-Cześć - znajomy głos kazał podnieść wzrok. Chwilę stałam nieruchomo, czekając. Nick od kilku miesięcy się do mnie nie odzywał. Co się zmieniło?
-Cześć - poddałam się, nie odwracając wzroku. Tak naprawdę nie wierzyłam, że mógłby mnie uderzyć, ale nigdy mu nie ufałam. Był zbyt dziki, zbyt agresywny, nawet dla znajomych.
-Hej, wyluzuj - musiał zobaczyć w moich oczach czujność. Niespecjalnie mnie to zdziwiło. Zawsze był bardzo spostrzegawczy, a przy tym znał mnie lepiej niż ja sama.
-Znowu ze mną rozmawiasz? - zlekceważyłam go i dokończyłam pakowanie ubrań do torby. Poczułam na ramieniu jego silną rękę i zesztywniałam odruchowo, zupełnie bez sensu.
-Nie gniewaj się na mnie - poprosił. Zmarszczyłam brwi. Coś było zdecydowanie nie tak. Dlaczego nagle zmienił stanowisko?
-Ten twój... - zawahał się, przełknął gwałtownie ślinę. -Pattinson wyjechał?
-Tak - zmusiłam się, żeby utrzymać głos na jednym poziomie.
Robert wyjechał dziesięć dni wcześniej, sam. Dzwonił i pisał prawie codziennie, ale nie zmieniało to faktu, że nie było go przy mnie. Już nie przychodził, nawet przelotem nie mógł mnie pocałować. Ciężko było walczyć z tęsknotą, nawet jeśli wiedziałam, że on wróci. Głęboko, pod powierzchnią pewności, kluła się wątpliwość. Po co miałby wracać?
-Nie boisz się? - Nick roześmiał się swobodnie i wziął moją torbę. Jakby te kilka miesięcy nie istniały. Jakby wyjazd Roberta sprawił, że wróciłam do przeszłości, do swojego starego, dobrze znanego świata.
-Czego? - poczułam, że wbrew sobie się rozluźniam. Nick był częścią mojego życia, tak mi potrzebny i znajomy jak powietrze. Nawet mu nie ufając, nie potrafiłam całkowicie usunąć go ze swojego obrazu.
-Rywalizacji z jakąś śliczną aktoreczką? - rzucił to lekko, więc choć zapiekło, opanowałam się.
-Nie mam zamiaru z nikim rywalizować. Wróci, to dobrze. Nie wróci, to jego wybór - strach sprawił, że mój głos nabrał ostrzejszych tonów. Wiedziałam dobrze, że wybór w każdym momencie należał do Roberta. Ale z całego serca pragnęłam, żeby wrócił do mnie.
-Jesteś pewna siebie - zauważył z pewnym zdziwieniem. Zacisnęłam zęby. Przyspieszyłam, zostawiając go pół metra w tyle. Wyszliśmy już z klubu i dochodziliśmy do przystanku.
-A ty nie idziesz do pubu?
-Zaraz - w jego głosie coś drgnęło. Złapał mnie za rękę. -Trzymasz się jakoś?
-O co ci chodzi? - wyrwałam się i cofnęłam o krok. W jego oczach zatliło się coś i zgasło.
-Nieważne - wycofał się błyskawicznie. Położył moją torbę na ławce i niezręcznie mnie objął.
-Nick, do cholery, teraz już mnie przerażasz. Co się dzieje?
Spojrzał na mnie przepraszająco, mruknął coś pod nosem i biegiem puścił się w dół ulicy.
--------
-Cześć, córeczko - w głosie mamy usłyszałam przedziwne, miękkie tony. Przypomniało mi to o nocach sprzed lat, gdy leżałam z gorączką, a mama śpiewała mi do snu.
Położyła reklamówki z zakupami na blacie i usiadła przy mnie na kanapie. Objęła mnie jedną ręką, drugą przeczesała moje włosy. W jej oczach widziałam dziwną mieszankę strachu i błagania o wybaczenie.
-Co się stało? - zdziwiłam się. Odłożyłam książkę na bok, szykując się na nieuchronną katastrofę. Kątem oka spojrzałam na zegar - miałam tylko pół godziny do wyjścia na trening. Mama wsunęła mi w ręce jakąś kolorową gazetę. -Co jest? Wiesz, że nie czytam tej szmiry.
-Ale rozmawiałaś z ich dziennikarzem.
-CO?! - ryknęłam, porywając gazetę.
Kilku pismaków faktycznie mnie nagabywało, od kiedy pojawiły się moje zdjęcia z Robertem, ale zawsze ich spławiałam. Nie było opcji, żebym z którymś rozmawiała.
Pierwsze, co zobaczyłam, to wielkie zdjęcie Roberta z jakąś blondyną. Nawet nie musiałam czytać podpisu. "Kolejny romans Pattinsona? To jego wybór, mówi Joy" Odetchnęłam głębiej. Znałam dobrze uczucie, które mnie ogarniało.
Przeraźliwe gorąco, jakbym płonęła na stosie. Rozprzestrzeniało się od serca, wzdłuż tułowia i kończyn. Kiedy w końcu doszło do rąk, cała drżałam. Nie dlatego, że uwierzyłam. Nagle zrozumiałam, kto był tym dziennikarzem...
Szybko odszukałam artykuł. Czytałam co drugie zdanie, ale więcej nie potrzebowałam. Moje słowa, przekręcone, wpisane pomiędzy obce zwroty.
-Nie - powiedziałam. -Nie. NIE.
-Przepraszam cię - usłyszałam szept mamy. Prawie nie kontaktowałam, ale jej dziwne słowa do mnie dotarły.
-O czym ty mówisz?
-Może to faktycznie nie był najlepszy pomysł...
-Robertem zajmę się później - burknęłam, podrywając się na równe nogi. Równie dobrze mogłam wyjść już teraz. Nick zawsze przychodził wcześniej.
-Wierzysz, że...
-To bez znaczenia - przerwałam mamie. Nie mogłam teraz się nad tym zastanawiać. Nie miałam sił na roztrząsanie wszystkich śladów i własnych wątpliwości. W końcu, nawet gdyby to był prawda - Robert zniknie z mojego życia. Tego chciałam. Albo przynajmniej wiedziałam, że tak byłoby najlepiej.
-Bez znaczenia? - zaskoczenie sprawiło, że zabrzmiało to prawie jak pisk. Zamrugałam powiekami, chcąc powstrzymać łzy.
-I tak wiedziałam, że musi odejść.
Mama coś jeszcze za mną wołała, niewątpliwie chcąc się pokłócić, ale ją zignorowałam. Porwałam torbę i wybiegłam z domu.
Tak jak przypuszczałam, Nick już się rozgrzewał. Dopadłam do niego i bez zastanowienia, bez namysłu, bez sensu, zanim zdążył zareagować, uderzyłam go w twarz. Mocno, górna warga pękła.
-Ty gnoju! - zawyłam przeraźliwie.
Kątem oka zauważyłam, że Jeremy, mój trener od czterech lat, podniósł się z krzesła i szybko szedł ku nam. Teraz, gdy straciłam element zaskoczenia, to i tak nie miało znaczenia. Nie mogłam pokonać Nicka, nie teraz, gdy musiałam uważać na niedawne rany. Technicznie byliśmy na podobnym poziomie, ale gdy umiejętności się wyrównują, drugie miejsce zajmuje siła. A w tym Nick bił mnie na głowę.
Przygotowałam się na przyjęcie ciosu, ale Nick nie oddał. Otarł nieuważnie wargę i spojrzał mi w twarz, mrużąc oczy. Niedowierzanie błysnęło w jego źrenicach.
Wiedziałam, że kiedy trener do nas dojdzie, będzie po wszystkim. Miałam jedną szansę na sto. Ale jednocześnie byłam tak wściekła, że nie dbałam o konsekwencje. Nie obchodziło mnie, czy wylecę z klubu za bójkę, czy Nick przy okazji mnie zrani. Miałby prawo.
Wiedząc, że nie mam najmniejszej szansy na pokonanie Nicka, kiedy zaślepia mnie wściekłość, zamachnęłam się. Zablokował cios prawie mechanicznie, wcale o tym nie myśląc. Miał każde prawo mi oddać, zresztą znając Nicka byłam pewna, że właśnie to zrobi. Ale on odtrącił moje ramiona i przycisnął mnie do piersi.
Wściekłość znowu się we mnie zagotowała. To wszystko trwało najwyżej parę sekund. W kolejnej spięłam mięśnie. Nick zawył i cofnął się, upadając na kolana. Miałam zamiar jeszcze mu dodać, ale od tyłu oplotły mnie silne ramiona. Nie szarpałam się, wiedząc, że w tym momencie przegrałam.
-Co ty wyprawiasz? - niski, spokojny głos trenera zawsze wywoływał u mnie gęsią skórkę. -Nick ma na ciebie taki zły wpływ?
-Przepraszam, trenerze - wymamrotałam, nie podnosząc wzroku, wciąż stojąc nieruchomo. Jeremy rozluźnił uścisk.
Nick, klnąc pod nosem, podniósł się z desek i stanął pod ścianą, czekając, aż trener się ze mną rozprawi.
-Nie obchodzi mnie, co robicie poza klubem, ale znasz zasady. Inna sprawa, że jemu trudno zrobić krzywdę - skrzywił się mężczyzna. Nick prychnął kpiąco. -Co się stało?
Zamiast odpowiedzi, wskazałam głową na gazetę, którą rzuciłam pod ścianę. Jeremy podniósł brukowiec i starannie rozwinął.
-Nadal nie rozumiem - powiedział wolno, ale w jego głosie już wyczuwałam uspokajające nuty. Jakby on też chciał mnie pocieszać.
-Rozmawiałam z nim - zarzuciłam głową w kierunku Nicka, nie mogąc się zdobyć na wypowiedzenie jego imienia - a on, dobry przyjaciel, zamieścił naszą rozmowę w gazecie! - wrzasnęłam tak głośno, że Jeremy cofnął się o krok.
-Potrzebowałem pieniędzy - teraz Nick się tłumaczył. Ale nawet cień skruchy w jego głosie, tak rzadki, nie mógł mnie uspokoić. -A Pattinson to popularna postać.
-Ty... ty... - zabrakło mi tchu. Jeremy złapał mnie za rękę. -Sprzedałeś mnie, bo ci kasy brakowało?!
-Nie każdy jest na utrzymaniu gwiazdora.
To był cały Nick - szczery aż do bólu, momentami okrutny. Za to go lubiłam. Ale teraz każde słowo było jak cierń wbijany w ranę.
-Ile ci daje? - w głosie Nicka słyszałam ból. Znałam jego źródło, ale słowa bolały zbyt bardzo, żeby zastanawiać się nad ich pobudkami. -Za każdą noc? Ile jesteś warta?
Wyrwałam się i dopadłam do przyjaciela... byłego przyjaciela.
Atakując go, znowu zapomniałam o swoich ograniczeniach. Nie pamiętałam, że minimalnie jest ode mnie lepszy, silniejszy. Minimalnie, a jednak wystarczyło. Wściekłość przytłumiła rozsądek. Zapomniałam o wszystkim, czego uczył mnie trener. Chciałam go zranić, sprawić ból, bez względu na cenę. Wiedziałam, że nie mogę go pokonać, nie kiedy zaślepiała mnie złość, ale nie dbałam o to.
Nawet nie musiał się wysilać. Kopnął mnie w udo, zbyt lekko, by zrobić prawdziwą krzywdę. Ale kość, naruszona przez kulę kilka miesięcy wcześniej, odczuła cios. Upadłam, tak wściekła, że prawie nie czułam bólu.
-Nick, wyjdź - zaniepokojony trener już się nad nią pochylał.
-Ona zaczęła!
-I poniesie konsekwencje. Ale teraz wyjdź.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lina_91 · dnia 07.07.2009 09:40 · Czytań: 598 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora: