Człowiek przestał być niewinny,
gdy utracił instynkt, a więc grzechem
pierworodnym jest jego świadomość.
Prawdziwa historia Adama i Ewy
Najpierw usłyszałem dźwięk…
– Adamie! – Dźwięk przeszedł w głos.
Było ciepło i ciemno.
Potem pojawiła się szczelina światła. Coraz większa. I jakby coś zadrgało. Podniosłem owo coś. Blask poraził zmysły.
– Spójrz przed siebie. – To chyba były słowa.
Jakaś część mnie podążyła w ślad za głosem, a wirujące plamy światła i kolorów zlały się w jeden rozwichrzony kształt. Zdałem sobie sprawę, że to Bóg i mój Ojciec, nie mając jednak pojęcia, kim jest i co może oznaczać.
– Wstań – powiedział ten mój Bóg i mój Ojciec i natychmiast sprężyłem się posłusznie, a jakaś siła uniosła ciało ku górze. Stałem. Patrzyłem. Widziałem. Słyszałem. Czułem. Istniałem!
– A to jest twoja żona, Ewa – powiedział Bóg-i-mój-Ojciec.
Za dużo naraz – przemknęło gdzieś tam w środku. – Co to jest żonaewa?
– Odwróć się – rozkazał głos.
Coś przekręciło mnie w bok. Zza powiek (oczy, oczy! – podszepnął BógimójOjciec) wyłonił się następny, nieco mniej rozwichrzony kształt.
– Nawet całkiem przyjemny – uznały moje, jak im tam, oczy.
– A teraz idźcie i rozmnażajcie się – machnął czymś BógimójOjciec (to była ręka, takie długaśne byle co) i zniknął, zanim zdążyłem zapytać, czego ode mnie wymaga.
Zostaliśmy sami.
– Do you speak English? – zagaiłem.
Kształt zwany żonaewa milczał i gapił się na mnie.
– BożemójOjcze! – krzyknąłem w niebo, takie niebieskie coś nad moją głową. – Toto nie gada!
– Do licha – zdenerwował się Bógojciec, stając ponownie przede mną. – Nie możesz mówić po ludzku?
– Nie możesz mówić po ludzku? – powtórzyła Żonaewa.
– Kwiaty… Daj jej jakieś kwiaty! – ponaglił szeptem Bógojciec. – I będziesz miał z głowy.
– Ją będę miał z głowy? – spytałem z nadzieją.
– Nie wytrzymam! – jęknął Bóg, łapiąc się za skronie.
– Boziuojcze – zaszczebiotała Żonaewa. – On jest przecież strasznie głupi.
– Nie szkodzi, córeczko, nie szkodzi – uspokajał Bógojciec. – Łatwiej ci przyjdzie nim kierować. Co ja mówię? – zreflektował się nagle.
Nie wierzyłem własnym uszom.
– Et tu, Brutus, contra me*?! – spytałem gniewnie, zaciskając pięści.
– Niedobrze – mruknął Bógojciec i ze świstem wciągnął powietrze.
Zrobiło się ciemno. Zniknąłem.
_______________________________________________________
– Coś poszło nie tak – powiedział do siebie Bóg, pochylając się nad kupką gliny.
– Panie – odezwała się z tyłu Ewa. – A co będzie ze mną?
– Jeszcze tu jesteś? – Bóg odwrócił głowę. – No cóż, na razie pójdziesz spać…
– Sama?! – nie wytrzymała Ewa.
– Więc wolisz mężczyznę czy kretyna? – rozgniewał się Bóg. – Zdecyduj nareszcie!
– A jest jakaś różnica? – zdziwiła się Ewa.
Przedobrzyłem – pomyślał Bóg i chociaż nie był mężczyzną, zrobiło mu się głupio.
_______________________________________________________
Usłyszałem jakiś głos…
– Adamie! – Głos wymówił moje imię.
Otworzyłem oczy. Jasność przede mną skupiła się w jednym, majestatycznym kształcie. Dookoła feerią barw zatańczyły kolory. Istniałem!
Podszedłem do Najwyższej Istoty, która była jednocześnie moim Bogiem i Ojcem.
– Dziękuję ci, Panie. – Schyliłem głowę z pokorą.
– No, wreszcie – mruknął do siebie Bóg. – Tyle kosztów…
Z dobrotliwym uśmiechem zwrócił się do mnie.
– Adamie – powiedział. – A to jest twoja żona, Ewa.
Spuściłem skromnie oczy.
– Spójrz na nią! – zirytował się Bóg.
– Stań się wola Twoja – szepnąłem ulegle i popatrzyłem na Ewę.
Z początku niczego nie rozróżniałem. Jakiś obły, różowy kształt, jakieś wypukłości skromnie przysłonięte rozpuszczonymi włosami, w sumie nic specjalnego. Żeby chociaż była podobna do mnie… Spojrzałem po sobie. No tak, to było to. Muskularne nogi, tors, prężące się mięśnie… a z przodu? Aż zamarłem z zachwytu!
Szybko zerknąłem na Ewę, by sprawdzić, czy przypadkiem nie ma ładniejszego.
Nie miała. Nie miała w ogóle!!!
– Panie – odważyłem się zwrócić do Najwyższej Istoty, która podobno miała być moim Bogiem i Ojcem. – Z całym szacunkiem, ale ona ma braki.
– Jakie braki?! – zareagował z oburzeniem Bóg Najwyższa Istota. – Tak powinno być, żebyście mogli się rozmnażać!
– Rozmnażać? Jak zwierzęta?! – spytałem z niesmakiem. – A ja sądziłem, że jesteśmy w Raju…
– Wytłumacz to jaśniej – zażądał Bóg, zdobywając się na cierpliwość.
– No bo przecież Raj miał być takim miejscem, gdzie wszystko robi się dla przyjemności – usiłowałem przekonać tę Istotę, która, jak widać, nie grzeszyła rozumem.
Boga zamurowało na moment. Widziałem wyraźnie.
– Przecież to JEST przyjemne! – zagrzmiał po chwili. – Spróbuj, a sam się przekonasz.
– Z nią?! – zdziwiłem się szczerze. – Jak mogę to robić z nią, skoro jest inna?
Bóg wciągnął gwałtownie powietrze. Zniknąłem.
_______________________________________________________
– Do trzech razy sztuka – mruknął Bóg z nadzieją, pochylając się nad kupką gliny.
Ewa milczała, niezadowolona.
– To już wolałam tamtego – powiedziała z wyrzutem.
– Wolałaś, wolałaś… A ja to co?! – gniewnie zapytał Bóg i splunął na glinę.
– Chciałem mieć towarzystwo – mamrotał do siebie, ugniatając bryły – żeby ktoś mnie wielbił i wznosił ołtarze… A co mam?
– Ja cię wielbię – przymilnie oznajmiła Ewa.
– Ty? Jedna? I kobieta?! – lekceważąco prychnął Bóg i dodał z naciskiem: – A gdzie rzesze wyznawców, tysiące wiernych, dymy kadzideł, wojny za wiarę, wyprawy krzyżowe, stosy Inkwizycji… No gdzie?!
– A jakby tak partenogenezę?... – podsunęła Ewa, chcąc wybrnąć z opresji.
– Zwariowałaś?! Same baby? – oburzył się Bóg. – To już wolę własną metodę. Tradycyjną – stwierdził i zaczął ponownie mocować się z gliną.
_______________________________________________________
Usłyszałem jakiś dźwięk…
– Adamie! – Dźwięk przerodził się w głos, a głos w słowo.
Było ciepło i ciemno. Potem mignęła szczelina światła. Coraz większa. A jeszcze potem obraz. Jakaś siła uniosła mnie ku górze. Obraz wygładził się, wypełnił kolorami i znieruchomiał. Zobaczyłem Boga i Ojca, Twórcę Świata, Najwyższą Istotę. Czekałem w milczeniu. Bóg przyglądał mi się z niepokojem.
– A to jest twoja żona, Ewa – powiedział niepewnie.
Zerknąłem w bok na zachwycające kształty stojącej we wdzięcznej pozie niewiasty i coś natychmiast piknęło mnie w lędźwiach.
– Widzisz? – szepnął Bóg do Ewy. – Udało się.
Ewa patrzyła na mnie z zachwytem.
– A więc idźcie i rozmnażajcie się – radośnie oznajmił Bóg i spróbował zniknąć.
– Nie tak szybko – ostrzegłem.
Boga cofnęło w pół kroku.
– Co powiedziałeś? – spytał z niedowierzaniem.
– Nie tak szybko – powtórzyłem spokojnie. – Mam warunki.
– Czyżby?! – zadrwił Bóg, szykując się do starcia. – A kto cię stworzył?
– To nie ma nic do rzeczy – odparłem z uśmiechem. – Już istnieję.
Czułem swoją przewagę i nie miałem zamiaru się poddać.
– Możesz nie istnieć – stwierdził ostrzegawczo Bóg.
– Piąte przykazanie. Nie zabijaj – przypomniałem cicho.
Boga cofnęło ponownie.
– Panie – wtrąciła Ewa nieśmiało. – Może nie trzeba było pluć na glinę?…
Bóg westchnął.
– A więc czego chcesz? – spytał ugodowo.
– Wolnej woli – odparłem z naciskiem. – Inaczej nie będę się rozmnażał.
– Jeszcze ci ona bokiem wyjdzie – powiedział drwiąco Bóg. – Zastanów się, nie lepiej być posłusznym?
Milczałem, zaciskając zęby. Ewa dreptała w miejscu niespokojnie.
– Cóż, trudno. Rób, jak uważasz – zrezygnował w końcu Bóg i zniknął nareszcie.
Zostaliśmy sami.
Wokoło roztaczał się rajski ogród. Przepych zieleni, lazur nieba, szmaragdowa toń wody, kwiaty, owoce… wszystko, o czym można marzyć. I ona, Ewa.
Ująłem ją za rękę. Nie cofnęła dłoni. Szliśmy ścieżką pośród drzew w stronę piaszczystego brzegu. Od czasu do czasu zrywałem jakiś owoc. Brała go z uśmiechem, by potem kusząco przysiąść na trawie… Czułem się jak Bóg.
_______________________________________________________
I na tym właściwie historia mogła była się zakończyć, gdyby nie ten nieszczęsny incydent z wężem. Choć to nie wąż był winien ani też nie Drzewo Wiadomości Dobrego i Złego. Ani nawet Ewa. A tym bardziej Bóg. To była wina Wolnej Woli wytargowanej przez Adama. I czysty przypadek.
– Spójrz, jakie piękne jabłka – powiedział Wąż, wychylając się z listowia.
Ewa uniosła głowę.
– Piękne – przyznała. – Ale nie nasze.
– Jak to? – zdziwił się Wąż. – Przecież cały Raj należy do was.
– Oprócz tego drzewa – przypomniał mu Adam.
– Ale sknera – mruknął Wąż, wplatając się w gałęzie. – Najlepsze zostawił dla siebie.
– Taki był układ – powiedziała Ewa i pogłaskała jedno z jabłek.
Niespodziewanie owoc oderwał się od szypułki.
Wąż zachichotał zachwycony.
– No widzisz? Teraz już można je zjeść. Zmarnowałoby się tylko.
– Adamie?… – szepnęła Ewa pytająco.
Adam zawahał się.
– Sam bym zjadł – użalił się Wąż – ale wiecie przecież…
I Adam podjął decyzję.
W wyniku tej decyzji jesteśmy tu, gdzie jesteśmy, tacy, jacy jesteśmy, i robimy to, co robimy. A gdyby zapytano mnie, co myślę, powiedziałabym tak jak Ewa: Panie, może nie trzeba było pluć na glinę?
_____________________________________
* Prawidłowo „Et tu, Brute, contra me”.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt