Tylko trzy Rzeczywistości - Gorgiasz
Proza » Inne » Tylko trzy Rzeczywistości
A A A
Od autora: kategoria: pogranicze realizmu magicznego

Dzień zapowiada się pięknie. Białe kłębowiska obłoków płyną nad łagodnymi szczytami ciemnozielonych wzgórz, śpiących po przeciwległej stronie doliny. Ich spokojna, pełna dostojeństwa wędrówka, odsłania wciąż szersze fragmenty zamglonego porankiem błękitu nieba. Szare pasmo wąskiej, asfaltowej drogi ginie zakrętem i zasłoną wybujałych traw, łagodnie kołysanych ciepłym oddechem zbudzonego świtem wiatru. Po zboczach suną ostatnie pasma rannej mgły, gdzieniegdzie zbijając się w kłębki puszystych królików, wspartych na długich łapkach dymów, rosnących z nielicznie rozrzuconych u podnóży chat. Obok nich pełznie niespiesznie ciemnoczerwona gąsienica lokalnego pociągu, wystawiając do słońca jasnokremowy grzbiet. Odruchowo spoglądasz na zegarek: punktualnie. Jakby odpowiadając twym myślom, spalinowa lokomotywa odzywa się tęsknym, przeciągłym sygnałem, wyobrażasz sobie, że takim głosem oznajmiał swą siłę wymarły dawno jaskiniowy niedźwiedź, takim właśnie przeciągłym rykiem, który z właściwym opóźnieniem oplata górską łąkę, na którą przed chwilą przyszedłeś i powtórzony echem ginie w niebycie.
Główną drogą, wijącą się w nie do końca zasłoniętej dolinie, pędzą dwaj jeźdźcy, wzbijając postrzępiony tuman kurzu. Przez chwilę prowadzisz ich wzrokiem, wzdychasz ciężko, w końcu odwracasz się, pochylasz i rozkładasz metalowy stelaż przyniesionego ze sobą turystycznego leżaka. Siadasz, jadące szosą w dole samochody, wyglądają jak kolorowe chrabąszcze, które łażą po otaczających cię wybujałych źdźbłach wysokiej trawy, łodygach żółtych i fioletowych kwiatów. Opierasz ręce o gruby mur, kamienie zachowały jeszcze kojący chłód minionej nocy, patrzysz na ostatni wagon przesłaniany ścianą świerkowego lasu, wiesz, że wychynie za chwilę z prawej jego strony, z turkotem wjeżdżając na stację niedużego miasteczka, w którym na okres kilku dni wynająłeś wygodną kwaterę. Jeźdźcy są coraz bliżej, podążając już boczną drogą wiodącą do zamku, jadą teraz wolniej, konie zmęczone, a droga choć łagodnie, jednak się wznosi. Słońce grzeje coraz mocniej, tuż nad tobą zawisa ostrzegawczy skrzek drapieżnego ptaka, wzbudzając podświadomy niepokój, siadasz, nie jest zbyt wygodny, ale lekki w transporcie, a nie chciałeś ryzykować jazdy swoim nowym wozem po nieznanej, górskiej jakby nie było drodze, trudno przypuścić, że będzie utwardzona aż dotąd, widać już miecze u ich boków, właśnie nakładają przyłbice, dziwne, posłowie chyba tak się nie zachowują, nie masz pewności, wyżej są jakieś domy, asfalt i biegnące wzdłuż niego pochylone słupy trakcji elektrycznej. Wszystkiego nie przewidziałeś, ale bramy trzymasz zamknięte, i dobrze, nie wiadomo do końca kto kim jest, tak zawsze bezpieczniej, na nieznanej polnej drodze nawet zawrócić nie ma sposobu, rów, kamienie ukryte, dziury, szkoda zawieszenia.
Są coraz bliżej, twoi strażnicy tkwią nieruchomo, nie wydałeś żadnego rozkazu, otwierasz pierwszą z dwóch przyniesionych książek, „Struktura Rzeczywistości”, wyjmujesz kolorową zakładkę, to bilet nadmorskiej, wąskotorowej kolejki ze zdjęciem staroświeckiego parowozu, byliście tam zeszłego roku, tam poznaliście się, niby niedawno, a jakby epoka upłynęła cała, oprawiona w pamięć wydm, plaży, morza niepojętego, lecz nie przyjechała tutaj z tobą, musi dopilnować pewnego interesu, bardzo ważnego interesu, od którego zależy tak wiele, często myślisz o niej, pamiętasz smutek, prawie rozpacz tego pierwszego chyba pożegnania, otwierającego długą, kilkudniową rozłąkę. Jeden z jeźdźców rzuca coś w pył drogi, unosi rękę władczym gestem, śmieje się, zawracają, doskonale wiesz co to jest i od kogo, choć tak bardzo chciałbyś nie wiedzieć, tak bardzo pragnąłbyś być gdzieś indziej, w jakimś innym świecie, patrzysz przez chwilę na przeciwległe zbocza, wiatr owiewa twarz, szeleści kartkami książki, odsuwa cień osłaniającego cię drzewa.
– Panie! – Sługa przysłany przez dowódcę straży, lekko drżącym głosem ośmiela się zadać ci pytanie. Nie możesz go za to karać, sytuacja jest usprawiedliwieniem. – Panie! Wybacz, ale cóż czynić mamy? – No tak, oni mogą nie wiedzieć, ale ty musisz, brzemię władcy, musisz podjąć decyzję, trzeba wstać, przesunąć głębiej w osłonę cienia, robi się gorąco, światło razi oczy, trudno czytać, wyjmujesz z plecaka termos z herbatą, gorąca lepiej gasi pragnienie chociaż nie wszyscy o tym wiedzą, i dobrze jest dodać plaster cytryny, niezbyt gruby, dwie łyżeczki cukru, co ona teraz robi, modli się pewnie w swej komnacie.
– Przynieście mi to, co rzucili – rozkazujesz. Jeźdźcy się oddalają, najpierw kłusem, potem już galopem, spieszą się, czujesz, że twój czas również przyspiesza, jakby ktoś policzył dni, godziny. Szara zasłona pyłu zaciera ich kształty, znikają za zakrętem. Słyszysz zgrzyty, szczękają zasuwy, to strażnik otwiera furtę w bramie, wychodzi ostrożnie, widać pełen lęku chociaż wie, musi wiedzieć, że w tej chwili nie ma się czego obawiać, pusta droga, wyniosłe, nieskoszone trawy, przetykane kolorowym kwieciem i łagodnie wiatrem kołysane, dalej kilka drzew, kępa niewysokich krzewów, śpiew ptaków rozcina powietrze, pochyla się, podnosi i znika w osłonie murów. Czekasz z niecierpliwością. Dłoń ściska kurczowo drzewce. Otwór wiodący do jaskini jest wąski, wpijasz wzrok w stojącą tuż za nim mroczną ścianę lasu, wiesz, że za nią ciągnie się dolina i dalej przeciwległe wzgórza porośnięte tę samą bujną, pełną tajemnic zielenią. Niedźwiedź może pokonać wejście, ale chciałbyś aby przyszedł, słyszałeś go w pobliżu, jest mięsem, potrzebne ci mięso, tobie, twojej kobiecie i dzieciom, czekają z nadzieją ukryci w głębi pieczary, jesteście głodni, bardzo głodni, przeżyjecie najwyżej jeszcze kilka dni.
Domyślasz się jaką wieść otrzymasz, nie wiesz tylko, ile dni ci wyznaczono. Sługa podaje sakwę ciśniętą przez przybyszy, nie wręczoną jak należy, to obraza, ale cóż poradzić, wyjmujesz zwinięty ciasno rulon, spodziewana wiadomość, zaraz zadzwoni, kiedyś otrzymywałeś listy w zaklejonych kopertach, ze znaczkiem kolorowym, jakże się na nie czekało, lub te godziny na zatłoczonej, dusznej poczcie, najlepiej wieczorem, ludzi mniej i taniej, oczekiwanie, godzinę, czasem dłużej, zły głos nerwowej czy zmęczonej telefonistki wywołuje nazwę miasta, numer kabiny, do której rzucasz się jak zwierzę, stoi u wejścia, zasłania światło, obnażone kły, gorejące ślepia próbują przebić mrok, nos wietrzy już twój zapach, teraz telefon masz w kieszeni, ale oczekiwanie pozostało niezmienione, tęsknota ta sama, skurcz w piersiach ten sam, czekasz, tak bardzo czekasz, wiesz, że czyjeś mięso przedłuży czyjeś życie, ale nie wiesz czyje, twoje, jego, tak już jest, nie dziwisz się, nie protestujesz, po prostu trwasz w oczekiwaniu, bo nic więcej nie pozostało do zrobienia, tylko myśl dziwna wsącza się nagle, czy wrócisz tu kiedyś, czy będziesz pamiętał. Pierwsze akordy piątej symfonii zaklętej w sygnał telefonu, obwieszczają zapewne nadejście tak ważnej, tak oczekiwanej wiadomości, nadejście słów, które zmienią twoje życie, staną się ciałem, przyszłością, nowym realnym światem, rozwijasz pergamin, staranne pismo, musieli zabrać na wyprawę pisarza, a może przygotowali je wcześniej, ale krótkie, bardzo krótkie, jedno zdanie, choć ładnie napisane, „Twój czas minie przed zachodem słońca”, tylko tyle, wiedziałeś, ale gdzieś tam w głębi serca czekałeś na coś innego, czekałeś na cud.
Podnosisz oczy, sługa stoi pochylony w pokornej, oczekującej postawie, „przyprowadź ją tutaj” – taka jest twoja wola, miało zabrzmieć władczo, nie zabrzmiało, głos wychodzący ze ściśniętej krtani, cichy jakiś, stłumiony, nieposłuszny, on kłania się jeszcze niżej, wycofuje tyłem, znika, przechodzi oddział kilku wojowników, nie, to nie wojownicy, chłopi powołani naprędce do obrony zamku, niewielki będzie z nich pożytek, twoje wojsko prawie nie istnieje, wróg łatwo mury pokona, wiesz o tym, zginiesz, to ostatni twój dzień, słońce wspina się coraz wyżej, trele ptaków cieszących się pięknem świata, życiem, którego im nikt zabrać nie chce, do zachodu pozostało jednak trochę czasu, jak go wykorzystać, czy coś możesz zrobić, naprawić, nie wiesz, nie potrafisz, wszystko już było, będzie, jesteś jaki jesteś, nikt ci nie pomoże nieść to brzemię, nikt nie doradzi. Dźwięki symfonii jak fatum wdzierają się do twego świata, odbierasz szybkim ruchem, znów jakaś reklama, znów wciskają niechciany towar, niepotrzebną kartę innego, niespełnionego życia. Jednak ten kontakt, to związanie ze światem, jest ci już niezbędne, komórka stała się częścią ciebie, gdy nie zabierzesz jej ze sobą, czujesz się nagi, zagubiony, samotny, ale dzięki niej zawsze można cię znaleźć, zlokalizować, dopaść, zabić, wiesz, że on tylko o tym myśli, ale jest silniejszy, znacznie silniejszy, potężne łapy i pazury, pożre was, idzie z całą swoją armią, niezbyt liczną, ze stu konnych, ale są wśród nich ciężkozbrojni rycerze i kilkuset pieszych, wieśniacy, ale to i tak nazbyt wiele na twe ogołocone z załogi niewysokie mury, nie potrafiłeś utrzymać żołnierzy, dowódcy wszczęli rokosz, odeszli, żołdu nie płaciłeś, po trochu z braku srebra, po trochu ze skąpstwa, zresztą dostęp łatwy, nie ma fosy, wzgórze łagodne, lecz ona... dostanie ją, będzie jego nałożnicą, a twoje księstwo przestanie istnieć wymazane z dziejów jak wiele innych, których nazw nigdy nie poznałeś. Ty zawiśniesz jak słomiany chochoł w świetle własnej bramy, na postrach i upokorzenie, w aureoli zlatujących się zewsząd tłustych, lśniąco granatowych much.
Koniec się zbliża, pełznie, wślizguje jak wąż, ród twój nie przetrwa, niedźwiedź już jest, ryczy, staje na zadnich łapach, chcesz wróść nogami w ziemię, może ona doda ci tak potrzebnych sił, znaleźć punkt oparcia, kamień pod stopami, twardy, śliski nieco, oszczepem mierzysz w rozwarty pysk, mocarne przednie pazury rozrywają po bokach kawałki zwietrzałej skały, poszerzają otwór, ciskasz dzidę, ale w tym momencie on zwiera paszczę, grot uderza w twarde zęby, może jakiś wybija, odrzuca zwierzę, lecz ono wraca natychmiast, rycząc z jeszcze większą wściekłością, wciska w szczelinę, dłoń trzyma krótkie, krzemienne ostrze, wiesz, że to za mało, nie uratujesz kobiety, dzieci, nie wyprowadzisz ich z tej zamkniętej czeluści, ostatnia chwila, życie przebiega przed oczyma, krótkie, nędzne życie, ciągła walka, walka o przetrwanie, pożywienie, schronienie, ognisko, czemu tak, czemu, matka, strumień, las, pogoń za pięknym jeleniem, kwitnąca łąka, ona, dlaczego świat ten odchodzi, dlaczego, smród oddechu, rozrywana pierś, ułamek bólu, sługa wraca, zatrzymuje się w pełnej szacunku odległości, ale jednak zbyt daleko, powinien mówić lecz milczy, głowa spuszczona, czujesz dreszcz przechodzący przez plecy, „mów”, on się cofa, otwiera usta, ale głos z nich nie płynie, „mów”, krzyczysz, pięści zaciśnięte bezwiednie, palec dotyka przycisku ledwie zabrzmiał pierwszy akord Beethovena.
– Tak? Tak... słyszę... naprawdę... nie wierzę, nie... Piersi twardnieją w bryłę lodu. – No co mam powiedzieć, wiem, że to katastrofa, co? – Jeszcze raz nie możesz, nie chcesz uwierzyć w to, co słyszysz. – Jak to wyjeżdżasz do Anglii, samolot, kiedy, nie rozumiem... masz już bilet? – Znaczy, liczyła się z tym, przewidywała, zostawia cię, zdradza, na pewno zabierze wszystko co zostało, nie zdążysz jej uprzedzić, siedząc tutaj, wśród gór, rok wspólnego życia, planów, wiary, nadziei, miłości. Chcesz coś powiedzieć, słowa uciekły, czujne takie, przewidujące, ty zostałeś, ale to już bez znaczenia, już niepotrzebne one, dokonało się, byli sprytniejsi może mądrzejsi, a na pewno silniejsi od ciebie, prawie nie masz wojska, dwudziestu żołnierzy, kilkudziesięciu okolicznych chłopów uzbrojonych w kije i jakieś wyszczerbione noże, mur od wschodniej strony popękany, rękoma można wyłom zrobić, ale czemu ten sługa tak dziwnie patrzy, „nie przyjdzie panie... ona... ona nie żyje... wisi w odrzwiach...”, nie słuchasz dalej, jak szalony rzucasz się do biegu, wpadasz do budynku, schody, korytarz, jeszcze jedne schody, tamto wejście, jej izba, dostrzegasz ją, wybrała śmierć, bez pożegnania, nic, ani jednego słowa, nie wiedziałeś, zostawiła cię na tym świecie, padasz na kolana, płacz wybucha niezależnie od woli, to koniec drogi, nic już nie zostało, nic nie jest ważne, nic się nie liczy, bezmyślnie podnosisz drugą z przyniesionych książek „Światy Równoległe”, dzieło znanego japońskiego naukowca – cóż on może o tym wiedzieć – myślisz z goryczą, otwierasz ją i zamykasz drzwi za sobą, zostaniesz tutaj, z jej ciałem w mrocznej izbie, w tym zamkniętym kamiennym murem wycinku tej jednej, jedynej czasoprzestrzeni, nie widzisz już, bo oczy zostały zjedzone razem z twarzą, nie widzisz, że twoja kobieta patrzy tępo na potężne cielsko zwierzęcia z głuchym pomrukiem pożerającego twe ciało, wie, że będzie następna, nie ma ratunku, dzieci siedzą cicho, taki los, jest ciemno, bardzo ciemno, światło wpadające przez wejściowy otwór zasłania kudłata bestia, niewielki obłok skrył promienie dalekiego słońca, podchodzisz do wąskiego, zakratowanego gotyckiego okna, otwartą książką odpędzasz natrętnego owada, nadciąga chmura, może jednak spadnie deszcz, która to godzina, nieważne, możesz przecież tu zostać, powinieneś tu zostać, już nie masz dokąd iść, widzisz koniec doliny, błyski jakieś, tak odbija się światło od stali rycerskich pancerzy, nadciągają zwartym szykiem, niewiele czasu zostało, wiatr powiał mocniej, jednak może padać, przeciwległe wzgórza pokrywa cień, niespiesznie skradając się coraz bliżej i bliżej, odkładasz książkę, wyciągasz na leżaku, źdźbła trawy łaskoczą twe dłonie, motyle trzepocą skrzydełkami, białe, żółte i małe takie, niebieskie, z błękitu niebios wykrojone, niebu wydarte, basem buczy kosmaty, czarno rudy trzmiel, nie mogąc się utrzymać w wiotkim, liliowym kielichu i coraz głośniejsze, rytmiczne brzęczenie, to pszczoły, dużo pszczół, tyle kwiatów wokół, zbierają nektar dla swego roju, swego ula, mają dla kogo żyć, pracować, dokąd wracać i nawet nie wiedzą jak są szczęśliwe.
Wyczuwasz czyjąś obecność, odwracasz się. Stoi tuż za tobą, niewysoki, szczupły, w nieokreślonym wieku, znoszone lecz czyste ubranie, jasna koszula nie kontrastuje z bielą spodni odsłaniających bose stopy, ręce skrzyżowane na piersiach. Jego oczy patrzą z dobroduszną ironią choć bez pogardy i potępienia, a ich przenikliwe, ciepłe promienie przesycone jarzącym się wewnętrznym światłem, są zapowiedzią czegoś nieznanego, niepojętego. Tak, pamiętasz, spotkałeś go już raz czy dwa, na dole, w mieście, idącego z przeciwka zatłoczonym deptakiem, objął cię wtedy przeszywającym wzrokiem, wasze spojrzenia skrzyżowane na mgnienie, coś zapłonęło, zadrżało, wstrząsnęło, rozpadł się świat na miriady lśnień, fragmentów, dróg wiodących dokądś, wyskoczył z tego czasu, ale potem scaliło się ono, odeszło, wtuliło w zapomnienie, ucichłe nagle, onieśmielone, odrzucone, później chyba staliście razem w kolejce po lody, w tej kawiarni na rogu, a może był tam ktoś inny. Przyglądasz się uważnie, bardzo uważnie, zza jego pleców coś wystaje, unosi kształt jakiś, przypominający rozpostarte... nie, to niemożliwe, mrugasz, nie znika, nad głową spłaszczony owal świeci niewyraźną, ledwo widoczną poświatą, gdyby nie ciemny brąz tła stworzony przez stojące za nim pnie świerków, nie byłby widoczny.
– Zstąpiłem po ciebie. – Uśmiecha się. – Chodź już ze mną.
Wyciąga rękę. Głos spokojny, pewny, łagodny, ironia zniknęła; zastąpiła ją trudna do określenia troska, życzliwość. Wiatr ucichł, słońce rozbłysło pełnią oślepiającego blasku, przeganiając ciemną chmurę, która strwożona nagle, odeszła w niewiadome miejsce.
– I znów ci się nie udało. – Wzdycha ze współczuciem. – Nawet tylko w trzech światach, tylko w trzech rzeczywistościach, nie umiesz sobie poradzić, a jest ich przecież tak wiele, nie miliony, nie miliardy, lecz nieskończona liczba, czytałeś przecież, wiesz o tym. I w każdej z nich żyjesz, w każdej dźwigasz swój los. Pojmujesz, jaki ciężar nieść musisz? Kim jesteś? Ale będąc jedynie w trzech spośród nich, nie pomożesz własnemu ja, nie potrafisz dostrzec siebie, nie wiesz, że gdzieś jeszcze istniejesz. Ileż eonów upłynie, zanim zrozumiesz kim jesteś naprawdę, zanim staniesz się pełnią własnej istoty. Tak już jest, trzeba o tym wiedzieć, choć czasem lepiej nie pamiętać. No i chodź już, chodź, musisz iść dalej, tyle jeszcze dróg przed tobą...

Aleksander Litto Strumieński

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Gorgiasz · dnia 24.09.2016 04:33 · Czytań: 767 · Średnia ocena: 4,75 · Komentarzy: 17
Komentarze
JOLA S. dnia 24.09.2016 16:02 Ocena: Świetne!
Gorgiaszu, magiczny, konsekwentny tekst. Nareszcie znalazłam coś, gdzie wszystko mi pasuje! Nie zmieniłabym ani jednego słowa, gdyby mi dano taką możliwość. Naprawdę dziękuję za przywrócenie wiary w to, że ludzie jeszcze piszą w ten sposób...Daleka jestem od poezji, ale w tym utworze ją czuję. Cudowne opisy, bardzo plastyczne, nie przerysowane - widać, że kiedyś miałeś w ręku pędzel. Malować słowem to sztuka nie lada. Bez wyczucia, talentu jest z tym ciężko. Troszkę się na tym znam;) Dziękuję! :)
Pozdrawiam bardzo ciepło z wyrazami uznania
Gorgiasz dnia 24.09.2016 16:35
Dziękuję Jolu z tak miłe słowa. Bardzo się cieszę z Twojego uznania.
intro dnia 24.09.2016 18:23
Gorgiaszu

w moim odczuciu jest to bardzo sprawne pisanie, efektowne i ciekawe.

Można się zastanowić, czy tak silne splecenie trzech rzeczywistości jest na pewno konieczne, czy nie lepiej byłoby je uczytelnić. Można się zastanowić nad rozbudowaniem symboliki poszczególnych elementów, na które wówczas byłaby przestrzeń.

Zdecydowanie warto się zastanowić nad stylizacją opisów - tekst jest moim zdaniem bardzo przegadany, zawiera mnóstwo przymiotników i przysłówków, które miejscami są redundantne (jeśli obłoki suną z dostojeństwem, to wiadomo, że spokojnie), miejscami stawiają drugą i trzecią kropkę nad i, nie pozostawiając wyobraźni czytelnika żadnej możliwości interpretacji, a wielokrotnie można byłoby opisywaną sytuację wyrazić inaczej. Albo pominąć, nie wszystko ma znaczenie dla obrazu, który chcesz wywołać w percepcji czytelnika (czy konieczna jest informacja, że wzbijający się tuman kurzu jest postrzępiony? Nic nie wnosi, zachwaszcza tekst).

Druga sprawa, na którą zwróciłabym uwagę, to długość zdań wielokrotnie złożonych. Czasem gmatwają się aż do absurdu ("Jakby odpowiadając twym myślom, spalinowa lokomotywa odzywa się tęsknym, przeciągłym sygnałem, wyobrażasz sobie, że takim głosem oznajmiał swą siłę wymarły dawno jaskiniowy niedźwiedź, takim właśnie przeciągłym rykiem, który z właściwym opóźnieniem oplata górską łąkę, na którą przed chwilą przyszedłeś i powtórzony echem ginie w niebycie. " - który, na którą).

To tylko sugestie. Z mojego punktu widzenia tekst - i tak już, jak podkreślam, dobry i intrygujący, z naprawdę świetnymi kawałkami - po redakcji wzniósłby się w całości na wyższy poziom literacki.

Pozdrawiam i życzę powodzenia :)
Aronia23 dnia 24.09.2016 19:47 Ocena: Bardzo dobre
Gorgiaszu, tekst z bardzo ciekawie poprowadzoną narracją. Trzy rzeczywistości są jak sen, ale przecież snem nie są, jak wiemy. Właściwie to przerażające jest wszystko. Jeżeli taka jest i tych rzeczywistości są eony, to jak tu żyć i funkcjonować? No może i dobrze, że się tak przenikają, bohater - wysłannik pewnie samego Boga (bardzo namacalnego), może odpocząć od jednej, drugiej i trzeciej. Jego jaźń musi przeskakiwać, jak w grze komputerowej - to mi przyszło do głowy. Zapewne też wie
"Tak, pamiętasz, spotkałeś go już raz czy dwa, na dole, w mieście, idącego z przeciwka zatłoczonym deptakiem, objął cię wtedy przeszywającym wzrokiem, wasze spojrzenia skrzyżowane na mgnienie, coś zapłonęło, zadrżało, wstrząsnęło, rozpadł się świat na miriady lśnień, fragmentów, dróg wiodących dokądś, wyskoczył z tego czasu, ale potem scaliło się ono, odeszło, wtuliło w zapomnienie, ucichłe nagle..."
(tak myślę), że nie umiera się naprawdę, choć niedźwiedź jaskiniowy wymarł. Zdania o tym najbardziej wbiły mi się w pamięć zdania a raczej ich urywki, porozrzucane jak klocki.

"wyobrażasz sobie, że takim głosem oznajmiał swą siłę wymarły dawno jaskiniowy niedźwiedź, takim właśnie przeciągłym rykiem, (...) ale w tym momencie on zwiera paszczę, grot uderza w twarde zęby, może jakiś wybija, odrzuca zwierzę, lecz ono wraca natychmiast, rycząc z jeszcze większą wściekłością, wciska w szczelinę, dłoń trzyma krótkie, krzemienne ostrze, wiesz, że to za mało, nie uratujesz kobiety, dzieci, nie wyprowadzisz ich z tej zamkniętej czeluści, ostatnia chwila, życie przebiega przed oczyma, krótkie, nędzne życie, ciągła walka, walka o przetrwanie, pożywienie, schronienie, ognisko, czemu tak..."

Inne przeniesienie się w inną rzeczywistość jest równie ciekawie prowadzone. Bardzo, bardzo cenię Twój sposób myślenia i dzielenie się nim z czytelnikiem . Tylko naprawdę trzeba się wysilić, że tak powiem "intelektualnie", aby pojąć sens Twojej opowieści. A to przecież - "Tylko trzy Rzeczywistości". Serdecznie pozdrawiam , Aronia23.
Gorgiasz dnia 24.09.2016 20:06
Bardzo dziękuję intro za cenne uwagi.

Cytat:
Można się zastanowić, czy tak silne splecenie trzech rzeczywistości jest na pewno konieczne, czy nie lepiej byłoby je uczytelnić.

Sądzę, że nie. Z jednej strony nie chciałem, aby czytelnik zbyt szybko zorientował się w sytuacji (określmy to w ten sposób ), a z drugiej, chodziło o ukazanie braku tego zrozumienia w ramach samego opowiadania, aż do momentu pojawienia się "czynnika zewnętrznego", to jest nie pochodzącego bezpośrednio (nie będącego jego funkcją w sensie matematycznym, czy pochodną/emanacją) z żadnego z nich.

Cytat:
Można się zastanowić nad rozbudowaniem symboliki poszczególnych elementów, na które wówczas byłaby przestrzeń.

Tak, ale wówczas opko rozrosłoby się do znacznie większych rozmiarów, a nie widziałem takiej potrzeby i nie było to moim zamiarem.

Cytat:
Zdecydowanie warto się zastanowić nad stylizacją opisów - tekst jest moim zdaniem bardzo przegadany, zawiera mnóstwo przymiotników i przysłówków, które miejscami są redundantne (jeśli obłoki suną z dostojeństwem, to wiadomo, że spokojnie), miejscami stawiają drugą i trzecią kropkę nad i, nie pozostawiając wyobraźni czytelnika żadnej możliwości interpretacji, a wielokrotnie można byłoby opisywaną sytuację wyrazić inaczej. Albo pominąć, nie wszystko ma znaczenie dla obrazu, który chcesz wywołać w percepcji czytelnika (czy konieczna jest informacja, że wzbijający się tuman kurzu jest postrzępiony? Nic nie wnosi, zachwaszcza tekst).

To jest bardzo ważne spostrzeżenie. Z jednej strony chodzi o kwestię stylu i formy opisów, być może nie najszczęśliwsze. Z drugiej - to bardzo trudne, odnaleźć tylko najważniejsze słowa, które ujmowałyby istotę rzeczy i przedstawianej myśli, wyeliminować wszystko zbędne. Nie potrafię.
Czy taka informacja jak wspominasz, jest konieczna? To też kwestia stylu, stworzenia obrazu, nastroju, klimatu. Może odpowiadać, albo nie. W każdym razie w dużym stopniu, zgadzam się z Tobą, ale... wychodzi jak wychodzi.

Cytat:
Druga sprawa, na którą zwróciłabym uwagę, to długość zdań wielokrotnie złożonych. Czasem gmatwają się aż do absurdu

Z tym absurdem, szczególnie biorąc pod uwagę specyfikę tego tekstu - nie mogę się zgodzić. I mam tendencję (świadomą i celową) do budowania długich, złożonych zdań. Oczywiście, nie zawsze wyjdzie jak należy, ale to kwestia techniki, nie wizji formy i budowy tekstu; może z czasem będzie lepiej.
Przytoczone zdanie wydaje mi się zrozumiałe i logiczne, natomiast "który - którą", to oczywisty błąd.

***

Aronio, dziękuję za wizytę.
W żadnym razie nie sądzę, aby było to przerażające. Większość z nas ma ukształtowany obraz świata (w sensie otaczającej rzeczywistości, tego co jest postrzegane poprzez naszą świadomość) na podstawie ogólnej, szkolnej wiedzy, która w praktyce jest zapóźniona co najmniej o kilkadziesiąt lat, a w wielu dziedzinach o znacznie więcej. Koncepcja Wieloświata czy Multiświata, czyli istnienia wielu (fizycznych!) światów równoległych i podobnych do naszego, jest standardem we współczesnej fizyce. Problem polega na tym, ze mainstreamowa propaganda nie zajmuje się tą tematyką, a w nawale codziennych spraw, kłopotów i problemów, trudno wszystko ogarnąć. A wiadomo - wszystko co nieznane, wydaje się tajemnicze i groźne. Kiedyś czymś nie do uwierzenia była kulistość Ziemi - no jak się tu nie bać, przecież z okrągłej powierzchni można spaść.

Powiedziałbym, że - nie strach oczywiście, ale głębsze zastanowienie - może budzić fakt naszej kondycji psychicznej, która jest w stanie objąć tylko jedną rzeczywistość, jeden świat, spośród ich nieskończonej liczby. Jak bardzo jesteśmy ograniczeni, niedoskonali i bezradni wobec tego, co istnieje, co nas otacza, a z czego często nawet nie zdajemy sobie sprawy. Być może kiedyś będzie inaczej i będziemy to przyjmować, jako coś oczywistego i naturalnego.
Aronia23 dnia 25.09.2016 11:40 Ocena: Bardzo dobre
Gorgiaszu. "Koncepcja Wieloświata czy Multiświata, czyli istnienia wielu (fizycznych!) światów równoległych i podobnych do naszego, jest standardem we współczesnej fizyce.". To w takim razie jest to jeszcze bardziej straszne. Takie roztrojenie jaźni. Dobrze, jeżeli to prawda, że:
"... nie strach oczywiście, ale głębsze zastanowienie - może budzić fakt naszej kondycji psychicznej, która jest w stanie objąć tylko jedną rzeczywistość, jeden świat, spośród ich nieskończonej liczby. Jak bardzo jesteśmy ograniczeni,...". Muszę się, w takim razie, głębiej zastanowić nad tym, co napisałeś. Może rzeczywiście tak jest, może ludzie głęboko czujący i mówiący o tym, o swoich wizjach, swoich innych rzeczywistościach, uważani są w naszym tu i teraz, za niespełna rozumu. Oj, zadanie mam do wykonania, że, hej. Dziękuję. Na koniec jeszcze jedno zdanie.
"Niczego nie wiemy o tym, co dzieje się w sprzeczności z naturą, tylko o tym, co o niej wiemy." Powiedział to ktoś bardzo mądry, nie pamiętam jego nazwiska, ale poszukam. Wszystkiego dobrego na ten piękny dzień. A23
Nalka31 dnia 26.09.2016 22:02
Wracałam kilka razy do tego tekstu. Nie ma to jak namacalna, chociaż może nie do końca uwypuklona odrobina magii. Poza tym podróże wielowymiarowe w literaturze, to nie jest jakieś nowe odkrycie. Istotne natomiast jest w jaki sposób światy równoległe zostały przedstawione, bądź rola bohatera w tych światach. My wszakże też miewamy efekty dejavue. Całość wciąga i jest bardzo plastyczna. Zatem jestem zadowolniona czytaniem. :)

Pozdrawiam :)
Gorgiasz dnia 27.09.2016 10:32
Dziękuję Nalko za odwiedziny. Cieszę się, że opko wzbudziło Twoje zainteresowanie.
Niczyja dnia 28.09.2016 23:10
Gorgiaszu,
Tekst jak zwykle nieziemski, magiczny, cudowny w swojej wieloznaczności:)
Momentami gubiłam się, w którym jestem świecie, w której Reczywistości, tak płynnie przechodziłeś między nimi. Dziękuję za piękną podróz, malowanie świata poprzez szczegółowe, działające na wyobraźnię opisy. Za klimat i atmosferę...
Czuć smutek, dużo smutku, jest spokojne pogodzenie się z tym, co nieuchronne.
Jest też nadzieja, wszytsko nie kończy się wraz z końcem tekstu. To dopiero początek:

Cytat:
musisz iść dalej, tyle jeszcze dróg przed tobą...


Przyjemnie jest Ciebie czytać, ale wymaga to odpowiedniego miejsca i czasu. To uczta dla duszy i zmysłów.

Pozdrawiam serdecznie,
Niczyja
Gorgiasz dnia 29.09.2016 15:34
Bardzo dziękuję Niczyja. Tak wiele miłych słów - nie zasłużyłem.
al-szamanka dnia 29.09.2016 19:06 Ocena: Świetne!
Białe kłę­bo­wi­ska ob­ło­ków płyną nad ła­god­ny­mi szczy­ta­mi ciem­no­zie­lo­nych wzgórz, śpią­cych po prze­ciw­le­głej stro­nie do­li­ny.[/quote]
Cytat:
as­fal­to­wej drogi ginie za­krę­tem i za­sło­ną wy­bu­ja­łych traw, ła­god­nie ko­ły­sa­nych cie­płym od­de­chem zbu­dzo­ne­go świ­tem wia­tru.

Cytat:
gdzie­nie­gdzie zbi­ja­jąc się w kłęb­ki pu­szy­stych kró­li­ków, wspar­tych na dłu­gich łap­kach dymów, ro­sną­cych z nie­licz­nie roz­rzu­co­nych u pod­nó­ży chat.

Na sto procent nie jestem pewna, ale chyb te przecinki nie muszą tutaj być.
Cytat:
wiesz, że za nią cią­gnie się do­li­na i dalej prze­ciw­le­głe wzgó­rza po­ro­śnię­te tę (tą) samą bujną, pełną ta­jem­nic zie­le­nią.

I nad poniższym się głowię...
Cytat:
[quote]nikt ci nie po­mo­że nieść to brze­mię

... ciągle mi nawraca, że tego brzemienia

Sam tekst jak dla mnie.
Przeczytam go już wielokrotnie, raz po razu, i coraz bardziej wchodziłam w wielopoziomowość Twoich rzeczywistości.
Widziałam po drodze skargę na przydługie zdania. Dla mnie nie są one takie. Wiem, że konstruowałeś je z rozmysłem, bez nich nie dałoby rady uzyskać tego specyficznego splątania, tej momentalnej przebitki jednego w drugie, jednoczesnego współistnienia, gdzie czas jest zaiste tylko pojęciem względnym, a może w ogóle nie istnieje, albo jest wyłącznie ludzkim wynalazkiem, aby się nie pogubić wśród elementów, ktorych uporządkowanie w całość nas przerasta.
Szczególnie końcówką tak mnie zaintrygowałeś, że spróbuję ją roz-medytować, gdy tylko znajdę na to odpowiedni moment nad moim strumykiem.

Pozdrawiam :)
Gorgiasz dnia 29.09.2016 20:43
Dziękuję al-szamanko. Do uwag odnośnie długich zdań przywykłem, ale lubię takie i masz absolutna rację - w tym wypadku były niezbędne. Przecinki bym zostawił, może i są dyskusyjne, ale tak jakoś je widziałem. Z brzemieniem - nie mam pojęcia jak powinno być.
Bardzo się cieszę, że odebrałaś tekst, jakby był dla Ciebie.
al-szamanka dnia 29.09.2016 20:47 Ocena: Świetne!
Gorgiasz napisał:
Z brzemieniem - nie mam pojęcia jak powinno być.

Mam nadzieję, że któryś z redaktorów rozstrzygnie, w końcu to specjaliści.
Świetne są w takich sprawach także Zola, Wasinka i Miladora :)
Heisenberg dnia 30.09.2016 20:18
Zajrzałem pod tekst za komentarzem al-szamanki i popieram Jej uwagę, że "tego brzemienia". Jako specjalista mógłbym na tym skończyć ;) Ale ponieważ moją specjalistyczność dość łatwo podażyć, a w rozstrzyganiu czegokolwiek lepiej sprawdziłby się ktoś o wiedzy większej niż moja, muszę posiłkować się linkiem:
http://sjp.pwn.pl/poradnia/.../biernik-czy-dopelniacz;6047.html

Powyższy artykuł odnosi się co prawda do nakręcania zegarka, nie noszenia, ale mówi o zmianie przypadku z biernika na dopełniacz po przeczeniu. Idąc tym tropem, trudno nie uznać, że i "brzemię" powinno zmienić przypadek po "nie pomoże nieść".
I chyba tak brzmi lepiej, a czyż nie o dobre brzmienie w języku chodzi? :)

Głupio tak wtrącać się z uwagą o pojedynczym zwrocie, nie komentując całego tekstu. Jednak nie wiem, co nowego mógłbym napisać po moich poprzednikach. Zgodzę się więc z opinią o świetnym "klimacie" utworu, ale poprę też intro, że trochę przegadane. Poza tym tekst napisany sprawnie, bez zgrzytów, chociaż - nie wiem, dlaczego - jakoś wolę Twoje pisanie, Gogiaszu, w wersji publicystycznej. "Multiwszechświat" bardziej mi podszedł. To skrajnie subiektywne odczucie, więc nie ma co się nim sugerować.
Gorgiasz dnia 30.09.2016 21:13
Ad. Heisenberg
Dziękuję za wizytę i uwagi.
eka dnia 01.10.2016 10:54 Ocena: Świetne!
Cytat:
Ileż eonów upły­nie, zanim zro­zu­miesz kim je­steś na­praw­dę, zanim sta­niesz się peł­nią wła­snej isto­ty. Tak już jest, trze­ba o tym wie­dzieć, choć cza­sem le­piej nie pa­mię­tać. No i chodź już, chodź, mu­sisz iść dalej, tyle jesz­cze dróg przed tobą...


Kształt innej nieśmiertelności, której się boję. I nie wierzę :)
Komentowałam już owe świetnie skomponowane Tylko trzy Rzeczywistości, ale chętnie wróciłam.
Bardzo lubię Twoje staranne nakładanie fraz, rozbudowane wypowiedzenia.
Przypominają malowanie obrazu, wypełnianie konturów, nasycenia barwą.
Panujesz nad rzeczywistościami jak nikt.
: D
Gorgiasz dnia 01.10.2016 12:39
Dziękuję eka.

Cytat:
Kształt innej nieśmiertelności, której się boję. I nie wierzę

Nie wierzyć możesz, ale bać się nie ma czego.

Zresztą:
Mat.9.29. ..."Według wiary waszej niech wam się stanie!"

Cytat:
Panujesz nad rzeczywistościami jak nikt.

Chciałbym, ale niestety tak nie jest. www.cosgan.de/images/smilie/traurig/k025.gif
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, wprawdzie posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty