Smok pije w bajkach na ogół aż pęknie, albo do momentu, gdy woda się w rzeczce niefortunnie skończy. Niestety na ogół pęka, gdyż w wyobraźni autora nigdy nie rodzi się źródło źródlanej na wykończeniu lub na dwie szklanki.
- Nie ma już smoków!- krzyknęła albo wyszeptała. Faktycznie, dziś nie ma. Jednak dalej kochamy skrajności- myśl przyszła mi do głowy, gdy tylko na Mommę spojrzałam.
- To co, że chudnę?!- znowu ten szept. Chciałam jej coś odpowiedzieć, na przykład, że to nic, że chudnie lub brutalnej- że właściwie nic mnie to nie obchodzi, jednak nie zdąrzyłam, bo Momma rzuciła się nagle na podłogę.
- Tak ładniej sterczą.- I obciągnęła palce u nóg by napiąć mocniej skórę i zobaczyć miednicę w całości, by pozwolić ślicznie zarysować się żołądkowi i wątrobie.
- Przepraszam.- podszedł do leżącej Mommy pewien pan, arystokrata prawie, sądząc po wysokim cylindrze i lakierkach na stopach.
- Czy za ratowanie anorektyczek państwo wypłaca jakieś wynagrodzenie?- Momma spojrzała się na niego, ze złością, ponieważ ów jegomość przerwał jej liczenie wystających żeber. Starając się ratować sytuację szybko powiedziałam, że nie, że państwo nic za nic nie wypłaca, a już na pewno nie za odruchy ludzkie i dobre serca.
- W takim razie niech pani leży.- Odprowadziłam mężczyznę wzrokiem nie wierząc w chłód jego przestarzałego, mam nadzieję, już ledwo bijącego serca. Jednak do leżącej Mommy podbiegła teraz trójka śmiejąco-krzyczących dzieci i celując w usta upadłej okruchami wyschniętego chleba, używając swych piszczących głosów wypowiadali mniej więcej takie zdania.
- Zje! Zje! Mama mówi, że takie jedzą jak ptaszki.
- Jak ptaszki?
- No, tak mówi mama!
- Ale takie...wróbelki? Czy bardziej jastrzębie? Albo...orły?
- Nie wiem, ale wydaje mi się, że chodziło jej raczej o gołębie.
- O fuj, to ona je robaki?- Bojąc się, że dziewczynka wykopie zaraz jakąś glizdę i rzuci nią w Mommę, wytłumaczyłam nieletnim, że ‘takie’ nie jędzą jak ptaszki tylko tyle ile ptaszki i że posiłki wolą sobie raczej przygotowywać same, aby później zjeść je w ukryciu, a nie na środku chodnika. Nie zdążyłam zauważyć, że preferują też jedzenie w pozycji siedzącej, a nie leżącej, bo dzieci w przerażeniu uciekły. Zasugerowałam Mommie, żeby raczej położyła się w innym miejscu i nie wprowadzała w błąd ludzi, nie zmuszała mnie do niepotrzebnych tłumaczeń i żeby wreszcie uwierzyła, że żeber ma dwanaście par. Jednak zanim Momma zareagowała podszedł do niej chłopiec, prawdopodobnie w jej wieku, przystojny i zadbany.
- Słyszałem- zaczął niepewnie.- to znaczy, wiem, że jesteś raczej samotna? Może byś zechciała ze mną...pochodzić?- Momma spojrzała na niego pozwalając zaskoczeniu wyrysować się na jej twarzy.
- Pochodzić?
- Tak.- Korzystając z mojej ogromnej wiedzy Narratorki, chciałabym szybko wytłumaczyć cel wizyty chłopca. Otóż padł on ofiarą Matki-nadziei, że uda mu się spaść małą Mommę. Jako wielbiciel raczej rubensowskich kształtów cenił duże pośladki i ogromne, ociekające tłuszczem uda, kochał przy tym jednak małe piersi i płaski brzuch, a ramach zachowania jako takich proporcji cenił okrągłe twarze. Nie mógł jednak takiego grubasa nigdzie znaleźć, z reguły zaraz nad wielkimi udami albo czasem już na nich, znajdował się pokaźny brzuch zlewający się z dwiema olbrzymimi piersiami. Uwierzył więc w to, co mu przyszło do głowy, a przyszło mu do głowy, że gdy znajdzie wychudzoną dziewczynę uda mu się spaść ją tylko w wybranych miejscach dzięki diecie, którą sam opracował lub tej, która wyszłaby w praniu. Darując sobie szczegółową opowieść dalszych losów chłopca i Mommy powiem tylko, że naturalnie się mu to nie udało. Momma faktycznie zaczęła jeść, ale nie tyła w ogóle. Chłopiec sprzedał dom swój, dom ojca i dom matki, potem inne domy, które udało mu się ukraść lub wyprosić. Bieda, która krążyła po okolicy coraz chętniej zerkała w stronę zakochanej pary, aż w końcu od słowa do słowa, pewnego dnia przysiadła się do nich i już nie odstępowała na krok. Momma nie tyła nic, a nic. Psuły się jej tylko zęby, a z dłoni nie schodziły ogromne rany. W końcu jej usta zaczęły krwawić już tak obficie przez przepaloną kwasem skórę, że chłopiec, gdyby tylko chciał mógłby zebrać krew i sprzedawać ją lub wymieniać na jedzenie.
- Wymiotujesz?- Spytał w końcu. Momma kiwnęła głową.
- Od czasu do czasu.- zastanowiła się jednak.- No, może... zawsze.- Chłopiec zdenerwował się i chwyciwszy ją za rękę pociągnął pod latarnię.
- Dasz!
- Nie dam.
- Dziś dasz!
- Nie dam!
- Dziś dasz i dawać będziesz, aż odzyskam dom swój i ojca i matki oraz wiarę w kobiety o idealnych kształtach.- Momma już chciała powiedzieć, że nie da, ale speszył ją przybyły jegomość, który najpierw spojrzał się na latarnię, potem na młodą parę, potem znowu na latarnię, potem przeliczył pieniądze by znowu spojrzeć na latarnię.
- Zdrowe to?
- Zdrowe.
- Trochę takie jakby...
- Wiem, wiem. Jednak zdrowe, proszę wierzyć.
- Drogie to?
- Prawie darmo. Chociaż najchętniej to, za jeden dom.
- Nie no...dom odpada.- Chłopiec zasmucił się trochę.
- Ja nie znam stawek...- Jegomość pomachał banknotem. Chłopiec spuścił wzrok i popchnął dość jednoznacznie Mommę w stronę mężczyzny. Ten jednak odepchnął ją, tym razem już w próżnię, tak że znalazła się po drugiej stronie ulicy i dalej machał pieniędzmi przed chłopięcym nosem.
- Panie...- Pan uśmiechnął się.
- Panie...ja.- I Jegomość włożył banknot do kieszeni swojego rozmówcy.
- Drugie tyle dostaniesz po sprawie.- Chłopiec chciał już krzyknąć oburzony, chciał tupnąć i odejść, chciał wezwać policję, chciał zawołać Mommę i ją uderzyć by potem uderzyć, już będąc rozgrzanym, również Jegomościa, ale powiedział tylko.
- A jak pan lubi?
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt