5. Miejska legenda: Faster i faster - MarcinD
Proza » Fantastyka / Science Fiction » 5. Miejska legenda: Faster i faster
A A A

 5. Miejska legenda: Faster i faster

Wyjechałem z osiedla, gdy było późne popołudnie. Rzadko kiedy mieliśmy z Wiolettą tyle czasu dla siebie, więc przesiedziałem u niej cały dzień. Obiad w postaci zamówionych telefonicznie zestawów sushi zjedzonych w łóżku przed telewizorem sprawił, że oboje trochę odreagowaliśmy. Było to trochę żałosne, zachowywaliśmy się jak dzieciaki, które mają wolną chatę, bo rodzice wyjechali. Jej małżeństwo było od dawna fikcyjne, tylko mieszkała z mężem pod jednym dachem, a rozwód nie wchodził w grę bo kredyt na dom, bo zobowiązania, bo takie tam inne sprawy. Nie przeszkadzało mi to, że byłem tym "drugim", bo wiedziałem, że emocjonalnie byłem pierwszy. Wioletta była moją prawdziwą przyjaciółką, z którą w dodatku zawsze mogłem pójść (nie tylko) do łóżka na naprawdę dobry seks. Jasne, wiem, że przez pół roku była jednocześnie Gosia i Wioletta, ale tak naprawdę wiedziałem, że mój związek z Gośką posypał się zanim jeszcze wpadliśmy z panią doktor na siebie w łóżku. Czasami tylko coś przypominało mi Gosię, robiło się smutno i wtedy mnie gryzło.
 
Fak, jak na przykład ta piosenka. Skrzywiłem się, zerknąłem na radio w samochodzie i sięgnąłem do niego, by zmienić stację. Gdy uniosłem wzrok i popatrzyłem przed siebie... Mówią, że w takich chwilach czas zwalnia, wydłuża się jak w cholernym Matrixie i masz czas, by przed oczami przeleciał ci pierdylion rzeczy, które mogłeś zrobić albo powiedzieć inaczej, ale to nieprawda. W takich chwilach liczą się tylko instynktowne, zapamiętane mięśniowo reakcje. Nie sterowane mózgiem, bo ten jest za wolny na ogarnięcie tego, co się wyrabia, ale te reakcje wykute na blachę, zakodowane gdzieś indziej, w kręgosłupie albo mięśniach. Niektórzy nazywają to doświadczeniem i pewnie mają rację. Moje reakcje na szczęście były całkiem niezłe. Najpierw poczułem mocne szarpnięcie pasa bezpieczeństwa, a potem dopiero, może po sekundzie, mózg zrozumiał, że obie moje nogi z całej siły kopnęły w pedały. Klakson? Nie, to jest już u mnie sterowane mózgiem, bo nie zawsze trzeba trąbić. Było za mało czasu na analizę tak-nie, więc i brak było reakcji. Za to kopnięte sprzęgło utrzymało silnik na chodzie, gdy wduszony do podłogi pedał hamulca szarpnął całym wozem kilkanaście metrów przed przejściem dla pieszych. Reakcja błyskawiczna, ale gdy już zacząłem myśleć, zdałem sobie sprawę, że dla tej debilki i tak było za późno. Mogłem tylko patrzeć i czekać aż w nią przypieprzę.
 
Och, uwielbiałam te hulajnogi. Zwłaszcza w połączeniu z dobrą muzą. Tym razem to Sharon den Adel wrzeszczała mi do uszu z całych sił, że faster i faster więc pędziłam po zatłoczonym chodniku z całą mocą elektrycznego silnika. Za kilka chwil musiałam przejechać na drugą stronę ulicy i akurat było zielone dla pieszych. Wyminęłam na pełnym gazie dwóch pieszych którzy coś tam sobie pokrzyczeli po czym zobaczyłam, że zielone zaczęło mrugać. No nie, przecież musiałam zdążyć! Z uśmiechem, nucąc pod nosem rytm piosenki, zeskoczyłam z wysokiego krawężnika wprost na jezdnię. Nim to zrobiłam, nie rozejrzałam się i to był błąd.
 
Mówią, że w takich chwilach czas zwalnia, wydłuża się jak w jakimś głupim fantastycznym filmie i masz czas, by przed oczami przeleciało ci całe cholerne życie kawałek po kawałku, przypominając wszystkie kluczowe momenty, ale to nieprawda. Owszem, gdy tylko koła hulajnogi dotknęły asfaltu i przez głośne faster przebił się pisk opon, a ja spojrzałam na lewo, czas zwolnił, nawet prawie się zatrzymał. Ale nie było żadnej retro-wizji, żadnego flashbacka z całego życia, był tylko samochód, który pędził w moją stronę popiskując oponami przy awaryjnym, gwałtownym hamowaniu. Wiedziałam, że nie zdąży. Wiedziałam, że ja też nie. Pędził na moje spotkanie czarny wóz ze znaczkiem skorpiona na żółto-czerwonym tle na przodzie i czterdziestolatek za kierownicą o cielęcym wyrazie twarzy wyrażającym totalne zaskoczenie moim wtargnięciem. Zabawne, że zauważyłam takie szczegóły. Ciekawe czy kierowca auta też wiedział tak jak ja, że oboje nie zdążymy - on wyhamować przede mną, ja przejechać przed nim? Spotkaliśmy się dokładnie na środku jego pasa jezdni, gdy czarny skorpion na grillu auta wyrżnął prosto w kierownicę mojej hulajnogi.
 
No kurwa! Co za idiotka! I w zasadzie tyle. To był szczyt moich możliwości jeśli chodzi o świadomą reakcję. Oczywiście gdy mój mózg ogarnął sytuację, dalej twardo trzymał obie nogi wyprostowane. Ale to nie pomogło. Dziewczyna na hulajnodze, która nie wiadomo skąd poza tym, że z prawej strony, nagle wskoczyła na pasy, znalazła się przed moim autem. Bardziej usłyszałem niż poczułem uderzenie elektrycznej hulajnogi, a przed oczami zobaczyłem ciało. Nie wiem, czy dziewczyna zeskoczyła, czy siła uderzenia zerwała ją z hulajnogi, tak czy inaczej wturlała się na moją maskę. Zrobiła na niej dwa obroty, przez ułamek sekundy miałem wrażenie, że nawet popatrzyliśmy się na siebie - ja w każdym razie zapamiętałem jej spojrzenie zielonych oczu w chwili, gdy policzkiem uderzyła o moją szybę, tworząc na niej niewielką pajęczynkę pęknięcia. Nagle usłyszałem pisk opon, mimo tego, że mój wóz już stał i pomyślałem o najgorszym. Tak, dziewczyna przeturlała się przez moją maskę i wylądowała na asfalcie po lewej stronie mojego auta, na wysokości przedniego koła w siadzie na piętach. Pisk opon się przeciągał i popatrzyłem na bok, za siebie. No kurwa! Małe, żółte Seicento, piszcząc kołami pędziło prosto na nią.
 
Stan nieważkości w czasie lotu wydawał się być nawet przyjemny, jeśli nie liczyć nieopanowanego turlania. Poczułam, że przywaliłam policzkiem w szybę czarnego auta i na moment popatrzyłam na kierowcę, który siedział za kółkiem. Byłam pewna, że nasze spojrzenia się skrzyżowały. Okrutna siła bezwładności nie dała mi jednak zbyt wiele czasu, poleciałam dalej. Zaliczyłam kolejny obrót i znów stan nieważkości, tym razem zakończony znacznie mniej przyjemnie - twardym lądowaniem na asfalcie. Grzmotnęłam głową tak, że aż mnie przymroczyło. Dopiero wtedy usłyszałam pisk opon, uniosłam się na rękach, usiadłam na piętach i obejrzałam się przez ramię za siebie. Drugim, lewym pasem, na zablokowanych, piszczących dziko kołach, pędził w moją stronę mały, żółty samochód. Serio, kurwa? Drugie auto? Zdążyłam tylko napiąć wszystkie możliwe mięśnie w przypływie jakiejś dziwnej, obronnej myśli i łupnęło mnie gdzieś powyżej krzyża. Uderzenie było na tyle silne, że poleciałam jakieś dwa, trzy metry do przodu, aż za przejście. Poczułam, że leżę na środku tramwajowego torowiska i prychnęłam cicho. No dalej, kurwa, niech przejedzie mnie jeszcze tramwaj, czekam! Na szczęście tramwaj nie nadjechał i wokół mnie od kilku chwil trwała cisza. Oczywiście nie licząc krzyków, rozmów i bolesnego szumu w mojej głowie. Otworzyły się drzwi któregoś samochodu, podbiegł do mnie ktoś, kto jednocześnie mówił coś, chyba do telefonu.
 
- Karetka, pilnie potrzebna! Skrzyżowanie przy Moście Pomorskimi i Grodzkiej. Dziewczyna potrącona przez samochód na przejściu, jechała na hulajnodze, krwawi, chyba nieprzytomna, szybko! - powiedziałem do komórki dociśniętej do ucha ramieniem i podszedłem do dziewczyny szybkim krokiem. Z Seicento też już wysiadł młody chłopak i chwycił się za głowę. Coś mamrotał i skomlał spanikowany.
- Ja nie chciałem, nie chciałem, ona tak wypadła, nie jechałem za szybko, tak wypadła, nie chciałem, kurwa, nie chciałem, zabiłem ją? - powtarzał w kółko, ale na razie go zignorowałem. W razie czego i tak główna wina spadnie na mnie. Obejrzałem się przezornie na pękniętą szybę, ale kamerka pod lusterkiem w moim samochodzie była na miejscu i wiedziałem że była włączona. Jedynie trochę się przesunęła, ale chyba nagrała wszystko. Dziewczyna wpadła tak, że nie miałem szans. Chciałem zbadać dziewczynie puls, zdjąłem ostrożnie jej kaptur z głowy, ale wtedy jęknęła głośno i najwyraźniej usiłowała się poruszyć. Delikatnie położyłem jej dłonie na ramionach, unieruchamiając ją.
- Leż dziewczyno, bez ruchu. Możesz mieć złamany kręgosłup. Zaraz przyjedzie karetka, zabiorą cię do szpitala. Nie ruszaj się. Widzę, że w głowę też oberwałaś. Już jedzie pomoc - powiedziałem i zdziwiłem się, czując jakie ma twarde ramiona. Była nieźle umięśniona. Miałem wrażenie, że mimo mojej prośby coś mamrocze i usiłuje się poruszyć.
 
- Nnnnie chhhhcę żadneeej karetkiii - wyjęczałam, wsłuchując się w swoje ciało. Nie, kręgosłup nie był złamany, wciąż czułam, a nawet umiałam poruszać palcami w stopach. Ręce tak samo. Byłam tylko obolała. Potłuczona. Czułam zapach krwii, ale byłam prawie pewna, że nie krwawiłam już. Czułam tak bardzo charakterystyczne mrowienie gdzieś na czole, na łokciach, kolanach, na plecach. To znaczyło że moja regeneracja już się zaczęła samoistnie, a to oznaczało z kolei, że rany były tylko powierzchowne, chociaż w moim przypadku owa "powierzchowność" oznaczała możliwość przeciętej skóry aż do kości. Ale złamań raczej nie było, wtedy musiałabym świadomie skierować tam swoją moc regeneracji. Po chwili zaczęłam się podnosić. Najpierw jak do "deski", na łokciach, potem na asfalt opuściłam kolana i chwilę klęczałam na czworakach jak zwierzę. Wreszcie uniosłam się i znów usiadłam na piętach, po czym sięgnęłam po kaptur, naciągając go głęboko na głowę i kryjąc twarz. Dzięki Bogu był późny wieczór, słońce skryło się za budynkami i byłam w cieniu. Inaczej mogłoby być kiepsko.
- Dziewczyno, głupia jesteś? Leż, jesteś na pewno poważnie ranna! Już jedzie po ciebie karetka! - powtórzył facet, w którego samochód wjechałam, ale tylko zerknęłam na niego przelotnie spod kaptura. Teraz miałam większy problem na głowie. Karetka. Już słyszałam jej sygnały. Nie mogłam dać się zbadać. Wciągnęłam mocno powietrze, ucząc się zapachu mężczyzny, który był przy mnie i zaczęłam powoli wstawać.
- Nic mi nie jest - powiedziałam. - Przepraszam - dodałam i ruszyłam w stronę hulajnogi leżącej przed jego samochodem. Usiłował mnie chwycić, ale się wywinęłam i podeszłam do mojego elektrycznego pojazdu.
- Wariatko, poczekaj! - Usłyszałam znów jego głos i zaczęłam kumulować w sobie złość. Tak było prościej, szybciej i na dłużej. Widocznie wampiry stworzone są do siania nienawiści. Ustawiłam hulajnogę w pionie, wydawała się być nieuszkodzona. Ale tak czy siak była stracona, do mieszkania już jej nie wezmę. Wycofałam hulajnogę i zatoczyłam głową wielkie koło, sprawdzając się. Nic już nie bolało. Cholera, dobra jestem. Myślę, że teraz rana po nożu zaczęłaby się goić jak tylko wyjęłabym z siebie ostrze. Tyle, że czułam przeogromny Głód. Wiedziałam, że mam godzinę, może dwie do Furii. Usiłowałam ruszyć hulajnogą, ale kierowca czarnego wozu stanął przede mną, blokując mi drogę.
- Stój. Jedzie po ciebie karetka. Możesz być poważnie ranna. A poza tym uszkodziłaś mi samochód. - Poczułam z jego strony falę gniewu i uśmiechnęłam się pod nosem. Gniew? Ja ci, kurwa, zaraz pokażę gniew. Uniosłam wzrok, patrząc na niego, prosto w oczy i skupiłam się na gniewie, na życzenie przełączając emocje w swojej głowie. Poczułam jak wypełnia mnie najprawdziwsza wściekłość.
- Weź spierdalaj - syknęłam, gniewnie, z całą złością i nienawiścią, jaką zdołałam skumulować, wysyłając do niego prawdziwą falę gniewu. Popatrzył na mnie tylko, otworzył oczy szerzej. Musiał poczuć niepokój, to, jak bardzo jestem wściekła. Puścił kierownicę hulajnogi i się cofnął, a ja od razu ruszyłam z najwyższą prędkością po jezdni, by potem wjechać na chodnik i uciec za budynek, byle dalej od mostu i rzeki. Myliłam się jednak, czułam delikatne wibracje na kierownicy, chyba uszkodziłam hulajnogę. Trudno, znajdę inną. Ale teraz najważniejsze że uciekłam. Było blisko.
 
- No to co, opowiesz mi jeszcze raz, jak to było? - zapytał Filip, mój komendant. Mówiłem, że był spoko-gościem? Owszem, był. Ale jak któryś z jego policjantów coś przeskrobał, nie było litości. Na szczęście moją dupę w tym konkretnym przypadku uratował zawieszony pod lusterkiem mojego auta wideorejestrator Blaupunkta.
- Mówiłem już - powiedziałem i pociągnąłem dużego łyka kawy z papierowego kubka. Dziewczyna tak mi wpadła przed auto że…
- Wiem to, kurwa - przerwał mi szef. - Widziałem twoje nagranie z auta. Wpadła na drogę tak, że nawet Kubica by nie wyhamował - dodał, a ja sobie pomyślałem, że to akurat nie był zbyt dobry przykład, ale nie zamierzałem się teraz o to kłócić z szefem. - Według twoich zeznań, zeznań tego młodego szumachera z Seicento i tuzina świadków oraz ich zdjęć i ich filmów, dziewczyna została dupnięta przez dwa auta. Seicento przywaliło jej w plecy, rzuciło nią dwa czy tam trzy metry do przodu, a ona chwilę poleżała, wstała i kazała ci spierdalać, czy tak? - Westchnąłem ciężko, czując, jakie to było abstrakcyjne. Dzięki Bogu to też było nagrane na mojej kamerze. Jej głos słychać było nader wyraźnie. A samo uderzenie w plecy… Dziewczyna powinna była mieć połamany kręgosłup. A ona po prostu wstała i pojechała dalej. Adrenalina czyni cuda ale…
- Adrenalina i szok - powiedziałem i wzruszyłem ramionami, starając się, by wyszło to naturalnie. Naturalnie nie wyszło naturalnie i oboje z Filipem wiedzieliśmy że coś tu jest nie halo i nie dało się tego zwalić ot tak na adrenalinę i szok. Już prędzej jakieś dopalacze.
- Dobra, olej to. - Zlitował się w końcu, jak na spoko-gościa przystało. - Sam też możesz być w szoku. Dwa dni nie chcę cię tu widzieć, jasne?
- Ale… - Usiłowałem zaprotestować, tylko powinienem był wiedzieć już od dawna, że z Filipem się nie dyskutuje, to raz. Dwa, że dostać aż dwa dni wolnego to jak prawdziwy dar boski. I to akurat, jak Wiolettka jest sama. To trzy. Trzy powody, by się nie odezwać, pokiwać w podzięce głową i wyjść jak najszybciej, żeby nie daj Boże się nie rozmyślił. A ja nadal siedziałem. Co jest ze mną nie tak?
- Tam są drzwi, Michał. Przez najbliższe dwa dni nie chcę cię widzieć. W dodatku dzisiaj masz obowiązek się dobrze napić. Bylebyś większych głupot nie zrobił, jasne? Moi szeregowi przedzwonią szpitale i pospacerują w bliskim i dalszym regionie wypadku. Może gdzieś położyło tą kretynkę jak adrenalina i szok zeszły i dotarło do niej, że jednak plecy bolą. - powiiedział, a jednak zachowałem się racjonalnie: skinąłem głową i wstałem z krzesła.
- Dzięki szefie - powiedziałem z uśmiechem i wyszedłem z jego gabinetu. Akurat będę miał czas, żeby zorganizować nową szybę do auta i prostowanie maski. Westchnąłem ciężko i ruszyłem do wyjścia z budynku.
 
- Kamila, otwieraj! Ale już do jasnej cholery! Natychmiast! - Ocho, Elwira tym razem naprawdę się wściekła. Ciekawe o co jej chodziło? Jak tylko przyszłam, wrzuciłam zakrwawione w wypadku ubrania do prania, a potem weszłam do wanny pełnej gorącej wody. Pralka stojąca obok już kończyła wirować. To zabawne, że słońce rozgrzewało mnie i robiło mi krzywdę, a gorąca woda - taka naprawdę gorąca, mająca prawie pięćdziesiąt stopni - dodawała energii i pomagała się regenerować. Oczywiście niezbędna w tym była krew, ale tym się już zajęłam po drodze - tym razem bez budowania wizerunku mojej miejskiej legendy, za to z dwóch osób, dzięki czemu nie była potrzebna interwencja karetki pogotowia. Obaj pechowcy ocknęli się pewnie kilkanaście minut po tym jak moim lepkim wzrokiem sprawiłam że sami oddali mi swoją krew. Byłam więc praktycznie już całkiem zregenerowana. Chciałam tylko odpocząć. Uniosłam głowę ponad poziom wody i odetchnęłam, by móc mówić. Do tego akurat wciąż potrzebowałam powietrza.
- Kąpię się, o co chodzi? - Krzyknęłam przez drzwi i stopą przekręciłam rączkę odpływu. Zamknęłam oczy i czułam jak woda, otulająca mnie dokładnie, zaczyna powoli spływać. Czasami marzyłam by popłynąć razem z nią i zniknąć. Niestety jak zawsze zniknęła tylko woda, pozostawiając złudzenie zwielokrotnionego ciężaru ciała.
 
- Proszę, już zwolniłam łazienkę - burknęłam cicho gdy wyszłam w mojej za dużej piżamie i dodatkowo jeszcze szlafroku z kapturem na głowie. Elwira siedziała na stole i czułam od niej złość. Nie agresję czy gniew, ale złość.
- Nie o to mi chodzi, tylko, kurwa mać, o to. - Podstawiła mi swój telefon, a ja popatrzyłam na nią czujnie. Pierwszy chyba raz widziałam że była taka wkurzona. Skierowałam oczy na ekran jej Samsunga. Na filmie była widoczna ulica w kamerze miejskiego monitoringu. Po chwili zobaczyłam siebie, pędzącą chodnikiem. Ułamek chwili później zeskoczyłam na jezdnię, wprost przed czarny samochód, a on uderzył we mnie. Patrzyłam, jak przeturlałam się przez jego maskę, spadłam z maski na asfalt i niemal natychmiast usiadłam na piętach, po czym w plecy uderzył mnie drugi pojazd i poleciałam ze trzy metry do przodu. Zaskoczyło mnie to, że na filmie wszystko trwało może dwie sekundy. Dup - dup - dup. Maska, asfalt, zderzak i leżę. Trzy błyskawiczne uderzenia. A w rzeczywistości miałam wrażenie że trwało to wieki. Dalej było już nagranie z akcji - gdy podbiegł do mnie gość z czarnego auta, ja wstałam, kazałam mu spierdalać i odjechałam kilkanaście sekund przed karetką. Oddałam Elwirze telefon, wyłączając aplikację TVN-u, na której widziałam film. Heh, byłam tematem dnia. Szkoda tylko, że zaszkodziłam innym. Ale rzeczywiście, cytując, "elektryczne hulajnogi są coraz bardziej niebezpieczne w miastach". Nie da się ukryć.
- Nic mi nie jest. - Uznałam że nie warto się wypierać. - Tylko się poobijałam. Mam nauczkę, będę jeździć wolniej.
- Kamila... Mogłaś zginąć - powiedziała. Nie odpowiedziałam nic, tylko podeszłam do niej i stanęłam za nią. Pochyliłam się, uśmiechnęłam się, po czym spokojnie, jednym ruchem, z głośnym chrupnięciem, skręciłam jej kark, zabijając na miejscu. Pokręciłam gwałtownie głową. Skąd ta agresywna myśl? Oj, będę musiała chyba nad sobą popracować. Pochyliłam się, uśmiechnęłam po czym spokojnie objęłam ją i się przytuliłam. Uznałam że nawet ludzie czasem zasługują na jakieś drobne, pozytywne gesty.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
MarcinD · dnia 05.11.2019 09:18 · Czytań: 388 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 7
Komentarze
StalowyKruk dnia 16.11.2019 15:02
Skoro już wróciłem to poczepiam się też tego.

Podobała mi się akcja z potrąceniem. I zacząłem się zastanawiać, czy tramwaj wystarczy żeby zabić wampira.

Odnośnie wszystkich dotychczasowych części: nie mogę uwierzyć, że wciąż nie dała się złapać. Nawet jeśli zmieniła miasto (zapomniałem, czy dałeś znać, gdzie toczyła się akcja "dziewczyny...";), wydaje mi się że organizacja dysponująca wampirem, książką łowcy wampirów i dostępem do współczesnych mediów byłaby w stanie namierzyć terytorialnego krwiopijcę. Sama Maja im tego nie utrudnia. Jest nieostrożna i czasem nawet irracjonalna. No wiesz, skręcenie komuś karku i bycie okropną dla ludzi, których nie potrzebuje, co sprawi, że ją zapamiętają, nie są najmądrzejszymi działaniami jakie mogła podjąć.
MarcinD dnia 16.11.2019 20:13
Cytat:
Pochyliłam się, uśmiechnęłam się, po czym spokojnie, jednym ruchem, z głośnym chrupnięciem, skręciłam jej kark, zabijając na miejscu. Pokręciłam gwałtownie głową. Skąd ta agresywna myśl? Oj, będę musiała chyba nad sobą popracować. Pochyliłam się, uśmiechnęłam po czym spokojnie objęłam ją i się przytuliłam. Uznałam że nawet ludzie czasem zasługują na jakieś drobne, pozytywne gesty.


Skręcenie głową było tylko myślą ;-). Skończyło się inaczej.

Poza tym to prawda, dość łatwo byłoby ją znaleźć. Powiedzmy że to moje autorskie widzimisię ;-).
StalowyKruk dnia 16.11.2019 21:20
Hm, nie zauważyłem, że to tylko myśl. Myślałem, że przytulała trupa :lol: Może upewnij się, że jest to dość jasne, bo może być, że nie tylko mój spaczony umysł tak to widzi ;)
bruliben dnia 09.12.2019 18:35 Ocena: Świetne!
Hej MarcinieD, kopę lat. Teraz pod tym tekstem...

Dzwoniący po karetkę:

"...przy Moście Pomorskim (i)..." - zlikwiduj to "i".

Dlaczego piszesz gniew i furia z dużej litery - dla zaznaczenia, że to wampirze emocje?

"Moi szeregowi przedzwonią..." - proponuję użyć "obdzwonią".

"...że jednak plecy bolą. - powiiedział, a..." - literówka.

Pozdrawiam,
Bruli

Ufff... Makabreska - skręciła jej kark i przytuliła. Pewnie zachowała się jak na wampira przystało. Sprawnie napisane, wyczyszczone i gładkie. Zupełnie jak Kamila, oprócz jej napadów złości, które w przyszłości mogą jej zaszkodzić. Szkopuł w tym, że wampiry nigdy nie były zbyt spokojnymi duszami. Nauczyły nas tego filmy, oczywiście wszechmocny Hollywood.
MarcinD dnia 10.12.2019 06:53
Cytat:
Makabreska - skręciła jej kark i przytuliła. Pewnie zachowała się jak na wampira przystało.


Na szczęście li tylko w swojej wyobraźni - właśnie przez te wahania nastrojów gdy nie koncentruje się na swoich uczuciach. Bo, jak świetnie zauważyłeś, nie jest spokojną duszą. Myślę, że to dlatego, że ciągle jest na mniejszym, czy większym Głodzie i cały czas musi pilnować, by utrzymywać mniej więcej stały poziom, by nie popaść w Furię.
marzenna dnia 10.12.2019 07:54 Ocena: Świetne!
Marcin :)
Wydaje mi się, że dobrze znasz charakter i zachowania wampirów, szczególnie kobiet.
Ja na miejscu Kamili, postąpiłabym podobnie. Skoro frajer nie uważa jak jeździ, a drugi palant też nie patrzy na jezdnię, to czemu się dziwić?
Jechała sobie spokojnie na hulajnodze, ma prawo, też jest uczestnikiem ruchu drogowego.
Nagle jakaś ofiara losu, uderza ją i jeszcze oferuje pomoc, dzwoniąc po karetkę!
Rozumiem, to odruch bezwarunkowy. Ale ten pajac, prowadząc auto, rozmyśla o swoich zaliczonych stosunkach z różnymi kobietami. Skupia się na łechtaniu swojej marnej męskiej miłości, zamiast patrzeć na drogę. Powinien po każdym stosunku wypić coś bezalkoholowego na uspokojenie.:)
Kamila powinna jeszcze dać mu porządnie w pysk, w ryja z główki. Wtedy jej agresja nie przeniosłaby się na przyjaciółkę.
Także proszę o zrozumienie, dla mnie jej zachowanie jest całkiem naturalne!
pozdrawiam serdecznie :)
MarcinD dnia 10.12.2019 08:23
marzenna napisała:
Jechała sobie spokojnie na hulajnodze, ma prawo, też jest uczestnikiem ruchu drogowego.

Dokładnie :-). A jej jazda z maksymalną możliwą prędkością elektrycznej hulajnogi ze słuchawkami na uszach i wpadnięcie na pasy dla pieszych bez upewnienia się że to bezpieczne nie ma tu żadnego znaczenia ;P.

marzenna napisała:
Kamila powinna jeszcze dać mu porządnie w pysk, w ryja z główki.

Będzie miała okazję :lol:
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:77
Najnowszy:Janusz Rosek