Witaj Aldonko. Twoje doświadczenie z obserwacji zapijaczonego kolesia gadającego z urojonymi kompanami w jakiś sposób puentuje moja groteskę, przy czym słowem kluczowym jest tutaj urojenie, bo alkohol, stan upojenia alkoholowego jest tylko wzmocnieniem dla wyimaginowanej rzeczywistości, w której osobie o potencjale i nawet jakimś dorobku twórczym wydaje się, wymyśliła to sobie, ktoś jej to wmówił, a ona w to uwierzyła, że należą jej się za sam fakt bycia twórcą jakieś szczególne hołdy, uznanie i pieniądze, oczywiście.
Pijana sytuacja jest jedynie pretekstem dla uwolnienia od wszystkich hamulców dla roszczeń "artysty" wobec świata. Równie dobra okazją dla tak szalonego postępku mogłaby być, na przykład ostra krytyka dzieła podczas prezentacji publicznej dzieła przez twórcę.
Pozycja ludzi tworzących tzw. sztuki piękne jest we współczesnym świecie jakoś zupełnie wykoślawiona; media, popkultura obiecują im cuda na patyku, a zderzają ich z twardą ściana reguł rynkowych, na dodatek zupełnie niejasnych, bo sztuki piękne są zupełnie niewymierne, więc dysonans poznawczy, nadwrażliwość i romantyczne roszczenia podbijane lekturami do bólu wyidealizowanych biografii już uznanych artystów mogą powodować zachowania niezrozumiałe albo wręcz szaleńcze.
Dość będzie powiedzieć, że z autopsji znam kilka takich nieakceptowalnych zachowań różnego kalibru w wykonaniu ludzi, którzy sami siebie uważają za artystów, a może nawet nimi są,
Rodzi się takie pytanie: Czy mały, lichy człowiek może być wielkim artystą? Niestety historia pokazuje, że może i że często, choć nie zawsze, tak bywa. Kto nie wierzy niech sobie obejrzy cykl polskich filmów dokumentalnych pod wspólnym tytułem "Errata do biografii" albo poczyta o kolaboracji z hitlerowcami francuskich osobistości świat kultury. Jakież to wszystko cuchnące. I jak tu oddzielić dzieło od człowieka? W każdym razie dla mnie słowo artysta nie brzmi dumnie, brzmi co najwyżej podejrzanie.
Pozdrawiam serdecznie Aldonko.
Mirek