LISTA OJCA - jpbarczynski
A A A
LISTA OJCA


„Błąd staje się błędem, gdy rodzi się jako prawda”.
S. J. Lec

I


Tego wieczoru w domu, przy Jefferson Avenue 1628, światło paliło się do późnej nocy. Właściciel domu, Preston Lawryck zmarł i przed kilkoma dniami odbył się jego pogrzeb. Jednak dopiero tego popołudnia syn i córka zmarłego, zajęli się porządkowaniem jego rzeczy. Mieli przed sobą sporo pracy.
Preston Lawryck, był namiętnym kolekcjonerem książek i przez całe życie zgromadził ich bogatą kolekcję. Teraz wszystkie musieli popakować do pudeł, których ogromna sterta piętrzyła się pod ścianą w bibliotece. Cały zbiór Prestona Lawrycka otrzymał jego syn Paul, który odziedziczył po ojcu zamiłowanie do literatury. Oprócz książek było tam wiele innych rzeczy oraz sterty ubrań, które popakowane w worki przekazane miały być instytucjom charytatywnym. Na posprzątanie
i spakowanie rzeczy mieli jeszcze dwa dni. Wtedy zjawi się człowiek, który zajmie się sprzedażą domu.
Preston Lawryck prowadził ogromną, znaną w Stanach i Europie firmę, a jego osoba była powszechnie znana w Logansport. Na pogrzeb przybyły znane osobistości z miasta, a nawet
z całego hrabstwa Cass. Tym samym przez dwa dni Claire i Paul przyjmowali wyłącznie kondolencje. Dopiero teraz mogli wreszcie przyjechać na Jefferson Avenue, by jak najszybciej sprzątnąć dom, a później zająć się sprawami ojca.
Będąc w tym miejscu, oboje czuli się jakoś nieswojo. Odruchowo spoglądali w stronę drzwi, jakby miały się otworzyć, a w nich ukazałby się ojciec i zaproponowałby herbatę, jak to zawsze miał w zwyczaju. Dla obojga rodzeństwa świadomość nieobecności ojca była dziwnie nieznośna. Oboje mieli wrażenie, że widzą go w każdym miejscu domu. Tutaj przecież się wychowywali, dopóki nie zaczęli żyć na własny rachunek. Od dnia śmierci ojca, wszystko stawało się już tylko wspomnieniem.
Dawniej, wiele lat temu mieszkali tutaj we czwórkę, aż do pewnego listopadowego dnia, kiedy to zaledwie kilka przecznic dalej pijany kierowca potrącił ich matkę, gdy szła chodnikiem. Tamtego dnia wyszła wcześniej z pracy, bowiem Paul obchodził urodziny i chciała być w domu wcześniej, by przygotować dla niego przyjęcie. Zmarła po kilkunastu dniach w szpitalu, do końca nie odzyskawszy przytomności. Paul miał dwanaście lat, a Claire osiem.
Sprawcę wypadku złapano bez trudu. Nie był w stanie uciekać. W czasie rozprawy sądowej zeznał, że kobieta sama weszła mu pod samochód, zupełnie jakby chciała popełnić samobójstwo. Preston Lawryck, usłyszawszy to stwierdzenie rzucił się na sprawcę śmierci swojej żony i byłby zmiażdżył mu krtań, gdyby nie interwencja strażników. Gdy zajście dobiegło końca, sędzia powiedział:
- Panie Lawryck, jeśli udusi pan oskarżonego, wyświadczy mu pan tym samym jedynie przysługę.
Preston nie ożenił się już nigdy więcej i jeden jedyny raz przyszedł do domu z kobietą. Dzieci były już starsze. Gdy następnego dnia, w czwórkę jedli razem w milczeniu śniadanie i ojciec patrzył na posępne miny dzieci, Claire nie wytrzymała i powiedziała:
- Tato, nie zabronię ci spotykać się z kobietami, ale jeśli już zapraszasz je do naszego domu na noc, to nie pozwalaj, chociaż by nosiły rzeczy po mamie.
Claire układała ubrania. Właśnie wzięła jedną z ulubionych koszul ojca. Gdy odkładała ją do worka, Paul złapał ja za rękę.
- Zaczekaj – Powiedział – Chciałbym ją zabrać.
Była to najzwyklejsza, już nieco wypłowiała od noszenia i częstego prania kraciasta flanelowa koszula. Ojciec bardzo ją lubił. Przypominała mu wszystkie barbecue, które urządzali w ogrodzie. Paul wiele z tamtych chwil pamiętał do dziś. Claire nic nie mówiąc, oddała ją bratu.
Pracowali w milczeniu, segregując i układając rzeczy. Potem Paul zajął się składaniem książek, które miał zabrać do siebie. Niektóre z nich przeglądał znajdując czasem jakieś drobiazgi, czy stare notatki. Raz znalazł nawet dziesięć dolarów.
Claire przerwała swoją pracę i zamknęła karton z ubraniami, po czym zakleiła go taśmą samoprzylepną. Z trudem wstała z podłogi. Próbowała rozciągnąć mięśnie pleców.
- Muszę sobie zrobić przerwę. Chcesz coś z kuchni? - Powiedziała do brata.
- Zrób mi herbaty – odparł Paul.
Claire wstała i udała się do kuchni.
- Jakąś chcesz? Może być miętowa? – Paul usłyszał z kuchni wołanie siostry.
- Może być – odpowiedział Paul.
W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Otworzysz? – Zawołała Claire z kuchni.
Paul wstał niechętnie. Od długiego siedzenia na podłodze ścierpły mu nogi. Prawa noga była zupełnie bez czucia. Dojście do drzwi kosztowało go dużo wysiłku.
Na zewnątrz nie było nikogo. Paul stał przez chwilę, rozglądając się wokół. Po drugiej stronie ulicy zauważył samochód. Przypatrując się przez dłuższy moment, przekonał się, że nie ulega złudzeniu. Kierowca samochodu robił mu zdjęcia.
Nim jednak Paul zdążył zrobić kilka kroków i utykając dość do ulicy, samochód z piskiem opon ruszył z miejsca i zniknął gdzieś za jedną z przecznic.
Z dziwnym uczuciem Paul wrócił do domu. Wszedł do kuchni, gdzie Claire kończyła parzyć herbatę.
- Kto to był? – Zapytała.
- Ktoś, kto nie chciał się przedstawić – Odparł Paul.
- Jak to?
- Zanim wyszedłem przed dom zwiał samochodem – powiedział Paul zastanawiając się, czy powiedzieć siostrze, o tym, że ten ktoś fotografował go przed domem.
- Może ktoś się pomylił. W takim razie nie zawracaj sobie tym głowy – powiedziała Claire
i podała bratu kubek z jego herbatą i oparła się plecami o kuchenną szafkę.
- Paul, trzeba zająć się firmą taty. Zostały przecież niezrealizowane zlecenia.
Paul westchnął ciężko. Firma ich ojca była jednym z największych przedsiębiorstw branży budowlanej w Indianie. Potężny kolos realizował najpoważniejsze budowy w tym stanie
i sąsiednich. Paul od lat pomagał ojcu w prowadzeniu firmy. Zgodnie z wolą Prestona Lawrycka, to właśnie jego syn miał się stać głównym właścicielem. Claire miała znaczną część udziału w akcjach i zyskach.
- Claire, wiesz że się tym zajmę. Uporajmy się jak najszybciej z domem. Z firmą jestem na bieżąco.
Wrócili do pokoju i znów zabrali się za składanie rzeczy. Paul w dalszym ciągu wkładał książki do kartonowych pudeł. Od czasu do czasu szybko kartkował, co którąś z kolei przypadkowo wybraną książkę. Z jednej wypadła złożona kartka papieru. W pierwszym momencie, tylko pobieżnie na nią zerknął, sądząc, że to nic ważnego. Jednak po chwili, był pewien, że znalazł, coś bardzo interesującego.
Były tam imiona i nazwiska siedmiu kobiet, wraz z adresami. Prócz tego zawierała inne oznaczenia, litery i cyfry. Paul nie wiedział, co one mogą znaczyć. Wszystko zapisano na maszynie. Spojrzał na okładkę książki. Był to „Freedomland” Richarda Prrice’a.
Pokazał ją Claire.
- Spójrz na to – Powiedział.
Claire wzięła kartę, ale tylko pobieżnie się jej przyjrzała.
- Nie wiem co to jest. Pewnie bez znaczenia – Odparła i oddała kartkę bratu.
Paul miał odmienne zdanie. Nazwiska siedmiu kobiet na starej kartce. Czuł, że zaczyna pracować jego wyobraźnia.
- Czy któreś nazwisko coś ci mówi? – Zapytał.
Claire z wyraźną niechęcią przyjrzała się kartce raz jeszcze. Jej brat bywał bardzo uparty, wręcz natrętny i to ją niekiedy doprowadzało do pasji. Patrzyła więc na nazwiska, ale mimo najszczerszych chęci żadne absolutnie nic jej nie mówiło.
- Nie – Odparła – nie znam żadnej z tych kobiet.
Paul stracił teraz zainteresowanie i pracą i książkami. Obracał w dłoniach znalezioną kartkę papieru czyniąc to niemal bezwiednie. Szukał w myślach szczegółów, które cokolwiek by mu powiedziały, coś przypomniały. Nie odnalazł jednak niczego. Popatrzył jeszcze raz na wypisane nazwiska. Wtedy przyszła mu do głowy myśl.
- Słuchaj – Powiedział wreszcie – Odszukam te kobiety.
Claire przerwała swoją pracę.
- Może warto czegoś się jeszcze dowiedzieć? Coś nowego o tacie – Rzekł Paul, widząc, że jego pomysł nie przypadł siostrze do gustu.
- W jakim celu? Taty już nie ma – Odparła mu.
- A jeśli było to ważnego dla niego? Jakaś dawno już przeszła część jego życia, o którym nic nie wiedzieliśmy. Może dowiedzielibyśmy się czegoś nowego, jakiś nowych wspomnień, jeśli coś łączyło je z naszym ojcem. Sięgnęlibyśmy do nieznanej nam przeszłości. Nie warto? A jeśli chociaż jedna z nich będzie go dobrze wspominać, bo coś dla niej znaczył? Może chciałyby wiedzieć, że jego już nie ma.
To powiedziawszy Paul schował kartkę do kieszeni.
- Zrobisz jak uważasz. Ale teraz nie zajmuj się już tym i skończmy wreszcie naszą pracę. Nie czuję się tutaj dobrze – Powiedziała Claire.
Przez resztę wieczoru nie wracali więcej do tej rozmowy Było już dawno po północy, gdy wychodzili z domu. Przez cały wieczór, Paul ani na moment nie zapomniał o kartce, którą znalazł. Decyzję o tym, że spróbuje odszukać te kobiety już podjął. W jego mniemaniu była ona, jeśli nie słuszna, to z pewnością nie głupia.

II

Pierwszy dzień w pracy po pogrzebie ojca, był dla Paula męczarnią. Każda napotkana osoba
w holu, windzie, czy na korytarzu pytała jak się czuje. Na dodatek odnosił wrażenie, że wszyscy dziwnie mu się przyglądają. Był wyczerpany zanim usiadł w swoim fotelu. Poprosił sekretarkę żeby zostawiła go na pięć minut samego, zanim zarzuci go pocztą, wiadomościami i planem spotkań.
Paul ciężko opadł na fotel i splótł dłonie na głowie. Rozglądał się po swoim biurze. Starał się oczyścić umysł z jakichkolwiek myśli, ale było to niemożliwe. Zatrzymał wzrok na fotografiach stojących na biurku. Na jednej był z siostrą i ojcem. Zdjęcie zostało zrobione w dniu trzydziestych urodzin Claire. Obok stała fotografia ze wspólnych z rodzicami wakacji nad Maxinkuckee Lake.
Ostatnia fotografia przedstawiała Paula i Claire z rodzicami w czasie Halloween. Paul był
w stroju kościotrupa, a Claire czarownicy. To było ostatnie zdjęcie ich matki. Siedem dni później potrącił ją pijany kierowca.
Paul wziął fotografię do ręki i przyglądał się jej przez moment. Potem odłożył ramkę na miejsce, odwracając ją zdjęciem do dołu. Nacisnął zielony przycisk telefonu i powiedział:
- Proszę do mnie Caroline.
- Czy podać kawę panie Lawryck? – Zapytała sekretarka.
- Tak. Poproszę - Odpowiedział Paul.
Kobieta weszła po chwili, ostrożnie niosąc pachnące espresso. Postawiła je na biurku i wyszła. Za moment wróciła, niosąc teczkę z dokumentami, które miała przekazać Paulowi. Nim jednak zdążyła wypowiedzieć słowo, do pokoju wszedł wysoki, krótko ostrzyżony mężczyzna. Nazywał się Kevin Riley i był zastępcą szefa działu odpowiadającego za kontakty z kontrahentami z Europy. Jakkolwiek o wszystkich Europejczykach miał nieszczególnie pochlebne mniemanie, uważając ich za ubogich krewnych wielkiej Ameryki, to w kontaktach z nimi potrafił przyjąć tak nieprawdopodobną maskę ogłady i uprzejmości, umiał być tak czarujący, że jedli mu z ręki i nie domyślali się nawet, że pod tym wszystkim kryje się cynik i hipokryta. Kevin Riley spośród europejczyków miał jedynie słabość do Włochów, a to za sprawą pewnej uroczej włoskiej tłumaczki.
Dla Paula, Riley był upierdliwym, pewnym siebie gnojkiem, którego nie sposób nie lubić. I to pewnie dlatego świetnie sprawdzał się jako biznesmanem.
Kevin usiadł po drugiej stronie biurka, naprzeciw Paula.
- Jak się trzymasz? – Zapytał.
Paul Lawryck zrobił dziwną minę.
- A jak ci się wydaje? – Odpowiedział pytaniem.
Paul widząc, że sekretarka wciąż stoi i waha się czy coś powiedzieć, czy wyjść, powiedział do niej:
- Zostaw, co masz dla mnie Caroline. Za chwilę cię poproszę. Chyba, że były do mnie jakieś ważne telefony.
- Było kilka. Jeden z ratusza. Wszystko zapisałam i przekazałam, że pan oddzwoni panie Lawryck. Był też jeden telefon do pana w jakiejś prywatnej sprawie, ale mężczyzna nie przedstawił się.
Paul wzruszył ramionami na fakt, kto w prywatnej sprawie mógłby dzwonić do niego do biura.
- Powiedział też, - Tłumaczyła sekretarka – że jeszcze zadzwoni. Był bardzo uprzejmy.
Paul wzruszył ramionami. Caroline położyła wypchaną aktówkę na biurku i spojrzała na Paula, jakby chciała mu coś jeszcze powiedzieć.
- O co chodzi Caroline?
- Włożyłam też panu do teczki gazetę. Tylko niech pan się nie denerwuje... – Powiedziała
z odrobiną niepewności i szybko znikła za drzwiami.
Nie wiedząc, czego się spodziewać Paul szybko otworzył teczkę i wyciągnął gazetę. Tytuł periodyku z całą pewnością nie należał do najbardziej szanowanych i opiniotwórczych. Niemniej jednak, na drugiej stronie zamieszczone zostało zdjęcie Paula w dziwnie wykrzywionej pozie, stojącego przed domem przy Jefferson Avenue 1628. Tytuł brzmiał „Czy Paul Lawryck jest gotowy do przejęcia imperium?”. Paul przeczytał tylko kilka pierwszych zdań i zdał sobie sprawę, że treść nastawiona jest na wyłącznie tanią, rynsztokową sensację. Nie miał zamiaru się czymś takim przejmować. Może poza tym, że mu zrobiono zdjęcie, na co nie miał ochoty. Zwinął gazetę
i wepchnął do kosza.
- Nic ważnego? – Spytał Riley
- Same bzdury. Szkoda czasu – Odparł Paul - Wyobraź sobie, że jakiś cwaniak zrobił mi wczoraj zdjęcie przed domem ojca.
- Fatalnie. Pismaki mogą obrzydzić życie. No, ale w końcu twój ojciec był znanym człowiekiem – Zauważył Riley – A co z domem? Sprzedany? – Zapytał.
- Jeszcze nie – Odparł Paul – Jutro ma przyjść facet od nieruchomości, ale chyba zadzwonię do niego i to odwołam. Nie posprzątaliśmy jeszcze z siostrą wszystkiego. Poza tym domem się nie martwię. Przez ostatnie wydarzenia firma trochę straciła. Mamy pełno wstrzymanych umów.
- Chyba nie zamierzasz z tego powodu narzekać – z przekąsem powiedział Kevin Riley.
- Oczywiście, że nie. Tylko to ogromne przedsiębiorstwo, a nie możemy sobie pozwolić na utratę kontraktów. Zresztą wiesz... Trochę ciężko się do tego teraz zabrać.
Kevin Riley pokiwał głową z przekonaniem i powiedział:
- Z drugiej strony to niewiele brakowało, a nie musiałbyś się tym „martwić”. Przecież do fuzji z Andersonem była bardzo blisko.
Paul przypomniał sobie nie tak dawne, dość burzliwe negocjacje z innym potentatem budowlanym. Ojciec poważnie rozważał możliwość połączenia obu firm. Poznał jednak Richarda Andersona z najgorszej strony i prawie w ostatniej chwili odstąpił od umowy. Anderson nigdy nie wybaczył swojemu niedoszłemu wspólnikowi, a o tym, jak głęboka to była uraza świadczył fakt, że nie zjawił się nawet na pogrzebie Prestona Lawrycka. Paul wolał nawet sobie nie wyobrażać jak wyglądałaby współpraca z Richardem Andersonem.
Kevin Riley wstał i zamierzał opuścić gabinet Paula.
- Kev... – Zaczął nieśmiało Paul, zastanawiając się w jaki sposób odpowiednio sformułować pytanie – Jak dobrze znasz swojego ojca?
Riley nie znosił egzystencjalnych pytań.
- Co masz na myśli Paul?
- Chodziło mi o to, jak dobrze byś chciał poznać swojego ojca – Lawryck zmienił nieco formułę pytania.
- Czy ja wiem?... Chyba go znam. Chociaż nadal mnie zadziwia. No i chciałbym mieć taką żywotność jak on. Sukinsyn ma siedemdziesiąt trzy lata i w przyszłym tygodniu wraca
z Afryki. Zamarzyło mu się polowanie – odparł Kevin.
Riley dopiero po chwili uprzytomnił sobie, że strzelił małą gafę z tą żywotnością. Widząc, że Paul miał co innego na myśli powiedział:
- Jaki masz problem Paul?
Paul stoczył krótką wewnętrzną walkę, czy wtajemniczyć Kevina w swoje zamiary. Sięgnął jednak do kieszeni i wyjął portfel. Z jednej z przegródek wyciągnął kartkę, którą znalazł w książce ojca. Podał ją Kevinowi.
- Znalazłem to u taty – powiedział.
- No. I co to jest? – Zapytał Kevin po tym jak zapoznał się z treścią.
Paul zakłopotał się. W zasadzie sam nie miał pojęcia co to może być.
- Wydaje mi się, że to lista jakiś jego byłych kobiet. Z czasów zanim poznał matkę.
- Lista ojca... I co chcesz z tym zrobić? – Powiedział Kevin wstając z fotela i odkładając kartkę na biurko.
- Są tam adresy, myślałem nad tym, czy nie odszukać tych kobiet. Może powiedziałyby mi coś o ojcu. Jaki był kiedyś. Może mają jakieś wspomnienia.
Kevin będąc już przy drzwiach zatrzymał się i pokręcił głową z dezaprobatą.
- Nie radzę. Mój brat też miał listę dziewczyn, z którymi się przespał. Jego żona to znalazła
i wszystkim narobił kłopotu, tym większych, gdy wyszło na jaw, że bzykał je jak już byli małżeństwem. Nie sądzę, żebyś chciał się dowiedzieć o tym, że twój ojciec zaliczał panienki.
Paul doznał jakiegoś dziwnego i nieokreślonego uczucia na samo wyobrażenie takiej sytuacji.
Kiedy Kevin wyszedł, Lawryck złożył kartkę i schował z powrotem do portfela, po czym połączył się z sekretarką.
- Caroline, połącz mnie proszę z Billym Crainem z agencji „Happy Homes” – Powiedział?
Czekał chwilę na połączenie. Po chwili usłyszał chropowaty głos Billego Craina.
- Panie Crain – zaczął Paul – wiem, że byliśmy umówieni na jutro (...), Nie proszę się nie niepokoić, nie rezygnuję z umowy z panem. Chodzi tylko o to, abyśmy przełożyli sprzedaż o kilka dni. Dom jeszcze nie jest gotów (...). Tak, poza tym coś mi wypadło ważnego, co ma związek z ojcem (...) Tak, ja jeszcze raz dziękuję. (...) Oczywiście, zadzwonię do pana jak wszystko będzie gotowe. Do widzenia.
Paul odłożył słuchawkę. Wypił łyk już nieco przestudzonej kawy, którą przyniosła sekretarka
i ponownie do niej zadzwonił.
- Proszę do mnie Caroline. I przynieś mi mapę stanu.


* * *

Od kilkunastu minut Paul błądził swoim fordem po ulicach Huntington. Próbował dostać się na William St. 1351. Pod tym adresem mieszkać miała Helen Norton. Zdał sobie sprawę, że to wcale nie musi być takie proste. Przecież tamtych historii mogło już upłynąć nawet trzydzieści lat.
W końcu Paul przestał jeździć w kółko po ulicach miasta i zapytał jakiegoś przechodnia o William ST.
– Szuka pan William Street? – Usłyszał w odpowiedzi - To ulica przy Elmwood Park. Ale to po drugiej stronie Little River. Stąd najlepiej pan zrobi, jeśli pojedzie przez most przy Lafontaine St. Najpierw będą tory kolejowe, a potem zaraz rzeka. Wyjedzie pan na wprost William St.
Paul podziękował za tak dokładne wskazówki i ruszył we wskazanym kierunku. Wkrótce przejechał most i niewielką Little River. William St. była przecznicą do ulicy, którą jechał. Kierując się numerami domów skręcił w prawo i wkrótce minął Elmwood Park po prawej stronie. Nie miał kłopotów ze znalezieniem numeru 1351.
Zaparkował samochód. Gdy stanął przed domem, ogarnęły go wątpliwości. Nie myślał bowiem nad tym jak zacząć taką rozmowę. Paul zapukał i po chwili drzwi otworzył mu starszy mężczyzna.
- Dzień dobry – Zaczął Paul – Czy pan się nazywa Norton?
- Owszem – Odparł mężczyzna – Ale nie chcę żadnej telewizji satelitarnej czy co pan chce mi zaoferować.
Paul uśmiechnął się, po czym podał nazwisko i wyjaśnił, że przyjechał w zupełnie w innej sprawie. Zapytał czy zastał Helen.
Pan Norton spojrzał na niego jakoś dziwnie.
- Szuka pan Helen? – Zapytał i Paul wyczuł w tym pytaniu bardzo dużo zdziwienia.
- Tak – powiedział – Czy to pana córka?
- Zgadza się... - Powoli odparł mu Norton i dodał zaraz – Ale jej nie ma.... I coś pan za jeden.
Paul wziął głębszy oddech.
- To dłuższa historia. Zresztą szczerze wyznam, że zaczynam czuć się niezręcznie. Więc mówi pan, że córki nie ma. A czy będzie potem? – Zapytał Paul.
Norton przyjrzał się Paulowi uważniej. Pytanie o Helen zaskoczyło go jak nigdy wcześniej.
- Niech pan wejdzie – Odezwał się po krótkiej chwili namysłu i zaprosił Paula do środka.
Paul usiadł w fotelu i wyjaśnił przyczynę przybycia. Opowiedział o zmarłym niedawno ojcu, wspomniał o znalezionej kartce i o tym, czego pragnie się dowiedzieć odnajdując te kobiety.
Norton poprosił Paula, by pokazał mu tą kartkę. Rzeczywiście widniało tam nazwisko jego córki. Nie wiedział, co ma o tym myśleć. Szybko oddał kartkę, jakby chciał odepchnąć całą sprawę od siebie.
- Wspomniał pan, że Helen nie ma w domu. Czy zastanę ją później? – Zapytał Paul.
Norton zastanowił się. Niespodziewana wizyta Paula zaskoczyła go. Nie miał podstaw, by wątpić w szczerość tak jego słów, jak i cel przybycia. Zresztą, teraz już samo mówienie o Helen przychodziło mu już znacznie łatwiej.
- Pana wizyta panie Lawryck.... – Zawahał się na moment – Dobrze zapamiętałem nazwisko? – Upewnił się.
- Dobrze – Szybko odparł Paul.
- Więc pana wizyta jest dla mnie bardzo zaskakująca. Nie sądziłem, że ktoś będzie kiedykolwiek jeszcze o nią pytał. Interesujące jest to, do czego pan zmierza, ale nie zastanie pan mojej córki, bowiem... jest to niemożliwe. Nie widziałem jej od prawie dwudziestu lat. W listopadzie tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego trzeciego miała jechać do Indianapolis. Nie dojechała tam, a ślad po niej zaginął. Prawdopodobnie została zamordowana... – W każdym razie, ja straciłem już dawno wszelką nadzieję, że kiedykolwiek ujrzę moją córkę żywą...
Z całą pewnością nie takich wieści spodziewał się Paul. Miał spocone dłonie, co działo się zawsze miejsce, gdy zaczynał się denerwować. Był zaskoczony tym, co usłyszał, a na domiar wszystkiego poczuł się nieswojo, widząc w jaki sposób Horton patrzy na niego.
Speszony przeprosił więc i zaczął zbierać się do wyjścia. Przy drzwiach nieszczęsny ojciec powiedział jeszcze do Paula.
- Nie mam panu za złe, że pan przyjechał i pytał o Helen. Po tylu latach rzeczy wracają do normalności. Względnej normalności – Dodał – Ale czy zdaje pan sobie sprawę, co czuje rodzic, gdy musi wyprawić pogrzeb własnemu dziecku wiedząc, że trumna nie zawiera nawet jego ciała?

* * *

Warsaw to niewielkie, dwunastotysięczne miasteczko, którego nazwa jest wyrazem hołdu dla bohaterskiego Thaddeusa Kosciusko. Paul nie bardzo mógł sobie przypomnieć, z jakimi wydarzeniami związane jest to nazwisko.
Wprawdzie miasto było niewielkie, ale przejazd przez nie był utrudniony, ponieważ trwały roboty drogowe. Paul przegapił objazd i musiał teraz w żółwim tempie poruszać się w korku. Jadąc główną ulicą w pewnym momencie zdecydował się skręcić samochodem na bok i zatrzymał się przed barem o nazwie Dig’s Dinner. Pora na to, by coś zjeść była jak najbardziej odpowiednia.
Wszedł baru i usiadł przy wolnym stoliku pod oknem. Gdy podeszła do niego kelnerka, zamówił frytki, dwie kanapki z tuńczykiem i herbatę, chociaż dziewczyna namawiała go na pieczeń zapewniając, że szef kuchni przyrządza ją znakomicie. Paul nie dał się namówić, czym najwyraźniej naraził się dziewczynie, bo odtąd przestała być miła i uśmiechnięta.
Niemniej jednak kanapka z tuńczykiem bardzo mu smakowała.
Jedząc spoglądał przez okno, ale senny obraz małego miasteczka szybko go znużył. Wrócił pamięcią do chwil, które często spędzał wspólnie z ojcem i siostrą, w barach podobnych do tego. Przypomniał sobie jedno szczególne zdarzenie.
W trzy miesiące po śmierci matki, Paul zostawił ojcu list i razem z siostrą uciekł z domu. Mieli się dostać na stację kolejową i wyjechać do Kanady. Po godzinie marszu, Claire zaczęła płakać, że jest jej zimno, że jest głodna i chce wracać do domu. Paul zaprowadził siostrę do baru i zamówił jej hamburgera. Claire przestała płakać, a Paul pocieszał ją i obiecywał, że dalej wszystko pójdzie jak z płatka i starał się przekonać siostrę, że ucieczka z domu to konieczność.
Dwoje samotnych, małych dzieciaków z plecakami wzbudziło zainteresowanie kelnerki. Gdy Paul poszedł do łazienki, kobieta kilkoma podchwytliwymi pytaniami dowiedziała się od Claire wszystkich istotnych informacji. Żeby zyskać na czasie, zafundowała niczego nie podejrzewającym dzieciom lody. Po dwudziestu minutach przyjechał ojciec i zabrał dzieci do domu.
Przez całą drogę Preston Lawryck nie odezwał się słowem do syna. Claire zmęczona niemal natychmiast zasnęła na tylnym siedzeniu samochodu. Paul siedział z przodu, obok taty i po chwili zorientował się, że nie jadą w kierunku domu. Gdy zapytał ojca, dokąd ich wiezie, Preston Lawryck milczał, nie spoglądając nawet na syna.
Gdy przejechali Wabash River, Paul zdziwił się, dlaczego kierują się w stronę cmentarza. Rzeczywiście. Po chwili minęli bramę Mount Hope Cemetery. Preston Lawryck zatrzymał samochód i kazał Paulowi wysiąść. Claire spała. Ojciec zaprowadził Paula na grób matki
i powiedział:
- A teraz przeproś mamę za to, co chciałeś zrobić.
Paul zawahał się przez moment. Spojrzał jednak na ojca i odpowiedział patrząc mu w oczy:
- Przeproszę, jak ty też ją przeprosisz...
Z zamyślenia wyrwał Paula pisk opon samochodu, który właśnie zaparkował przed barem. Z wysłużonego pickupa wysiadł mężczyzna, ubrany w kapelusz i czarny płaszcz. Aczkolwiek nakrycie głowy, zasłaniało nieco jego twarz, Paulowi wydawało się, że może mieć około pięćdziesięciu lat.
Mężczyzna wszedł do baru. Paul szybko się zorientował, że nowy klient w kapeluszu jest tutaj ważną osobą, bo prawie wszyscy goście w barze pozdrawiali go uprzejmie.
Mężczyzna podszedł do baru. Kelnerka uśmiechając się promiennie powiedziała:
- Pastor Worbes... Co ojcu podać? – Pytała, wycierając przy tym jakąś uporczywą plamę na blacie.
Paul drgnął. Pastor nosił takie samo nazwisko jak dziewczyna, która znajdowała się na liście.
Wendy Worbes...
To mógł być jedynie przypadkowa zbieżność nazwisk, ale Paul nie chciał zmarnować takiej okazji. Nie zamierzał jednak narzucać się pastorowi pytaniami w barze. Obserwował Worbesa, który nie usiadł przy stoliku, tylko oparłszy się łokciem o blat baru, czekał na zamówienie. Rozglądał się przy tym po lokalu i siedzących ludziach, z których zapewne znaczna część była jego parafianami. Spojrzawszy na Paula i widząc jego badawcze spojrzeniu, ukłonił mu się nieznacznie
i uchylił kapelusza.
Kelnerka przyniosła zamówienie w papierowej torbie. Paul nie mógł czekać dłużej i zaczął szykować się do wyjścia. W tym czasie pastor uciął sobie krótką rozmowę z dziewczyną przy barze, przypominając jej na koniec o niedzielnym nabożeństwie.
Gdy pastor udał się do wyjścia, Paul szybko wstał i podszedł do baru. Znów odczuł, że kelnerka traktuje go nonszalancko, nie zamierzał się jednak wdawać się z nią w żadne dyskusje. Poza tym spieszył się i nie chciał, żeby Worbes odjechał zanim nie zamieni z nim kilka słów. Paul rzucił dziewczynie banknot i prawie wybiegł z baru, nie wiedząc nawet, w jakie zdumienie wprawił kelnerkę.
Pastor Worbes siedział już w swoim pickupie. Paul podszedł do drzwi samochodu. Widząc go, pastor opuścił szybę.
- Ma pan do mnie jakąś sprawę? – Zapytał.
- Szukam pewnej kobiety... Usłyszałem nazwisko... Więc pomyślałem, że pastor być może ją zna – Powiedział Paul.
- A jak się nazywa?
- Wendy Worbes.
Pastor przez chwilę milczał. Był najwyraźniej zaskoczony.
- Niech pan wsiada – Powiedział w końcu.
Paul otworzył drzwi i usiadł w samochodzie.
- Co pan wie o Wendy? – Zapytał Paula.
- Nic nie wiem – Odparł Paul nieco zbity z tropu tym, że to on jest wypytywany o Wendy
a nie odwrotnie. - Niedawno zmarł mój ojciec. Przypadkowo natrafiłem na adresy paru kobiet, które zapisał sobie mój ojciec.. Postanowiłem je odszukać, żeby przekazać im wiadomość o śmierci mojego taty, a przy okazji, być może czegoś się od nich, o nim dowiedzieć nowego. Proszę mi powiedzieć, czy pastor ją zna... – Powiedział.
- Cóż... Ona... To moja siostra – Odparł Worbes po chwili wahania.
- Mieszka dalej w Warsaw? – Dopytywał się Paul.
Worbes przez chwilę zastanawiał się dokąd zaprowadzi go dalej ta rozmowa. Mógł już w tej chwili powiedzieć prawdę o swojej siostrze. Chciał jednak poznać nieco bliżej tego młodego człowieka.
- Skąd pan przyjechał?
- Z Logansport - odparł Paul.
- Z Logansport? – Ożywił się pastor Worbes, po czym dodał – A może zechce mi się pan jeszcze przedstawić?
Paul teraz dopiero zrozumiał, że wsiadł obcemu człowiekowi do samochodu, nie przedstawiając się, opowiadając na dokładkę historię, która człowiekowi o zdrowym rozsądku mogła wydać się przynajmniej dziwaczna.
- Nazywam się Paul Lawryck. Jestem wicedyrektorem w dużej firmie budowlanej
w Logansport. Wkrótce jednak zapewne przejmę firmę po ojcu. I naprawdę zależy mi na tym, żeby odnaleźć kobiety, z którymi w młodości związany był mój ojciec – mówił Paul
i w miarę upływu czasu widział, że twarz Worbesa wyraża coraz większe zdumienie.
- Nazywasz się Lawryck?
- Tak...
- Jesteś synem Prestona Lawrycka?
Paul skinął twierdząco.
- Znałem twojego ojca – Powiedział pastor.
Jakieś niejasne przeczucie podpowiadało Paulowi, że zaraz dowie się czegoś niespodziewanego. Milczenie przerwał pastor Worbes.
- Kiedy zmarł Preston?
- Przed dwoma tygodniami – odparł Paul.
Pastor wyglądał na bardzo zaskoczonego.
- A ty przyjechałeś w sprawie Wendy... – Powiedział pastor właściwie do samego siebie, rozważając w myślach istotne szczegóły tego spotkania.
- Słuchaj Paul – zaczął – Ta rozmowa, o Wendy, o twoim ojcu zajmie nam trochę czasu. Może lepiej jej nie kontynuujmy w samochodzie. Zapraszam cię do siebie i tam wszystko ci opowiem.
Paul zgodził się. Pastor chciał go zawieźć swoim pickupem, ale Paul przesiadł się do swojego forda i po chwili oba samochody ruszyły. W czasie jazdy, myślał o szczęśliwym trafie, jakim było spotkanie pastora. Dziwił się trochę, że Worbes nie chciał mu właściwie nic powiedzieć, gdy obaj siedzieli w jego samochodzie. I musiał ochłonąć po tym jak dowiedział się, że jego ojciec i Worbes znali się. To dowodziło, że lista była prawdziwa.
Do domu pastora dotarli po kilku minutach. Worbes zaprowadził swojego gościa do dużego
i jasnego salonu i przedstawił swojej żonie. Niespodziewany gość był dla niej dużą niespodzianką,
a zupełnym zaskoczeniem była wiadomość o śmierci Prestona Lawrycka i to, że Paul przyjechał
w sprawie Wendy.
Pastor poprosił żonę by przygotowała coś do jedzenia. Przez większą część popołudnia Jonatan Worbes z żoną wypytywali o Prestona Lawrycka, zaś Paul nie mógł oprzeć się wrażeniu, że państwo Worbes umiejętnie unikają tematu Wendy. Dopiero po ponad godzinnej rozmowie, gdy Paul zaczął zdradzać zamiar powrotu do Logansport, państwo Worbes zdali sobie sprawę, że nie unikną tego tematu. Gdy zapadła cisza, pełna niespokojnego wyczekiwania, pastor wymienił z żoną kilka porozumiewawczych spojrzeń i powiedział:
- Paul, przez całe popołudnie zastanawiam się w jaki sposób to powiedzieć, ale chyba najprościej będzie jak powiem to bez ogródek. Wendy nie ma z nami od dawna. Dziwię się, że ojciec nigdy ci o niej nie wspominał. Byliśmy z twoim ojcem przyjaciółmi. Bardzo dobrymi przyjaciółmi, dopóki...
Pastor zrobił krótką przerwę, w czasie której napił się herbaty.
- Na początku lipca siedemdziesiątego dziewiątego – kontynuował - ja i Wendy, wyjechaliśmy na zaproszenie twojego ojca do Logansport. Kiedy mieliśmy już wracać, Wendy postanowiła zostać tydzień dłużej, więc przyjechałem do Warsaw sam. Po trzech dniach jednak, siostra zadzwoniła do nas i powiedziała, że wróci wcześniej. Nigdy nie powiedziała dlaczego. Pytałem Prestona, ale on również milczał. Czułem jednak, że coś musiało się wydarzyć. Miałem wrażenie, że oboje coś ukrywali. Twój ojciec zawiózł Wendy na stację kolejową i przysięgał potem, że widział, jak wchodzi do budynku. Jednak Wendy nigdy nie dojechała do Warsaw. Nikt jej nie widział na stacji i nigdy nie kupiła biletu.
Paul milczał. Pastor Worbes podszedł do żony i coś jej szepnął na ucho. Gdy żona pastora wyszła, Worbes usiadł obok Paula na kanapie i powiedział:
- Po tym, jak moja siostra zaginęła, rozpoczęliśmy poszukiwania, które nie dały żadnego rezultatu. Żadnego śladu... Ani nasi rodzice, ani ja nigdy nie zrozumieliśmy co się stało.
Paul czuł, że robi mu się niedobrze. Poczuł się tak samo, jak ojciec uderzył go w twarz, gdy byli na cmentarzu przy grobie matki, tamtego wieczoru, kiedy chcieli uciec z Claire z domu. Próbował coś zrobić z dłońmi, żeby ukryć zdenerwowanie. Zdecydował, że najlepiej będzie, jeżeli zaraz wróci do Logansport. Wstał z kanapy i podziękował za rozmowę. Pastor poprosił Paula, żeby poczekał chwilę, ponieważ chciał mu jeszcze coś pokazać.
Po chwili do salonu weszła żona pastora i podała zaskoczonemu Paulowi kilka fotografii.
- Te zdjęcia przysłał nam twój ojciec już po tym jak zaginęła Wendy, a zostały zrobione
w czasie, kiedy Wendy była w Logansport w lipcu siedemdziesiątego dziewiątego – wyjaśnił Worbes.
Paul nigdy nie widział tych zdjęć. Zostały zrobione w ogrodzie ich starego domu. Na Jefferson Avenue przeprowadzili się bowiem dopiero gdy urodziła się Claire. Na fotografiach byli na jego rodzice, młody Worbes i jego siostra. Na jednym ze zdjęć, Wendy trzymała na rękach niemowlę.
- Wiesz kogo Wendy trzyma na rękach? – Zapytał pastor spoglądając na niczego nie domyślającego się Paula.
- To ty Paul – powiedział pastor.
Paul zwrócił zdjęcia i pożegnał się z państwem Worbes. Pastor odprowadził Paula do samochodu. Wsiadając do forda, Paul zadał pytanie, które od dłuższego czasu cisnęło mu się na usta.
- Mówił pastor, że byliście przyjaciółmi, a tymczasem, nic nie wiedzieliście z żoną o śmierci mojego ojca. Dlaczego po zaginięciu Wendy przestaliście utrzymywać ze sobą kontakt?
Patrząc wyczekująco na Worbesa, Paul odnosił wrażenie, że na jego twarzy maluje się żal, który nie miał ujścia przez całe lata, a to co będzie musiał powiedzieć przychodzi pastorowi ze znacznym trudem.
- Wśród podejrzanych był twój ojciec – powiedział Worbes – Miał do mnie żal, że i ja zaczynam mieć wątpliwości. Nigdy mi tego nie wybaczył.
Paul włączył silnik samochodu. Chciał zamknąć drzwi, ale Worbes przytrzymał je i powiedział na koniec:
- Zastanów się Paul, czy chcesz dalej szukać tych kobiet. Co zrobisz, jeżeli przyjdzie ci się zmierzyć z czymś, co będzie ponad twoje siły? Przed sobą masz pamięć własnego ojca.

III

Na biurku Paula Lawrycka zadzwonił telefon. Paul podniósł słuchawkę.
- Panie Lawryck, prosił pan, żeby przypomnieć panu, że o drugiej ma pan wyjść na spotkanie – Paul usłyszał w słuchawce głos swojej sekretarki.
- Dziękuję Caroline – Odparł zerkając na zegarek.
O trzeciej miał się spotkać z Richardem Crainem w sprawie sprzedaży domu. Miał nadzieję, że to spotkanie nie przeciągnie się za długo. Paul miał w planach wyjazd do Bloomington jeszcze tego popołudnia.
Zaczął szykować się do wyjścia z biura. Starannie schował dokumenty. Część chciał zabrać ze sobą, mając nadzieję, że uda mu się zajrzeć do nich w wolnej chwili. Przy drzwiach rzucił jeszcze przelotnym spojrzeniem na pokój, upewniając się, że zabrał wszystko, co będzie mu potrzebne.
Gdy zamknął drzwi swojego gabinetu, usłyszał podniesiony głos swojej sekretarki. Odwrócił się i zobaczył, że Caroline prowadzi ożywioną rozmowę z jakąś kobietą. Paul poszedł w ich kierunku i usłyszał, jak Caroline tłumaczy kobiecie, że spotkanie z Paulem Lawryckiem jest w tej chwili niemożliwe, ponieważ jest on umówiony na spotkanie i właśnie wychodzi. Kobieta była jednak uparta i stanowczo domagała się rozmowy z Paulem. Gdy sekretarka zobaczyła go idącego korytarzem, spojrzała błagalnie. Kiedy Paul stanął obok, powiedziała:
- Panie Lawryck, ta pani chce koniecznie z panem rozmawiać. Tłumaczyłam jej, że pan wychodzi, ale nie chce mnie słuchać.
- W porządku Caroline – Powiedział Paul przyglądając się dziewczynie, która tak bardzo chciała z nim rozmawiać. Była młoda, mogła mieć jakieś dwadzieścia trzy lata, chociaż ilości użytych kosmetyków znacznie postarzały ją. Była nawet ładna, miała delikatne rysy twarzy. Szpecił ją jednak ostry makijaż i obcisła bluzka, która kończyła się powyżej pępka, siłą naciągnięta na brzuch kobiety będącej w siódmym czy ósmy miesiącu ciąży. Paul nie miał absolutnie nic do ciężarnych kobiet, ale widok wyeksponowanego brzucha
z rozstępami był dla niego przykry.
Dziewczyna zorientowawszy się, że ma przed sobą człowieka, którego tak koniecznie chciała zobaczyć, zupełnie zignorowała sekretarkę i patrzyła wyczekująco, mierząc go bez skrępowania wzrokiem.
- W czym mogę pani pomóc? – Zapytał Paul.
- Pan jest synem Prestona? – Rzuciła mu niedbale.
- Owszem – Odparł.
- To dobrze. Musimy pogadać o pana ojcu. Jest mi coś winien.
Paul był zaskoczony zarówno sposobem mówienia dziewczyny i tym, co ją wiąże z jego ojcem Gówniara zaczynała mu działać na nerwy i był przekonany po tych kilku słowach jakie do niego powiedziała, że ma znacznie mniej lat, niż wskazywałby na to jej wygląd. Zaczynał przeczuwać, że wyjdzie z tego jakaś przykra sprawa.
Lawryck spojrzał na Caroline, która wzruszyła bezsilnie ramionami, dając wyraz temu, że nic
z tej całej sytuacji nie rozumie. Paul odwrócił się i wskazał dłonią dziewczynie, żeby szła z nim do gabinetu. Idąc odwrócił się i powiedział do sekretarki:
- Caroline zadzwoń do Craina i powiedz, że się spóźnię. Niech na mnie poczeka pod domem na Jefferson Avenue..
Paul otworzył drzwi gabinetu i wpuścił dziewczynę do środka. Nadal zachowując się uprzejmie, mimo narastającej złości i niejasnych przeczuć, podsunął dziewczynie swój własny fotel i pomógł jej usiąść. Dziewczyna położyła na krawędzi biurka marynarkę, którą miała ze sobą i rozglądała się ciekawie po gabinecie. Paul usiadł naprzeciw i powiedział:
- Słucham. Proszę mówić, co to za sprawa.
Dziewczyna odpowiedziała krótko i zwięźle.
- Chodzi o dziecko. Będę je miała z twoim ojcem.
Paul pobladł, chociaż właśnie tego w głębi się spodziewał. Opanował się jednak i odparł, starając się by jego głos brzmiał jak najdobitniej:
- Nie wierzę ci. To bzdura.
Dziewczyna roześmiała się.
- Wiedziałam, że będziesz tak mówił. Mam na to mnóstwo dowodów – Powiedziała
i z trudem wyciągnęła obie nogi na biurko Paula, który siedząc widział jej bieliznę.
- Wybacz, ale w tej pozycji jest mi najwygodniej – Wyjaśniła.
Paul wstał ze swojego fotela.
- Dlaczego mój ojciec miałby się zadawać z taką gówniarą jak ty i do tego być na tyle głupim, by dać się zrobić na dziecko – Odpalił Paul i postanowił, że wcale nie będzie miły.
- Chyba mało wiedziałeś o swoim starym – Powiedziała – Ja mu się nie narzucałam. To raczej on wykazał mną zainteresowanie. Zresztą nie mną pierwszą. Ale tylko ja byłam na tyle sprytna, żeby coś z tego mieć.
Paul zmrużył oczy.
- Ty szmato – Powiedział.
- Gówno mnie obchodzi co o mnie myślisz – Odparła. Od ciebie nic nie chcę. Twój ojciec obiecywał mi różne rzeczy, ale nie zdążył nic konkretnego zrobić. Szkoda. Naprawdę go lubiłam.
- To czego chcesz? – Zapytał Paul starając się opanować.
- Jak Preston umarł, pomyślałam, że trudno, ale jakoś dam sobie radę. Przemyślałam jednak sprawę. Zresztą znajomi mi doradzili, żebym tego tak nie zostawiała, w końcu nie mogę myśleć o sobie, a coś mi się z tego wszystkiego należy. Preston był bogaty, teraz wszystko będzie twoje. Dasz mi dwadzieścia tysięcy na początek, a potem tysiąc miesięcznie przez najbliższe dwadzieścia jeden lat. Nie masz co skąpić, w końcu powinieneś pomyśleć o losie brata...
Paul poczuł, że robi mu się ciemno przed oczami. Miała tupet. Poza tym nabierał przekonania, że to wszystko się nie trzyma się całości. Rozważał, dlaczego dziewczyna przychodzi do niego dopiero teraz, a przecież od dwóch miesięcy całe Logansport wiedziało, że dni Prestona Lawrycka są policzone. Nawet jeśli dziewczyna była kochanką jego ojca, to wątpił w jej tak przewidującą
i bezczelną intrygę. Nie w jej wieku. Nastolatka, która zaliczy wpadkę ze starszym facetem
w pierwszej kolejności musi zazwyczaj przejść przez piekło z własnymi rodzicami. Bywa, że nawet nie chce zdradzić, kto jest ojcem dziecka. Wtedy, co najwyżej może zostać wykorzystana przez jakiegoś naciągacza i manipulatora. Patrząc na nią zaczynał czuć niesmak i zażenowanie.
- Posłuchaj mnie. Nie robisz na mnie żadnego wrażenia. Zanim spotkamy się następnym razem, zastanów się dobrze, czy jesteś gotowa na taką grę. Może się okazać, że interes, który chcesz tutaj zbić, skończy się dla ciebie niefortunnie. Dopóki nie urodzisz, nie ma między nami żadnej umowy. Potem łatwo będzie można sprawdzić czy mówisz prawdę.
A teraz zjeżdżaj stąd – Powiedział Paul i wymownie otworzył dziewczynie drzwi.
Kobieta z trudem wstała z fotela. Była wściekła, za sposób, w jaki Paul ją potraktował. Nie spodziewała się, że będzie taki oporny. Nie mogła mu jednak wyjawić wszystkiego. Sięgnęła do kieszeni i rzuciła na biurko kilka fotografii.
- Możesz sobie pooglądać – Syknęła i nie mówiąc więcej ani słowa wyszła z pokoju.
Paul pobieżnie przejrzał fotografie, na których był jego ojciec i dziewczyna razem w samochodzie
i w jakiejś knajpie. Nie zamierzał jednak zaprzątać sobie tym głowy i schował je do szuflady biurka. Oparł dłonie na biurku i starał się opanować swój oddech. Zatrzymał wzrok na fotografiach na biurku.
- O co tutaj chodzi tato… – Powiedział do siebie, ale to pytanie dziwnie brzmiało i tylko odbiło się echem w jego gabinecie.
Paul spojrzał na zegarek. Było prawie dwadzieścia po drugiej i najwyższa pora, żeby wyjść z biura. W korytarzu natknął się na Kevina Rileya, rozmawiającego z Caroline. Paul przypomniał sekretarce, że będzie dopiero w poniedziałek, ponieważ zamierza wyjechać do Bloomington
w prywatnej sprawie.
- Podobno była u ciebie dziewczyna w ciąży. To twoje? – Zagadnął go Riley z drwiącym uśmiechem.
- Odpieprz się Kevin – odciął mu Paul dając w ten sposób choć trochę upust swojej złości.
Na zewnątrz otrzeźwiły Paula silne podmuchy chłodnego wiatru, który tego dnia uprzykrzał życie mieszkańcom Logansport. Wsiadając do swojego samochodu, dostrzegł po drugiej stronie ulicy dziewczynę, która pół godziny temu była u niego w biurze. Paul zobaczył, że wsiada do czarnego samochodu, który wydał mu się Paulowi dziwnie znajomy, ale uznał, że to złudzenie.

* * *
Do Bloomington, Paul udał się dopiero dwa dni później. Najpierw Billy Crain męczył go
w związku ze sprzedażą domu ojca i tylko wyjątkowe opanowanie Paula uchroniło agenta „Happy Homes” od czegoś naprawdę przykrego. Paul zapowiedział sobie w duchu, że ostatni raz korzysta
z usług tej firmy.
Wieczorem długo zastanawiał się, czy powiedzieć siostrze o niespodziewanej wizycie
w swoim biurze. Nie miał jak dotąd okazji rozmawiać z Claire o swoich dotychczasowych podróżach. Zresztą siostra i tak nie chciałaby tego słuchać.
Opowiedział jej jednak o dziewczynie, która utrzymuje, że miała romans z Prestonem Lawryckiem. Claire w ogóle nie miała wątpliwości, że to jakieś paskudne pomówienie i przyznała słuszność bratu, że ją wyrzucił.
Paul jednak nie miał już odwagi, by przyznać się siostrze, że mimo przeciwności nie porzucił zamiarów i nazajutrz, z samego rana zamierza udać się Bloomington, by odszukać kolejną kobietę
z listy ojca.
Z Logansport do Bloomington jest całkiem spory kawałek. Paul Lawryck zdecydował się nie jechać przez Indianapolis i ominąć stolicę stanu. Pojechał więc drogą nr 231 przez Crawfordsville.
Bloomington to duże miasto uniwersyteckie, jednak Paul bez trudu znalazł Kirkwood Avenue. Prosta ulica opadała łagodnie, a z daleka rzucał się w oczy szyld „U Nicka”.
Dom przy 620 Kirkwood Avenue był nieduży, z podjazdem, na którym stał samochód. Paul ucieszył się. Mógł spodziewać się, że zastał kogoś w domu. Zadzwonił do drzwi a po chwili ukazała się w nich jakaś kobieta.
- Dzień dobry. Nazywam się Lawryck i przyjechałem z Logansport. Czy pani nazywa się Nash? - Powiedział Paul.
- Nie. Pomylił pan adresy – Odparła.
- Ach tak... – Rozczarował się. Widzi pani... Szukam rodziny o tym nazwisku. Właściwie, to konkretnie szukam Bridget Nash. Taki mam zapisany adres.
- Przykro mi – Odparła kobieta – Nie znam Nash’ów. Być może mieszkali tutaj przed nami.
- Rozumiem - Paul zaczął tracić nadzieję, że dowie się czegokolwiek – A pani od jak dawna tutaj mieszka?
Kobieta namyślała się chwilę.
- Mam ten dom... – Zastanowiła się chwilę – Od dwunastu lat. Kupiliśmy go na aukcji. Niestety nie mam pojęcia kto mieszkał tutaj przed nami. Nigdy nie spotkaliśmy się
z poprzednimi właścicielami.
Paul pożegnał się z kobietą i wrócił do swojego samochodu.
W pewnej chwili wydało mu się jakby w jednym z sąsiednich domów poruszyła się firana
w oknie, a w chwilę później wyszła z niego starsza kobieta. Paulowi wydało się jakby coś do niego mówiła, ale przejeżdżająca ciężarówka zagłuszyła jakiekolwiek słowa. Kobieta widziała Paula stojącego z kartką papieru w dłoni i przywołała go ruchem ręki.
Paul przeszedł przez ulicę i zbliżył się do kobiety.
- Szuka pan kogoś? - Spytała go.
- W zasadzie tak – odpowiedział jej Paul - Miałem nadzieję, że zastanę tutaj kogoś, ale podobno jednak Nash’owie już tutaj nie mieszkają.
- Przyjechał pan do Nash’ow ? - Szczere zdziwienie zarysowało się na twarzy kobiety – Oni już tu nie mieszkają od kilkunastu lat - dodała - Ja ich oczywiście pamiętam. Wyprowadzili się stąd. Opuścili miasto po tym, co ich spotkało.
- A co się stało? - Zapytał Paul z niepokojem.
- Nie wie pan? - Kobieta zdziwiła się jeszcze bardziej – Ale pan jest młody i może nie pamiętać. To była dość głośna sprawa. Córka ich zginęła.
- Zginęła?! - W głosie Paula zabrzmiała prawie nuta przestrachu.
- Zginęła czy zaginęła. Nie wiadomo. Bridget była popularna. To była bardzo ładna dziewczyna. Jako nastolatka została wybrana nawet vice-miss stanu Indiana. A potem przepadła. Rodzice wydali majątek na jej poszukiwania, ale w końcu nie mogli znieść chyba Bloomington. Sprzedali dom i wyjechali. Nie żegnali się z nikim nawet.
- I nigdy nie znaleziono Bridget? - Dopytywał się Paul.
- Nie. Przepadła jak kamień w studni. Podobno ostatni raz widziano ją żywą w Logansport, ale czy tak było... Nikt nie wie.
- W Logansport?! - Paul nazbyt wyraźnie podniósł głos jak mu się samemu zdało.
- Ktoś ją tam widział podobno. Nic więcej nie potwierdzono. A pan jest z Logansport? – Zapytała
- Nie, nie. Ja jestem z Missouri - Paul rzucił pierwszą nazwą, jaka mu przyszła do głowy.
- Ach tak... – Kobieta najwyraźniej się rozczarowała.
- A pamięta pani może kiedy to było?
- Cóż... – Kobieta zastanawiała się przez chwilę – nie pamiętam dokładnie. To mógł być siedemdziesiąty ósmy, albo siedemdziesiąty dziewiąty rok... – Mówiła bez przekonania.
Paul podziękował za pomoc. Gdy udawał się do samochodu coraz bardziej odczuwał wzrastający niepokój. Myśli, które przychodziły mu do głowy podczas drogi powrotnej jeszcze nie chciał do siebie dopuszczać, gdyż wydawały mu się po prostu absurdalne.


* * *

Do Shelbyville Paul przyjechał spodziewając się najgorszego. Odnalazł dom gdzie mieszkała Sharon Evans, długo jednak siedział w samochodzie nim wreszcie zdecydował się podejść do drzwi. Czasem właśnie wcale nie pierwszy raz bywa najtrudniejszy. Odkąd zaczął poszukiwania kobiet, spotykały go same niepowodzenia. Myśli, które przychodziły mu do głowy były nie do zniesienia. Zaczynał żyć w coraz większym napięciu. Powoli żałował, że znalazł tą cholerną kartkę. Przez to wszystko wyszedł naprzeciw sprawom, które nie chciały mu się mieścić w głowie. Jak dotąd odwiedził cztery miejsca i za każdym razem scenariusz był podobny. Wszystkie dziewczyny zaginęły przynajmniej przed kilkunastoma laty bez wieści.
Zanim znalazł się w Shelbyville, Paul zajechał do Greensburga gdzie odnalazł babkę Grace Garison. Starsza pani opowiedziała Paulowi całą historię. Matka Grace nie była wzorem do naśladowania. Emily Garison potrafiła znikać na całe tygodnie z domu, nie mówiąc nigdy gdzie była i czym się zajmowała. Wracała jedynie po to by odpocząć i wyczyścić oszczędności swojej matki. Za którymś razem znikła na tyle długo, że zaczęła się naprawdę niepokoić. Emily jednak wróciła, tuż przed Bożym Narodzeniem sześćdziesiątego siódmego. Była w ciąży. Wydawało się, że bycie matką zmieni Emily, która przez kilka miesięcy bardzo się starała, by wyprostować swoje życie. Jednak kilka tygodni po urodzeniu córki, Emily Garison znów znikła
i nigdy więcej się nie pokazała. Po niespełna roku, babka Grace otrzymała wiadomość o śmierci córki. Emily przyłączyła się do hippisowskiej komuny i zaćpała się gdzieś w Nevadzie. Miała dwadzieścia dwa lata.
Jej córka Grace została z babką, która po śmierci swojej córki czuła, że dostała w ten sposób od losu nową szansę. Mała Grace żyła w tej nieświadomości przez lata, nigdy nie poznając prawdy. Pani Garison wychowywała wnuczkę lepiej niż córkę, starając się nie popełniać błędów, których wcześniej nie uniknęła. By nie narażać się na plotki i złośliwości, przeniosła się wraz z Grace
z Kalifornii do Greensburga w stanie Indiana.
Grace była jej oczkiem w głowie i miała szczęśliwe dzieciństwo. Była utalentowana muzycznie i wiązała z tym duże nadzieje. By być blisko swojej przybranej matki, zdecydowała się na studia na Uniwersytecie Stanowym Indiana w Bloomington, chociaż miała znacznie większe możliwości. Dwa tygodnie przed rozpoczęciem roku akademickiego, Grace wyjechała na tydzień wraz z przyjaciółmi nad jezioro Maxinkuckee koło Culver. Któregoś wieczoru, młodzi ludzie postanowili udać się do pobliskiego miasta. Grace nie czuła się najlepiej i postanowiła zostać na kampingu, obiecując, że przyjedzie sama, jeżeli poczuje się na siłach. Gdy późną nocą jej znajomi wrócili do ośrodka, Grace nie było. Nigdy więcej jej nie zobaczyli. Zostały jej wszystkie rzeczy
Nic nie zginęło. Ostatnią osobą, która widziała Grace Garison była sprzątaczka. Kobieta wyznała, że widziała dziewczynę idącą wieczorem w stronę bramy. Wyglądało na to, że Grace poczuła się lepiej i chciała dołączyć do bawiących się przyjaciół. Sprzątaczka powiedziała, że gdy Grace mijała bramę, wyprzedził ją jakiś samochód. Kobieta przyznała, że weszła wtedy do domku campingowego by zabrać śmieci. Gdy wyszła, nie widziała już ani samochodu, ani dziewczyny.
Paul zakreślił na liście długopisem nazwisko Grace Garison. Tak samo jak Helen Norton, Wendy Worbes i Bridget Nash. Cztery z siedmiu.
- To jakiś okropny zbieg okoliczności – Powiedział głośno do samego siebie.
Wysiadł z samochodu i pełen szczerej nadziei podszedł do drzwi.
W domu zastał panią Evans, która zaprosiła Paula do środka. Zaproponowała kawę i choć Paul pił już jedną filiżankę tego dnia to skorzystał z propozycji. Nie przebył tego dnia jakiejś znaczącej drogi, bowiem na noc zatrzymał się w hotelu w Bloomington, ale czuł się znużony i nieco ogłupiały od historii, z którymi się stykał.
- Pani Evans – Paul przeszedł do rzeczy, gdy kobieta usiadła z nim przy stoliku – przyjechałem tutaj, aby; jeśli to możliwe, zobaczyć się z Sharon – Powiedział.
- Przyjechał pan do Sharon? - Ucieszyła się pani Evans.
- A zastałem ją? I mogę się z nią zobaczyć? - Nadzieja wstąpiła w Paula a on sam odczuł jak niepokój, który go dręczył już od Bloomington ustąpił w jednej chwili.
- Naturalnie, że może pan się zobaczyć z moją córką – Odparła kobieta.
Gdyby nie pewne opory, Paul byłby chyba zdolny nawet uściskać panią Evans. Odniósł wprawdzie wrażenie, że są w domu jedynymi osobami, ale wytłumaczył sobie, że przecież córka pani Evans mogła się położyć albo jest chora.
W chwilę później usłyszał kroki na schodach i zeszła po nich pani Evans. Podała Paulowi dużą ramkę ze zdjęciem dwudziestokilkuletniej może dziewczyny.
- To jest Sharon – powiedziała do Paula – Prawda, że śliczna z niej dziewczyna?
Kobieta usiadła naprzeciw Paula i wpatrywała się w niego nieco zlęknionym wzrokiem.
Paul spojrzał w zamglone oczy pani Evans. Poczuł się nieswojo, a na dodatek jego nadzieje prysły.
- Sharon tutaj nie ma? – Idiotycznie zapytał Paul.
- Przecież pan wie gdzie ona jest – Powiedziała złowrogim głosem kobieta.
Paul poczuł się w jakby grał w scenie kiepskiego thrillera.
Nagle pani Evans chwyciła swoją szklankę herbaty i chlusnęła jej zawartość prosto w twarz Paula. Mężczyzna zakrył twarz dłońmi i wydał z siebie krótki okrzyk bólu. Jednocześnie odruchowo przechylił ciało o tyłu tak mocno, że przewrócił się razem z krzesłem. Podniósł się natychmiast z podłogi, jedną dłonią trzymając się za twarz. Gorąca herbata ściekała mu po twarzy
i szyi. Kobieta siedziała nieruchomo przy stole. Nagle wstała. Paul wybiegł do salonu
i dalej do niewielkiego przedpokoju. Zobaczył schody prowadzące na górę. Otworzył jednak jakieś boczne drzwi i znalazł się w łazience. Przekręcił klucz w zamku.
Kiedy Paul siedział w łazience i zimną wodą chłodził piekącą twarz, kobieta biła pięściami i kopała w drzwi, błagając Paula, by powiedział, gdzie jest jej dziecko. Potem usłyszał jak osunęła się na podłogę pod drzwiami i zaczęła zanosić się przerywanym szlochem. Po jakimś czasie wszystko ucichło.
Paul spędził jakiś kwadrans w łazience, zastanawiając się jak wybrnąć z sytuacji, gdy usłyszał, że otwierają się drzwi i ktoś wchodzi domu. Sądząc po krokach był to mężczyzna. Paul słyszał jak podbiegł do leżącej kobiety. Zorientował się, że tylko zemdlała i zapukał do drzwi łazienki.
- Kto tam jest? – Paul usłyszał niski, zdenerwowany głos.
- Wszystko panu wytłumaczę... – Zaczął Paul – To nie tak jak pan myśli.
- Niech pan zostanie jeszcze chwilę. Zajmę się żoną.
Mężczyzna podniósł omdlałą kobietę i wyprowadził ją do innego pokoju Paul słyszał jak cicho mówi do żony, że musi się położyć i odpocząć. Paula nazwał „nieproszonym gościem”, który zaraz opuści ich dom i nie będzie dłużej męczył.
Po kilku minutach mąż pani Evans wrócił do przedpokoju.
- Może pan wyjść – powiedział.
Paul powoli przekręcił klucz w drzwiach i z obawą wyszedł z łazienki. Poszedł do kuchni. Evans ścierał z podłogi plamy z herbaty. Zobaczywszy Paula wstał i wziął do ręki ramkę ze zdjęciem swojej córki. Obdarzył przy tym Paula tak ponurym spojrzeniem, że ten chciał jak najszybciej opuścić nie tylko ten dom, ale i całe Shelbyville.
- Mam nadzieję, że nie jest pan dziennikarzem – powiedział chłodno.
- Nie – Odparł Paul.
- No to ma pan szczęście. Nie wiem po co pan przyjechał. Nie chcę rozmawiać o córce, ani
z panem ani z nikim. Nawet w domu nie podejmujemy tego tematu. Może właśnie zwłaszcza tutaj... Widzi pan, w jakim stanie jest moja żona. Nasze dziecko przepadło bez śladu tak dawno, że gdyby nie zdjęcia wątpiłbym, że kiedykolwiek ją mieliśmy. Teraz na pewno jej nie ma z nami. Więc niech pan już się wynosi i nie dręczy więcej ani mnie ani mojej żony.

IV

Paul wracał swoim fordem do domu w Logansport. To była jego ostatnia wyprawa. Był już we wszystkich miejscach, które miał na liście i wszędzie miał do czynienia z podobnymi do siebie historiami. W Merrillville, mająca dziewiętnaście lat Michelle Eshenbrock zaginęła w dniu swojego balu maturalnego w siedemdziesiątym ósmym roku.
Ostatnia dziewczyna z listy to Patricia Heys z Playmouth. O niej Paul niewiele się dowiedział. W jej dawnym domu zastał jedynie jej krewnych, którzy przyznali, że po Patricii zaginął wszelki ślad wiele lat temu. Jej rodzice także od dawna nie żyli, a w rodzinie nie rozmawiano o tej historii. Paul dowiedział się jedynie, że zniknięcie miało miejsce wiosną siedemdziesiątego ósmego.
Lawryck musiał jednak stanąć wobec tezy, że to jego ojciec stoi za tymi wszystkimi zniknięciami. Nie mógł w to uwierzyć, że ktoś, kto był przez wiele lat, zwłaszcza po śmierci mamy największą ostoją ich osieroconego domu, miałby teraz okazać się seryjnym mordercą?
Przed wyjazdem do Merrillville i Playmouth, Paul udał się do biblioteki w Logansport i przewertował wydania „Pharos Tribune” z siedemdziesiątego dziewiątego roku. Najpierw natrafił na ogłoszenie z osiemnastego lipca o zaginięciu Wendy Worbes, a potem z przerażeniem odkrył wzmiankę o zatrzymaniu w dniu jedenastym sierpnia Prestona Lawrycka, obiecującego wówczas właściciela firmy branży budowlanej, ojca kilkumiesięcznego syna, jako podejrzanego o morderstwo. W którymś z kolejnych wydań gazety, poinformowano, że Preston Lawryck został zwolniony i oczyszczony z podejrzeń.
Paul, zwyczajnie nie mógł tego pojąć, że ktoś tak im oddany mógłby mieć tak różne swoje drugie oblicze. Tak straszliwe. Przywołując jednak obrazy z pamięci, znajdował w nich jak mu się teraz wydawało wiele niedomówień, dwuznaczności, które podpowiadała mu podświadomość. Nie tylko się z nią liczył, ale przyjmował jako pewnik. Poza tym rzucił mu się jeszcze jeden interesujący szczegół. Zbyt intrygujący jak na zbieg okoliczności.
Przy tym wszystkim zastanawiał się czy powiedzieć Claire. Na ile znał swoją siostrę był niemal pewien, że uzna to wszystko za wymysły. Już od początku nie popierała jego pomysłu. Ale przecież to nie dzieło przypadku, że siedem kobiet znika bez śladu a kartkę z ich nazwiskami znajduje w książce taty...
- Książka! - Powiedział Paul sam do siebie – Może to nie jest książka taty.
Zobaczył znak informujący, że za 2,5 mili znajduje się stacja benzynowa i zajazd samochodowy. Dodał gazu i niedługo potem zobaczył światła. Zajechał na parking, zatrzymał samochód i zaczął szukać książki. Po chwili wyciągnął ją spod siedzenia. Zaczął pospiesznie wertować kartki. Przekartkował całą książkę, ale nie znalazł nic. Wziął głębszy oddech i zaczął od początku, tym razem uważniej.
Na siedemnastej stronie, w prawym dolnym rogu widniały dwie litery. P.L. Preston Lawryck! - Paul rozwiał wszelkie swoje wątpliwości.
Postanowił zadzwonić do Claire. Jego telefon komórkowy miał tylko jedną kreskę poziomu baterii, więc nie chciał ryzykować. Wolał też nie dzwonić z baru. Rozejrzał się i dostrzegł budkę telefoniczną. Wysiadł z samochodu i udał się w jej kierunku. Wrzucił monety i wykręcił numer. Claire była w domu. Usłyszawszy zmieniony głos brata w słuchawce od razu zapytała, co się stało.
- Słuchaj - Zaczął nieśmiało Paul. Bał się rozmawiać o tym z siostrą - Dzieje się coś niedobrego.
- Co ci znowu przyszło do głowy – Powiedziała?
Paul milczał przez chwilę. Zdecydował, że będzie stopniował napięcie.
- Co by było, gdyby okazało się, że ktoś, kogo znasz całe swoje życie, nagle okazał się kimś zupełnie innym? Kimś strasznym i wstrętnym, a całą przeszłość zmienia się na naszych oczach.
- O czym ty mówisz Paul? – Przerwała mu.
- Odnalazłem te wszystkie kobiety. A właściwie to nie odnalazłem.
- No to jak w końcu –
- Nie odnalazłem, bo wszystkie zaginęły. I to wiele lat temu.
- To straszne, ale co z tego?!
W tym momencie Paul skupił się w sobie na ile potrafił najbardziej.
- One zostały chyba zamordowane – Powiedział jednym tchem – I zrobił to nasz ojciec...
Przez dłuższą chwilę Paul nie słyszał nawet oddechu Claire w słuchawce. Wreszcie powiedziała do brata zdławionym głosem:
- Jesteś nienormalny... –
- Claire, myślisz, że ja nie jestem w szoku? Jestem przerażony tym, czego się dowiedziałem – Wyrzucił z siebie.
- To ty mnie przerażasz – Powiedziała jakby w ogóle go nie słuchała.
- Claire, tu się dzieją rzeczy, o których bym nigdy nie pomyślał. Ale to za dużo, by był to zbieg okoliczności. Książka należy do taty. Są inicjały. Kartka była w książce. Wszystkie kobiety gdzieś znikają. Przecież jak byliśmy mniejsi to ojciec często wyjeżdżał.
- I to według ciebie wystarczy żeby zostać mordercą – Ironizowała.
- Posłuchaj mnie – Mówił Paul coraz bardziej gorączkowo - W tym wszystkim coś jest. Może po prostu ojciec nie był tak, jakim go znaliśmy. A jeżeli miał drugie oblicze? Może po śmierci mamy odezwało się w nim coś, czego nawet sam nie pojmował. Czasem się dziwnie zachowywał. Jest coś, o czym ci nigdy nie mówiłem. Pamiętasz dzień, w którym chcieliśmy uciec z domu? Wiesz dlaczego? Tamtego dnia przyszedłem do domu wcześniej ze szkoły. Źle się czułem i pani Sommer mnie zwolniła. Nie mogła się dodzwonić do taty, więc wyjątkowo puściła mnie samego. Gdy doszedłem do domu, zdziwiłem się, że na podjeździe stoi samochód taty i że o tej porze jest w domu. Wszedłem jednak ostrożnie do środka. Usłyszałem na górze, gdzie była sypialnia rodziców, jakąś rozmowę. Cicho podkradłem się po schodach pod drzwi. Były otwarte, więc bałem się podejść bliżej. I tak wszystko widziałem w lustrze, które wisiało na ścianie korytarza na piętrze. Z tatą była jakaś kobieta. Nie widzieli mnie. Ojciec kazał ubrać się jej w te same rzeczy, które nosiła mama. Ta kobieta była niesamowicie podobna do mamy. Miała nawet taką figurę i wzrost. Widziałem jak tata dał jej pieniądze. A potem uderzył ją w twarz raz czy dwa i rzucił ją na łóżko. Uciekłem i nigdy nikomu o tym nie wspomniałem.
- Po co mi to mówisz Paul – Odezwała się Claire rozgoryczona.
- To nie wszystko Claire. Zauważyłem, że pierwsza i ostatnia litera miejscowości, z której była kolejna dziewczyna odpowiada pierwszym literom ich imienia i nazwiska. Spójrz. Helen Norton z Huntington, Grace Garison z Greensburga... – Wyliczał Paul i w tym momencie kątem oka zwrócił uwagę na przejeżdżający obok samochód, który najwyraźniej miał jakąś awarię.
- To przypadek - przerwała Claire.
- Siedem razy?? Claire, tu jest jakiś schemat. A te oznaczenia to chyba miejsca ukrycia ciał. To wszystko jest powiązane ze sobą. A jedna z dziewczyn ostatni raz widziana była
w Logansport...
- Paul! – Przerwała mu Claire- Dość tego! Jesteś chory! Szukasz zupełnie niepotrzebnych rzeczy. Nasz tata nie mógłby tego zrobić. Nigdy w to nie uwierzę. I chcę, żebyś przestał szukać. Nawet, jeśli byłoby cokolwiek racjonalnego w tym co mi mówisz, ja nie chcę o tym słyszeć. Dla mnie ojciec pozostaje cudownym człowiekiem i chcę, żeby tak było do końca mojego życia. A ty nie psuj pamięci i wspomnień po nim, swoimi wymysłami. Nie chcę
o tym więcej rozmawiać. I dopóki nie przestaniesz zawracać sobie głowy urojeniami, nie dzwoń do mnie.
- A co jeśli okaże się, że ta dziewczyna, która do mnie przyszła, rzeczywiście jest w ciąży z ojcem?
- Nie zamierzam z tobą dyskutować – Powiedziała Claire i rzuciwszy chłodne „cześć” odłożyła słuchawkę.
Rozmowa przebiegła dokładnie tak jak przeczuwał Paul. Jeszcze przed telefonem wiedział, że tak się skończy. A przecież chciałby się mylić.

* * *

Paul Lawryck, był tak zaprzątnięty odkrywaniem, że zupełnie nie zwrócił uwagi na czarne volvo, które od wczoraj jechało za nim, od samego Logansport. Gdy Paul zjechał z drogi na parking przez stacją benzynową, kierowca volvo zatrzymał się w bezpiecznej odległości, by pozostać niezauważonym.
Mężczyzna obserwował Paula i jednocześnie zastanawiał się, co robić dalej. Jechał za nim od Logansport, śledził go w Merrillville i Playmouth i nie dowiedział się niczego, co mogłoby zadowolić jego zleceniodawcę. Tym bardziej, że wyglądało na to, że Lawryck zamierza wracać do Logansport.
Numer z dziewczyną w ciąży, nie wypalił, bo choć młody Lawryck był naiwny, to zachował na tyle zimnej krwi, że nie dał sobie niczego wmówić. Ten atut zostanie jeszcze wykorzystany we właściwym momencie i dużo dałby, aby zobaczyć głupią minę Lawrycka, gdy ten zdziwi się, że to naprawdę jest dziecko jego ojca.
Paląc papierosa w samochodzie rozważał dwa warianty. Z jednej strony nie spodziewał się, że tego wieczoru wydarzy się jeszcze cokolwiek ciekawego z udziałem Paula Lawrycka. Tym samym mógł wracać do Logansport, narażając się szefowi, że znowu wraca z pustymi rękami.
I wtedy przyszedł mu do głowy tak prosty i naiwny numer, że aż się roześmiał. Nie miał jednak nic do stracenia. Co najwyżej musiał liczyć z niepowodzeniem.
Zgasił papierosa i włączył silnik samochodu. Trzymał samochód na pierwszym biegu i przyciskał gaz do oporu, naciskając co chwilę sprzęgło, co powodowało, że silnik wył okropnie,
a samochodem kołysało na wszystkie strony.
W momencie, gdy czarne volvo wjeżdżało na parking przed stacją benzynową, Paul stał przy budce i prowadził ożywioną rozmowę. Chwilę potem jak samochód się zatrzymał, Paul odwiesił słuchawkę i wrócił do swojego samochodu. Włączył radio i ustawił pierwszą stację, jaką udało mu się złapać. Wziął do ręki mapę. Jakby od niechcenia długopisem zaznaczył miejscowości,
w których był ostatnio.
- Pierwszą dziewczyną, która zaginęła, była Michelle Eshenbrock z Merrillville – mówił Paul do siebie zerkając na listę, na której zdążył nanieść swoje notatki – Następna w kolejności była Bridget z Bloomington... – Mamrotał do siebie, nie wiedząc, czy to może do czegokolwiek doprowadzić.
Idąc tym tropem stawiał kolejne cyfry, odpowiadające kolejności, w której kolejne dziewczyny
z listy przepadały bez wieści. Dostrzegł, że na mapie, Warsaw i Shelbyville leżą niemal dokładnie w prostej linii w kierunku północ południe. Podobnie jak Huntington i Greensburg... Pozostałe miejscowości, Merrillville, Bloomington i Warsaw tworzyły jakby wielką literę „V”.
I wtedy zobaczył coś jeszcze. Początkowo wydawało mu się to niemożliwe, że to projekcja. Widzi to, co chce widzieć. System.
- O kurwa... - Powiedział do siebie.
Połączył linią Warsaw i Shelbyville. Potem Greensburg i Huntington. Na koniec Merrillville, Plymouth i Bloomington. Rzymska siódemka. Jak siedem kobiet. Zaczynało przerażać go to, co odkrywał. To wszystko zaczynało być przemyślane, mechaniczne. Nie było już innego wyjścia.
W to wszystko włożono niezwykłą precyzję. Paul był niemal pewien, że oznaczenia na feralnej kartce oznaczają miejsca gdzie są ukryte ciała. Odłożył mapę, ale kartka, którą oglądał już sto razy, w tej chwili nic mu więcej nie mówiła.
Siedząc w swoim fordzie dopiero teraz zwrócił uwagę na samochód, który kilka minut wcześniej zajechał przed stację. Wysiadł z niego jakiś mężczyzna i podniósł maskę samochodu, próbując ustalić przyczynę awarii. Paul przez moment wahał się, po czym wysiadł i podszedł do bezradnie stojącego mężczyzny.
Paul Lawryck połknął haczyk.
- W czymś mogę pomóc? – Zapytał.
Zapytany mężczyzna wyglądał młodo, mógł być mniej więcej w wieku Paula.
- Nie wiem co się stało- Odparł – Wydaje mi się, że to coś ze sprzęgłem. Zna się pan na samochodach?
Paul zaprzeczył. Poradził jednak, by mężczyzna udał się na stację i być może znajdzie mechanika, który mimo pory zgodzi się zajrzeć pod maskę samochodu.
- A pan idzie do baru? - Zapytał Paula.
Po chwili zastanowienia, Paul uznał, że kawa dobrze mu zrobi. Miał przed sobą jeszcze spory kawałek do Logansport.
Bar był niewielki, liczył zaledwie kilka stolików. Mężczyzna, który przyjechał czarnym volvo, podszedł do baru i dyskutował o czymś z pracownikiem stacji. Paul nie przysłuchiwał się rozmowie, ale jak sądził, dotyczyła możliwości usunięcia usterki w samochodzie.
Mężczyzna wrócił po jakimś czasie i wyjaśnił Paulowi, że niestety, ale mechanik już skończył pracę. Musi więc czekać do jutra rana i najwyżej prześpi się w samochodzie.
Korzystając z przerwy, mężczyźni usiedli razem i zaczęli rozmawiać. Początkowo rozmowa toczyła się wokół ogólnych tematów, o jakich mogą dyskutować ludzie, którzy przypadkowo poznają się w takich okolicznościach. Obaj okazali się fanami NBA i drużyny Indiany, co pozwoliło przełamać lody. Paul szybko nabrał zaufania. Sam nie wiedząc kiedy zaczął opowiadać
o swoim ojcu. Z minuty na minutę, otwierał się coraz bardziej. Poczuł, że sprawia mu to ulgę, mogąc zrzucić z siebie ciężar, który się na nim gromadził. Od dwóch tygodni, samotnie objechał prawie cały stan, nie mając możliwości, by z kimkolwiek podzielić się swoimi myślami. Claire nie chciała z nim rozmawiać. Czasami łatwiej jest opowiedzieć o sobie komuś przypadkowemu
i obcemu.
Paul opowiedział o ojcu, o tym, że znalazł w książce kartkę z listą kobiet i że postanowił je odszukać. Opowiedział o tym, że odnajdując adresy, po kolei przekonywał się, że wszystkie dziewczyny znikły w różnym okresie przed dwudziestu i więcej laty. Paul bał się, co to może mieć wspólnego z jego ojcem.
Mężczyzna słuchał niezwykle uważnie tego, co mówił Paul. Żałował, że nie może zapamiętać wszystkiego, co do słowa. Nie. Nawet w najśmielszych wyobrażeniach nie mógł się spodziewać czegoś takiego. Preston Lawryck zamieszany w seryjne morderstwa.
Paul przeprosił swojego rozmówcę i wyszedł do toalety. Gdy wrócił po kilku minutach, stolik był pusty. Paul poczekał chwilę, ale mężczyzna nie zjawiał się. Lawryck wyszedł przed stację
i przekonał się, że na parkingu stoi tylko jego ford. Po czarnym volvo nie było śladu.
Zdziwiony i zaniepokojony wrócił do baru. Podszedł do pracownika i zapytał:
- Gdzie jest ten mężczyzna, z który siedział ze mną?
- Wyszedł zaraz po tym, jak pan odszedł od stolika. Zdaje się, że pojechał, bo słyszałem odjeżdżający samochód.
- Jak to odjechał? – Niepokój Paula wzrósł jeszcze bardziej – Przecież jego samochód był zepsuty. Rozmawiał z panem o naprawie samochodu. Mówił mi, że musi zostać, bo mechanik będzie dopiero rano.
Chłopak za barem miał bardzo zdziwiony wyraz twarzy.
- Nie miałem pojęcia, że nawalił mu samochód. W ogóle o tym nie wspominał. Mój ojciec jest mechanikiem. W tej chwili jest na piętrze. Mógłbym iść po niego w każdej chwili.
Nagłe zniknięcie mężczyzny było dla Paula zagadką.
Wrócił do swojego samochodu i wreszcie był gotów jechać do domu. I wówczas podano komunikat przez radio. Na drodze stanowej nr 30 między Warsaw i Atwood wywróciła się cysterna z amoniakiem. Droga została zablokowana i przewiduje się utrudnienia na wiele godzin, w związku z czym zalecane są objazdy. Wszystkim chcącym jechać w kierunku Playmouth i dalej do Valpraiso czy Chicago radzi się omijać ten odcinek i jechać od południa drogą stanową nr 25, by w Mentone odbić na drogę nr 19, która łączy się z powrotem z drogą nr 30 w Etna Green. Ewentualnie
z Warsaw drogą nr 15 i dalej, skręcając w lewo, autostradą nr 6 prosto do Playmouth.
Paul wziął do ręki mapę stanu. Patrzył na numery sieci dróg, na nazwy miejscowości. Poczuł, że jest o krok od rozwiązania zagadki. Choć listę ojca znał na pamięć, tym razem inaczej spojrzał na niejasne dotąd oznaczenia. Gorączkowo szukał klucza.
- Droga stanowa nr 15 z Warsaw... Droga stanowa nr 15 z Warsaw...
Nagle coś sobie przypomniał. Gorączkowo wyciągnął feralną kartkę. Zwrócił uwagę na jeden
z zapisanych skrótów.
Ww-Md, 13m, Syracuse St, S R15, 1,3m.
Uświadomił sobie jednak, że mordercy zależało na tym, by w prosty i czytelny dla siebie sposób zapisać to, co chciał ukryć. Paul wzdrygnął się. Przez krótką chwilę zapomniał, że to przecież jego ojciec był tym mordercą.
Jedyne, co było dla Paula zrozumiałe, to Syracuse Street. Domyślał się, że chodzi o jakieś miasto, z ulicą o tej nazwie. Ale miast, w których mogła być taka ulica były dziesiątki. Uważniej przyjrzał się mapie. Pozornie ukryte symbole zaczęły nabierać sensu.
Przyszło mu do głowy, że Ww to może skrót od Warsaw, ale wydało mu się to naiwne
i banalne. Przeszukiwał na mapie w okolicy Warsaw każdą miejscowość po kolei, szukając takiej, która odpowiadałaby literom Md.
... Milford.
13 mil na północ od Warsaw, drogą stanową nr 15...
Paul wytarł spocone dłonie. To mógł być klucz, którego bezskutecznie poszukiwał przez ostatnie dni. Spojrzał na zegarek. Dawno minęła dwudziesta druga. Do Warsaw był spory kawałek drogi, jakieś 30 mil. Paul jednak gotów jechać tam w tej chwili, by przekonać się, że się mylił. Jego ford ruszył z piskiem opon sprzed stacji benzynowej.
Po nieco ponad godzinnej jeździe był w Milford. Mimo późnej pory panował znaczny ruch, co spowodowane było komunikatem radiowym o wywróconej cysternie.
Paul zatrzymał samochód przy skrzyżowaniu Syracuse Street i drogi stanowej nr 15. Zerknął na kartkę. Ostatnie oznaczenie to 1,3m. Uznał, że oznacza to po prostu 1,3 mili. Nie miał jednak pojęcia, w jakim kierunku jechać. Pojechał więc dalej, na północ „piętnastką”. Jechał wolno
i obserwował wskaźnik odległości. Milę dalej minął tory kolejowe. Przejechał jakieś pięćset jardów i zatrzymał samochód na poboczu drogi. Po lewej stronie widniały jakieś zabudowania. Paul poczuł, że zgubił trop. Niemożliwym było przecież, żeby swobodnie można było ukryć cokolwiek w tak widocznym miejscu.
Zawrócił do Milford i ponownie przyjrzał się mapie i... Od razu zrozumiał, jaki pominął szczegół. Niemal równolegle do stanowej drogi numer 15 biegła inna szosa, którą na mapie oznaczono jako starą drogę stanową o tym samym numerze. Najwidoczniej dwadzieścia lat temu to ta droga była główną. Paul poczuł, że jest naprawdę blisko. Ruszył samochodem Syracuse Street
i po chwili skręcił w lewo. Tutaj szosa była pusta, wszyscy kierowali się na główną drogę. Paul powoli przejechał do torów kolejowych i znów zatrzymał samochód pięćset jardów dalej, niemal na wysokości miejsca, w którym był przed kwadransem. Po prawej stronie, ciągnęły się pola uprawne. Z lewej zaś, zainteresował go gęsto porośnięty, dość szeroki pas krzaków, który ciągnął się wzdłuż rowu, przecinającego pole. Miejsce było ustronne, przy bocznej drodze, otoczone krzakami.
Paul wysiadł z samochodu. Wyciągnął spod siedzenia latarkę samochodową i z lekką obawą wszedł na pole. Szedł tuż przy zaroślach, oświetlając sobie drogę latarką. Zdał sobie sprawę, że musi szukać jakiegoś konkretnego, widocznego miejsca. Nagle je zobaczył. Między krzakami, dostrzegł studnię. Ponad poziomem ziemi wystawał jedynie fragment betonowego kręgu. Studnia przykryta była jakąś przerdzewiałą blachą.
Poczuł przypływ emocji i lęku. Podszedł jednak bliżej. Ściągnął gałęzie, które leżały na wierzchu. Ze znacznym wysiłkiem zrzucił leżące żelastwo. Studnia była zasypana prawie po brzeg. Paul pobiegł do samochodu i wyciągnął z bagażnika mały szpadel ogrodowy. To jedyne, czym mógł się posłużyć do kopania.
Zaczął wygrzebywać ziemię. Szło mu ciężko, bo pod piachem leżały przeróżne śmieci. Męczył się około pół godziny, ale w końcu dokopał się do poziomu gruntu. Wskoczył do środka
i kontynuował pracę, będąc u szczytu wytrzymałości. Wykopał około metra, gdy trafił na coś szpadlem. To nie był kamień. Przewracał szpadlem ziemię, starając się odsłonić krawędzie. Po chwili pod piaskiem ukazał mu się nieregularny zarys jakiejś leżącej w tym miejscu od lat pordzewiałej blachy. Z trudem wyciągnął ją z ziemi i odrzucił za studnię. Do jednej ręki wziął latarkę, a drugą, ręką rozgrzebywał ziemię. Szarpnął i wyciągnął z ziemi coś, co było resztkami ubrania, razem z kawałkiem szkieletu, odsłaniając jednocześnie fragment czaszki. Bez wątpienia były to kości ludzkie.
Paul w mgnieniu oka wyskoczył ze studni, ze strachu porzucając latarkę. Stał przez moment kilka metrów od studni. Sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął kartkę, która już nie miała dla niego tajemnic.
- Wendy Worbes. To ona. Naprawdę ją znalazłem – Mamrotał do siebie.
Minęło kilka minut zanim się uspokoił. Teraz, kiedy już poznał tajemnicę, musiał się zastanowić, co zrobić dalej. To było jakieś szaleństwo. Ojciec, który przez wszystkie lata po śmierci matki był wszystkim, co mieli z Claire miałby mieć dwa oblicza… Jedno dla nich, gdy grał kochającego ojca i to drugie, straszne, wstrętne. Paul był przygnieciony zawodem, jakiego doznał. Zaufanie, jakie miał do ojca, szacunek jakim go darzył przestało istnieć w jednej chwili, ustępując miejsca gniewu
i rozczarowaniu. Nie chciał wierzyć w to, co odnalazł. Za nic nie chciał dać wiary, że człowiek, który brał go na kolana, zabierał jego i Claire na wycieczki, był mordercą. Żałował, że znalazł tą przeklętą kartkę i wyrzucał sobie, że zaczął szukać tych kobiet.
Prawda zaczęła mu ciążyć jak brzemię. Był gotów, by zachować ją jedynie dla siebie. Claire nigdy by mu nie wybaczyła, gdyby poszedł w tej sprawie na policję. Paul rozstrzygnął sprawę. Uznał, że mówienie o tym komukolwiek, nawet Claire, nie miałoby sensu. To już i tak, nic nie zmieni. Jedynie zniszczyłby imię swojego ojca, czego w żadnym wypadku nie chciał. Nie powie też niż rodzinom tych kobiet. Tą tajemnicę zachowa wyłącznie dla siebie.
Podniósł latarkę i podszedł do studni. Już zupełnie spokojnie spoglądał na żałosne szczątki dziewczyny. Sięgnął po saperkę i zaczął zasypywać studnię. Na koniec przykrył ją blaszaną płytą, starając się by wszystko wyglądało na nienaruszone.

V

Od odkrycia, jakiego dokonał Paul minęło kilka dni. Wrócił do Logansport odmieniony. Starał się zachowywać pozory nawet przed samym sobą. Słowem nie wspomniał Claire o swoim odkryciu. Zresztą siostra miała mu za złe to, co powiedział jej przez telefon.
Z ciężkim sercem Paul przeprosił siostrę, przyznając, że się pomylił, a szukanie tych kobiet było pomyłką i marnowaniem czasu.
Jednak przeżycia ostatnich dni, wywarły na nim tak silne przeżycia, że rozważał dłuższy wyjazd, gdzieś z dala od Logansport, by w spokoju poukładać sobie wszystkie rzeczy. Nieszczęsną książkę z listą ojca miał zamkniętą w szufladzie biurka.
Kilka dni później, Paul wracał właśnie z pracy i otwierał drzwi swojego forda, gdy usłyszał, że za jego plecami zatrzymał się samochód. Zerknął kątem na niego kątem oka i już miał wsiadać do samochodu, gdy z niebieskiego chevroleta wysiadł rosły, dobrze zbudowany mężczyzna koło sześćdziesiątki. Paul, był tak zaskoczony tym spotkaniem, że o mały włos kluczyki od samochodu wpadłyby mu do studzienki kanalizacyjnej.
- Widzę, że cię zaskoczył mój widok, Lawryck - powiedział Richard Anderson uśmiechając się nieszczerze.
- Czego chcesz? – Nieprzyjaznym tonem odparł Paul
Anderson od razu zmienił ton.
- Musimy pogadać.
- Nie wiedziałem, że mamy jakieś wspólne interesy.
- Będziesz miał, Lawryck – powiedział Richard Anderson – Gwarantuję ci to. Przyszedłem dać ci szansę... I ocalić twój tyłek. Więc wsiadaj – ostatnie słowa powiedział Anderson rozkazującym tonem, wskazując swój samochód.
- Naprawdę nie wiem, o czym możemy rozmawiać.
- O twoim starym i twoich wycieczkach.
Paul pobladł. Nie miał pojęcia skąd Anderson mógł cokolwiek wiedzieć. Posłusznie jednak i bez słowa wsiadł do chevroleta. Na siedzeniu kierowcy siedział młody, dziwnie znajomy mężczyzna. Paul po chwili dopiero poznał, że to ten sam, z którym rozmawiał w barze na stacji w Argos i który potem tak nagle zniknął...
Anderson usiadł obok Paula.
- Słuchaj Lawryck. Jak wiesz, próbowałem dogadać się swojego czasu z twoim ojcem
w sprawie fuzji obu naszych firm. Mielibyśmy w garści same milionowe zamówienia. Bylibyśmy najwięksi w stanie. Ale twój stary nie mógł się zdecydować, potem się rozmyślił, a na koniec umarł. Jego strata. Wierzę, że się dogadamy – Uśmiechnął się – Jesteś młody, bardziej otwarty na świat, na nowości. Teraz to już twoja firma. Zgódź się na fuzję ze mną. Dobrze na tym wyjdziesz.
- A jeżeli nie? – Zaczepnie odparł Paul – Mój ojciec poznał się na tobie. Nie ufał ci. Mówił, że jesteś bliski bankructwa i masz niejasności w księgach rachunkowych. Dlaczego miałbym się zgodzić?
- Zgodzisz się, jeżeli nie chcesz, żeby wyszło na jaw, że Preston Lawryck to seryjny morderca kobiet – Powiedział mężczyzna siedzący za kierownicą na przednim siedzeniu, krzywo się przy tym uśmiechając.
- Ty skurwysynu... – Powiedział Paul i wymierzył cios prosto w twarz.
Uderzenie nie było silne, ale facet był lekko oszołomiony. Paul zerwał się siedzenia i wyskoczył
z samochodu. Nim zdążył jednak wyciągnąć faceta ze środka, Richard Anderson złapał Paula
i chwytając za kark z całej siły, przydusił jego twarz do maski chevroleta, wykręcając rękę do tyłu.
- Nie szalej Lawryck. Mamy cię w garści. Radzę ci już teraz skorzystać z oferty – Niczym wąż syczał Paulowi do ucha - Wiesz, co się stanie, gdy powiadomię policję? Będziesz skończony i firma Prestona, dorobek jego życia również. Gazety i telewizja, zmieszają waszą rodzinę z błotem, będziecie napiętnowani, a pamięć i imię Prestona Lawrycka będzie zrujnowana. Wtedy jego firma upadnie. Będzie niczym, jak ty, bo nikt nie poda ręki synowi mordercy. Zastanów się dobrze ile jesteś w stanie zaryzykować. Przemyśl to sobie nie raz
i nie dwa...
Anderson puścił Paula, który ciężko oddychając, patrzył złowrogo. Nie mówiąc ani słowa, odwrócił się i poszedł w kierunku swojego samochodu.
- Daję ci szansę Lawryck. Masz tydzień na zastanowienie się – Usłyszał zza pleców głos Andersona – Za tydzień, policja, media, całe Logansport dowie się, kim naprawdę był Preston Lawryck. Przyjdą do ciebie. Będą pytać o wszystko. A ja będę zacierał ręce.
I jeszcze jedno – Krzyknął, gdy Paul był już koło swojego samochodu – Pewnie cię ta wiadomość nieszczególnie ucieszy, ale radzę ci wpaść do szpitala stanowego w Logansport. Nie uwierzysz, kto się dzisiaj urodził... Masz brata, Lawryck! Jeżeli chcesz mogę być ojcem chrzestnym...
Paul bez słowa wsiadł do swojego forda.

* * *

Paul zerknął na zegarek. Uznał, że najwyższa pora, aby wyjść, jeżeli ma zdążyć na czas. Już miał wyjść z biura, gdy przypomniał obie o jeszcze jednej rzeczy. Książka taty.
Otworzył biurko i wyciągnął ją z szuflady. Wyciągnął z niej listę z nazwiskami kobiet
i schował razem z biletem. Idąc korytarzem biurowca, zatrzymał się koło Caroline.
- Szczęśliwej podróży panie Lawryck – Powiedziała dziewczyna uśmiechając się.
Paul odpowiedział jej zdobywając się jedynie na nikły na uśmiech.
- Miałbym do ciebie prośbę Caroline – Powiedział obracając w dłoniach książkę taty – Zapomniałem ją zabrać do domu, a nie chcę, żeby została w biurze. Weź ją. Możesz z nią zrobić, co chcesz. Najlepiej wyrzuć – powiedział Paul podając dziewczynie przedmiot.
- Richard Price, „Freedomland” – Przeczytała tytuł – Nie czytałam. A panu się podobała?
- Nieszczególnie – Odparł Paul.
Potem kolejny raz sprawdził, czy ma w kieszeni marynarki bilet na samolot. Wewnątrz biletu miał kartkę papieru, z pieczątką Logansport State Hospital. Z treści dokumentu jednoznacznie wynikało, że ojcem dziecka, które urodziła Stacey Amstrong jest Preston Lawryck...
- Na długo pan wjeżdża? – Zapytała sekretarka.
- Nie. Na parę dni. Do widzenia Caroline – Powiedział Paul.
Wychodząc na zewnątrz budynku był tak zamyślony, że o mało nie zderzył się z eleganckim mężczyzną w średnim wieku.
Mężczyzna ten, udał się w miejsce, gdzie był pokój ochrony i poprosił, by pokazano mu,
w którym pokoju może zastać Paula Lawrcyka. Kiedy udał się pod wskazane miejsce, okazało się, że on właśnie wyjechał na jakiś czas.
- Widzi pani – Mówił starszy pan do Caroline – Nazywam się Landon Piersenberg. Mam nietypową sprawę do pana Paula Lawrycka. Otóż, znałem się z jego ojcem, nieodżałowanym Prestonem. Niestety ważne sprawy uniemożliwiły mi częste bywanie ostatnimi czasy w Logansport. Tak więc zupełnie niedawno dowiedziałem się o śmierci Prestona Lawrycka. W najbliższych dniach znów wyjeżdżam. Jakiś czas temu, ojciec Paula Lawrycka pożyczył ode mnie książkę. Chciałbym ją odzyskać.
- Niestety, obawiam się, że nie będę mogła panu pomóc. Pan Paul Lawryck nic mi nie przekazywał...
Mężczyzna uśmiechnął się z żalem.
- Najwyraźniej nie mam szczęścia. Próbowałem telefonicznie umówić się z Paulem Lawryckiem, ale nie mogłem go nigdy zastać.
- Ach, więc to pan dzwonił do nas – Uśmiechnęła się Caroline – Zapamiętałam pana po głosie. No i po tym, że był pan bardzo miłym rozmówcą. Jeżeli pan chce, proszę mi podać tytuł książki. Jak pan Lawryck wróci, przekażę mu wiadomość. Na pewno się z panem skontaktuje – dodała Caroline, sięgając po notes i długopis.
Mężczyzna jakby zawahał się przez moment i powiedział:
- Tytuł książki to „Freedomlamd” Richarda Prrice’a....
Na twarzy sekretarki odmalowało się zdziwienie.
- Czy to o tę książkę chodzi? – Powiedziała wyciągając ją z szuflady.
- Tak... – Nieco zaskoczony potwierdził Piersenberg trzymając przedmiot w rękach.
- A czy na pewno jest to pana książka? – Caroline chciała się upewnić.
- Proszę sprawdzić – powiedział Piersenberg oddając ją dziewczynie - Na siedemnastej stronie są moje inicjały. P.L. Zawsze też podpisuję się najpierw nazwiskiem. Taki zwyczaj.
- Rzeczywiście. Są inicjały – powiedziała sekretarka i z uśmiechem zwróciła książkę panu Piersenbergowi – P.L. Jak Preston Lawryck – Zauważyła.
- Tak się akurat złożyło.
- A dlaczego akurat podpisuje się pan na siedemnastej stronie? – Spytała zaciekawiona dziewczyna.
- Bo tyle liter zawiera moje imię i nazwisko. Widzi pani – Spokojnym, pełnym uroku głosem zaczął mówić Piersenberg, opierając się jedną ręką o biurko - W całym swoim życiu ulegałem jedynie dwóm słabościom.
- Zdradzi mi je pan? – Zalotnie zapytała Caroline.
- Kobiety i liczby – powiedział uprzejmy pan Piersenberg uśmiechając się uwodzicielsko.



Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
jpbarczynski · dnia 24.06.2009 10:04 · Czytań: 949 · Średnia ocena: 4,5 · Komentarzy: 4
Komentarze
waikhru dnia 24.06.2009 13:17 Ocena: Świetne!
To mnie przytrzymałeś... Przeczytałam całość z dużym zainteresowaniem. Zaryzykuję stwierdzenie, że jest to jeden z lepszych i najbardziej profesjonalnych tekstów na tym portalu.

Radziłabym tylko przejrzeć tekst jeszcze raz i poprawić "erki" oraz literówki. Zdaję sobie sprawę, że przy takiej długości opowiadania ciężko wyłapać wszystkie błędy, ale naprawdę warto dopieścić tę historię.

Jeśli mogłabym coś zasugerować odnośnie fragmentu o Sharon Evans - troszkę zagmatwana ta historia z jej matką, babką itd. Przyznam, że w pewnym momencie pogubiłam się i musiałam przeczytać od początku. Może dałoby radę to uprościć?

Aha, jeszcze jedno. Nie rozumiem, dlaczego morderca miałby zapisywać i oznaczać miejsca, gdzie ukrył ciała. W końcu po dokonaniu zbrodni lepiej pozbyć się wszelkich dowodów, śladów... Ale być może nie myślę tak, jak powinien myśleć morderca i z tego powodu nie jest to dla mnie jasne;)


Podoba mi się końcówka - doskonale pokazuje jak bardzo los potrafi być złośliwy i jak bardzo może ucierpieć na tym czyjaś opinia oraz dobre wspomnienia... Cieszę się, że nie ciągnąłeś tej historii dalej i pozwoliłeś czytelnikowi na dopowiedzenie reszty.


Ukłony i pozdrowienia:D
Szuirad dnia 25.06.2009 14:04 Ocena: Bardzo dobre
W pierwszych 7 linijkach 3 x ojciec

mała niekonsekwencja. Na początku piszesz, że pogrzeb odbył się kilka dni temu a w następnym akapicie, że przedwczoraj

"Dopiero teraz mogli wreszcie zająć sprawami ojca." Brakuje się

"Odruchowo spoglądali w stronę drzwi, jakby miały się otworzyć, ich ojciec miałby wejść i zaproponować herbatę jak to miał w zwyczaju." - 3 razy "miał" (dwa zdania dalej też), po herbacie przecinek

"Dawniej, wiele lat temu (,) mieszkali tutaj we czwórkę, aż do pewnego lisopadowego dnia (,) kiedy to (,) zaledwie kilka przecznic dalej (,) pijany kierowca potrącił ich matkę (,) gdy szła chodnikiem." To wg mnie powinny pojawić się przecinki, literówka w listopadowym

"Zwolniła się wówczas wcześniej z pracy (,) bowiem Paul obchodził tego dnia urodziny i chciała być w domu wcześniej (,) by schować przed synem prezenty." - przecinki


"Preston Lawryck (,) usłyszawszy to stwierdzenie (,) rzucił się na sprawcę śmierci swojej żony i byłby zmiażdżył mu krtań (,) gdyby nie interwencja strażników." - przecinki w kolejnych zdaniach podobnie - tak więc sygnalizuję problem bez uszczegółowiania go, gdyż byłoby tego dużo.

"Je zabierał do siebie" - jakieś niezgrabne to zdanie

"Były tam imiona i nazwiska siedmiu kobiet, wraz z adresami. Prócz tego napisane były także inne oznaczenia, litery i cyfry. Paul nie wiedział co one mogą znaczyć. Wszystko zapisane było na maszynie. Spojrzał na okładkę książki Był to \"Freedomland\" Richarda Prrice\'a." - powtórki 4 x był

"- Zrobisz jak uważasz. Ale teraz nie zajmuj się już tym i zróbmy (,) co mamy do zrobienia - powiedziała Claire." - powtórki 3 x zrobić i przecinek

rPrzez resztę wieczoru nie przerywali już pracy na tą "ozmowę." - jakoś stylistycznie to zdanie dziwnie brzmi, może rPrzez reszt wieczoru nie wracali do tej "ozmowy" tego tematu itp.

" Dla Paula, Riley był upierdliwym, pewnym siebie gnojkiem, którego trudno było nie lubić. I to pewnie dlatego był świetnym biznesmanem." Znowu powtórki 3 x był" - w ogóle wydaje mi się, ze nadużywasz tego wyrazu. Nie wszystkie fragmenty przytaczam

"- Jak się trzymasz ? - zapytał." - według mnie be spacji przed "?" i zapytał z z dużej litery - podobnie dalej

"A co z domem ? Sprzedany ? -zapytał." - sugestie jak powyzej


"rmartwić"." - erka 

"Poznał się jednak na Richardzie Andersonie z najgorszej strony i odstąpił od umowy."
To zdanie te ż nie brzmi najlepiej Może :
"Poznał się jednak na Richardzie Andersonie i odstąpił od umowy." Lub
"Poznał Richarda Andersona z najgorszej strony i odstąpił od umowy."

r- No jak dobrze byś chciał poznać swojego ojca -r - coś z szykiem zdania

rPaul przegapił objazd i musiał teraz w żółwim tempie jechać w korku. Jadąc główną ulicą w pewnym momencie zjechał samochodem na bok - 4 powtórki

"i wyjechać się do Kanady" - bez się

rZ wysłużonego pickupa wysiadł ubrany w kapelusz i czarny płaszcz mężczyzna. Aczkolwiek kapelusz zasłaniał nieco jego twarz, Paulowi wydawało się, że mężczyzna może mieć około pięćdziesięciu lat.
Mężczyzna wszedł do baru. Paul szybko się zorientował, że mężczyzna w kapeluszu jest tutaj ważną osobą, bo prawie wszyscy goście w barze pozdrawiali go uprzejmie.r1;
Powtórki. Poza tym pierwsze zdanie trochę zgrzyta : Nie lepiej : Z wysłużonego pickupa wysiadł mężczyzna ubrany w czarny płaszcz i kapeluszr1; ?

"- Ma pan do mnie jakąś sprawę ? -; zapytał." - kwestia interpunkcji, spacji i dużych liter - jak wyżej

"- Co pan wie Wendy ? -zapytał Paula." Brakuje "o" i uwagi jak wyżej

"Worbes zaprowadził swojego gościa do dużego i jasnego salonu i przedstawił go żonie, co było dla żony pastora dużą niespodzianką." - niezgrabnie to wyszło - jakby niespodzianką był fakt, ze pastor kogoś przedstawia. I znów zbyt dużo razy "żona" biorę pod uwage również dwie, trzy następne linijki.

"Zostały zrobione w ogrodzie starym domu." Chyba bez komentarza

"Paul jednak nie miał już odwagi, by przyznać się siostrze, że nie mimo przeciwności nie porzucił zamiarów i nazajutrz, z samego rana zamierza udać się Bloomington, by odszukać kolejną kobietę z listy ojca." - popraw , chyba za dużo "nie"

"Do Greensburga przyjechał Paul trochę jak na ścięcie" - szyk

"Zanim znalazł się w Greenburgu, Paul zajechał do Shellbyville gdzie odnalazł babkę w Sharon Evans, dziewczyny, która także była na liście." - tu też szyk do poprawy

"Wydawało się, że to że będzie matką zmieni Emilly, która przez kilka miesięcy bardzo się starała, by wyprostować swoje życie" - gramatyczny błąd - popraw - coraz bardziej mam wrażenie, ze swojego tekstu nie przeczytałeś po napisaniu, a jeżeli już to bardzo pobieżnie. O czym świadczy następny fragment :
" ... jedną dłonią trzymając się twarz."

Opis losów Sharon Evans dość zagmatwany, mało czytelny z kilkoma punktami, w których zastanawiałem się o kogo właściwie chodzi, jej matkę, o nią czy babkę.

rZwrócił uwagę na jeden z zapisanych skrótów.
Ww-Md, 13m, Syracuse St, S R15, 1,3m.r1; - niezbyt dokladnie rozumiem skad ten skrót się wziął, gdzie był zapisany i dlaczego Poul od razu skojarzył go ze sprawa ojca.

"dość szeroki psa krzaków" - chyba pas.

rJednak przeżycia ostatnich dni, wywarły na Paulu Lawrycku tak silne przeżycia, że rozważał dłuższy wyjazd, gdzieś z dala od Logansport, by w spokoju poukładać sobie wszystkie "zeczy." Drugie "przeżycia" nie pasują

"Ale twój stary się zaczął kręcić nosem," - popraw

"Mój ojciec poznał się tobie Anderson." - popraw

Zdecydowanie nadużywasz imion.

W tekście nie usunąłeś do końca tzw "erek"

Musze przyznać, ze pomysł, rozwiązanie intrygi i kolejne odsłanianie jej fragmentów naprawdę jest bardzo dobry. Temat wciąga i mimo długiego tekstu czytałem z przyjemnością. Trochę przeszkadzały w/w błędy.
Szwankuje warsztat czego nie można powiedzieć o pomyśle. BDB
Jack the Nipper dnia 27.06.2009 21:46 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
zmarł i przed paroma dniami odbył się jego pogrzeb. Syn i córka zmarłego teraz robili porządki po zmarłym


3 x zmarły

Cytat:
które walały się po całym domu. Cały zbiór Prestona Lawrycka otrzymał jego syn Paul, który odziedziczył po ojcu zamiłowanie do literatury. Oprócz książek zresztą było tam wiele innych rzeczy, przeróżnych przedmiotów czy wreszcie sterty ubrań, które


3 x które

Cytat:
tego popołudnia zabrali się do tej pracy. Wcześniej nie mieli do tego


tego - tej - tego

Cytat:
Przypominała mu wszystkie barbakoi


barbakoi???

Cytat:
Je zabierał do siebie.


Szyk: Zabierał je do siebie

Cytat:
nogi. Prawa noga


noga - zbędne

Cytat:
nazwiska siedmiu kobiet


Cytat:
Nazwiska sześciu kobiet


No to siedmiu czy sześciu?

Cytat:
go na pięć minut samego, zanim zarzuci go


2 x go

Cytat:
wszystkim narobił kłopotu, tym większych,


kłopotów

Cytat:
teraz już samo mówienie o Helen przychodziło mu już


2 x już

Cytat:
ej zimno, że jest głodna i chce wracać do domu. Paul zaprowadził siostrę do baru i zamówił jej hamburgera. Claire przestała płakać, a Paul pocieszał ją


jej - jej - ją - zaimkoza

Cytat:
mężczyzna. Aczkolwiek kapelusz zasłaniał nieco jego twarz, Paulowi wydawało się, że mężczyzna może mieć około pięćdziesięciu lat.
Mężczyzna wszedł do baru. Paul szybko się zorientował, że mężczyzna w kapeluszu jest tutaj ważną osobą, bo prawie wszyscy goście w barze pozdrawiali go uprzejmie.
Mężczyzna


5 x mężczyzna

Cytat:
mój ojciec. Przypadkowo natrafiłem na adresy paru kobiet, które zapisał sobie mój ojciec


2 x mój ojciec

Cytat:
pastor spoglądając na niczego nie domyślającego się Paula.
- To ty Paul -powiedział pastor.
Paul zwrócił zdjęcia i pożegnał się z państwem Worbes. Pastor odprowadził Paula do samochodu. Wsiadając do forda, Paul


pastor - Paula - Paul - pastor - Paul - pastor - Paula - Paul = masa powtórzeń.

Więcej przeszkadzajek mi sie nie chce wypisywać.

Całośc bardzo wciągająca, zakończenie przewrotne i bardzo udane. Technicznie do dopracowania, pomysł jest tak dobry, ze warto go doszlifować.
alexandrine007 dnia 28.06.2009 20:37 Ocena: Świetne!
Moim zdaniem praca bardzo dobra. Zainteresowała mnie od samego początku. Pod względem stylistycznym troszkę zaniedbana. Pozdrawiam.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty