Autor |
Tłumaczenia książek - dobre i złe
|
lina_91
Użytkownik
|
Dodane dnia 02-07-2009 17:54 |
|
Kilka miesięcy temu przeczytałam "Zmierzch" po polsku. Dało się zmęczyć, ale zachwycona nie byłam. W Anglii odszukałam oryginał i... zakochałam się w sadze. Tłumaczenie jest tak beznadziejne w porównaniu do oryginału, że nie wierzę, jak można tak zepsuć książkę. Nieścisłości, wymyślone zwroty i słowa...
Niestety, nie mogę teraz znaleźć nazwiska tłumacza tej serii... Ale zdecydowanie jest na mojej czarnej liście.
Tak samo rzecz miała się z książką pt. "Cena odwagi". Książka w ogóle słaba, ale tłumaczenie jest do bani.
Jacy tłumacze są na Waszych listach? DObrej i złej?
|
|
|
Autor |
RE: Tłumaczenia książek - dobre i złe
|
MarioPierro
Użytkownik
- Postów: 569
- Skąd: Sobótka
|
Dodane dnia 02-07-2009 18:36 |
|
Hm, już parę razy przymierzałem się by założyć podobny temat, jako że studiuję filologię angielską, specjalizacja tłumaczeniowa. Ale przyznam, że nie mam swoich "list", zwłaszcza tej czarnej.
Natomiast bardzo podobały mi się tłumaczenia:
- "Światłość w sierpniu" i kilka innych dzieł Faulknera, niestety nie pamiętam wszystkich nazwisk, ale idę o zakład, że coś z tego musiał przełożyć mistrz Maciej Słomczyński, znany bardziej jako tłumacz "Ulissesa" Joyce'a, którego też czytałem, ale niestety do końca nie dałem rady Tak czy owak, Faulkner jest jednym z moich ulubionych pisarzy i zapewne musi w tym być jakaś zasługa jego tłumaczy
- "Rzeźnia nr 5" w tłumaczeniu Lecha Jęczmyka, myślę jednak, że pan Vonnegut operuje na tyle prostą (acz ciekawą) angielszczyzną, że tłumacz miał dość proste zadanie
- "Przejrzystość rzeczy", krótkiej powiastki Władimira Nabokowa, tłumaczenie Ariadny Demkowskiej-Bohdziewicz, takie krótkie, a robota znakomita, z mnóstwem gier słownych, zmienną narracją itp.
- "Droga przez Flandrię" Claude'a Simona, jest to jedna z moich ulubionych powieści oryginalnie francuskojęzycznych i choć francuskiego nie znam prawie wcale (a może właśnie dlatego), uważam, że to też arcydzieło translatoryki, bo językiem przypomina właśnie te najlepsze joyce'owo-faulknerowe dokonania. Ale nazwisko tłumacza znów mi się gdzieś zapodziało
- no i jeszcze "49 idzie pod młotek" Thomasa Pynchona, tłumaczenie Piotra Siemiona, opinia moja - tak o autorze, jak tłumaczu - podobna do tej o "Rzeźni nr 5"
Tyle na razie, dam znać jak coś mi się jeszcze przypomni
|
|
|