Co daje, a co zabiera macierzyństwo? - przygotowane do konkursu
Jeśli myślicie, że zmiany dotyczą jedynie urody, że bycie matką to tylko dojrzewanie, przeczytajcie moją historię.
Dwie kreski. Płaczę, choć przecież byłam pewna. Nie wiem, co zrobić. Nigdy w życiu tak się nie bałam, nigdy nie czułam się tak bezsilna.
Dwa tygodnie bez snu, przepłakane noce.
Jakoś trzymam się w pracy. Nikomu nie mówię, jest za wcześnie. Wie tylko A. To on prowadzi mnie do lekarza, który odsyła mnie do Poradni Patologii Ciąży. "Najlepiej przy jakiejś klinice." - mówi. Każe odpoczywać, jak najmniej chodzić...
Najbliższa klinika jest o godzinę autobusem od mojego mieszkania. Mam się tam dostać helikopterem, czy jak? On nie podejmie się prowadzenia mojej ciąży. Sen o macierzyństwie zmienia się w koszmar. A mogło być tak pięknie...
***
W bielskim schronisku odczytałam wynik testu i poczułam całą radość świata. Nic nie było ważne - już wiedziałam, jaki będzie następny rok. Dobry przede wszystkim. Co będę robić - nosić w sobie Maleństwo. Podzieliłam się tą wiadomością z A. Nie dowierzał: "To już? Tak łatwo? Od razu?" Karmieni historiami o parach małżeńskich, które przez długie lata starają się o upragnione dziecko, sprawiło, że byliśmy gotowi na wiele comiesięcznych testów.
***
Trafiam do lekarza, którego poznałam w klinice podczas poprzedniej ciąży. Uspakaja: "Maleństwo jest, wszystko przebiega prawidłowo."
Mija siódmy, ósmy, piętnasty tydzień. Czuję się dobrze, choć uwięziona w łóżku, w pokoju, w domu. Dwadzieścia godzin na dobę leżę. Przyzwyczajona do wysiłku fizycznego, mam się ograniczać do spaceru i wizyt w toalecie. Od wymiotów mam spieczone usta. Oczami duszy widzę zwały tłuszczu, które na mnie rosną i rozstępy. Nic takiego się nie dzieje, to tylko paranoja. Znajomi zachwycają się moim wyglądem - biustem, cerą, włosami, krągłym, kształtnym brzuszkiem.
W panice biegam co godzinę do ubikacji sprawdzić, czy krwawię.
***
Wtedy nie krwawiłam. I też byłam PIĘKNA. Poważnie. Do siódmego miesiąca przytyłam dwanaście kilogramów. Byłam radosna, pełna energii, ciągle w ruchu. Niezmordowana w optymizmie, kwitnąca. Codziennie na zakupach, na spacerach, u rodziców, u koleżanki, byleby pochwalić się każdym dodatkowym centymetrem w obwodzie i kopaniem rosnącego brzucha.
***
Jest strach, czy podołam, czy przeżyję. Wiem, że macierzyństwo to nie tylko jasne strony. I dałby Bóg, żeby jedynym moim problemem po ciąży - jak już Maleństwo będzie na zewnątrz - były wypadające włosy, rozstępy, pryszcze, utrata figury. Oddam wszystko, co najlepsze z mojego wyglądu, dla dziecka. Nie boję się porodu. Ten ból mija, kiedy dziecko ląduje na piersi matki.
***
Wtedy też myślałam: "To już? Tak szybko?"
***
Mimo lęków rozmawiam z Maleństwem. Pierwsze doświadczenia z bycia mamą, pozwalają mi przeżywać to wszysko bardziej świadomie. Czuję się na swoim miejscu, wiem, że każde cierpienie może mieć sens, a tego, co jest między matką a dzieckiem nic nie zastąpi.
***
Pół roku po urodzeniu Olafa, wizyta kontrolna u ginekologa. Pani Basia pytała: "A mały jak się chowie?". Przez głowę przebiegła mi wtedy myśl, typowa dla mojego bardzo czarnego w tym okresie, poczucia humoru: "Pochowaliśmy go raz, więcej nie chcę!" Zobaczyła moją minę, pokojarzyła fakty, zaczęła przepraszać.
***
Teraz nie boli już tak bardzo. Olaf dał mi odporność i chęć do życia. Wiarę, że co ma być, to będzie, a więc też spokój. Nie warto się martwić "na zapas". Tragedie zdarzają się ludziom, trafiło na nas. I tak dziękuję Bogu za te siedem miesięcy z Olafem w moim brzuchu, kiedy pokazał mi, jak wiele czasem trzeba poświęcić.
Więc poświęcam.
***
Przed pierwszą ciążą napisałam wiersz, który kończył się słowami:
"nawet jeśli przyniesiesz mi
tylko centymetry w biodrach
i bezsenne noce"
I tyle mam do powiedzenia. Maleństwo jest. Dzięki niemu cieszę się z mojego wieku i wyglądu. Wiem już, że jestem potrzebna i nie chcę się zmieniać.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
soczewica · dnia 06.07.2009 08:57 · Czytań: 704 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: