Potem przez parę dni był spokój i cisza, ograniczyli spotkania i wychodzenie z domu. W środę wieczorem Monika dostała wiadomość od Jacka.
"Jutro ten dzień. Trzymaj się. Musimy przez to przejść. Przyjdę do ciebie o piętnastej, czekaj. Jacek."
W czwartek wczesnym południem przyszedł do niej Adrian, jak zwykle pograć na gitarze. Męczyli się przez kilkadziesiąt minut, w końcu Adrian rzucił kostką o łóżko i odwrócił się do Moniki.
-Czemu mi nic nie mówiłaś?
Monika zamilkła. Nie mogła uwierzyć, że właśnie teraz, wiedząc doskonale, co się z nią działo, Adrian wystawiał jej rachunek za to, czego nie powiedziała.
-Adi, daj spokój. To już nie ma znaczenia.
-Już?! Dziewczyno, ty nie kumasz, że Jurek ci tego nie daruje? To nie jest "już", ty właśnie zaczęłaś wojnę, którą... - Adrian urwał i żeby ukryć zmieszanie, przeciągnął ręką po strunach, które zawyły jękliwie.
-Przegram? - dokończyła zgryźliwie dziewczyna. -Dzięki za poparcie.
-Przegracie, jeśli już. Mona, nie wariuj, błagam cię, nie zgrywaj bohaterki!
-Ja nie chcę nią być, Adrian. Ja chcę tylko...
-Chcesz ochronić Jacka, sama się zabijając! Dziewczyno, to, czy do psów pójdziecie razem czy osobno, nie ma najmniejszego znaczenia! Nie kumasz tego?
-Nie wiem, o czym mówisz - wymamrotała, wiedząc doskonale, że kłamie. Adrian znał ją po prostu zbyt dobrze.
-Tak, jasne, ale nie wmówisz mi, że idziesz do nich tylko ze względu na Marcina. Bo przecież gdyby Jacek nie zaczął sypać, Jurek nic by ci nie zrobił.
-To nie chodzi o to, ja nie chcę się mścić, Adrian. Nie chodzi o to - podciągnęła rękaw i podsunęła mu rękę pod nos, wciąż czerwoną i opuchniętą. -Nie chodzi też o to, co zrobili Marcinowi i wszystkim innym. A może po trochu też. Ja tylko chcę się przestać bać.
-Mona, gliny tego nie załatwią. Co ty, wierzysz w cuda?
Monika usiadła na łóżku i podciągnęła nogi pod brodę. Zacisnęła zęby, żeby opanować drżenie.
-Nie w gliniarzy. Ale w coś, Adrian, muszę wierzyć.
Chłopak pokręcił głową i wstał.
-Źle myślisz - mruknął i skierował się do drzwi.
W progu jeszcze przystanął:
-Idziesz w sobotę na pogo?
Nie od razu odpowiedziała. Po chwili dopiero zobaczył, jak kiwa głową.
Jacek przyszedł kilkanaście minut po szesnastej. W skórzanej kurtce, glanach i dżinsach, zdawał się emanować spokojem, który znikał błyskawicznie, gdy tylko spojrzała w jego bladą twarz.
-Jacek...
-Gotowa? - wypalił, nie dając jej czasu na zadanie pytanie.
-Co zrobimy z moimi rodzicami?
-Na razie spróbujemy się obejść bez tego, potem może... Nie martw się teraz, co?
-Uhm - wymamrotała.
Osiedle opuścili bocznymi uliczkami, przemykając się przy ścianach, jak przestępcy. Nie dość ostrożni przestępcy. Kiedy mijali monopolowy, Monika nagle stanęła jak wryta, mimowolnie wczepiając się w rękaw Jacka. Ze sklepu wyskoczył Jurek i Patryk. Zablokowali im drogę.
-Czego chcecie? - wypaliła dziewczyna, przywierając plecami do ściany budynku i rozglądając się jednocześnie za drogą ucieczki. Podszedł do niej Patryk. Bez żadnych ceremonii złapał ją w pasie i przycisnął do siebie. Zacisnęła zęby aż złapał ją skurcz, gdyby była sama, koleś na pewno już zwijałby się z bólu, trzymając za krocze, ale nie w takiej sytuacji. Nawet nie drgnęła.
-Zostaw ją! - warknął Jacek, rzucając się naprzód, ale Marek, który z monopolowego wyskoczył ostatni, wpadł na niego z boku i przewrócił na ziemię. Jurek zasunął mu dwa albo trzy kopniaki pod żebra. To jeszcze miało być ostrzeżenie. Nie właściwa nauczka, ale ostatnie już ostrzeżenie.
-Przestań! - teraz miała już serdecznie wszystkiego dość. Jedno spięcie mięśni i Patryk odskoczył od niej jak oparzony, klnąc pod nosem. Zapomniała tylko o Marku, który tymczasem znalazł się tuż obok niej i, korzystając z tego, że jej uwaga była skupiona na Patryku, zasunął jej pięścią w żołądek. Zgięła się wpół. Wiedziała, że bolesne skurcze mięśni przejdą, że to tylko przejściowe, ale nie starczyło jej sił na wyprostowanie się.
-Psy! Chłopaki, spadamy! - nie wiedziała, kto krzyczał, na pewno nie był to żaden z nich.
Do Moniki, klęczącej przy ścianie, dopadł Adrian.
-Dziewczyno, co ci? Dzwonić po karetkę?
-Jacek... On... Sprawdź...
Z oddali dobiegł ich jeszcze wrzask Jurka:
-Pożałujesz tego!!!
Monika spojrzała na jakieś ogłoszenie, zerwane z szyby sklepu. Czerwone, nabazgrane naprędce litery układały się w słowa:
"Nie żyjesz. A tę twoją..." - w tym miejscu kartka została przerwana. Jacek, który zdążył się już podnieść, podążył za wzrokiem Moniki i zgniótł ją w dłoni.
Adrian wzruszył ramionami i wszedł do sklepu, by po chwili wyjść z nią z butelką coli.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lina_91 · dnia 28.06.2007 20:46 · Czytań: 656 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora: