Obudził mnie dotyk. Ktoś delikatnie dotykał moją dłoń. W pierwszej chwili zerwałem się gwałtownie i dopiero potem zorientowałem się, gdzie jesteśmy - byliśmy w moim Ducato, leżącym na boku, porzuconymi wśród licznych innych pojazdów. Popatrzyłem zaskoczony na Dominikę. Przed chwilą jeszcze gładziła moją dłoń w miejscu, gdzie miałem trzy równe blizny po moim nożu. Leżeliśmy na karimacie w samochodzie, wyczyszczonym przeze mnie dawno temu z wszystkiego niepotrzebnego sprzętu, a między nami spała spokojnie Tereska.
- Spałem? - zapytałem ze zdziwieniem. Skinęła głową. Chyba pierwszy raz mi się to zdarzyło, ale w sumie tak naprawdę byłem potwornie zmęczony. Za to teraz czułem, że całe zmęczenie gdzieś zniknęło. Przez zaczernione szyby widziałem że wstawało już słońce. Nie powiedziałem ani słowa o tym, że nocą, gdy dziewczyny spały, ulicą przeszedł tuzin ludzi. Sześciu z nich ruszyło do mojej hali i widziałem po światłach ich latarek, że spędzili tam sporo czasu, dokładnie ją przeszukując, a potem wszyscy ruszyli w kierunku terenów batalionu. Nie widziałem, by w drodze powrotnej nieśli ze sobą żadnych rannych i o ile dobrze policzyłem, było ich tylu samo. Czyli rannych i zabitych chyba zostawili w mojej hali.
- Nigdy nie zapytałam cię o nie - powiedziała, patrząc na moją dłoń. - Skąd te blizny? - Wzruszyłem ramionami. - Nie mogły powstać przypadkiem. Widziałam już mnóstwo ran i blizn, nigdy nie miały tak równych brzegów. I nie widać śladów po szwach.
- Ilu ludzi w sumie mieszkało w galerii, gdy uciekałaś? - zapytałem, zmieniając temat. Chwilę się zastanawiała.
- Prawie setka, przynajmniej od czasu, jak do niej dołączyłam, jakieś... - urwała na moment, zastanawiając się. - Dwa lata temu - powiedziała w końcu. - Ale regularnych żołnierzy było około trzydziestu.
- Regularnych żołnierzy? - zapytałem zaskoczony.
- No wiesz, w sensie tych, którzy codziennie musieli bronić galerii albo polować. Dorosłych, silnych mężczyzn. Wszyscy byli byłymi kibolami ślepo zapatrzonymi w Mariusza. Poza nimi były kobiety, dzieci, starzy ludzie - wyjaśniła.
- Bronić? Przed czym bronić? - zapytałem zaskoczony. - Tak atakowały was zwierzęta?
- Zwierzęta - prychnęła z ironią. - Przecież to miasto miało sporo miejsc, w których można było przetrwać, nie sądzisz? Bardzo blisko był dom handlowy. Ten, z parkingiem na dachu, na który kiedyś wjeżdżało się spiralnym wjazdem. Na pewno kojarzysz. Tam był inny obóz. Współpracowali. Ale coś się rypło. Zaczęli atakować. Mieliśmy wojnę. Było ciężko. Codzienne strzelaniny i walka. Teraz już musieliśmy odpuścić i zająć wyłącznie drugą galerię. Pierwsza zajęta jest wyłącznie przez nich. Wyobraź sobie, jak to wygląda… Dzieli nas tylko ulica. I po obu stronach karabiny, które w siebie mierzą. A cholerny Bolek i Lolek wciąż stoją i się gapią na ten upadek ludzkiej rasy. Zawieszenie broni jest bardzo liche i dramatycznie mój obóz potrzebuje amunicji. Mój ojciec podejrzewał, że i tak nie damy rady się bronić zbyt długo, kazał mi zabrać Tereskę i uciekać tutaj. Tak to wygląda. - wyjaśniła. Trzydziestka. Zastanowiłem się co powinniśmy teraz zrobić. W ciągu ostatnich kilku dni było już wystarczająco dużo śmierci. Wątpiłem, żeby udało się odbudować nasz sojusz. Zorientowałem się, że Dominika coś do mnie mówiła.
- Co? - zapytałem zaskoczony. Wciąż byłem pod wrażeniem tego, jak bardzo dużo rzeczy działo się gdzieś obok mnie. Chyba byłem po prostu zmęczony tym wszystkim.
- Pytałam o twoje blizny - powiedziała z uśmiechem. - Chciałabym wiedzieć, skąd je masz - dodała. Popatrzyłem w jej oczy i westchnąłem ciężko.
- Gdy zamieszkałem w mojej kryjówce, zacząłem korzystać z magazynów batalionu. W ciągu tych lat tutaj urządziłem się całkiem nieźle. Ale gdy uciekłem, ścigali ludzie z galerii przy Mostowej. Trzej. Pokonałem ich, chciałem pogadać, ale nie doszliśmy do porozumienia. Żądali wydania wszystkiego, co miałem. Musiałem... musiałem się bronić.
- I... zabić? - zapytała, a ja tylko skinąłem głową.
- Ci ludzie mnie ścigali, bo zabrałem z galerii część zapasów i broń. Niewiele, bo wiedziałem, że w batalionie zostało tego naprawdę dużo. Wziąłem tyle, by spokojnie móc przejść z obozu tutaj. Ale oni i tak mnie uparcie ścigali. Było ich trzech. Musiałem... musiałem ich zabić, żeby przeżyć. Wtedy sam sobie to zrobiłem. I obiecałem sobie, że już zawsze będę robił wszystko, żeby nie pojawiły się kolejne cięcia, ale...
- Dym - przerwała mi Dominika, patrząc przez okna auta. Obejrzałem się. Rzeczywiście, z terenu batalionu wznosił się dym.
- Musimy się zbierać. Chyba ktoś zrobił sobie piknik na terenie batalionu. Trzeba to sprawdzić - powiedziałem, po czym popatrzyłem na budzącą się Teresę i westchnąłem ciężko. Zdawałem sobie sprawę, że ciągnięcie jej tam ze sobą było ogromnym ryzykiem, zostawienie jej tutaj, również. Chyba, że Dominika... Popatrzyłem na starszą dziewczynę, która już stała pewnie na nogach, z plecakiem, trzymając swoją strzelbę.
- Co? - zapytała, widząc w moim wzroku wyraźną niepewność. Poszła za moim wzrokiem, patrząc na siostrę. - Zapomnij. Ona idzie z nami. Nie zostawię jej samej - dodała.
- Wiesz, co tam będziemy musieli robić? - zapytałem.
- Przecież damy radę, prawda, Duchu? - powiedziała z uśmiechem Dominika i tylko zacisnęła strzelbę w dłoniach. Uśmiechnąłem się również, ale z jakiegoś powodu poczułem na plecach dreszcz. W końcu jednak pokręciłem głową, kucnąłem przy Teresie i powiedziałem jej kilka ciepłych słów prosząc o posłuszeństwo, po czym ruszyliśmy.
Szybko opuściliśmy naszą policyjną furgonetkę i ruszyliśmy przed siebie. Dla bezpieczeństwa kluczyliśmy pomiędzy wrakami samochodów. Ja szedłem pierwszy, za mną, w odległości dosłownie pół metra szła Teresa, jako trzecia Dominika. Musiałem przyznać, że dziewczyny naprawdę nauczyły się chodzić szybko i cicho. Z niezłym tempem minęliśmy resztki wiaty przystanku, w której zaparkował stary, duży Ikarus, bodajże o numerze trzynaście. Widziałem, że kierowca wciąż dzielnie trzymał kierownicę dosłownie skostniałymi dłońmi. Potem samochodów za którymi mogliśmy się schować było mniej, musieliśmy się pośpieszyć. Kontrolując kierunek dymu pochodzącego z terenu batalionu nadłożyliśmy trochę drogi i pierwszy postój zrobiliśmy w pobliżu dużego skrzyżowania, na terenie zrujnowanego supermarketu. Tam przygotowałem dla naszej trójki posiłek z paczki MRE i mogliśmy ostrożnie ruszyć w stronę terenów batalionu. Od kryjówki w zniszczonym Lewiatanie szybko przeszliśmy ulicą prosto pod kolejowy wiadukt, pod którym kiedyś się ukryłem, obserwując, jak gargulec zabił atakującego mnie dzikiego psa. To było już całkiem blisko zarówno galerii, w której poznałem dziewczyny, jak i terenów batalionu. To był nasz kolejny przystanek, pomiędzy wrakami samochodów. Rozejrzałem się, szukając jakiegoś wyróżniającego się samochodu. Szybko rzuciło mi się w oczy niewielkie auto. Stało na lewym pasie, na zupełnie sflaczałych oponach. Gdy podszedłem bliżej, upewniłem się, że była to stara, pięciodrzwiowa Cliówka, kiedyś czerwona. Szybko zdjąłem plecak oraz pokrowiec z karabinem wyborowym i ostrożnie uchyliłem tylne drzwi. Samochód był pusty, widocznie kierowca uciekł, porzucając auto stojące w korku. Szybko wsunąłem do środka karabin oraz plecak, po czym odebrałem plecak od Dominiki. Nie potrzebowaliśmy teraz dodatkowego obciążenia. Gdy zamknąłem drzwi, ruszyliśmy dalej. Teraz zeszliśmy już z drogi i starym chodnikiem, nisko pochyleni, ruszyliśmy w stronę wojskowych terenów. Gdy doszliśmy do kolejnego skrzyżowania, na moment się zatrzymaliśmy. Nie znosiłem przechodzenia przez skrzyżowania; to była potwornie odsłonięta przestrzeń. Nawet uwzględniając porzucone samochody. Przebiegliśmy pojedynczo, ubezpieczając się i jakoś się udało.
Dosłownie kilka minut później doszliśmy pod płot odgradzający batalion. Od naszej strony widać było długi na około sto dwadzieścia metrów budynek, w którym nie jeden raz byłem. Szybko ruszyliśmy jego stronę, miałem w ogrodzeniu kilka znanych mi dziur. To właśnie zza tego budynku powoli piął się w niebo dym. Wiedziałem, że zaraz za nim znajdował się prostokątny plac o przekątnej niemal stu czterdziestu metrów. I był pełen wojskowych terenówek i innych pojazdów. Popatrzyłem krytycznie na Tereskę, po czym przysunąłem się do Dominiki.
- Teresa zostanie w jednym z Rosomaków. To taki sam pojazd, jak moja kryjówka, tam, w hali - wyszeptałem prosto do jej ucha. - My pójdziemy dalej. Będzie musiała na nas poczekać. Jeżeli zrobi się gorąco, wycofasz się po nią i... będziesz musiała dać sobie radę sama.
- Jak to... sama? - wyszeptała, a w jej oczach znów zobaczyłem strach, ale odpowiedziałem tylko uśmiechem.
- Dasz sobie radę. Idziemy - dodałem. - Teraz idziecie dokładnie za mną. Cały teren, na który wchodzimy, to prawdziwy labirynt pułapek. Staniesz dwa kroki dalej, albo bliżej, trochę za bardzo na lewo czy prawo i koniec, po tobie, rozumiesz? - zapytałem, a gdy skinęła głową, rzuciłem tylko krótkie "idziemy".
Szybko doszliśmy do krawędzi budynku. Tuż za nim był wojskowy parking. Ostrożnie wyjrzałem zza krawędzi, ale nie dostrzegłem niczego, żadnego ruchu. Za to doskonale widziałem Rosomaka. Był zamknięty, bo stanowił moją alternatywną kryjówkę tutaj, na terenie batalionu. Szybko, ale ostrożnie przemknąłem wzdłuż ściany budynku, po czym przyklęknąłem na kolano z karabinkiem przy ramieniu. Wokół panowała cisza. Jednym skokiem dopadłem do Rosomaka, otworzyłem boczne drzwi i odwróciłem się, czekając na dziewczyny. Najpierw przybiegła młodsza, później starsza. Kolejna krótka przerwa, po czym z plecaka, który zawsze tutaj na mnie czekał, wyciągnąłem stary, gruby zeszyt w kratkę, zamknięty w dwóch foliowych torebkach z żyłkowymi zapięciami, jedna w drugiej. Patrzyłem przez chwilę na niego, aż w końcu uniosłem głowę i westchnąłem ciężko. Zmieniłem zdanie i teraz musiałem przekonać do tego dziewczyny.
- Zostaniesz tutaj, w Rosomaku, z Teresą - powiedziałem. - Umiesz czytać mapy? - zapytałem, siadając na podłodze. Położyłem karabinek obok, a Dominika usiadła na piętach na przeciwko mnie, kładąc strzelbę na udach. Wciąż ją trzymała mocno i pewnie.
- Czytać mapy? - zapytała i za moim przykładem zdjęła maskę. Ja swoją położyłem obok i zrzuciłem kaptur na plecy.
- Popatrz - powiedziałem i wyciągnąłem ostrożnie stary zeszyt. - To moje mapy. Na początku rysowałem je sam, potem znalazłem kilka map drogowych i je wykorzystałem. To teren batalionu, na którym jesteśmy - dodałem i pokazałem jej stronę z namalowaną mapą. Przez chwilę wpatrywała się w rysunki linii, punktów i symboli.
- Chyba rozumiem. Mniej więcej. To wszystko wojskowe samochody na placu? - zapytała w końcu, wskazując na malutkie schematyczne obrazki pojazdów.
- Tak. Popatrz - odezwałem się, wskazując punkt na mapie. - Ludzik otoczony kółkiem oznacza bezpieczną kryjówkę. W tej tutaj jesteśmy teraz - wskazałem na mapie konkretny punkt. - Rysunki samochodzików to faktycznie pojazdy które są zostawione na parkingu. Tam, gdzie jest czaszka, jest pułapka. Gruby plus w kwadracie to pakiety medyczne, rysunek pistoletu to broń i amunicja, a bochenek chleba oznacza pakiety MRE i inne jedzenie.
- Wow - powiedziała Dominika, patrząc na malutkie rysunki. - Chyba naprawdę miałeś dużo czasu.
- Tak - westchnąłem, nawet na nią nie zerkając. Przerzuciłem kilka kartek. - Te symbole wskazują na znane mi miejsca, gdzie zazwyczaj pojawiają się poszczególne potwory - dodałem pokazując jej symboliczny rysunek psa, ptaka i szczura. - A ludzik ze strzałkami wskazuje bezpieczną drogę ewakuacji, którą można za sobą zamknąć, lub odciąć. Drabina, drzwi, zapadnia i inne - dodałem z dumą w głosie. Mapy były moje i naprawdę byłem zadowolony z ich wykonania. Spokojnie pokazywałem Dominice kolejne kartki moich map.
- Świetnie. - Syknęła z dziwną radością Dominika. Aż uniosłem głowę i popatrzyłem na nią zaskoczony.
- Co?
- Świetnie. - Dominika powtórzyła z satysfakcją. Nagle zauważyłem, że zupełnie zmieniło się spojrzenie jej wielkich, ciemnych oczu. Było teraz zimne jak lód i pełne pogardy. - Teraz dałeś mi już wszystko, co miałam zdobyć - dodała. Drgnąłem gwałtownie, ale spóźniłem się. Tym razem mój refleks mi nie pomógł. Nim zrobiło się całkiem ciemno, dotarło do mnie, że kolba jej strzelby uderzyła mnie prosto skroń.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt