Seminarium Instytutu

Albo nie - kolegium tegoż

Najważniejsze kogo nie ma

Męczący żarcik

   instynktowny śmiech

      wykrzywia japę w

         plastikowym grymasie

Na szczęście

     nie czytają mi w myślach

Nie mam dziś niczego

     do zaoferowania w kuluarach

A może właśnie czytają?

Kim są?

Kim jestem wśród nich?

Sprawdzam

     tak, goliłem się przedwczoraj

Za szybą

Nie wie o niczym koparka 

Gawron marznie dostojnie

Niedługo złota godzina

Przyozdobi widnokrąg

Dominika eksponuje

Biust poprawiając kok

Przełom szóstego miejsca

Po przecinku

Nawet słucham

     pociecho pielgrzymów

Nawet zadaję pytanie

     nadziejo największych grzeszników

Nawet chcę znać odpowiedź

     ucieczko strapionych

Przeto góra porodziła mysz

Dokonało się

Drętwieję w błogim bezmózgiu

W myślach snuję plan

Po wszystkim schronię się

Przed sobą w toalecie

Wnet szurając krzesłami

Tumult wychodzenia

Jakiś facet wybiegł pierwszy

Za nim bieżą pastuszkowie

Dogasa projektor

Jasełka chwilowo skończone

Mój rzut na przestrzeń trójwymiarową

Unosi łatwowierna winda

Widzimy się za dwa tygodnie