Zamknął oczy, starał się usunąć z głowy ten uporczywy napływ myśli.
Przybliżały się i uderzały, nie zważając na skutek.
A On był zbyt słaby, żeby z nimi walczyć i zbyt silny, aby im się poddać...Trwał, więc w tej bezsensownej bitwie o prawdę, o radość, o zapomnienie... Sam nie wiedział gdzie powinien szukać nadziei.
Sen dawał mu chwile wytchnienia, on jeden pozwalał mu żyć Uciekał do niego jak do zamkniętego ogrodu. Hermetycznie zamkniętego od środka. Nie chciał dopuścić nikogo do swojej jedynej odskoczni dnia codziennego.
Odgradzał się od wszystkich i zachłannie bronił swojego czasu do życia, jak to sam nazywał.
A jednak każdy poranek przynosił kolejną prawdę... Zastanawiał się czasem, co jest warte to wszystko..
Odpowiedzi nie potrafił sprecyzować. Miał ją głęboko zakodowaną w sobie, ale nie umiał wyrazić jej słowami, nawet najprostszymi.
Doszedł więc do wniosku, że nie będzie szukał już żadnych rozwiązań, nie będzie zagłębiał się w coś, czego i tak nigdy nie pojmie.
Uciekał od siebie, ale to był jedyny sposób żeby zapomnieć, wyrzucić, nie wierzyć i nie czuć...
Taka wewnętrzna agonia z dala od świata, na którą tak naprawdę też był za słaby. Chciał wierzyć. Mimo wszystko.
Obudził się zlany potem, dzisiejszy sen zamiast spokoju, przyniósł strach i kolejne cierpienie. Wstał i nie zastanawiając się długo wyszedł na ulicę.
Zatopił się we mgle. Oplotła go szczelnie. Tego potrzebował. Przez chwilę zapomniał o tym, co bolało i nie pozwalało ponownie spokojnie zasnąć. Ale to była jedna z tych chwil, która zbyt szybko ucieka... Bezpowrotnie.
Znał już za dobrze te wszystkie sytuacje, które przynosiły nadzieję, były one złudne i ulotne jak to, co widział za oknem. Zmieniało się to zbyt szybko, aby mógł nad tym zapanować. Nawet nie starał się za bardzo. Nie widział sensu.
Potrzebował jakiegoś punktu zaczepienia, czegoś, co mogłoby przynieść jakiekolwiek rozwiązanie, bo trwanie w tym bezruchu przepełniało go swoistą goryczą i rozczarowaniem.
Sam nie wiedział, dlaczego i w jakim celu daje ponieść się temu, co czuje. Przecież łatwiej to wszystko wyrzucić, odsunąć, a on trwał w tym, jakby to dawało cokolwiek więcej prócz kolejnego bólu niespełnienia.
Pozbycie się tego było ponad jego słabe znaczenie. Nie chciał i nie potrafił zamknąć w sobie pewnych spraw, o których nikt nigdy nie powiedział głośno... Odbijało się to tylko w jego głowie jak echo, niepokojące, niedające spokoju i wytchnienia.
Zrozumiał swoją sytuację zdecydowanie za późno. Nie było już szansy się cofnąć, brnął, więc dalej, chociaż wiedział. Może właśnie tego chciał? Sam przecież podjął tę decyzję. Mimo wszystko nie potrafił się jej wyzbyć.
Przypomniała mu się wczorajsza rozmowa.
- Dlaczego leżysz?
- Nie mam już siły
- Wstań...
- ...
- Proszę
- Nie... Odejdź...
- Nie mogę Cię zostawić
- Robisz to przecież codziennie
- Nie mogę inaczej...
- Wiem.
- Przepraszam...
- Idź...
- Nie chcę
- ...
- Nie potrafię...
- Rozumiem...
- Wrócę...
- Wiem...
Po raz kolejny nie rozwiązali tego, co takie proste, co nieuniknione. Zabić to wszystko w sobie, odsunąć, zniszczyć. nic prostszego... Dlaczego w takim razie tego nie potrafili zrobić?... Oboje...
W niczym to nie pomagało, niczego nie naprawiało. Nic nie zmieniało, więc, po co? On nie potrafił znaleźć odpowiedzi. Może zagubiła się ona już dawno w tym bezsensie zdarzeń. Czasami, tak mu się wydawało...
Każdego dnia zagłębiał się coraz bardziej w niebyt swojego istnienia. Odchodził od tego, co wydawało mu się słuszne, na rzecz tego, co najistotniejsze w jego życiu. Być może właśnie ta wiara w to pozwalała mu dalej funkcjonować. A może już nie miało to znaczenia?...
Czasami chciał uciec od tego wszystkiego jak najdalej, odsunąć od siebie maksymalnie daleko. Zapomnieć.
Nie żałował. Widocznie tak miało się stać, przypadki przecież nie istnieją. Przeznaczenie płata różne figle. Nie miał na to wpływu. Nie chciał mieć.
Chciał, żeby to wewnętrzne zamieszanie odeszło, umknęło niezauważalnie. Tak samo szybko i niespodziewanie jak się pojawiło.
Ale on usychał z tęsknoty, chwilami nie potrafił jej opanować, nie mógł przed nią uciec. Dopadała go zawsze w momentach zwątpienia, wtedy wiedział, że nie może się Jej pozbyć ze swego życia. To tak, jakby zabił fragment siebie, powoli, systematycznie i dogłębnie. Nie chciał, nie potrafił. Nie umiał żyć z tym wszystkim, ale nie był zdolny do chociażby najmniejszego ruchu, aby to zniszczyć, zabić w sobie.
Kolejne dni mijały bezpowrotnie, nie zmieniając niczego. Nauczył się z tym żyć, jak widać można przystosować się do wszystkiego, do takich sytuacji również. Może właśnie to leży w ludzkiej naturze?... Chciał wierzyć, że to wszystko ma ten sens, który wmówił sobie dawno temu.
Popadł w swoisty letarg. Czasami wydawało mu się, że potrafi znieść wszystko, ale znikało to w jednej chwili. Wystarczyło jedno spojrzenie, gest, cokolwiek. Wybijał się z ustalonego rytmu dnia.
Szedł ulicą, szarą, brudną, potarganą przez świat, tak jak jego emocje. Przysiadł na chwilę i zaczął się przyglądać tej bezkształtnej masie pędzącego tłumu. Tak łatwo zagubić się w rzeczywistości...
Pomyślał, że właśnie dziś tam pójdzie. Wyjątkowo spokojnie i cicho zrobiło się nad skarpą. Zamknął oczy i oddychał spokojnie. Nic nie było w stanie cofnąć decyzji. Na szczęście nikt nie przeszkadzał. Zastanawiał się już zbyt długo nad tym prostym faktem, nie było sensu myśleć dłużej.
Zrozumiał wszystko.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
inside · dnia 13.04.2009 10:54 · Czytań: 728 · Średnia ocena: 3,5 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora: