji przedostać się na drugą stronę. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że po chwili szybszego biegu wpadł na stojącą przed stadionem postać. Ta zdążyła się jednak usunąć z drogi i lokaj z impetem upadł na ziemie. Człowiek wpatrywał się w niego z niedowierzaniem.

- Jakub? – odezwał się niepewnym głosem z nutką powątpiewania i strachu przed czym co zaraz usłyszy – Ten Jakub? Pierwszy Arcymag w Elduriańskim Królestwie Króla Sylwiana?

Staruszek wstał z ziemi, otrząsnął się z kurzu i jakby ignorując stojącą obok niego postać, tym razem wolniej, poszedł przed siebie.

Tajemniczy jegomość wypowiedział szybko niezrozumiale słowa i nad Jakubem pojawiła się lina, która szybko owiązała mu się wokół talii i skierowała w stronę uśmiechającego się pana.

- Ej! – krzyczał lokaj – Kto śmie używać na mnie zaklęcia Kierującej Liny! Czy wiesz kim jestem! Puszczaj natychmiast.

To staruszkowi trzeba przyznać. Jak na swój wiek miał jeszcze bardzo dużo pary w gębie i potrafił wykrzyczeć co nieco w tych i innych językach. Co prawda wyglądał śmiesznie, kiedy się złościł, jednak jego gniewu nie można było lekceważyć. Mało kto wie, że Jakub, gdy wpadł w szał rozwścieczony czymkolwiek, zmieniał się w z pozoru miłą staruszkę. Gdy jednak atakował ta miła babcia natychmiast ujawniała swoją prawdziwą postać, prezentując w całej swej okazałości olbrzymiego czerwonego trolla z drewnianą maczugą w ręce.

Znów usłyszał ten sam głos:

- No uważaj, bo zaraz ujawnisz to swoje nieco łagodniejsze oblicze – powiedział z przekąsem.

Słowa te spotkały się z bardzo gniewnym wzrokiem Jakuba w tej chwili już rozwiązanego i zmierzającego w stronę tajemniczej postaci. Mało kto wiedział o jego przypadłości. Była tylko jedna osoba, której w młodości się z tego zwierzył. I w tej chwili stał przed nim nie rozpoznając w nim nawet cząstki starego Ingmara Wspaniałego – ostatniego przedstawiciela Rady Siedmiu Umarłych.   

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Krystiansuper25 · dnia 07.07.2016 19:33 · Czytań: 468 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty