Te trzy rzeczy i mycie - zingela
Proza » Obyczajowe » Te trzy rzeczy i mycie
A A A

Te trzy rzeczy i mycie

TA PIER­WSZA RZECZ
Naj­pierw za­pytała, czy chcę te maj­tki. Zdzi­wiłam się py­taniem, ale za­raz zaśmiałam i żar­tobli­wie spy­tałam: a co, na ciebie za cias­ne? Uśmie­chnęła się co praw­da, ale ja­koś niewy­raźnie, i z tym mglis­tym uśmie­chem, wrażeniem uśmie­chu, od­po­wie­działa: po pros­tu ich nie lu­bię, chcesz? Więc wzięłam, nor­malne jest chy­ba, że sios­try się wy­mieniają ciu­cha­mi.

TA DRU­GA RZECZ
Ale za sta­nik to się wkurzyłam. Zaw­sze tak jęczałam, że mi się po­doba i że sa­ma bym go chciała mieć. Śmiała się, wie­działyśmy po praw­dzie obie, że co nieco będzie mi z niego wys­ta­wać, ale obiecy­wałam, że z dwoj­ga złego wolę dla niego schudnąć, bo ope­rac­ja plas­tyczna w cho­lerę dro­ga. Prze­rabiać ta­kie dzieło sztu­ki na­wet nie przyszło mi do głowy. Też war­to wspom­nieć, myślę, że to był sta­nik od jej dob­rej ko­leżan­ki, sprzątaczki teat­ralnej. Miała wyrzu­cić sta­re ub­ra­nia, cały wór. Na początku, jak zaczynała tę robotę, to wiado­mo, ta­kie wo­ry ot­wierała i pat­rzyła, czy nie na­dałoby się coś dla siebie al­bo ko­goś zna­jome­go, ale oka­zało się, że sa­me szma­ty zaw­sze pa­kowa­li. Bo ta­kie, które do cze­goś tam mogłyby się przy­dać, to - spo­koj­na głowa - nie na śmiet­nik wy­syłali, ale da­lej puszcza­li w obieg, bo wiadomo, że jeszcze za to im coś do kie­sze­ni wpadło: czy ek­sklu­zyw­nym ciu­chlandom po­dawa­li, czy do wy­pożyczal­ni strojów, czy do ja­kichś mu­zeów na­wet, bo to wiado­mo: różne mieli te ub­ra­nia. I jak już ta jej ko­leżan­ka sprzątaczka wychodziła z ma­gazy­nu, to cha­rak­te­ryza­tor­ka jeszcze za­winiątko po­dała, żeby i je wyrzu­ciła. Tamta na­wet nie pat­rzyła, co to jest, do­piero jak wrzu­ciła do ta­kiego spec­jalne­go kon­te­nera i coś jej tak pięknie rozbłysnęło, po­myślała, że głupotą będzie w ten kon­te­ner nie za­nur­ko­wać i nie spraw­dzić. I wy­ciągnęła sta­nik, is­tne cu­deńko, bius­to­nosz bo­gini, spełnienie marzeń, wyz­nacznik sen­su. A że dług wdzięczności wo­bec Lil­ki miała, to jej po­daro­wała, uczci­wie wyjaśniwszy, skąd się ta­kie ar­cydzieło szy­ku, kun­szt bieliźniar­stwa, wzięło w jej po­siada­niu. I wi­dać ta­ka do­la te­go sta­nika, że go do śmieci ciągnie, bo i ja kil­ka dni po spra­wie tych maj­tek go zo­baczyłam w koszu. Byłam i wściekła, i szczęśli­wa, dla­tego nie wie­działam, co ro­bić. Wściekła, bo prze­cież mi mogła od­dać, jak jej się od­widział, sprze­dać, nie wiem, w ramkę op­ra­wić, w pre­zen­cie dać. Wyrzu­cać szko­da. A szczęśli­wa, bo w końcu spełniło się mo­je marze­nie wiel­kie.
Ale później myślę so­bie: głupia by była, gdy­by ot tak wyrzu­ciła. Zaplątał jej się pew­nie ze śmieciami, nie zauważyła, może przez te­lefon roz­ma­wiała, a może z te­go jej roz­ko­jarze­nia, co to co­raz częściej zaczęła w nie wpa­dać os­tatnio, tak się stało. I myślę: no nie, nie za­pytam, bo może przez przy­padek rzu­ciła i go zechce z pow­ro­tem, le­piej niech nie wie, że go mam. Ale pat­rzę: ja­kaś stru­ta chodzi ósmy dzień z rzędu, no to już miałam jas­ność zu­pełną, że biedaczka się za­mar­twia sta­nikiem. I py­tam ją, ale wiado­mo, de­likat­nie, żeby się nie do­myśliła, że to ja mam. Na­wet so­bie po­myślałam, że już jej od­dam go, podłożę gdzieś, żeby zna­lazła, bo aż mi się ser­ce kra­jało, że tak chodzi rozżalo­na. Ktoś po­wie: sta­nik to sta­nik, ale jak zo­baczyłam, jak ona się snu­je po do­mu, chli­piąc po kątach, nie miałam ser­ca go trzy­mać. A i dieta nie bar­dzo mi szła. No, ale spy­tałam, nie dając po so­bie poz­nać, że wiem, że to o ten sta­nik tak: o co chodzi, dlacze­go ta­ka smut­na. Bąknęła coś, ale w ogóle mi nie pa­sowało do sy­tuac­ji, więc zażar­to­wałam tyl­ko krze­piąco: spo­koj­nie, znaj­dzie się, kar­ma wra­ca. I klepnęłam ją po ple­cach, też krze­piąco. A ona spoj­rzała na mnie wiel­ki­mi ocza­mi, zbladła i poszła do siebie.

TA TRZE­CIA RZECZ
Za­raz ja­koś później była su­kien­ka. Ode mnie i od ma­my su­kien­ka, tym ra­zem to jej marze­nie było, myślałyśmy z mamą, że gałki jej się wy­pat­rzą od te­go lam­pienia się w wit­rynę skle­pu na Nieżywej. Ale nic, w ogóle nic się nie odez­wała, tyl­ko wzdychała i tak pięknie pat­rzyła na tę su­kienkę, tak pięknie, że choć i su­kien­ka piękna, to nikt jej nie ku­pił przez miesiąc. Jak­by zacza­rowała. A jak jeszcze w os­tatnim dniu wyp­rze­daży wi­siała, to poszłyśmy z mamą i ku­piłyśmy. Bar­dzo była za­dowo­lona. Roz­pro­mieniona na całe niebo. I jak ją w tych pro­mieniach zo­baczyłam, to oczy­wis­tym mi się wy­dało, że su­kien­ka tyl­ko dla niej, w sam raz dla niej, jej przez­nacze­nie, styl życia i jak­by do­pełnienie jej oso­by. Lil­ka ją trak­to­wała z na­bożeństwem na­dal, nic się nie zmieniło. Tyl­ko na spec­jalne okaz­je wkładała, a później od ra­zu ściągała, wie­szała na wie­szak. Cieka­wostką jest, że jeszcze na to fo­lię przez­roczystą nakładała, bo nie cho­wała jej nor­malnie do sza­fy, tyl­ko na kar­niszu, żeby sta­le móc na nią pat­rzeć. Z mamą się kiedyś zaśmiałyśmy, że pew­nie ślub w niej zechce brać, a ona, że ślub chętnie, ale w cza­sie we­sela na pew­no by się zniszczyła. Mówi­my z mamą, że prze­cież to naj­ważniej­szy dzień w jej życiu, chy­ba nie będzie nad niego przedkładać ja­kiejś tam - na­wet tak pięknej - su­kien­ki. A ona, że w naj­piękniej­szy dzień w życiu nie wy­pada nicze­go niszczyć, zwłaszcza cze­goś piękne­go, bo sko­ro życie, ta kap­ryśna wład­czy­ni, jej ta­ki piękny dzień spre­zen­to­wała, to ona nie ma pra­wa zacho­wywać się inaczej niż jak chodzące dob­ro. Na to, wiado­mo, już nic nie od­po­wie­działyśmy. Dlatego jak ją zo­baczyłam przez uchy­lone drzwi, że sie­dzi i tę naj­piękniej­szą su­kienkę ce­ruje, to już wpadłam do po­koju i jak jej awan­tu­ry nie zro­biłam! Że chodzi stru­ta! Rzeczy od­da­je! Jeszcze od­da­je to nic, ale że wyrzu­ca! Że in­ni nie mają cze­go na siebie założyć, a ona wyrzu­ca! I to dob­re wyrzu­ca, niez­niszczo­ne! Bo­ga w ser­cu nie ma! Od­da­je, wyrzu­ca i te­raz niszczy jeszcze! Taką piękną su­kienkę niszczy! I ce­ruje! Ce­ruje za­miast do kraw­co­wej od­dać! Za­miast pójść do kościoła i klęknąć przed Najświętszą Pa­nienką, że zniszczyła szatę, w której Ona sa­ma by mogła chodzić! Że jak ona się zacho­wuje! Jak sza­cun­ku nie ma dla mnie, dla ma­my, dla siebie! Dla su­kien­ki! I dla Mat­ki Bos­kiej! I wyszłam, drzwiami trzasnęłam, nie odez­wała się nic do końca dnia.
I cały następny dzień sie­działa u siebie. Słychać było, że się krząta po górze, ale nie zeszła do kuchni. Wie­czo­rem, jak się cicho u niej zro­biło i myślałam, że spać poszła, wpa­rowałam do niej z ko­lejną awan­turą na us­tach, że się nie odzy­wa! Że nie przep­rasza! Że egois­tka jest! Że się mar­twi­my z mamą, a ona nic, tyl­ko sie­dzi u siebie i się wcześnie spać kładzie! Wchodzę, pat­rzę: ona wi­si. Tam wi­si, gdzie su­kienkę zaw­sze wie­szała. Krzyczę, biegnę, pat­rzę: żywa jeszcze, bo się krztu­si. Ra­tuję, od­ci­nam sznu­rek, wi­dać było, że do­piero co za­wisła. No nic nie zauważyłam dziw­ne­go. Te trzy rzeczy tyl­ko.

MY­CIE
A, no i myła się ja­koś długo, zaw­sze po ciem­ku. Ale jak się z mamą zain­te­reso­wałyśmy, to nas us­po­koiła już nie pa­miętam jak i zaczęła się myć, kiedy już spałyśmy, tak że na­wet nie wie­działyśmy, czy się zmieniło, czy nie, i za­pom­niałyśmy o spra­wie. Zdzi­wiło mnie wte­dy na początku, pa­miętam, że o te maj­tki spy­tała. Ale te­raz jak już wiem wszys­tko, dzi­wi mnie da­lej - że zaczęła tak wprost. A ja i tak się nie do­myśliłam. Ale jak tu się do­myślić, po czym? Pan by się do­myślił? I te­raz pan mówi, że gwałt, nic nie widziałam, mówię: tyl­ko te trzy rzeczy. No i to my­cie, tak.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
zingela · dnia 19.09.2016 11:31 · Czytań: 625 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 6
Komentarze
Aronia23 dnia 19.09.2016 17:11 Ocena: Świetne!
Cześć, Zingela. Goszczę pierwszy raz u Ciebie i pochłonęło mnie bez reszty Twoje opowiadanie. Jest o trudnej sprawie, trudnych zachowaniach, niezrozumieniu, samotności wcale nie z wyboru. Relacji ofiara a czynność sprawcy, że się tak wyrażę. Takie intymne sprawy poruszane , niby ot tak sobie a wcale nie. Wymieniono nazwy bielizny, bieli sukni, którą mogłaby nosić Matka Boska, a którą zniszczono. I te krzyki na ofiarę, bo nawet najbliżsi nie zorientowali się, co się przydarzyło młodej dziewczynie - przyszłej żonie, albo i nie, raczej to drugie. Bardzo poruszyło mną zdanie "A ona, że w najpiękniejszy dzień w życiu nie wypada niczego niszczyć, zwłaszcza czegoś pięknego, bo skoro życie, ta kapryśna władczyni, jej taki piękny dzień sprezentowała, to ona nie ma prawa zachowywać się inaczej niż jak chodzące dobro." To niesamowite, jak potrafiłaś pokazać psychikę osoby zniszczonej przez przemoc. Niepokoi w opowiadaniu to, że nikt nie pomyślał, dlaczego? Dopiero desperacki czyn... i pękło wszystko jak wrzód. Ropa się wylała.
Jak to mówił E. Stachura "Nie jest za późno, jest już za późno". Tutaj nie wiem czy happy end, czy nie, ale fizyczne życie uratowane. Psyche? Pozdrawiam A23
Dobra Cobra dnia 21.09.2016 22:41
Ciekawa rzecz, ładnie podana. Ładnie się czytało.


Dziękuję,

DoCo
trawa1965 dnia 23.09.2016 19:02
Nie czytało się dobrze i to z kilku powodów.

Po pierwsze: brak dialogów. Naprawdę wiele mogłyby one wyjaśnić, na przykład co w przeszłości mogło dzielić siostry.

Po drugie: zagmatwane i niekiedy niegramatyczne zdania. Szczególnie wyróżnia się tu druga część utworu. Jest tu na przykład zdanie, w którym dwukrotnie powtarza się zwrot: no bo wiadomo.

Oczywiście częściowo muszę zgodzić się z Aronią, że są w tym utworze świetne momenty, takie jak wymienione przez nią, ale sama odzież to jednak za mało, by z tej przyczyny próbować odebrać sobie życie.
zingela dnia 24.09.2016 10:14
Miło Was widzieć :) Aronio, dziękuję za Twoją obszerną opinię, w której dokonałaś wnikliwej analizy, ale i własnej interpretacji, cieszę się, że Ci się podobało!

Dobra Cobro, i Tobie serdecznie dziękuję za ciepłe słowa :)

Trawo, wszystko, co mi wytknąłeś jako wady, było absolutnie celowe. Jesteś bardzo uważnym i wnikliwym czytelnikiem, bo rozgryzłeś zamiary autora ;) Czytałeś może Myśliwskiego albo Masłowską? Ewentualnie "Na fejsie z moim synem" Wiśniewskiego? Mnie właśnie dobór lektur ukierunkował na taki sposób pisania, zwłaszcza Myśliwski rozkochał mnie w swego rodzaju monologach, czasami tajemniczych, a już na pewno niedopowiedzianych, bo zapisane są wyłącznie słowa mówiącego, a nie np. pytania, na które odpowiada, i co nieco o okolicznościach, w których owy "monolog" (jest w cudzysłowie, bo jeśli wejść w temat głębiej, to być może monologiem wcale nie jest, bo choć nie ma zwrotów interakcyjnych do rozmówcy, jednak można wyczuć, że jest ktoś obok, kto pyta i ingeruje w treść mowy) się odbywa. Dla mnie dialogi są przereklamowane - bo zbyt jasne.
Po drugie: niegramatyczność jak najbardziej celowa. Wspomniany zestaw lektur zaczarował mnie językiem mówionym. Autor, pisząc, starał się oddać naturalny sposób wysławiania się bohatera, bez żadnych poprawek. Po języku można dużo powiedzieć o tym, kto się nim posługuje, a więc zobacz: mój narrator ma swoje "słówko-przerywnik", wypowiada się czasami trochę jak wiejska baba, ale wplata też wyszukane zwroty, może nawet jakieś poetyzmy.
Cytat:
speł­nie­nie ma­rzeń, wyz­nacznik sen­su
- kto by tak powiedział o staniku! Jeśli masz ochotę, możesz podłubać w tym opowiadaniu i przyjrzeć się językowi mówczyni jeszcze raz, z drugiej strony ;)
Aha, i co do ostatniego Twojego zdania - oczywiście! Bo odzież to tylko znaki, symptomy, że coś jest nie tak. Ślady, po których mogłyby pójść siostra i mama Lilki, żeby zapobiec próbie samobójczej. Nie poszły. Dzięki za odwiedziny i opinię, wybacz, że się tak rozpisałam, ale chciałam wszystko dogłębnie wyjaśnić. Mam nadzieję, że się udało ;)
trawa1965 dnia 24.09.2016 11:27
Udało się i cenię Twoją opinię. Jednak nie powinnaś powoływać się na Masłowską i w ogóle na nikogo, bo Ty to Ty.

Zachęcam do lektury moich utworów.
Barbara K.W. dnia 30.09.2016 13:26
Świetny tytuł! Doskonałe połączenie zwykłego wyliczenia ( trzy rzeczy) oraz tradycyjnego wycierania sobie gęby religijnością ( gdy brakuje argumentów i to komuś do ataku lub obrony pasuje) z sytuacją trudną i niecodzienną. Rozmawiamy hasłami, żyjemy schematami i coraz trudniej jest się porozumieć, szczególnie gdy sytuacja wychodzi poza stereotyp. Podobało mi sie.
Serdecznie pozdrawiam
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, Posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale pełnymi… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty