IV
A jednak się dało, a nawet trzeba było. Praca we własnej kwiaciarni wymagała ode mnie dość dużych nakładów sił, począwszy od jeżdżenia na giełdę kwiatową kilka razy w tygodniu, poprzez układanie wiązanek, rzeczy handmade, czyli robionych ręcznie, kartek i stroików, a skończywszy na sprzedaży. A jednak miało to swoje dobre strony, dzięki temu nie myślałam nad tym, co się stało. Mając wiele do roboty, mogłam zmęczyć się przez dzień tak bardzo, że wieczorami po prostu przychodziłam do domu, kąpałam się i szłam śnić bez marzeń. Nie rozmyślałam nawet o tym, że mój długi dwuletni związek skończył się właśnie w taki sposób. I na dodatek nie mogłam o tym nikomu powiedzieć, bo przecież nikt nie usprawiedliwi tego, że odgryzłam mu kawałek ramienia i zjadłam. Dobrze, że nie posoliłam. Oj, te myśli, choć rzadkie, doprowadzały mnie do szału.
Dlatego właśnie postanowiłam trochę się rozluźnić i iść ze znajomymi na imprezę. Lato było w pełni, noce były ciepłe, więc postanowiliśmy wybrać się nad jezioro, pod namioty na trzy dni. Mieliśmy wyjechać w piątek rano i zostać aż do niedzielnego wieczora. Wiadomo, ognisko, gitara, hektolitry piwa i cudowny księżyc. Bajka.
Bajka. A w tej bajce ja i pewien mój kolega z liceum. Kiedyś łączyła nas szkolna miłość, jakieś ledwo co rozwinięte uczucie, które, pod wpływem wymienionych wcześniej czynników, zaczęło pulsować swoim niezakończonym nigdy życiem.
Nad jeziorem, nad którym spędzaliśmy ten weekend, była mała kładka, na której usiedliśmy, dzierżąc każde swoją butelkę piwa i patrząc tęsknie w gwiazdy.
- Jak interesy? - spytał. Pamiętam, że jego głos wydał mi się bardzo znajomy choć nie widzieliśmy się kilka lat i taki ciepły, pociągający, seksowny i zaczepny chociaż pytał przecież o tak prostą rzecz.
- W porządku. - odpowiedziałam – Powoli wszystko zaczyna się kręcić. Kilku stałych klientów nakręca innych, ale myślę także o innej formie reklamy niż z ust do ust.
- Z ust do ust też fajnie brzmi – zaśmiał się cicho, zaczepnie znów.
- A co u ciebie? - chciałam zagłuszyć te pulsowanie w dole brzucha, które zaczęło przybierać na sile. Miałam na niego ochotę, on na mnie, ale bałam się, że i jemu zrobię coś złego.
- Leci.
- Tak się odpowiada, jak coś się pieprzy - chwyciłam go za rękę. – Co jest?
- Ech – westchnął – straciłem pracę, rozwodzę się i wszystko wydaje mi się mdłe i nic nie warte. Żałuję pewnych swoich decyzji i żałuję pewnych znajomości, które zostały zaniedbane. - położył spontanicznie głowę na moim ramieniu.
Noc była naprawdę piękna, wiatr wiał nam w twarz, przynosząc znad jeziora chłodne orzeźwienie. Gwiazdy błyskały do nas z dalekiego, ciemnego nieba. Nagle zrobiło się strasznie smutno. Cichy dźwięk gitary z daleka, szum drzew, smęcenie wiatru sprawiły, że obojgu nam zachciało się płakać. Magiczna chwila, w której naprawdę można się zakochać. Ciepło drugiego człowieka, splecione palce u rąk, ciche westchnienia gdy łączyliśmy swoje oddechy. Wtedy uwierzyłam, że wszystko może jeszcze być dobrze. Że życie można zmieniać według własnego uznania, a nie jakiejś nie wiadomo jakiej siły.
Nasz seks był delikatny i bardzo powolny. Niczym nie przypominał dzikich orgii wyczynianych z moim byłym. W tamtym akcie byliśmy tylko my, nasze ciała splecione w miłosnej grze, delikatny wiatr, który chłodził pot występujący na nasze ciała i gwiazdy, które widziałam, gdy byłam pod nim i które widział on, gdy ja byłam u góry.
Zapamiętałam jego twarz taką, jaka była wtedy i myślę, że taką będę ją pamiętać do końca. Mimo tego wszystkiego, co wydarzyło się później.
V
Rankiem obudziłam się we własnym namiocie. Szczęśliwa i pełna ochoty do życia, wypoczęta i, chyba tak, zakochana. Zakochana na nowo w człowieku, którego już kiedyś kochałam, a któremu pozwoliłam odejść. Odnaleźliśmy się. Wspaniałe uczucie, którym nie dano mi się zbyt długo cieszyć. Na zewnątrz ktoś potwornie krzyknął, słyszałam skakanie do wody i szarpaninę i znów krzyki.
Szybko ubrałam się w co tylko było pod ręką i pobiegłam. Cała nasza paczka zebrała się przy mostku, na którym wczoraj kochałam się z Nim. Na tym mostku, na którym leżał teraz topielec, o bladej i opuchniętej twarzy, oczach wytrzeszczonych i bladych wargach. Jego ciemne włosy oblepiały ciało, a członek leżał przechylony na lewe udo, groteskowo patrząc na nas jednym swoim okiem.
Zaczęłam krzyczeć i chciałam krzyczeć tak aż nie zabraknie mi sił, tchu i aż nie padnę też martwa na ziemię. Narobiło się przez to harmidru i uspokoiłam się dopiero, jak zagrozili, że będę musiała stamtąd odejść. Chciałam być przy tym, jak przyjedzie policja i będą go oglądać, chciałam słyszeć, jaki werdykt wyda lekarz. A do tej pory, aż do bólu chciałam się w niego wpatrywać i zadawać sobie to beznadziejne pytanie: „dlaczego?”. Oglądanie go takim zupełnie innym niż w nocy sprawiało wielki ból, ale sadomasochistycznie chciałam go sobie zadawać. Specjalnie, żeby poczuć cokolwiek, wiedzieć, że nadal jestem człowiekiem, że nie zwariowałam. Bladość jego ciała, opuchnięte kończyny, żałosny koniec budziły we mnie jednak nie tylko strach, smutek i głęboki żal. Było coś jeszcze, do czego wtedy nie chciałam się przyznać, dzisiaj widzę to ze straszną jasnością; była we mnie fascynacja. Chciałam dotykać jego ciała, w zupełnie inny sposób niż w nocy, w sposób bardziej poznawczy. Chyba jak każdy człowiek chciałam dostać odpowiedź na największą zagadkę, czym jest śmierć?
Moje rozmyślania przerwała policja i pogotowie, które przyjechały jedno po drugim. Kazano nam się odsunąć i wszczęto wszystkie procedury, które uruchamia się w takich przypadkach. Było dużo świateł, ludzi, białych fartuchów i pokrzykiwań. A w całym tym bałaganie ja nadal widziałam z daleka, już po raz ostatni jego jasnego członka opartego o blade i owłosione udo. Potem zapakowano go do ciemnego worka i zabrano. Nigdy więcej go nie widziałam, został skremowany.
VI
Jak dowiedzieliśmy się w kilka tygodni później, lekarz stwierdził, że On popełnił samobójstwo. Nie było żadnych śladów walki ani próby ratowania swojego życia. Jedyne ślady, jakie znaleźli na jego ciele poczyniły jakieś ryby, wygryzły malutki kawałeczek łydki. Samobójstwo w jego wypadku było bardzo prawdopodobne, jego prawie była żona powiedziała policji, że mieli się rozwieść, przyjaciele mówili, że nie szło mu w pracy, wszystko zaczęło się walić i facet po prostu nie wytrzymał. Szkoda, ale takie jest życie.
A ja, słuchając tych komentarzy, opinii i słów chciałam wyć z rozpaczy. Ryby! Ryby nie gryzą topielców po łydkach, ryby może i mają zęby, ale to nie ich zęby rozszarpały delikatne mięso. To nie one delektowały się smakiem krwistego kawałka i to nie one spowodowały jego śmierć.
Na siłę próbowałam sobie przypomnieć, co dokładnie stało się po tym, jak już skończyliśmy się kochać, miałam wrażenie, że zapadam w sen, przytulając się do jego ciepłego ramienia. Pamiętam jeszcze, jak szeptał do mnie, że teraz to jest w stanie uwierzyć, że wszystko będzie w porządku. Chciałam zaprzeczyć, ale uciszył mnie. Powiedział, że kiedy już jesteśmy razem, nic złego nie może nas spotkać. Znaleźliśmy się po tylu latach...
Wstałam wtedy, zasłaniając się jego koszulą. Zahaczył o mnie powiew wiatru i moim ciałem wstrząsnął dreszcz. On chciał mnie przytulić, ale mu nie pozwoliłam. Doszłam do wniosku, że jeśli On wiąże ze mną takie plany, jeśli ma marzenia i ja w nich gram główną rolę, to muszę mu powiedzieć.
Najpierw słuchał uważnie, ale w miarę opowieści zaczął marszczyć brwi i zaciskać usta. Uznał pewnie, że to wszystko wykręt, że wymyśliłam tanią, tandetną historię po to, by uświadomić mu, że z mojej strony to była tylko jedna noc.
Wtedy właśnie go ugryzłam. Jego ciało pachniało tak pięknie, miłością, seksem, drewnem mostu, na którym leżeliśmy. Gdy dotykałam jego nogi, czułam silne mięśnie, włoski łaskotały mnie w dłonie. Syknął, gdy to zrobiłam i tylko to pamiętam, bo gdy krew zwilżyła mi wargi, znów ogarnął mnie jakiś dziwny trans, znów w mojej głowie pojawił się ten anioł, znów kochał się ze mną w ten sam sposób; to był ten sam sen. Nie wiem, ile to trwało, On siedział spokojnie i obserwował mnie. Gdy przełknęłam jego ciało, oblizałam palce i usta. Nic nie powiedział. Patrzył tylko takim wzrokiem, miałam wtedy wrażenie, że on wszystko rozumie, że łzy w jego oczach to współczucie dla mnie. Ale myślę, podejrzewam, że on wtedy płakał nad sobą, myślał o tym, co zrobi gdy tylko pójdę i zostanie sam. Myślał o tym, czy będzie bolało. Byłam naiwna sądząc, że jakikolwiek człowiek może zrozumieć to, co się ze mną działo. Że ktokolwiek to zaakceptuje, będzie przy mnie, gdy będę starała się to zwalczyć. Wtedy jednak myślałam inaczej, wierzyłam w siłę uczucia, miłości, która narodziła się bardzo dawno temu, potem zasnęła, a teraz odżyła na nowo.
Kobiety często są tak naiwne.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
PatrycjaDera · dnia 18.05.2009 08:36 · Czytań: 773 · Średnia ocena: 2 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora: