Droga Georges,
od opuszczenia portu wiedziałem, że coś się wydarzy. Czułem to. Pogoda była paskudna i źle wróżyła naszemu rejsowi. Ale zapewniam Cię, że nasz syn Xawery jest szczęśliwy.
Mieliśmy być tydzień temu na miejscu, dlatego wciąż nie mogę wysłać listu. Nie jest to możliwe. Teraz trzymam te wyznania uczuć do Ciebie głęboko schowane. Jak wszystko pójdzie dobrze, to dotrzemy do Puducherry za jakieś trzy tygodnie. Niech Bóg nad nami roztoczy opiekę, aby znowu nic się nie wydarzyło, bo to, co się stało, było okropne. Nic nie wskazywało, że będzie sztorm. Zginęło pięciu marynarzy. Zdmuchniętych przez niewidzialną rękę nocnego szaleństwa. Z przeraźliwym hukiem z nieba i przeszywającego zimnem deszczu.
Wszystko wydarzyło się tak niespodziewanie.
Musisz wiedzieć, że każdą wolną chwilę poświęcam Tobie i naszemu synowi. Tak napprawdę ,to bardzo ambitny chłopiec. Wykonuje wszystko, co mu każą. Wydaje mu się, że jest już mężczyzną i czasami odnoszę wrażenie, że gardzi moją pomocą.
Jest silny. To wiem.
Dryfujemy kolejny dzień. Wciąż naprawiane są żagle. Cieszę się jednak, że nie ma hiszpańskich okrętów - za to dziękuję Opatrzności.
Przed oczami mam obraz, jak się za nas modlisz w opactwie Saint-Victor de Marseille. W tej małej kaplicy, gdzie sobie przyrzekliśmy. Pamiętam Twój przyśpieszony oddech i pocałunek dany w biegu z rumieńcem i chęcią ucieczki. Jakby pośpiech w wypowiedzeniu słowa „tak” napędzany był wyłącznie Twoją nieśmiałością.
Taką Cię dziś właśnie widzę.
Piszę chaotycznie. Jestem zdenerwowany, a muszę być skupiony. Wyświadczono mi przysługę: mogę do Ciebie napisać ostatni raz. Nie jest to łatwe. Pióro w dłoni trzepocze jak skrzydła żegnających nas mew.
Po burzy, morze wciąż było niespokojne. Załoga ciężko pracowała, a ja byłem na swojej wachcie. Przy sterze. Wtedy mój oficer nawigacyjny złamał regulamin. Bez przyczyny opuścił pokład i poszedł do messy. Dochodził z niej śmiech pijanych oficerów i donośny głos kapitana. Świętowali zwycięstwo nad żywiołem.
Płynęliśmy kilkanaście mil w spokoju. Nasz syn był na wyciągnięcie ręki. Sprawdzał takielunek. Mocował linę. Gdy przyglądałem mu się z dumą, że daje sobie radę, popełniłem błąd. Zbyt mocno skręciłem i boczna fala omalże nie przewróciła okrętu. Xawery trzymał się liny, ale siła uderzenia była zbyt mocna. Jego słabe dłonie się otworzyły i wypadł za burtę. Wskoczyłem za nim do wody. Nieprzytomnego wyciągnąłem na pokład.
Ratując naszego syna, zostawiłem jednakże ster. To wielki błąd, bo statek mógłby wierzgnąć jak dziki koń i wszystkich zabić. Naraziłem całą załogę na śmierć, by uratować jednego. Teraz muszę ponieść karę.
Zamknięto mnie w celi pod pokładem. Dla mnie będzie to tylko chwila, bo wiem, co zamierzają zrobić. Nie przywiążą mnie do fokmasztu i nie schłostają. Nie poczuję soli wrzynającej się w rany i smagających promieni słońca. Wiem, co mnie czeka. Statek będzie spowalniał, a potem, gdy się zatrzyma, opuszczą kotwicę. Jeden z marynarzy, trzymając linę, przepłynie pod kilem, wyciągnie ją z drugiej strony i poda komuś na pokładzie. Kiedy będą już mieli dwa końce sznura, zwiążą mi ręce i nogi. Podniosą z powrotem kotwicę i rozwiną żagle. Później przeciągną mnie pod stępką. Wolno, bez pospiechu, aby nie zrobić jeszcze krzywdy. Aby nie zranić i zbyt szybko nie zabić. Zanim dno statku zedrze mi skórę z pleców, a krew wokół ciała otoczy aureolą, chcę, byś wiedziała, moja Georges Nadine, o wszystkim, co czuję.
Serce mi się kołysze, a ręka drży, pisząc do Ciebie, moja Georges. Ten cały nieszczęśliwy list jest jednakże walką z ogromnymi falami. Niefortunną okolicznością w podróży, bo teraz płynę po tych lśniących bielą grzywach wzburzonej wody, wierząc, że jeśli przeżyję, to...
wrócę.
Twój Mathieu
A.D. 1648
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt