Ostatnie komentarze Kazjuno
Jako słaby znawca poezji ucieszyłem się, że proza.
Hmmm! Ciężko się połapać, o co chodzi?
Wprawdzie czasem niezłe wrzutki...
Pozdrawiam Autora za akces do komentujących i wolę komentowania.
Mnie też miło Pięknooka, że zauważyłaś.
Duży szacun OWSIANKO! Opowiadanie przesycone humanitaryzmem i napisane bardzo dobrze.
Nasunęło mi się skojarzenie domu opieki z mini państwem i zadałem sobie pytanie, czy szkicowo wprawdzie przedstawiona postać gładko mówiącego i błyskotliwego karierowicza szefa placówki nie przypomina premiera większego państwa? Człowieka w istocie bezwzględnego, mającego otwór gębowy wypchany frazesami o demokracji, wolności, walki z korupcją i innymi tego typu "wytrychami" zaciemniającymi obraz jego rzeczywistego, oportunistycznego, pławienia się w nieróbstwie.
Kuzynka osoba przesycona ideą głębokiego humanitaryzmu walczy o poprawę losu podopiecznych. Ujrzałem ją w roli minister (jak kto woli ministry), ale lepiej niech będzie, dyrektorki departamentu opieki w ministerstwie dużego państwa. Po latach pełnej poświęcenia pracy zaczyna chorować.
Tu krótka dygresja. Spotkałem się z opiniami autorytetów medycznych twierdzących, że przyczyną większości chorób są zaburzenia rodzące się w psychice pacjentów. I jest to dla mnie w dużej mierze argument słuszny.
Czyż KUZYNKA przez lata swojej zawodowej aktywności nie waliła skrycie głową w mur? Hmm, gdyby miała moc sprawczą "premiera", może jej wysiłki nie szłyby na marne. Niestety ogarniała ją obezwładniająca niemoc. Nic więc dziwnego, iż nie pomagały garściami wchłaniane pigułki.
Remedium na jej donkiszoterię mogłaby stanowić jedynie metamorfoza w umyśle ośrodka decyzyjnego zarządzanego przez "premiera". A oczywistym jest niemożność takich zmian we łbie sprytnego obiboka, jaki stoi na czele "rządu". Cwaniak ma wsparcie jak on dobrze mających się elit, które zadowolone ze spływających na nie profitów, nie kiwną palcem, aby cokolwiek zmienić.
Poddana stresowi kuzynka, w obliczu własnej niemocy, musiała stracić w końcu odporność. Jej życie stało się synonimem porażki, wbiło ją w inwalidzki wózek, wreszcie przykuło do łóżka.
Opowiadanie Autor kończy iskierką nadziei. Narrator chce kuzynce pomóc. Wyrywa ją z "kręgu zła". Pozostawia nas czytelników z pytaniem, na które nie znajdujemy odpowiedzi. Czy zaoferowana przez narratora wielkoduszność przyniesie pozytywny skutek?
Mocna opowieść.
Pozdrawiam
Brawo Jaago!
Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie humoru i szczerze mówiąc, połknąłem tekst jednym haustem, nie zwracając uwagi na ewentualne niedostatki dotyczące problemu, czy były, czy nie było testowych majtek.
Szacun dla Jacka Londyna, bo rozkminił tekst na czynniki pierwsze, na co brakuje mi teraz czasu.
Sam wolę - wprawdzie atrakcyjne - kobiety bez majtek, czego przejawem mogła, by być jedna z pierwszych scen w opublikowanym niedawno rozdziale "Prostytucja w PRL cz. 5".
(Sorry Jaago za okazjonalną autopromocję).
Dzięki Autorce za chwilę rozrywki.
Moc Serdeczności.
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą ocenę.
W pisanej książce ten długi tekst napisany jest na 10 stronach i na każdej stronie, jeśli jest tam obcojęzyczny zwrot, czytelnik może przeczytać tłumaczenie na dole strony w przypisie dolnym.
Niestety w PP całość idzie bez podziału na strony, więc ponumerowane tłumaczenia zawarłem na końcu całego tekstu.
Więc przepraszam Ciebie i Czytelników za utrudnienie.
Pozdrawiam
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo wcale nie byłem pewien, że Ci się rozdział spodoba. Pewnie się domyśliłaś, że narracja odnosiła się do moich wspomnień. Tak rzeczywiście debiutowałem jako cinkciarz i pisząc, nie musiałem wytężać wyobraźni, bo to dosłowny przedruk z mojej pamięci.
Też jestem wdzięczny za najwyższą ocenę.
Moc serdeczności, Kaz
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej odrażającej scenie jest rzeczywiście nielogiczność, ale nie do końca. Zawaliłem opis przez nie liczenie się z pewną niewiedzą czytelnika. Otóż po nokaucie, zwłaszcza ciężkim, następuje zwykle tak zwana "niepamięć wsteczna". Ofiara nie jest w stanie sobie przypomnieć, ani uświadomić, co się z nią stało. Więc ten fragment mojego tekstu zawiera oczywistą lukę, bo Ty niezorientowana w detalach fizjologii knockoutów, myśląc normalnym tokiem, miałaś prawo być zdegustowana. Teraz wcześnie rano nie naniosę poprawek, bo muszę się brać do pisania. Ale później wstawię wypowiedź Ulki Moczydło: "Co się ze mną stało? Dlaczego leżałam"? Jarek skłamie: "Pokłóciliśmy się, chciałaś mnie uderzyć, ale zrobiłem unik, a ty się potknęłaś i padając, uderzyłaś głową o to drewniane oparcie. Za dużo wczoraj wypiłaś z Alką Maruszczak".
Może nie wstawię tej zmiany dokładnie jak powyżej, ale pójdę w tym kierunku.
Jeszcze raz dzięki za spostrzegawczość, ściskam serdecznie i pozdrawiam, Kaz
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się pogodzić z krytyką Marka Grabowskiego., chociaż: de gustibus non disputandum est.
Pozdrawiam
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego obłędu "politycznej poprawności", który określiłbym też neomarksizmem.
Miło mi Cię poznać - Autora o podobnym postrzeganiu rzeczywistości. Chociaż radzę: raczej nie odsłaniaj swojego światopoglądu. Pisanie w duchu "niepoprawnym politycznie" - co zawiera odpowiedź na mój komentarz - może Ci zaszkodzić. Jakoś tak się dzieje, że za sznurki we władzach kulturalnych w Polsce i Europie pociągają Ci myślący "poprawnie". Możesz jak ja przykleić sobie łatkę ksenofoba. U ludzi decydujących o kształcie kultury w moim mieście mam przekichane (choć chętniej użyłbym tu wulgaryzmu). Świat stanął na głowie.
Pozdrawiam
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa "fabuła" pewnie masz rację.
Na usprawiedliwienie mogę jedynie powiedzieć, że częstym gościem w willi Koryckich bywała kuzynka Terenia (o czym zapomniałem wspomnieć). Terenia była żoną słynnego aktora Tadeusza Łomnickiego i jednocześnie dziennikarką poczytnych w tamtych czasach tygodników"Ekran" i "Film". Chłopcy mogli z rozdziawionymi gębami słuchać jej przechwałek o bliskiej znajomości z takimi tuzami polskiego filmu jak Zbyszek Cybulski, czy Bogumił Kobiela. Wszak siostra matki skarżyła się, że po odwiedzinach aktorów w jej mieszkaniu można było zawiesić siekierę od papierosowego dymu. Słowo "fabuła" mogło padać niejednokrotnie.
Dzięki za pochwałę "tekst OK"
Pozdrawiam serdecznie
Dzięki, Marianie za pojawienie się!
No tak, subtelnością przy konsumpcji kolacji się nie wykazałem. Temat na rozmowę przy posiłku mało stosowny. Ktoś z komentujących słusznie zauważył, że paniom "znawczyniom" medycyny chciałem dopiec.
Myślę, że Tobie też ich "fachowa literatura" na temat kuracyjnego lecznictwa nie poprawiałaby nastroju.
Jak widać z jazgotu licznych komentarzy w kwestii: czy był zamach, czy nie, mamy kraj podzielony.
Smutna konstatacja.
Pozdrawiam serdecznie z nieśmiałą nadzieją, że może inny kawałek nie wywoła Twoich negatywnych skojarzeń.
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak na dłoni masz cale dossier jego wypocin. Potem piszesz, co ślina na język przyniesie.
Każdy komentarz dla autorów ro frajda.
Pozdrawiam.
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza. Kameleonów zmieniających barwy polityczne w zależności od wiatru zmian historycznych bywało i bywa po dzisiejszy dzień wielu. Hipokryzję i obłudę pana Stasia przedstawiłeś, jak należy. Z humorem oraz potępieniem, na jakie zasługują tego typu ludzie.
Język bez zarzutu, prosty i bez udziwnień, taki właśnie lubię.
Mam jednak Marianie do Ciebie skryty żal. Chyba odwiedzałem Cię jako komentator dziesiątki razy, więc mam pytanie: czy nie sądzisz, że w ramach najprościej rozumianego dobrego wychowania (albo kindersztuby) wypadałoby przynajmniej raz na jakiś czas wybrać się do kolesia z PP na rewizytę?
Wszak przez takie jak twoja postawy obumiera Portal Pisarski. Coraz mniej się tu dzieje! Jeszcze kilkoro z nas: M.A. Grabowski, Pliszka, Mike 17, Zbyszek Szczypek, czasem i Darkon, Gitesik - walczymy, żeby PP ożywić (przepraszam jeśli pominąłem kogoś aktywnego w komentowaniu). Chcemy utrzymać portal przy życiu.
Dalej zamierzasz tkwić w samolubnej postawie? Jako wiele publikujący powinieneś się do nas dołączyć.
Pozdrawiam
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi "Marionetki" Darkonem i Jackiem Londynem. Fragment większej całości, bynajmniej nie wydał mi się naiwny ani nieprawdopodobny. Wprawdzie Autorka przedstawia parę scenek z 1952 roku, jednak nie straciły one wiarygodności, bowiem takie dzieją się i mogą się dziać współcześnie. W kulisach polityki nie brakuje skrytobójczych zamachów, polegających na likwidowaniu przeciwników władzy i niewygodnych świadków.
Nie będę przytaczał listy dziwnych zgonów, jakie miały miejsce w Polsce. Wystarczy przypomnieć parę z wielu morderstw popełnianych przez służby kremlowskiego satrapy: niewygodna dziennikarka Politkowska, wykończony polonem Litwinienko, wysadzone materiałami wybuchowymi bloki mieszkalne, by stworzyć pretekst do inwazji na Czeczenię. Wystarczyłoby poczytać Fryderyka Forsytha, który napisał wiele sensacyjnych powieści o udokumentowanych zamachach w Europie Zachodniej.
Apolonia pokazuje taki spisek z perspektywy zapewne atrakcyjnej młodej kobiety. Jej unurzany w brudach świata polityki kochanek pokazany jest wiarygodnie, jako typ wpływowy, bezwzględny i pewny siebie.
Przytrafiła Ci się Apolonio drobna literówka,
Cytat:
Kobieta dostrzega kilka znanych polityków, a w odległym rogu sali rozpoznaje twarz francuskiej aktorki filmowej.
Powinno być "kilk
u znanych polityków. Ale drobne usterki zdarzają się wszystkim autorom. Sam popełniam ich na pęczki, starając się je prostować po opublikowaniu tekstu.
Twój pomysł, żeby bohaterkę opisać jako piękną i wrażliwą kobietę trafiony w dziesiątkę. Takie mają wyostrzoną intuicję. Wprawdzie przez przypadek, ale odkryła prawdziwe oblicze zleceniodawcy morderstwa.
Gratuluję świetnego fragmentu i pozdrawiam
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i rzeczywiście zasługuje na miano "Koszmaru". Zastanawiam się, czy piwniczny horror przeżyty przez narratora, musiał doprowadzić go do psychozy i nie tylko jego, ale i kolegów. Wszak spotkałem gdzieś powiedzenie: "mordercy śpią spokojnie". Chłopcy działali w obronie koniecznej. Sytuacja ich przerosła, wyżyli się na kimś, kto zagrażał ich życiu. Tak, przesadzili, ale przeważyły emocje.
Byłem Gabrielu kiedyś bokserem, potem stałem jako ochroniarz na dyskotekach. Też zdarzyło mi się, między innymi interwencjami, ciężko uszkodzić agresywnego pijanego murzyna. Chciał mnie uszkodzić mocnym ciosem, lecz mu się nie udało i sam znokautowany uderzył głową niefortunnie w betonowy występ muru. Padł i z uszu lała się mu krew. Owszem bałem się, że złamał podstawę czaszki. Pobył w szpitalu i wydobrzał. Chciałem z nim porozmawiać, ale złożył na mnie zażalenie do Związku Studentów Afrykańskich. Zarzucili mi rasizm i straciłem pracę na bramce. Uwierz, ani przez chwilę nie czułem wyrzutów sumienia. Podobnych sytuacji, choć nie tak dramatycznych, przeżyłem kilka i choć nigdy pierwszy nie bylem agresorem, krwi oponentom trochę upuściłem. Nie cierpiałem psychicznie z powodu tych przeżyć. Wprawdzie nie wyżywałem się na pokonanych ofiarach, ale też nie przeżyłem, jak chłopcy z twojego opowiadania, zagrożenia własnego życia.
Było w twoim tekście parę drobnych usterek, znalazłem też orta.
Dzięki jednak za lekturę, poza wspomnianymi wątpliwościami, tekst uważam za obiecujący.
Pozdrawiam