- Halo?
- Posłuchaj, Piotrek popełnił samobójstwo, zastrzelił się!
- Co?!
- Przywiozłam go z zakładu po śmierci tej dziewczyny - był pożar, ona spłonęła żywcem. Bez słowa poszedł na górę. Usłyszałam huk, ale myślałam, że to trzaśnięcie drzwi. Ja, ja nie wiem dlaczego zostawiłam go samego. Dużo później dobiegły mnie jęki. Zawołałam, nie odpowiedział, pomyślałam, że mi się zdawało, Magda, ja nie mogę... Potem wyszłam na korytarz i zobaczyłam jak krew ścieka po ścianie. Nie wiedziałam, że miał pistolet. On jeszcze żyje, ale umrze, na pewno umrze! Lekarze mówią, że nie dotrwa do rana.
- Przyjadę do szpitala. Przyjadę natychmiast.
*
Światło wybuchało barwą pomarańczy ściemniającej się coraz bardziej w czerwień. Pulsowało, stukało miarowo. Wysoko kwilił dźwięk łagodzony miarowym pulsem coraz intensywniejszej czerwonej poświaty. Jestem sam, cała wiedza o mnie i cały mój rozum skupia się w uszach, a stukot równomierny, wciąż, wciąż i wciąż ten szkarłatny puls. A potem wessany w dźwięk. Ja w ciemnościach, ja skulony, ja, pulsowanie w ciemnościach. CIEMNOŚĆ. Ciemne czerwone skrzepnięte światło, ból za oczami, kształty, błyski, połyskują przedmioty, płaskie białe światło. I znów, ciemność. Wbity z powrotem w ciemność, uciszony, uformowany, unormowany, ja według rozkładu, ja śpiący posłusznie. Czuję, że przytrzymują mnie w głębi, kołyszą, uciszają, śpiewają, mówią, żebym spał to szybciej wyzdrowieję. Staram się wstać, szamoczę się, mówię: nie, nie, nie, zostawcie mnie! Nie chcę spać, muszę się zbudzić, ale oni tylko: ciii, ciii i żebym spał. To ja wślizguję się jak wąż głęboko i spadam w dół w zimną głębie, gdzieś pod skwaśniałą ziemię, a nad ziemią kamienna płyta, szamoczę się, krzyczę, ale nic. Kołyszę się bezładnie jak trup, jak podtapiany kociak, głowa się kolebie w ciemności, a nade mną ciężka czerń. Mdło, nudno, usta i zapach wymiotów, kołyszący się żołądek, mdli, zbyt pełny, zbyt pusto, mokro, pachnie, jasno, ciemno. I ja. Ciemno.
- Dobrze śpi, panie doktorze, tak, odpoczywa, jak trzeba, tak, jest bardzo spokojny, nie sprawia żadnych kłopotów.
Zbudzić się! Muszę się zbudzić. Skrępowany, ręce i nogi związane, owinięty, spowity, jak topielec, oczy zaczernione snem mocniejszym niż trzeba. Sen zbyt mocny niż jakakolwiek potrzeba, podnieść się, walczyć, uciec od rozkołysanego żołądka, wymiotów, muszę podnieść się i iść, piekło potrzeby, zbudzić się, być czymś bardziej zbudzonym niż to czym jestem teraz. Dalej walczę i dalej do światła, którego coraz mniej, witam ciemność, noc, ale... Sen, łóżko, noc, czekają, żeby mnie wciągnąć coraz bardziej w dół i samotny, i ciemność, krzyk gdzieś z kąta i potrząsanie rękami, zasypiam, żeby się obudzić, nauka snu. Puls, rytm, raz i dwa, pykanie monitora, pamiętać? Pamiętam? Tak. Małe dni mijają, uchodzą, igły wsuwają się w wyciągnięte ramię, nieokreślona ciecz skapuje w gumowe rurki prowadzące do ramienia. ŚPIJ! Przecież jeszcze nie umarłeś. Gorąco, wije, coś mnie wciąga w ciepły wir, kołysze, szybko, bardzo szybko, gorąco, rozpuszczam się, łomocze krew w krtani. Opadam jak liść w ciemności morza, wirując bezładnie w czarne wody zapomnienia. Pod moimi dłońmi ziemia oddycha w innym ciele. Silne migotanie czegoś w środku. Światło zalega ciężko na powiekach. Widzę? Nie widzę - to wewnątrz. Jak fale upału, silne migotania. Obudzić się. Powinienem się obudzić.
*
- Czy to nie dziwne, Magda? Przez tydzień był zawieszony między życiem a śmiercią. Teraz już będzie żył. Niemożliwe, żeby było inaczej. Uszkodził sobie nerw wzrokowy. Odtąd będzie niewidomy. Mózg - nie wiadomo, a jeśli nawet ucierpiał to powinien wrócić do normy. Lekarz kazał mu prowadzić dziennik - tzn, on mówi a dyktafon nagrywa, mówią, że to pomoże mu odnaleźć siebie.
*
Prawda, że tam jesteście? Cóż, nie widzę was. Jestem ślepy, no cóż. Ciemność. Próbuję mówić, lecz bełkot...
*
- To, że mu tak po prostu powiedziałaś, że do końca życia będzie ślepy! Jak tak można?!
- On wiedział...
- Dopiero co odzyskał przytomność, a ty mu mówisz, że do końca życia będzie ślepy!
- Musiał się dowiedzieć.
*
W środku pokoju przy stole siedziała młoda dziewczyna. Siedziała i nuciła pewną, starą hiszpańską piosenkę. Piękna, egzotyczna brunetka, gładkie, ciemne włosy, czarne oczy, oliwkowa skóra. Szczupła, lecz zaokrąglona. Ubrana w ciasną sukienkę, która gładko obciskała jej piersi i biodra. Długie, obcisłe rękawy, wycięta wysoko przy szyi, ozdobiona w białe mankiety. Była to bardzo krótka sukienka mini, trudno sobie wyobrazić bardziej zaskakującą krótką sukienkę mini. I ten kontrast - też zaskakujący. Surowość sukienki i gołe nogi, nie całkiem, bo dziewczyna nosiła jasnobeżowe rajstopy. Ale nie miała na sobie majtek. Zawsze wyglądała prowokacyjnie i była przyczyną bezustannych kłopotów z chorymi mężczyznami, którzy i tak byli niestabilni psychicznie. Oprócz tego nie myła się zbyt dokładnie (cecha typowa dla jej choroby) i oprócz mdlącego zapachu lekarstw, śmierdziała podejrzanym, stęchłym zapachem krwi menstruacyjnej. Kwaśna, zatęchła woń. Siedziała samotnie, gdyż wiedziała, że zawsze jest samotna. Jej oczy negowały resztę jej wyglądu, patrzyły jakby wprost z obrazu, a w środku - w głowie i naokoło, aura nienawiści. Ofiara, zdradzona, dręczona w dzieciństwie przez ojca, ranliwa jak najczulszy nerw - spragniona jak najchłonniejsza gąbka, kochania. Siedziała sama, gdy do ogólnej sali wszedł wysoki, przystojny dziewiętnastoletni chłopak z czarną opaską na oczach. Podszedł wprost niej i usiadł, rytuał powtórzony dziesiąty raz. Dym, swąd palonych ciał. Nieartykułowane ryki godzinę później, dwie pielęgniarki z trudem radzące sobie wśród zebranego tłumu podnieconych pacjentów.
*
- Doktorze, jeśli to się do czegoś przyda, to po przeszukaniu jego pokoju zauważyłam spiętrzone pod bokiem książki o tematyce wojennej: głównie druga wojna, rewolucje hiszpańskie. On nigdy się nie interesował, jakoś szczególnie, historią - nie wiem skąd to nagłe...
*
- Pani Makowiak, tak? Pani syn wymachiwał nożem na sali, musimy go przenieść do zakładu zamkniętego...
*
- Czy uważasz, że powinni dać spokój kobiecie, która zabiła mężczyznę dlatego, że po nim poczuła obrzydzenie i do niego, i do wszystkich innych? Wiem, może nie trzeba było iść tak daleko, ale jeżeli kobieta widząc, jak on się ubiera, mówi do mężczyzny, że się go brzydzi, bo ma w pamięci całe popołudnie, kiedy tarzała się z nim po łóżku, i teraz czuje, że nic, mydło, ani szczotka nie zmyją z niej tego zapachu? Jeżeli ta kobieta mówi mu, że się go brzydzi, a on przestaje się ubierać i znowu rzuca się, aby ją całować... Przepraszam, że to mówię, ale poczułam, że muszę... Kochaj mnie, przytul, przebacz i nie pozwól mi nigdy odejść, nie pozwól mi być dorosłą! Ja chcę być małą dziewczynką, ja od początku wiedziałam, że zostaniesz moim kochankiem. Czułam to, bo słucham twojego głosu, choć nie mogę zrozumieć tego co mówisz i już to mi wystarczy, by odczuwać rozkosz, nawet jeżeli czasem słyszę od ciebie niepewne: Carina. Ja chcę być twoją Cariną, choć nie wiem co to oznacza, co to za imię... Słyszę co ludzie szepczą potajemnie i widzę co myślą gdy nikt tego nie widzi, możesz sam posłuchać, jeśli chcesz, posłuchaj tylko. A ten dym? Czujesz go? Wiem, że czujesz, kłębi się, czai i drży, ale wydostanie się w końcu na zewnątrz, tylko nie wie o tym. Tak samo jest z człowiekiem, boi się i drży jak liść na wietrze, boi się znanego i nieznanego. Bywa, że przejdziesz po kładce tak wąskiej, że nie wiesz gdzie postawić stopę. W dole szumi rzeka. Pod tobą głęboki wąwóz, dna nie widać. Otchłań pełna kolorowych płomieni, błyskają, połykają skały. To jest piec który pochłania, morderców i gwałcicieli, rozszalałe przyćmione cienie gubione w głodnym, niepewnym błędnym ogniu. Ale zanim piekło, zanim piec, kochaj się ze mną Piotrek, proszę, kochaj mnie.
*
Obudziłem się w szpitalu polowym. Moje serce uśpione narkotykiem powoli przebudzało się, zaczynało drgać w rytm pulsującego mózgu. Otworzyłem delikatnie oczy i zobaczyłem najpiękniejszą dziewczynę, jaką widziałem w życiu. Latynoska skóra, czarne orientalne oczy. Podeszła do mnie, żeby stwierdzić jaki jest mój stan. Była młodą lekarką. Miała na imię Carina, pokochałem ją od pierwszej chwili, a ona mnie. Okazało się, że z naszego zrzutu, przeżyłem tylko ja. Spędziłem tam trzy miesiące. Miałem niesamowite szczęście, bo upadłem na zwiezione dzień wcześniej przez chłopów siano - lekkie zadrapania na rękach i dwa złamane żebra. Carina zaopiekowała się mną, przygarnęła pod dach swojej rodziny gdzie szybko wydobrzałem. Była to prawdziwa idylla, jakże inna od okupowanej przez nazistów Polski. Spokojna hiszpańska wieś, kipiące zewsząd rewolucje, ostro zaznaczone idealistyczne hasła wolności. Spędziłem tam trzy miesiące. Idylla, moja Carina, moja miłość, trwała trzy miesiące. Kochałem się z nią tylko jeden raz, na łące. Zdjąłem jej lekką halkę i sierococzarne pończochy, czułem zapach jej urody, zapach seksu. Cielesne nieciągłości pomiędzy udami jak łabędzie szyje, które wilgotniały, a jej piersi unosiły się i piekły przeszukującym dotykiem pory na mojej skórze. Leżeliśmy, a ja dziwiłem się nad tym pięknym cudem oddychającego ciała. Na tę scenę absolutnego spokoju wszedł mały dzik. Był to piękny widok. Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie zabić zwierzęcia i nie zabrać go ze sobą do domu. Ale myśl o użyciu noża szybko uciekła. Chętnie pozostawiłem dzika przy życiu. Wyglądał cudownie, gdy tak stał z łbem pochylonym, patrząc na nas z ukosa. Był drobny, sięgał Carinie do połowy ud. To piękne zwierzę wydawało się ukoronowaniem udanego dnia. Spojrzałem na nagą Carinę, pragnąłem, by podzielała moją radość, uśmiechnęła się. Zwierzę znajdowało się teraz o wiele bliżej, podeszło do Cariny, która wyciągnęła rękę, by je pogłaskać. Dzik wciąż wykonywał ten sam lekki, półkolisty ruch - jego poruszenia były tak wdzięczne, że nie mogłem się oprzeć, by na niego nie patrzeć. I nagle, poczułem zaduch odrazy, bo w upitej miłością głowie zaświtała mi myśl, że to śliczne, małe stworzonko może być niebezpieczne. Carina wydała krótki okrzyk, a ja podniosłem się automatycznie z łąki, podczas gdy zwierzę skoczyło w przód i uderzyło w nią. Trwało tak spokojnie, skapywała z niego czarna krew. Potem Carina zaczęła osuwać się na kolana, schwyciłem ją pod ramiona i przytrzymałem. Wciąż nie rozumiałem, że to śliczne zwierzę ją zraniło. Osunęła się, a ja podniosłem do góry jej twarz i zobaczyłem oczy nabiegnięte krwią, jakby za mgłą. Poczułem piekącą czarną falę smutku. Uniosłem ją, była bezradna, z rany na brzuchu lała się krew, pstra, rozżarzona czerwień. Cierpienie ściągało i rozciągało skórę jej twarzy. Miałem wrażenie, że jakby do jej kości, do kręgosłupa wdarł się chłód. Drżała lekko choć dzień był upalny, czułem, że była taka bezbronna.
Zamknęła oczy, czarne rzęsy drżały na tle ogorzałej skóry. Chwilę później je otworzyła, uśmiechnęła się lekko i gorzko, ponownie zamknęła i umarła. Zwierzę cały czas tam stało, ogarnęła mną zemsta, oczy stworzenia zdawały się być ohydne, przekrwione, świdrujące. Mój umysł zderzał się z pustką w której się męczyłem i gubiłem bezradnie. Stałem naprzeciwko niego i patrzyłem. Znajdowało się o jakieś dziesięć kroków ode mnie. Chciałem poczuć nagość pulsującego serca. Marzyłem o tym, by z uśmiechem rozkoszy wyjąć nóż i zacząć obrać go w ciele stworzenia. Usłyszeć jak ostrze zgrzyta między żebrami. Opamiętałem się, jelonek obszedł mnie i zniknął za drzewami. Byłem bezwolny i bezczynny, ale wiedziałem, że muszę pochować Carinę. Nie miałem żadnych narzędzi do kopania. Ukląkłem i rozgrzebałem liście dłońmi. Zobaczyłem cień rzęs na jej policzku tuż pod głębokimi oczodołami śmierci, kopałem dalej. Zapadł wieczór, wsunąłem Carinę do głębokiej jamy i zakryłem jej twarz liśćmi. Rozpłakałem się. Gorące nieznośne, miękkie parcie łez. Gdy wracałem do domu rodziców Cariny spocony czernią hiszpańskiej nocy poczułem dym, a gdy wyszedłem zza wzgórza zobaczyłem ogrom spalonej wioski. Potem dowiedziałem się, że wrogie bojówki najpierw rozstrzelały ludzi, a później podpaliły całą okolicę. Zabrałem jej ciało ze sobą, by pochować ją na cmentarzu bohaterów wojny w Barcelonie, postawiłem tam prosty nagrobek. Napis na nim mówił:
Carina Sanchez
Lekarka i partyzantka
Oddała swe życie za mnie i za ludzkość
Kończyła się wojna. Oślepłem, niejasne światłości w białych kitlach, rozświetlane znane mi oddalające się głosy mówią, że się postrzeliłem. Ale ja wiem, że gdzieś pod hiszpańskim niebem, poraniony w serce leżałem nieprzytomny, a sępy zlatywały się nade mną po to, by wydłubać mi oczy. Niektóre głosy mówią, że słyszały o czymś takim, ale myślały dotąd, że to zwykła kaczka dziennikarska. Że w gazetach pisało, że dzielny Polak zabił dziesięciu nazistów, a potem padł z przemęczenia i obudził się ślepy na oboje oczu. A potem, że przyfrunęło pięć, może sześć sępów i wydłubało mu oczy. Potwierdzam to wszystko z melancholijnym przejęciem, głęboką nostalgią i odpowiadam: Tak, tak było. Obudziłem się, słońce grzało mi głowę, usłyszałem sępy i usnąłem, a potem obudziłem się znowu, bo usłyszałem kobiecy, delikatny głos, który rozbrzmiał we mnie fragmentem hiszpańskiej piosenki:
jedna dusza więcej, tej nocy
ze zwiniętymi skrzydłami spadła w grzęską ziemię
z powodów niejasnych, z miłości niepewnej.
- Chodźmy pod ścianę, Piotrek.
Nieruchome postaci. Głowy uniesione do jasności, której nie widzę.
- Jeszcze nie, chcę poczekać, aż słońce ogrzeje mi twarz.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt