Rozdział I
Anna włączyła radio. Denerwowała ją cisza panująca w kuchni. Fakt, że pracował ekspres do kawy, niewiele zmieniał, nadal można było usłyszeć brzęczenie muchy.
- Wojna w Iraku przybiera monstrualne rozmiary. Zeszłej nocy iraccy terroryści zaatakowali siedzibę wojsk kontyngentu pokojowego. W wyniku wybuchu bomby zginęło 29 żołnierzy, a 123 zostało ciężko rannych. Wśród zmarłych znajduje się prawdopodobnie Polak.- spiker podawał wiadomości martwym głosem, jakby komunikował nagłą zmianę warunków atmosferycznych
Annie pociemniało przed oczami. Przecież Piotrek jest w Iraku... Baza w Bagdadzie....
Po raz kolejny przypomniała sobie dopisek ostatniego listu: "....w kolejnym życiu odnajdę Cię..." On przeczuwał... a przecież wtedy, gdy odchodził obiecywał, że wróci... mówił, że będzie pisał, a po zakończeniu misji weźmiemy ślub.
- A teraz, coś dla naszych pań.- Głos spikera dotarł do Anny, jakby zza mgły. Rozległy się pierwsze tony piosenki:
"Wyszły kobiety na morski piach, stanęły nad wielką wodą,
stare, młode, całe we łzach...
I z wiatrem leciały od lądu, bezradne i mokre od łez,
spojrzenia aż po horyzontu jasny kres...
Jeszcze się tam żagiel bieli, chłopców, którzy odpłynęli,
nadzieja wciąż w serc kapeli na werbelku cicho gra...
Wrosły kobiety w nadmorski brzeg,
w czekaniu swym i cierpieniu, jak kamienie, tnąc fali bieg.
I z wiatrem leciało od lądu milczenie ich oczu i rąk,
daleko, aż po horyzontu jasny krąg...
Jeszcze się tam żagiel bieli, chłopców, którzy odpłynęli,
nadzieja wciąż w serc kapeli na werbelku cicho gra,
bo męska rzecz być daleko, a kobieca - wiernie czekać,
aż zrodzi się pod powieką inna łza, radości łza.
Męska rzecz - dognać w biegu i uśmierzyć grzywy fal...
Nasza rzecz - stać na brzegu, stać i wierzyć i patrzeć w dal...
Jeszcze się tam żagiel bieli, chłopców, którzy odpłynęli,
nadzieja wciąż w serc kapeli na werbelku cicho gra,
bo męska rzecz być daleko, a kobieca - wiernie czekać,
aż zrodzi się pod powieką inna łza, radości łza.
Bo męska rzecz być daleko, a kobieca - wiernie czekać,
aż zrodzi się pod powieką inna łza, radości łza."
Nadzieja? Ona nie wie, o czym pisze, nie ma pojęcia... Pewnie nigdy nie przeżyła czegoś takiego. Od lat żyję nadzieją . Zrywam się na każdy szmer, każdy odgłos kroków na klatce... Ale może taki już los kobiety? Narzeczonej żołnierza? Obróciła w palcach maleńką obrączkę z perełek. Pamiętała, jak oboje śmiali się z przesądu "Perły w pierścionku zaręczynowym zwiastują łzy, wielką tragedię w związku." Pamiętała też, jak powiedziała Piotrowi, że łzy niekoniecznie muszą oznaczać cierpienie. Teraz płakała i to wcale nie z radości, lecz z najprawdziwszego bólu. Nie żyje... a ja muszę czekać, nawet wbrew nadziei...
Rozdział II
Piotr ocknął się przygnieciony jakimś ciężarem, Przez dłuższą chwilę leżał, utkwiwszy wzrok w jednym punkcie. Głowę rozrywał mu tępy ból, przed oczyma migały czerwone plamy. Próbował przypomnieć sobie, co się wydarzyło Jedli kolację. Dowódca siedzący u szczytu stołu, niczym ojciec rodziny, usiłował przerwać kłopotliwe milczenie.
- Panowie- rzekł- dobrze się dziś spisaliście, Wasze kraje ojczyste mogą być z was du...- Nieziemski huk zagłuszył jego dalsze słowa. Zapanowały ciemności. Ktoś coś krzyczał, ktoś inny uciekał w popłochu.
- Generale... Gdzie Pan jest?!- Piotr biegał szukając dowódcy, od którego oddzielała go potężna sterta gruzu.
Rozległ się kolejny huk, jeszcze silniejszy od poprzedniego "Piekielni terroryści, zrzucili następną bombę"- zdążył pomyśleć młody major, nim sufit zawalił się wprost na niego.
Piotr spróbował odwrócić głowę. Ból prawie oślepiał, ale udało się . Dostrzegł rudą kałużę wokół miejsca, gdzie powinna znajdować się prawa noga.
Ucięło... ?trudno...nawet nie boli...
-Jest tu kto?!Ratunku! Czy ktoś mnie słyszy?!
***
- Wszyscy cali? No, chłopcy przeżyliśmy. - Generał Anderson uśmiechnął się. Jego oddział stał w szeregu przed na pół zawalonym budynkiem. Wszyscy byli poobijani, ale żywi. Nagle ktoś z tylnego szeregu odezwał się głośno
- Brakuje majora.
- Kogo?- Anderson zadał krótkie, acz treściwe pytanie
- Majora Piotra Spałki
- Wyszedł z budynku?
- Nie. Wracam tam. Idę go szukać.- Młody żołnierz wystąpił z szeregu.
- A wy kto?- Generał zmierzył podwładnego długim, badawczym spojrzeniem
- Szeregowy Andrzej Cieślik, przyjaciel majora
- Do diabła, czy wszyscy macie takie dziwne nazwiska? Język można połamać. Nie ważne. Idźcie, szeregowy. Jak znajdziecie, dajcie znać przez krótkofalówkę, zrozumiano?
- Tak jest, generale!- Cieślik zasalutował dowódcy i na pół zawalonym wejściem wszedł do budynku.
Widok, jaki ukazał się jego oczom, był przerażający. Z dawnych koszarów zostało niewiele.
- Jest tu kto?!Ratunku! Czy ktoś mnie słyszy?!- Głos niósł się echem po ruinach. Andrzej rozpoznał, że to Piotr tak krzyczy
- Piotrek?! Idę do ciebie!- Odkrzyknął, rozgarniając gruz rękami.
- Andrzej, jesteś, dzięki Bogu... Nie, tego nie dotykaj.
- Wielki Boże... jesteś ranny...- Cieślik zbladł, widząc kałużę krwi obok nogi przyjaciela.
- Nic takiego , nawet nie boli. Tylko nie ruszaj tego kawałka ściany, bo noga jest chyba ucięta.
-Mam go. Jest ranny. Tak, przytomny. Przyślijcie mi tu pomoc.- Andrzej wyłączył krótkofalówkę. - Idą. Wytrzymasz?- Zwrócił się do Piotra.
- Tak. Daj mi wody.
Po chwili na miejsce wypadku dotarło jeszcze kilku innych żołnierzy. Przewiązali nogę Piotra kawałkami munduru, tak, żeby się nie ruszała i ostrożnie wynieśli rannego z budynku.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Serina · dnia 31.05.2009 14:10 · Czytań: 670 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: