Potępieni
Część Trzecia "Żegnajcie"
Aquarius wraz z Tonem wpatrywali się w nieskazitelną toń Jeziora Napojonych. Co jakiś czas majaczyły w nim niewyraźne urywki szarpanego życia Tona, który zauroczony Lindą robi dla niej wszystko, czy Aquariusa w roli mądrego, wszystkowiedzącego ojca pouczającego swoje pociechy. Doskonale wiedzieli, że przekroczyli już limit dzienny, a być może nawet tygodniowy, ale nie przejmowali się tym zanadto. W sumie nawet odpowiadała im kara jaką nieraz przyszło za to zapłacić. Prace przy nowym projekcie Aliente pozwalały zabić wszechobecną nudę i monotonię panującą w Świecie Potępionych. Dzięki niej udawało się szmuglować cenne materiały budowlane, na prowizoryczne uzbrojenie, które to ma posłużyć wkrótce do rewolucji jaka jest planowana od… początku istnienia tego świata. Mimo dość dobrze zorganizowanego ruchu podziemnego, długo nikt nie mógł wpaść na pomysł jak uciec. Na szczęście nadszedł taki dzień, kiedy przez granice Wrzosowych Wzgórz przeniknął wysłannik piekieł. Dostarczył wiele cennych informacji, a nawet więcej niż miał przekazać. Garbus zajął się delikwentem, i posadził go na łożu sterylizacyjnym, wykradzionym od Archaniołów. Kilka tysięcy Voltów zrobiło swoje. Okazało się, że pierwotnie posłannik miał dostarczyć informacje "identyczne z prawdziwymi". Początkowo, co drugi teleport miał przenosić na ziemię, ale jak się okazało większość z wymienionych transportowała do piekła. Po dwóch sesjach ptaszek wyśpiewał wszystko. Okazało się, że istnieje tylko jeden teleport na ziemię, uaktywniany co 8 godzin.
***
Niespodziewanie woda trysnęła w górę. Ogromne wodne bałwany unosiły się z zadziwiającą szybkością. Stałem zdezorientowany, ale nie miałem specjalnie odwagi, ani chęci by ruszyć swoje cztery litery. Po chwili woda opadała, a z niej wynurzyła się smukła kobieca postać. Na początku była prawie niewidoczna, wręcz przeźroczysta, lecz z czasem zaczęła nabierać normalnego szarego kolorytu. Teraz stała już na wprost dwóch zdezorientowanych i częściowo otumanionych samców, którzy jak wygłodniałe sępy upatrywali długo oczekiwaną padlinę.
- Strefa druga? - Zapytała nieznajoma.
- Eee? - zająknął się Aquarius.
- Strefa, w której nie ma kobiet… - odpowiedział nieco trzeźwiej Ton.
- Czyli dobrze trafiłam - odparła, a na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech…
Tak bardzo tego pragnąłem. Prawdziwego uśmiechu. Nie tego na szklanym ekranie, ale prawdziwego, szczerego uśmiechu. Tak bardzo mi brakowało, czegoś co rozjaśni coraz mroczniejsze myśli plączące się w moim umyśle. Z dnia na dzień traciłem nadzieję. Traciłem wiarę, że możemy coś zdziałać tą rewolucją, wątpiłem w te całe wielkie plany, ale teraz… Teraz wszystko nabierało nienaturalnej barwy, nie pasującej do szarości panującej wokół.
Aquarius podawał mi właśnie niewidoczną cegłę, kiedy to spostrzegłem skautów na budynku Komnaty Sprawiedliwości. Skrzętnie uwijali się, zaczepiając na całej powierzchni detonowane barierki.
Do końca nie znano skuteczności działania tej broni. W instrukcji obsługi, opatrzonej oczywiście znaczkiem firmowym sp .zoo Piekiełko, czyli jednego z udziałowców wielkiej korporacji Hell, w kilku zdaniach wyjaśniona została procedura użycia, czas działania i moc. Był nawet jeden wykład gdzie, jak i kiedy używać tego cuda, przeprowadzony oczywiście przez Garbusa - głównego zarządcy naszego magazynu. Garbus to nasza sprytna rąsia. Zawsze coś wymyśli, poradzi. Przyjemny człowiek z niego - jak na potępionego. Wracając do Barierek, bo tak w skrócie je nazywaliśmy, po odpaleniu radiowym rozmieszczały w promieniu 2 niebiańskich nanometrów barierę składającą się z siatki niewidzialnych laserów, szczelnie blokujących wejście czy wyjście. Podobno oporządzenie laserowe ma atest 99% skuteczności. "Testowano na wirtualnym manekinie Archanioła". Dobrze pamiętam jak, po przeczytaniu tego fragmentu wszyscy znajdujący się na sali wykładowczej uśmiechnęli się raźno w duszy.
Ładunki rozmieszczono na całym dachu. Niezauważeni przez nikogo Nieznani Sprawcy, bo tak nazywał się oddział saperów, wykonał swoją robotę bez zarzutu. Co najważniejsze, nie zapomnieli o włączeniu iluzji, czyli całkowitemu pozornemu zniknięciu pozostawionych "niespodzianek".
Nagle przypomniałem sobie o Idzie. Ulokowaliśmy ją w centrum dowodzenia. Był to stary ogród, znajdujący się zaraz koło Wrzosowej granicy. Opuszczone drzewa, kilka białych krzewów. "Taki o - jak to zwykł mawiać Aquarius - dziwoląg Aliente, jakich pełno w naszym świecie". Biedak chyba myślał, że będziemy zachwycać się jego wyrafinowanym gustem…, a może chciał naprawdę urozmaicić nam pobyt tutaj? Diabeł go tam wie. Zamiary może miał dobre ale całokształt fatalny. Ostatnio pomagaliśmy mu, wraz z setkami Potępionych przy wznoszeniu Wieży Bubel. Aliente wspominał coś, że udało mu się przemycić z nieba projekty wieży Babel, ale jak wiadomo, ta jest chroniona prawem autorskim. No więc będziemy mieli Więżę Bubel. - Po co to komu? - Odpowiedź tkwi w starym poczciwym architekcie naszego świata. Ogród czyli donośnie zwane Centrum Dowodzenia, jest okryte hologramem. Znalezienie przycisku uaktywniającego pole graniczy z cudem. Rozmieszczenie jest losowe, a cotygodniową rotację znają tylko wtajemniczeni. Nasze Centrum składa się z dwóch pomieszczeń. Sali wykładowczej i magazynu, w którym składujemy broń. Idę ulokowaliśmy w małym pustym schowku na amunicję. -Garbus cały czas gawędzi z małą… W sumie, nie ma osoby, która nie zechciałaby z nią pogadać. Przyciąga nas wszystkich do siebie jak czterobiegunowy magnes, legendarny wynalazek, który nigdy nie ujrzał jeszcze światła dziennego.
***
- Dziś jest ten dzień - zaczął poważnie Garbus. Jego przenikliwy szklany wzrok zdawał się ogarniać szczelnie wypełnioną salkę wykładowczą. Drapał się co jakiś czas po łysinie. Miał duże odstające uszy i kruczy nos. Ramiona wyraźnie zapadnięte, tworzyły swoisty garb.
- Dokładnie o 33.55 w komnacie sprawiedliwości toczyć się będą obrady. Zbierze się tam cała śmietanka z górnej półki lodówki. Nasi chłopcy wykonali swoje zadanie i niespostrzeżenie zamontowali detonatory barierowe na całej powierzchni dachu. Archaniołów mamy z głowy - przynajmniej na jakiś czas. Teraz kwestia wyeliminowania nadzorców. Ich siedziba znajduję się w podziemiach ciemni. Oddział szturmowy zostanie wyposażony w miotacze ognia typu B. Dokładny plan działania ma wasz dowódca. Gdy wszystko pójdzie zgodnie z założeniami, oddziały winny, do godziny 33.71 zebrać się pod pomnikiem Świętego Aleksego. To właśnie tam znajduje się jedyny teleport przenoszący na ziemię. Pamiętajcie aby wykonać swoje zadania najszybciej jak potraficie. Nie wiadomo jak długo wytrzymają bariery pod naporem mocy kilkunastu najpotężniejszych Archaniołów. - Do zobaczenia na Ziemi! - krzyknął z całej siły. Po Sali rozległy się gromkie oklaski. Mimo całego entuzjazmu wyczuwałem napięcie panujące w pomieszczeniu. Wszyscy dobrze wiedzieli, co się stanie w przypadku klęski. Powstania Potępionych zazwyczaj były łatwo tłumione. Teraz miało być inaczej. W końcu nie kto inny jak największy wróg czystych piórek, zjednoczył siły wraz z nami, przeciwko Archaniołom.
Przebudziłem się. Czułem obecność kogoś obcego. Zapaliłem małą lampkę znajdującą się obok łóżka. W progu stała Ida. Długie czarne włosy opadały na mocne ramiona dziewczyny. Nienaganna sylwetka przyćmiła stan w jakim się znajdowała. Kosmyki były pozlepiane i przetłuszczone. Na obcisłych spodniach gdzieniegdzie uwidoczniały się pęknięcia tandetnego materiału. Nie wiem kiedy to się stało, ale nagle zgasło światło…
***
33.00 -Alarm! Alarm! - Krzyczał rozwścieczony budzik. Intonacja głosu narastała z każdą sekundą. Odruchowo sięgnąłem po omacku ręka. Niestety budzika tam nie było. Przewidując swoje zachowanie ustawiłem go w kącie pokoju. - Wstawaj dupku! Wstawaj dupku! - Po pięciu minutach krzykacz przestawił się na drugi, przedostatni tryb. Dalej leżałem jak rozwałkowane ciasto na wymiętym prześcieradle. Nachodziły mnie wspomnienia zeszłej nocy. - Czy to wydarzyło się naprawdę? Tak trudno rozróżnić rzeczywistość od iluzji - pomyślałem. W końcu zebrałem cała swoją energię i otworzyłem oczy. Zaraz przy łóżku leżały czarne spodnie i wymięta bluzka. Uradowany tym faktem ziewnąłem i zacząłem wkładać Jeansy. Podczas swojego jakże filozoficznego myślenia nie pomyślałem o wyłączeniu najupierdliwszej (pomijając nadzorców) rzeczy na świecie - budzika. - Jesteś udupiony! Jesteś udupiony! - z mikrofonu brzmiały sztuczne słowa cedzone przez osławiony syntezator Ilona.
- Tego już za wiele - Cisnąłem z całej siły olbrzymim kubkiem w aparat. - Jesteś udu… - po czym w końcu zamilkł.
33.22Cały oddział oczekiwał w niepokoju na znak do ataku. Dokładnie siedem minut dzieliło nas od tej przełomowej chwili. Kilka minut wcześniej dowódca, to jest Guma przeczytał nam rozkazy. W ciągu pięciu minut mieliśmy się pozbyć nadzorców. Przy furtce identyfikacyjnej zamontowano już destabilizatory, także wykrycie naszej obecności przez czujniki graniczy z cudem. Wystarczyło tylko wejść, otworzyć właz i podsmażyć naszych ukochanych "patronów". Ich dusze zawędrują do komnaty sprawiedliwości a jak wiadomo budynek ten będzie szczelnie zabezpieczony barierkami.
33.00Nagły czerwony impuls rozświetlił szary świat Potępieńców. Sieć rażąco czerwonych laserów oplotła stary gotycki kościół. Budynek wyglądał teraz jak trójwymiarowy architektoniczny szkic.
- Wchodzimy - krzyknął Guma. Wbiegliśmy do Ciemni. W ciemni jak to w ciemni - Ciemno. Zapaliliśmy latarki. Płynęło z nich idealnie białe, ani trochę żółte światło. Gdzieś na końcu korytarzu zamajaczyła malutka aureola. Dowódca wydał rozkaz ukrycia się za betonowymi filarami. Teraz cała drużyna była w rozsypce. Wychyliłem się o kilka cali za gzyms. Jeden z nadzorców niczego nie podejrzewając szedł spokojnie w nasza stronę. Guma porozumiewawczo spojrzał w moim kierunku. Delikatnie podniosłem rękę. Skierowałem Latarkę prosto na twarz upierdliwca. Rozległ się cichy pomruk wystrzelonego naboju. Widziałem tylko czerwoną poświatę jaką za sobą zostawił. Samonaprowadzająca kula trafiła prosto w rdzeń duszy. Ciało nadzorcy upadło niczym ogromny manekin. Ogień piekielny powoli trawił ciało. Z oczodołów jak z ogromnych fabrycznych kominów ulatniał się gorący dym. Pojedyncze ogniki wydostawały się powoli z pancerza jakim było ciało nadzorcy.
- Nie ma czasu na teatrzyk! Jeszcze sobie popatrzycie!- Zganił nas Guma. Ruszyliśmy w stronę włazu. Wejście do siedziby nadzorców nie odróżniało się niczym od podłogi.
- To tutaj. Dwóch zajmie się szybami wentylacyjnymi. Będziecie tam smażyć dotąd, aż my wyjdziemy na zewnątrz. Dwóch śmiałków przystanęło przy malutkich otworach. Przystawili lufy, a te samoczynnie dopasowały kaliber do otworu. - Wchodzimy. - Guma uruchomił malutki przycisk ukryty zaraz obok włazu. Wbiegliśmy pospiesznie do małego pomieszczenia. Przy stole siedzieli chyba wszyscy nadzorcy. W końcu dzisiaj by dzień obrad nad stanem świata. Większość z nich nie zdążyła nas zobaczyć, gdy z szybów wentylacyjnych popłynął ogień pod ogromnym ciśnieniem. Trafiony nadzorca spalił się na popiół w ułamku sekundy. Reszta płomieni odbijała się od ścian zbierając śmiertelne żniwo. Uruchomiliśmy nasze miotacze. Pomieszczenie przypominało jedno wielkie ognisko. Chrustem byli nadzorcy - ale marnym. Strasznie szybko się spalali. Kątem oka dostrzegłem, że z otworów wentylacyjnych do pokoju przestał wpadać ogień. Chciałem poinformować o tym dowódcę, ale był zbyt pochłonięty opróżnianiem helliwa znajdującego się w olbrzymimi kilkuniebowym baku. Odruchowo odwróciłem się za siebie. Usłyszałem tylko cichy przejmujący dźwięk. Ogromna jasność zmusiła mnie do przymknięcia powiek. Widziałem tylko, jak Guma pada na kolana a z kabury wypada mu pistolet. Mimo porażającej poświaty zdołałem chwycić broń. Nacisnąłem spust. Jasność ustąpiła. W pomieszczeniu nadzorców płomienie trawiły stołki i meble. Ściany i sufit były czarne jak smoła. Skierowałem swój wzrok powtórnie za siebie. Wszyscy moi kompani leżeli w takiej samej pozie. Energia świetlnego bicza była tak duża, iż uniemożliwiała opuszczenie duszy. Nie mogłem im pomóc. Stali się żywymi posągami. Zrzuciłem z siebie ogromny ciężar jakim był Miotacz Piekieł i podążyłem do wyjścia w kierunku Placu Świętego Aleksego. Wszędzie piętrzył się niezmierzony kłębiasty dym. Większość Archaniołów trzymało na uwięzi potępionych. Absurdalny, ale mimo wszystko poukładany świat zmienił się w jedno wielkie pogorzelisko. Smutek, który był moim towarzyszem na dobre i na złe, nasilał się z każdą sekundą. -Co zrobiliśmy nie tak? Kto zawalił? - Łzy samoczynnie cisnęły mi się na nieczułe policzki. Tracąc już wszelakie nadzieje, myśląc o poddaniu się - bo niby co miałem zdziałać w pojedynkę, poczułem lekkie wibracje w okolicach dłoni. Spojrzałem na nią obojętnie. Wielkie czerwone cyfry migały złowrogo, a zaraz pod nimi pojawiła się notka "Teleport jest aktywny!"
Nie zwlekając dłużej puściłem się biegiem przed siebie. Dokładnie pod pomnikiem uwidoczniła się niebieska aura promieniująca na całej płaszczyźnie. Słyszałem odgłosy biczów anielskich, i wszelakiej maści wyposażenia jakim dysponowali. Sekundy dłużyły się w godziny. Brakowało kilka centymetrów. Kątem oka dostrzegałem pędzące z niewyobrażalną mocą wiązki pocisków. Poczułem mrowienie w karku. Stałem dokładnie na środku pięcioramiennego koła, które poczęło wirować i rzucać się na boki. Na nic zdały się niezniszczalne, samonaprowadzające pociski. Przegrali. Z własną pychą, ignorancją i ułudnym wywyższaniem się. Wszystkie "naboje" odbijały się od niebiańskiej poświaty, a zdarzało się, że rykoszety raniły samych wszechwładnych. Stałem tak jeszcze, nie wiem jak długo, lecz w końcu obraz zaczynał się rozmywać. Chwilę potem przemierzałem bezkresy wirtualnych wymiarów. Zamknąłem oczy. Poczułem smród. Wręcz odór. Znajdowałem się w nieznanym mi miejscu. Siedziałem w kartonowym pudle, obok mnie kilka pijaczyn sączyło najtańsze wino. Udało się.