14. Duch: To jest mój teren - MarcinD
Proza » Fantastyka / Science Fiction » 14. Duch: To jest mój teren
A A A

 Duch:

14: To jest mój teren

Gdy znalazłem się w kamienicy, w której zostawiłem mój plecak wraz z moimi rzeczami, wiedziałem, że należy uzupełnić amunicję. Z plecaka poza nią wziąłem jednak tylko kolejną porcję MRE i dwa kolejne pakiety medyczne. Planowałem wrócić do mojej hali, by z kryjówki zabrać mój wyborowy karabin. Problem tylko polegał na tym, że teraz nie byłem sam. Wiedziałem, że byłem odpowiedzialny za Dominikę i Tereskę. Zastanawiałem się, czy byłyby w stanie mi pomóc. Szybko, ale bezpiecznie dotarłem do hali i dokładnie sprawdziłem główne wejście, było jednak nienaruszone. Zawsze zostawiałem sobie jakiś ślad, który musiał zostać zmieniony, gdyby ktokolwiek wszedł do środka. Tym razem była to stara, podeptana puszka po coca-coli leżąca pod drzwiami. Nie dało się ich otworzyć, nie ruszając jej. Wiedziałem więc, że hala była pusta. Ostrożnie wślizgnąłem się do środka i szybko ruszyłem do kryjówki, w której trzymałem karabinek oraz amunicję. Zabrałem dwa dodatkowe magazynki do karabinka, dwa do Glocka oraz moją snajperkę, z trzema magazynkami po dwadzieścia nabojów. Po chwili zabrałem również trzecią broń, którą tam trzymałem - strzelbę Remington 870 tactical. W ładownicy na kolbie tkwiło sześć nabojów, a na pasie, w uchwytach kolejnych piętnaście. To powinno było nam wystarczyć. Po chwili zastanowienia zabrałem też zwiniętą w torbę FOO-1 i kilka wojskowych, jednorazowych kajdanek. Chwilę później ruszyłem w stronę mojej kryjówki.
 
- Mamy poważne kłopoty - powiedziałem, gdy tylko wszedłem do środka. - Szykujcie się do wyjścia. Strzelałaś kiedyś? - zapytałem od razu. Dominika tylko popatrzyła na mnie zaskoczona.
- Maciek, co się dzieje? - zapytała. Zobaczyłem, że jej czarne oczy jeszcze się powiększają.
- Mariusz postanowił upomnieć się o swoje - powiedziałem ponuro. - Zbliża się kilkunastu ludzi. Chcą wiesz... pozbyć się mnie - dodałem. - Najpewniej będą chcieli dostać się na teren batalionu, żeby zabrać moje zapasy. Musimy się obronić.
- Maciek... - jęknęła, ale tylko pokręciłem głową.
- Nie - powiedziałem twardo. - Nie bój się. To jest mój teren. Strzelałaś kiedyś? - zapytałem ponownie, podając jej strzelbę. Wzruszyła ramionami, odbierając broń z moich dłoni. Zauważyłem że chwyciła ją od razu jak należało to zrobić, prawidłowo.
- Trochę - westchnęła i wzruszyła ramionami. - Ale nigdy nie miałam dobrego oka.
- To jest załadowane grubym śrutem. Wystarczy wymierzyć mniej więcej w stronę celu, byle z bliska. Gotowe? - zapytałem, patrząc na nie i uśmiechnąłem się. Cóż, musiałem przyznać, że obie dziewczyny doskonale wiedziały już, że muszą mnie słuchać. Od tego zależało po prostu ich przeżycie. I zdawały sobie sprawę, że przecież nie ja byłem dla nich zagrożeniem. Obie kilka chwil później były ubrane i gotowe. Tereska patrzyła na mnie nieco zamglonym wzrokiem, pewnie spała. Ale posłusznie wykonywała wszystkie polecenia.
- Wychodzimy? W nocy? - zapytała tylko.
- Idziemy tylko na piętro hali - powiedziałem spokojnie, patrząc na Dominikę. I nagle przypomniałem sobie o Bogusławie. - Jest jeszcze jedna rzecz - dodałem i popatrzyłem w jej oczy. - Bogusław. Tylko prawda, Dominika. - W odpowiedzi tylko strzeliła sugerująco oczami w stronę Teresy. A potem znów popatrzyła na mnie. Musiała coś odczytać w moim spojrzeniu, bo nagle jej oczy zrobiły się szkliste, a potem popłynęły pierwsze łzy.
- On nie żyje, prawda? - zapytała, łkając. Skinąłem głową.
- Tak. Uratował mi życie. I dowiedział się, że jesteście ze mną, bezpieczne. My sobie ufaliśmy. Dominika, zrobię wszystko, żeby nas z tego wyciągnąć. Ale wiesz, że do tego potrzebuję...
- Bezwzględnego posłuszeństwa i zaufania - przerwała mi. - Zrobię wszystko, co mi każesz, Maciek. - Skinąłem głową. - Wiem, że to możliwe z tobą.
- Nie idziemy daleko. Ruszamy - powiedziałem i popatrzyłem na Dominikę. - Nie strzelasz bez pozwolenia - dodałem. Skinęła tylko głową, a ja rozejrzałem się po mojej kryjówce. Jej zaletą było to, że... mogłem bez żalu ją zostawić. Na szybko, gdy dziewczyny się jeszcze zbierały, do wojskowego plecaka wrzuciłem kilka szpargałów, do których byłem najbardziej przywiązany, po czym byłem gotowy. Naprawdę potrzebne rzeczy - amunicję, pakiety MRE czy pakiety medyczne - miałem pochowane w różnych kryjówkach wokół hali i w promieniu kilku kilometrów od niej. To nie był żaden problem. Wiedziałem więc, że nawet jeżeli ludzie Mariusza dojdą do hali, będą mogli co najwyżej zniszczyć moją kryjówkę. I ewentualnie zostawić coś po sobie. Zdawałem sobie sprawę, że będę musiał uważać. I wiedziałem, że dam radę. Błąd - że damy radę. We trójkę.
 
Szybko wyszliśmy na pierwsze piętro hali elektrociepłowni po mojej ewakuacyjnej drabince. Domyślałem się, że jeżeli ludzie Mariusza będą chcieli sprawdzić, po pierwsze teren mojej hali, a po drugie tereny batalionu. Mieli tylko dwie drogi z miejsca, w którym po raz pierwszy się z nimi spotkałem - po pierwsze, mogli pójść wzdłuż torów kolejowych, przez stację kolejową, obok starego, zostawionego na torach pociągu. To była względnie szybka trasa, którą można było pokonać w jakieś kilkanaście minut. Ale z mojego punktu widzenia była to dość niebezpieczna droga - bez możliwości uzyskania osłon, bez możliwości szybkiej ucieczki i ukrycia. Ja wybrałbym zdecydowanie drugą trasę - dłuższą, ale z pewnością bezpieczniejszą. Trasę, która biegła ulicami. Czas wzrastał do prawie pół godziny. Ale było bezpieczniej, bo główna droga idąca wzdłuż mojej hali, dwupasmowa, szeroka była pełna samochodowych wraków. Jednak te leżały tylko i wyłącznie na zewnętrznych pasach. Pamiętam jak wojskowe spychacze kilka razy przejechały ulicą oczyszczając dwa środkowe pasy dla wojskowych kolumn. Po gąsienicowych spychaczach zostały tylko głębokie bruzdy w asfalcie. Wiedziałem, że wśród wraków było kilka wojskowych ciężarówek, ze dwa kampery, trzy miejskie autobusy, ale ja wśród wraków miałem inną ulubioną, tymczasową kryjówkę - starego, policyjnego Fiata Ducato leżącego na boku. Z uwagi na mocne, policyjne kraty na szybach, których zresztą stan co kilka dni sprawdzałem, było w środku naprawdę bezpiecznie. Jednak na razie nie zdecydowałem się, by tam się ukryć. Zaryzykowałem i uznałem, że ludzie przejdą się właśnie drogą, tym bardziej, że będą chcieli sprawdzić moją halę. Schowaliśmy się więc w niewielkiej kryjówce na szerokim balkonie pierwszego piętra w hali, skąd miałem świetny widok zarówno na parter hali i mojego Rosomaka, jak i ulicę. Byliśmy przygotowani i mogliśmy poczekać.
 
Nie musieliśmy czekać długo. Gdy tylko w miarę bezpiecznie ułożyliśmy się w rogu, a Teresa zasnęła z powrotem, zwijając się pod kocem, jaki zabrałem ze sobą, usłyszałem zza okien dziwne, krótkie gwizdy. Ostrożnie wyjrzałem na ulicę. Miałem do niej nieco mniej niż sto metrów, doskonale widziałem w świetle księżyca ulicę i wraki samochodów. Na razie odłożyłem mój karabinek i sięgnąłem po lornetkę. Gdy tylko spojrzałem przez nie na drogę, wiedziałem już, skąd wzięły się te gwizdy. Zza któregoś z pojazdów wychylił się czyjś cień. Mężczyzna, z charakterystycznym Kałasznikowem w rękach, ostrożnie wysunął się zza wraku pojazdu, szybko przebiegł przez wolne dwa, środkowe pasy jezdni i kucnął przy kolejnym zdezelowanym aucie. Szybko zmierzył wzrokiem strefę przed nim i po chwili uniósł coś do ust. Rozległ się gwizd i kolejny mężczyzna, ukryty za nim, wyskoczył, przebiegł znów kilkanaście metrów i schował się na rogu samochodu, po czym też zagwizdał. I tak po kolei mężczyźni - w sumie około kilkunastu, przesuwali się po kolei do przodu. Delikatnie dotknąłem dłoń siedzącej obok mnie Dominiki i gdy spojrzała na mnie, położyłem palec na ustach. A zaraz potem wskazałem na ulicę i podałem lornetki. Skinęła głową i przez chwilę patrzyła na ulicę. Po chwili odłożyła lornetki i przechyliła się w moją stronę.
- To oni - powiedziała, a w zasadzie wyszeptała mi prosto w ucho. - To są regularni żołnierze Mariusza. Jestem pewna, że jest ich więcej i... - urwała, gdy gdzieś z dołu usłyszeliśmy metalowy trzask. Tak, jakby coś metalowego przewróciło się ze sporym hałasem. Oczywiście, ja doskonale wiedziałem, co to było. Ktoś właśnie wszedł do mojej hali i przewrócił oparte o drzwi jakieś stare, zapomniane rury. Zawsze ustawiałem przed nocą małą piramidę z rur, opartą o drzwi właśnie jako prosty system alarmowy. Dominika popatrzyła na mnie przerażonym wzrokiem, ale tylko uśmiechnąłem się do niej i palcem nakazłem milczenie. Wiedziałem, że nasza kryjówka z dołu była kompletnie niewidoczna. Byliśmy więc bezpieczni, o ile tylko nie będą chcieli wejść na piętro. A nie widziałem żadnego powodu, by mieli tego spróbować, zresztą, drabinka - jedyna droga na górę - była podniesiona i ukryta. Na razie z karabinkiem przyłożonym do ramienia wsłuchałem się w ciszę. Nie minęła chwila i usłyszałem chrzęst piasku pod butami, ostrożne kroki, jakieś dodatkowe brzdęknięcia oporządzenia. Tutaj w hali nie musiałem mieć na sobie FOO-1, wystarczył wojskowy mundur, czarna bandana na głowie oraz zwykła, policyjna gazowa maska z niewielkim bocznym filtrem i pojedynczym, dużym wizjerem. Miałem ją bardziej dla ukrycia twarzy niż potrzeby filtrowania powietrza. Dzięki temu wyraźnie słyszałem czyjeś kroki i po chwili zobaczyłem na parterze czterech ludzi. Ich białe adidasy aż biły po oczach, podobnie jak białe paski na ich sportowych spodniach. Kompletnie do tego nie pasowały wojskowe kurtki oraz policyjne gazowe maski podobne do mojej. W skład kompletnie niepasującego do siebie wyposażenia wchodziły jeszcze plecaki - sportowe, kołyszące się przy każdym ruchu. Pokręciłem tylko krytycznie głową, bo wyposażenie tych ludzi było kompletnie z dupy. Ale z drugiej strony zdawałem sobie sprawę, że po prostu mieli na sobie to, co byli w stanie sami zdobyć, nie mając pod ręką magazynów wojskowego batalionu, jak ja. Poza tym oczywiście każdy z nich miał broń maszynową - dwóch z nich Kałasznikowy, z podwójnymi, sklejonymi taśmą magazynkami, dwóch jakieś mniejsze pistolety maszynowe, chyba Uzi. Widziałem, że jeden z nich dostrzegł stojącego pod zwałami gruzu mojego Rosomaka i pstryknięciami palców zwrócił na niego uwagę pozostałych. A więc odkryli moją kryjówkę. Od razu unieśli broń w stronę mojego stalowego domu i powoli ruszyli w tamtym kierunku całkiem nieźle chroniąc poszczególne sfery wokół siebie. Trochę mnie to niepokoiło; oczywiście nie zachowywali się jak wyszkoleni żołnierze i podejrzewam że w pojedynku na ASG mój team sprzed Katastrofy pokonałby ich bez trudu. Jednak na pewno nie byłbym w stanie tak prosto ich zaskoczyć teraz, sam. Na razie jednak tylko obserwowałem jak mężczyźni zbliżają się do Rosomaka. W końcu podeszli na kilka metrów i stanęli w półkolu przed pojazdem i po prostu na niego patrzyli, jakby samemu nie wiedząc, co dalej. W końcu jeden z nich popatrzył na pozostałą trójkę i podszedł powoli do pojazdu. Sięgnął ostrożnie do klamki drzwi, po czym, gdy pozostali wymierzyli w nie broń, szarpnął mocno a ja przewróciłem oczami. Rany, gdybym tylko chciał od razu wysadzić ich w powietrze pułapką. Nie sprawdzili nawet, czy nie ma jakiegoś ładunku... Oczywiście, drzwi nie byli w stanie otworzyć, nie zostawiłem przecież ich otwartych. Trzymający klamkę mężczyzna jeszcze przez kilka chwil szarpał się z nią, po czym odpuścił. Przewiesił karabin przez ramię i wyciągnął policyjną pałkę, dotychczas wiszącą u boku. Kilka razy uderzył mocno w drzwi Rosomaka, robiąc przy tym mnóstwo hałasu.
- Duch! Otwieraj, wiemy że tam jesteś! - Krzyknął, a hala odbiła echem jego krzyk. Gwałtownie popatrzyłem za siebie, na Tereskę, która zaczęła się niepokojąco wiercić. Popatrzyłem w oczy wystraszonej Dominiki, a potem znów na Tereskę. Dziewczyna zrozumiała w lot i położyła się obok młodszej siostry, by ją uciszyć i uspokoić. A ja wróciłem do obserwacji mężczyzn. Dość niepewnie rozglądali się po hali, to znów badając drzwi Rosomaka, szukając jakiegoś zamka. Podejrzewam, że koniec końców by go znaleźli, ale postanowiłem nie dać im tyle czasu. Popatrzyłem znów w oczy Dominiki i gestem nakazłem jej zostać na miejscu, po czym sam zsunąłem z ramion plecak i głęboko pochylony przemknąłem się niemal na drugi koniec piętra. Czterej mężczyźni wciąż kombinowali przy Rosomaku. Jednak gadali na tyle głośno, że słyszałem dokładnie ich słowa.
- Myślicie, że faktycznie to jego kryjówka? - zapytał jeden z nich. Tego kojarzyłem, kilka razy widziałem go już w trakcie handlowych spotkań.
- Na pewno - odparł drugi. - Zawsze przychodził od strony tej hali, a teraz, gdy znaleźliśmy tego czołga… - dodał, a ja teraz już byłem pewny, że ci mężczyźni nie mieli nic wspólnego z jakimkolwiek wojskiem. Nie można było przecież nawet gołym okiem pomylić Rosomaka z czołgiem - nawet mimo tego, że z jego potężnych opon nie zostało już nic i w tej chwili leżał niemal na podwoziu, częściowo opierając się na zniszczonych felgach.
- Popatrzcie tutaj. - Odezwał się trzeci wracając do nich niosąc kilka rzeczy, które znalazł w mojej przyczepie stanowiącej magazyn na skażone i brudne rzeczy. Cóż, moje gratulacje. Ostrożnie podszedłem do samego końca betonowego podestu, w którym miałem jeszcze jedną niespodziankę. A przynajmniej miałem nadzieję, że wciąż mam. Na jego środku stała niewielka, metalowa puszka po farbie, z której wystawał cienki łańcuszek. Ostrożnie podszedłem do niego i ze środka wyciągnąłem ostrożnie szklany słoik. Był zakręcony, do zakrętki był przywiązany łańcuszek, a w środku był granat zaczepny. Miał już wyciągniętą zawleczkę, a ramię zapalnika było przyblokowane tylko szkłem słoika. Patrzyłem na granat zamknięty w słoiku. Wiedziałem, że gdyby szkło pękło, miałbym tylko kilka sekund do eksplozji. Odłożyłem ostrożnie na moment karabinek, po czym chwyciłem ostrożnie słoik i uniosłem się na kolanach. Czułem już adrenalinę. Przełożyłem ostrożnie słoik z granatem przez barierkę pomostu i puściłem go.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
MarcinD · dnia 17.10.2019 15:06 · Czytań: 361 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 3
Komentarze
al-szamanka dnia 22.10.2019 17:42
Hmm, wygląda na to, że polowanie na Ducha zakończy się zupełnie inaczej niż zamyślali jego prześladowcy.
Maciek ma nad nimi ogromną przewagę.
Przede wszystkim jest na swoim terenie.
No i jako samotny wilk bardziej wyostrzył swoje zmysły oraz instynkt przetrwania niżby to było możliwe w grupie.
Ufff, będą jatki.

pozdrawiam :)
bruliben dnia 08.12.2019 18:41 Ocena: Dobre
"Domyślałem się, że jeżeli ludzie Mariusza będą chcieli sprawdzić, po pierwsze teren mojej hali, a po drugie tereny batalionu". - czy w tym fragmencie "jeżeli" jest konieczne?

"Delikatnie dotknąłem dłoń siedzącej obok mnie Dominiki i gdy spojrzała na mnie, położyłem palec na ustach. A zaraz potem wskazałem na ulicę i podałem lornetki". - lornetkę.

"Po chwili odłożyła lornetki i przechyliła się w moją stronę". - lornetkę.

Tyle z różnych uwag. Biorąc pod uwagę nieprofesjonalizm, wręcz dyletantyzm grupy pościgowej Duch nie powinien mieć z nimi większego problemu. "Czołga", hi, hi, no rzeczywiście pożałowania godna wiedza na temat pojazdów wojskowych.

Pozdrawiam,
Bruli
MarcinD dnia 08.12.2019 19:32
Cytat:
"Czołga", hi, hi, no rzeczywiście pożałowania godna wiedza na temat pojazdów wojskowych.


Tak :-). To w pełni zabieg celowy, co by podkreślić totalną niekompetencję atakujących Ducha chłopaków ;-).
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, Posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale pełnymi… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty