Położyła ostrożnie dziecko do łóżeczka, starając się nie obudzić szkraba. Choć minął już miesiąc, odkąd urodziła, nadal z trudem przychodziło jej ukołysanie malca do snu. Pogłaskała go delikatnie po główce i uśmiechnęła się. Bywały noce, podczas których nie mogła zmrużyć oka i gdyby nie troska i pomoc męża, prawdopodobnie padłaby z wycieńczenia albo oszalała. Ale mały Jimmy był tego wart.
Wyszła na werandę. Gregory stał tam, oparty o barierkę i podziwiał gwiaździste niebo. Podeszła do niego i objęła za szyję.
- O czym myślisz? - zapytała, gładząc jego policzek.
- O tym, jakie szczęście mnie spotkało.- Greg czule pocałował żonę. - Mam piękną małżonkę, zdrowego syna, wspaniały dom w malowniczej dolinie a w kopalni niedługo ponownie rusza wydobycie, więc nie będę się musiał martwić o pieniądze. No i twoi rodzice niedługo tu przyjadą. Czyż to nie szczęście?
Melinda uśmiechnęła się i wtuliła w ramiona męża. Tak, zdecydowanie mieli szczęście. Pozwoliło im miło przeżyć dany im czas. I zginąć, zanim w ogóle zorientowali się, że umierają. Reszta mieszkańców nie miała tej możliwości.
Pociski plazmowe, wystrzelone z mobilnej artylerii, spadły na miasteczko niczym czarny deszcz, zamieniając je w pogorzelisko. Ludzie w panice uciekali z płonących domów, starając się uratować wszystko, co się da. Matki przyciskały do piersi swoje dzieci, próbując umknąć śmiercionośnemu żywiołowi tylko po to, by dołączyć do grona krwawiących, zmasakrowanych ciał, coraz szczelniej pokrywających ulice. Kobiety płonęły niczym pochodnie, roznosząc zapach spalonego mięsa; mężczyźni ginęli, rozerwani na strzępy pociskami, grzebani gruzami swoich własnych domów. Ale to nie był koniec ataku: gdy umilkły działa, do miasteczka z impetem wpadły wozy opancerzone, których ciężkie karabiny maszynowe z chirurgiczną precyzją rozrywały ciała uciekinierów, rozszarpywały mięśnie i miażdżyły kości. Zaraz po nich wjechała kolumna ciężkich czołgów klasy Wurm, przeorując wilgotną ziemię gąsienicami, zamieniając ją w grząskie, krwawe błoto. Po raz wtóry zagrzmiały działa. Pociski kalibru 250 mm, wzbogacane zubożonym uranem, ze świstem przecięły powietrze, niszcząc to, co przetrwało po ostrzale artyleryjskim i zwiadzie. Potężne, tytanowe cielska czołgów wgniatały w ziemie resztki budynków i ludzkie szczątki, zalewając wszystko potokiem napalmu. Zewsząd słychać było jęki rannych i krzyki uciekinierów. Piekło trwało ledwie godzinę...
***
Pułkownik Vulgar zapalił papierosa i zaciągnął się. Jego żołnierze przeszukiwali ruiny Ramollo, w poszukiwaniu ocalałych. Od czasu do czasu dało się posłyszeć odgłosy serii karabinowych, gdy któremuś udało się odnaleźć kogoś żywego.
- Panie pułkowniku! - krzyknął łącznościowiec o rudych włosach, podbiegając do maszyny dowódcy. - Wiadomości od generała Russela!
- Co jest, Radar?
- Generał kazał przekazać, że nastąpił błąd w systemie nawigacyjnym! Przyczółek HMC znajduje się siedemdziesiąt kilometrów na północ stąd! Mamy natychmiast ruszać!
- Do diabła... - Vulgar zlustrował pobojowisko i wyrzucił papierosa. - Powiedz temu durniowi, że odda mi zmarnowaną amunicję. Jazda!
- Tak jest!
Pułkownik założył na głowę czapkę i chwycił komunikator.
- Walkiria 1, Walkiria 2, tu Valhalla, odbiór.
- Tu Walkiria 1, odbiór.
- Walkiria 2, słyszymy cię, odbiór.
- Zebrać ludzi, sprawdzić sprzęt. Ruszamy do kwadratu B2H15, koordynaty przesunięte o dwa stopnie północ. Kod bojowy i formacja niezmienione. Kanał stały. Wykonać.
Vulgar odłożył interkom i uderzył kilka razy w tytanowy pancerz.
- Naprzód!
Kolumna pięćdziesięciu wojennych kolosów ruszyła z miejsca, w kierunku kolejnego celu...; Kontrofensywa UACF na planecie Terra Nueva dopiero się rozpoczynała.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Vivaldi · dnia 26.03.2009 08:30 · Czytań: 1440 · Średnia ocena: 3,9 · Komentarzy: 12
Inne artykuły tego autora: