Żółte oślepiające światło strzeliło Nam niespodziewanie w oczy. Wkrótce zaczęło się wzbogacać o kolory dojrzałych pomarańczy i grejpfrutów. Mama przeciągnęła się swoim zaspanym, ciepłym jak chleb ciałem. Jej miedziane włosy tańczyły z pierwszymi promieniami porannego słońca, przy muzyce zaparzanej kawy.
Niedziela, jakże piękny czas. Ludzie wstają z łóżek tylko po to, by ukłonić się Bogu za to, że dał im dzień odpoczynku. Wyszliśmy z Mamą, aby oddać się przyjemności spacerowania, w przesyconej jeszcze spokojem i ciszą przestrzeni. Przeszliśmy przez podwórko i podążyliśmy w stronę przystanku. Szczęście, tramwaj akurat przyjechał. Mężczyzna siedzący przy wejściu ustąpił nam miejsca. Miał hitlerowskie wąsy, flanelową koszulę i kaszel palacza. Niedaleko stała pulchna pani w kwiecistej sukience. Zerkała na mnie co jakiś czas i uśmiechała się, pokazując śliczne dołeczki w policzkach. Wysiadła przystanek przed nami, a wychodząc pomachała jeszcze swoją tłuściutką rączką, przywdzianą w złote pierścionki.
Dotarliśmy do Łazienek w kwadrans. Mama niosła mnie przez park i opowiadała o życiu. Haftowała w mej wyobraźni słodkie jak maliny obrazy przyszłości. Nuciła wesołe melodie, a jej pełen wiary blask spojrzenia, dawał nadzieję innym przechodniom, na dzień lepszy od poprzedniego. Gdy wracaliśmy, wrzuciła pięć złotych swojej dobroci do kapelusza śmierdzącej żebraczki. Za kolejne pięć kupiliśmy włoszczyznę do zupy, w warzywniaku
na osiedlu.
Koło naszego bloku bawiły się małe kotki. Podeszliśmy do nich po cichu, ale one wcale
nie zawracały uwagi na naszą obecność. Mama ukucnęła, po czym zwróciła się do mnie:
- Widzisz?
Nie musiała pytać, rzecz oczywista, że widziałem. W końcu pokazała mi je swoimi oczyma. Uśmiech zabłądził w kącikach jej ust gdy znów przemówiła:
- Nie boją się niczego. A przecież może je ktoś wziąć, oddzielić od rodziny, albo przejechać swoim nowym, drogim samochodem, nie sądzisz mój drogi?
Wstała i rozprostowała kości.
- Kocham cię, a dziecko jest zawsze dla matki cudem, jedynym, wyjątkowym, niezastąpionym. Więc bardzo proszę, przypominaj mi, bym za bardzo nie rozpieszczała. Nie chcesz być przecież rozkapryszonym bachorem, prawda?
Ruszyliśmy raźnym krokiem. Przestraszone naszymi gwałtownymi ruchami gołębie wzbiły się w górę, zostawiając po sobie trzy piórka i wzburzone powietrze.
Na klatce schodowej pozdrowiliśmy suchą, apodyktyczną damę w zielonym płaszczu - naszą sąsiadkę. Drewniana, stara podłoga w mieszkaniu zaskrzypiała pod nami, mimo że staraliśmy kroczyć delikatnym, majestatycznym krokiem elfów. Mama włączyła radio, z odbiornika popłynęła muzyka Dżemu. Przy głosie Ryska Riedla, który żył za szybko i umarł za młodo, wstawiła wodę na herbatę. Potem podeszła do parapetu i położyła
na nim swoje smukłe, szlachetne od pracy dłonie. Przez szybę można było zobaczyć dwóch samotnych mężczyzn, którzy szli smutno, tęskniąc za babim latem. Ich oczy mówiły, iż pragną, by jakakolwiek kobieta jeszcze spojrzała na nich taka głodna, tak zachłannie. Piętro wyżej młody chłopak zaczął ćwiczyć grę na fortepianie, by jak najlepiej przygotować się do konkursu chopinowskiego.
Usiedliśmy na kanapie obitej czerwoną tapicerką. Ona i ja, dwie duszyczki darowane przez Boga. Program Trzeci Polskiego Radia godzinę dwunastą rozpoczął słowami:
Anioł Pański zwiastował Pannie Maryi,
I poczęła z Ducha Świętego.
Mama zamknęła swoje zamyślone oczy i odpłynęła powoli w krainę sennych marzeń, zabrana przez Morfeusza.
Oto ja, służebnica Pańska,
Niech mi się stanie według słowa Twego.
Gołąb usiadł na parapecie i zagruchawszy dwukrotnie poleciał dalej.
A słowo stało się ciałem,
I zamieszkało między nami.
***
Spokój został zakłócony przez przerywane bóle. Można było porównać je do grzmotów przed burzą, wiadomo, że zwiastują ciąg dalszy wydarzeń. Mama z wielkim trudem spakowała swoje rzeczy, musiała włożyć ciężką cegłę, do bagażu doświadczeń. Między jej nogami wybuch wulkan i stał się cud narodzin. Teraz będę patrzył na świat swoimi oczami.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
carol-ek · dnia 02.06.2009 10:25 · Czytań: 848 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: