A A A
Relacje ofiar, które postanowiły podzielić się tym co przeżyły, utraciły swą niedorzeczność. Pamiętam jak mówiły o tym szeptem, ze zrezygnowaniem, zwyczajnie, ale zawsze szeptem, wiedząc, że oprawcą może być każdy. Widziałem jak wracali z przesłuchań - inni. Zgadzało się imię, nazwisko, adres, ale to nie byli ci sami ludzie, po których przyjechano w środku nocy, by złożyli parę wyjaśnień. Tamci stłamsili ich godność.

Od czasu do czasu po czwartej setce w obskurnej knajpie, któryś z nich bez ogródek wypowiadał monolog swych grzechów, które nie przeszłyby przez gardło nawet w konfesjonale. Opinia słuchających nie była istotna. Wraz z poczuciem bezpieczeństwa, zburzono ich wewnętrzne blokady i tylko nieliczni wierzyli, że łaskawy czas odbuduje ich człowieczeństwo. Niektórzy z nas, kierowani litością, przysiadali się do nich, stawiali kilka kolejek, by posłuchać po raz tysięczny tej samej historii. Jedna butelka - jedna opowieść. Brzdęk szkła rozpoczynał nowy akapit.

Nigdy nie interesowałem się polityką. Jednak głęboko, pod gwarantującą spokój warstwą obojętności, gdzieś na dnie mego ja, istniało przekonanie, że cała ta władza wraz z jej systemem jest solidnie zwichnięta. Co jakiś czas, w chwilach szczerości opinia ta wynurzała się na powierzchnię, niczym potężna ryba chcąca nabrać powietrza na długie nurkowanie. W owych momentach unikałem ludzi; wolałem nie rozmawiać. Gdy nie ma się zbyt wielu przyjaciół, nierozsądnie jest, przysparzać sobie wrogów. Te kilka lat po wojnie nauczyło mnie nie ufać nikomu, nawet tym pierwszym. Tylko raz sprzeciwiłem się tej zasadzie. Załatwiłem lewe paszporty, aby wyjechać z Polski zabierając ze sobą moją dziewczynę Magdę. To wystarczyło, aby poczuć zbyt wcześnie bezgłośny oddech śmierci.

Przywieźli mnie przed północą. Rozebrali do naga, przepałowali na powitanie i zanieśli do celi. Odizolowali, nie wiem od kogo. Nim zdążyłem się rozgościć, gdy wzięli mnie na rozmowę. Wiedziałem co mnie czeka. Począwszy od celi, zacząłem liczyć kroki dzielące mnie od katowania: 45,46. Do sali przesłuchań prowadził podświetlany przez zdychające żarówki korytarz. Prosto i w lewo, w lewo i prawo, po śladach zaschniętej krwi. Mijając kolejne drzwi od celi, myślałem o znajdujących się za nimi ludziach. 83,84. 63 cele w 375 kroków podsumowałem. Było to ostatnich 375 kroków w życiu, jakie pokonałem o własnych siłach.

Gruby jegomość właśnie wycierał ręcznikiem kark, gdy pojawiliśmy się w progu niewielkiego pokoju. Protokolant w kącie przygotowywał maszynę do pisania. Zakładał nową kartkę papieru. Zbytecznie. Nie miałem zamiaru wdawać się w jakiekolwiek rozmowy.
Posadzili mnie na taborecie.
- Gdzie załatwiliście paszport? - spytał otyły typ.
Wiem, że gdybym nawet podał adres opozycyjnego biura paszportowego - o ile takie by istniało - to i tak standardowy łomot był nieunikniony. Najbliższą przyszłość zdradzało mi podniecenie, które roznosiło rozgrzewającego się naprzeciwko mnie grubasa. Facet nie należał do ludzi ciekawskich. Był zwyczajnym sadystą. Po zniekształconych pięściach dupka poznałem, że zadał już tysiące pytań, dziesiątkom podejrzanych osób. Boks nauczył mnie, że ciosy zostawiają ślady także u bijących, a pięści jego, szeptały mi nie jedną historię.
- Skąd macie paszport?! - powtórzył i zdzielił mnie szybkim prostym.
Najwyraźniej cios zastępował znak zapytania. Mój nos chrupnął i w polu mego widzenia wyrósł, przebijający skórę kawałek kości. Żeby wkurwić go jeszcze bardziej, zacząłem odpowiadać szczerze, szerokim uśmiechem, od ucha do ucha. Skutecznie. Gdy zaczął, czułem, że napierdala mnie jego urażona ambicja. Był mańkutem, to też konsekwentnie miażdżył okolice mej prawej skroni. Po kilkudziesięciu minutach, miałem wrażenie, że odgłos mej obijanej czaszki dochodzi z drugiego pomieszczenia. Te same pytania, ta sama odpowiedź, ten sam skutek. W pewnym momencie oglądnął swe powybijane palce, nastawił jednego i opuścił mnie na kilkanaście minut. Wrócił z jakimś żelastwem oplatającym mu dłoń. Uśmiechnąłem się. Wznowił katowanie. Po kilku godzinach, słyszałem jedynie pisk w środku mej głowy.
- Kurwa... przyznaje... twardziel z was. - wysapał mocno zmęczony - Dam wam pomyśleć czy warto dla tej kurwy tracić twarz.- Nie zdążyłem się uśmiechnąć. Zemdlałem.

Ocknąłem się na podłodze z głową pod taboretem, który czekając na me przebudzenie, maczał swe nogi w otaczającej mą głowę kałuży krwi i rzygowin. Świtało. Prawe oko znikło w szczelinie napuchniętych powiek. Poczułem, że lewa strona ciała dziwnie drga i choć było zimno wiedziałem, że to nie to. Odkleiłem się od papki, i aby się podnieść, zacząłem namierzać punkt zaczepienia. Chwyciłem się wezgłowia i niczym larwa na liść, wpełzłem na łóżko, na którym padłem głową na poduszkę. Chrzęst i trzask rozległy się w środku mej głowy. Świetlista, bolesna błyskawica przetoczyła się pod powiekami, wywołując kolejne rzygnięcie. Wytarłem łzy. Wsłuchałem się w ciszę; zamknąłem sprawną powiekę, i aby ukoić ból, zacząłem szukać snu. Nagle, wśród fal bólu pulsujących o brzegi czaszki, usłyszałem płynącą niczym niezatapialny kuter, piosenkę o uliczce w Barcelonie. Leciała ze spleśniałej poduszki. Zatopiłem się w niej całkowicie i po kilkunastu utworach usnąłem.
Obudzili mnie kolesie grubego, którzy wizytowali kolejne cele. Kilka minut tłuczenia, pałowania i drwin. Popuszczony z bólu mocz szybko wsiąknął w materac. Bezwład lewej części ciała pogłębił się. Z trudem ruszałem ręką, jakbym przespał na niej pół nocy.

Krótko po zmierzchu, do celi weszło dwóch sporych facetów - jak się okazało - zajmujących się transportem więźniów na przesłuchanie i z powrotem. Niesiony, pokonałem korytarz i siłą rozpędu wfrunąłem na teren grubasa. Uderzenie głową o posadzkę nie zrobiło na mnie wrażenia. Leżąc, zauważyłem nieobecność protokolanta. Grubas, dzierżąc kabel podniósł mnie i posadził na stojącym oparciem przy ścianie, krześle nieobecnego.
- To, żebyś mi się nie zsuwał - wyjaśnił, starannie przywiązując mnie do siedzenia.
Przestał się zwracać w trzeciej osobie. Zrozumiałem, że mój uśmiech zamienił ten cyrk w sprawę osobista. Leżąc nad grobem drwiłem z niego, zamiast jak inni prosić o łaskę i to najwyraźniej go zaciekawiło. Zdjął koszulę i starannie odłożył na biurko protokolanta.
- nie mogę przepocić, jutro córka wychodzi za mąż - wytłumaczył, nachylił się i dodał - ostatnia runda kolego.
Uśmiechnąłem się. Pierwszy sierpowy niemal wyrwał mnie z krzesła. Grubas kucnął i misternie zaplątał kabel, abym nie odleciał. Nie odleciałem. Tłukł mnie według upodobania, a głowa po uderzeniach odbijała się od ściany. Powybijane zęby grzęzły mi w gardle. Rzygałem własną krwią. Szybko straciłem przytomność.
Po tamtym, nastąpiło jeszcze jedno spotkanie. Kilkanaście minut temu przyniesiono mnie z powrotem. Czuje się ociężały. Jakbym zapadał się w siebie. Zdycham jak słoń, który złapany w niewolę nie odnalazł cmentarzyska swych braci. Pogodziłem się z faktem, że ostatnią rzeczą, którą zobaczę będzie obskurna cela, z poprzykręcanymi do podłogi stołem, taboretem, łóżkiem i czasem. Całe te pieprzone ZOO. Zima przeciska się przez umieszczone za kratą, niezamykane okno. A jednak nie mogę narzekać. Kwitnąca pleśnią poduszka podśpiewuje mi, przynosząc odrobinę ulgi w mym oczekiwaniu na śmierć. Trzymając na niej głowę, wciąż słyszę wydobywające się z niej melodie. Nadawane utwory pokonują podłogę; wdrapują się po nogach łóżka; podciągają na sprężynach; przenikają materac; wskakują do poduszki, z której spływają po małżowinie do mego ucha; startują z głośnika włączonego gdzieś w budynku radia, którego brzmienie przenika przez ściany, uspakaja i pozwala pogodzić się ze śmiercią. Niektóre piosenki unoszą mnie ponad dach więzienia. Nuty zaostrza wilgotny zapach pleśni.

Mój ojciec powtarzał, że strach to nieproszony gość, który najbardziej lubi wpadać niezapowiedziany. Na szczęście ten o Magdę już przestał się pojawiać. A może nie odszedł, przykleił się do mnie jak te brudne ubranie i nie zauważam go przez przyzwyczajenie. Tak, to jedna z niewielu rzeczy, którą bóg i diabeł ulepili na cztery ręce. Miałem nie myśleć o Magdzie. Nie tutaj. Co to oznacza że człowiek łamie dane samemu sobie słowo.

Leżę na lewym, martwym już boku i czekam na zejście drugiego. Wciśnięty w kąt, uciekam przed niegaszonym światłem, nieustannie przypominającym, że sen jest przywilejem ludzi wolnych. Wybijając rytm butem o krawędź łóżka, daję zaglądającym tu skurwysynom znak, że jeszcze nie zszedłem. Butem bez sznurówki, abym nie miał się na czym powiesić. Słyszałem niejednokrotnie, że dbają tylko o informacje, które posiadasz. Po kilku dniach przyznasz się do wszystkiego, albo nigdy nie zawiążesz już butów. Do niczego się nie przyznałem.

Gdy człowiek jest zamknięty, liczy się każda namiastka wolności. To pomaga pozostać sobą. Zapięte kajdanki wywołują uczucie klaustrofobii; jak niegdyś dyby, jak gdzie indziej kaftan bezpieczeństwa - stworzone by więzić ludzi. Szaleństwo byłoby dla mnie drogą ucieczki, chociaż, chyba tylko wariaci wiedzą czy jest ono sednem czy przeciwieństwem wyzwolenia. Gwarancji nie ma. Jak z Bogiem. Dowiadujesz się wszystkiego dopiero, gdy jesteś po drugiej stronie. Już niedługo będę znał odpowiedź i na to pytanie. Zamek od drzwi hm.. pewnie kolejne przesłuchanie. Grubas nigdy nie sypia.
- Wynieść go. Zawieźć do domu jeszcze przed świtem. Wstawił się za wami ktoś z góry. Ktoś kto wróży wam karierę bokserską obywatelu. Żegnam.
- Pod ramiona. No idziemy.
- Ogarnijcie tu trochę, zaraz przywiozą kogoś na jego miejsce.
- Dlaczego go wypuszczają?
- Powołali go do kadry bokserskiej. W maju leci do Mediolanu.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
PlastelinowyLudzik · dnia 22.07.2009 09:17 · Czytań: 1011 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 5
Komentarze
PlastelinowyLudzik dnia 22.07.2009 10:05
Co to tu robi;) nie mam zielonego pojęcia. Przynajmniej jest śmieszie
Usunięty dnia 22.07.2009 10:31
Ojej, to chyba nie jest wiersz...?
Usunięty dnia 22.07.2009 22:25 Ocena: Bardzo dobre
Dobry wieczór,

To tekst, który traktuje o ważnych sprawach, próbuje odsłonić wydarzenia jeszcze całkiem niedawno zupełnie skrywane. Obraz zakłóciły łóżko i poduszka w celi (wprawdzie potem okazuje się, że poduszka jest zapleśniała, ale...). Gdzieś tak w połowie czytania zacząłem być ciekawy, jak to się skończy; i zakończenie nieco mnie zaskoczyło. I w "normalnym" opowiadaniu byłoby to na plus, jednakże w opowiadaniu takim jak te - pozostawia lekko mieszane uczucia. Bo to taki miks absurdu PRL-u rodem z "Alternatyw 4" z brutalnym PRL-em okresu Stalinizmu. Opowiadanie pozostawia jedno ciekawe niedomówienie: główny bohater, powołany do reprezentacji sportowej, kilkanaście/-dziesiąt linijek wyżej mówi, że "było to ostatnich 375 kroków w życiu, jakie pokonałem o własnych siłach". Rodzi się pytanie: Cóż to się z nim stało, gdy kurtyna zapadła?... Ukazana przewrotność losu - skatowany za lewy paszport, zwolniony, gdyż ma jechać za granicę, w dodatku za żelazną kurtynę! - jest subtelnie sugestywna. Do tego kilka prób, by uczynić opowiadaną historię nieco głębszą ponad płaszczyznę sprawozdania - bardzo cenne i dosyć rzadkie.

A teraz nieco z kwestii technicznych; bo błędów różnej maści trochę jest (wg mnie). Po pierwsze - edycja. Przydałoby się podzielić tekst na akapity, bo taka "zbita masa" liter utrudnia odbiór. Z uwagi na istniejące tu na chwilę obecną możliwości edycji tekstu - poszczególne akapity nie wyróżniałbym przy pomocy wcięć, ale ustawiłbym je w bloki oddzielone od siebie pustymi wierszami.

Po drugie: interpunkcja. W niektórych miejscach przecinków brakuje, w innych są zbędne. Jest tego niestety dosyć sporo i nie mam w tym momencie siły, by wszystko wypunktowywać. Podam przykłady: 1) "Pamiętam jak mówiły o tym szeptem, ze zrezygnowaniem, (...)" - przecinek przed "jak"; 2) "Po kilku godzinach, słyszałem jedynie pisk w środku mej głowy." - a tutaj przecinek zbędny.

Po trzecie: "przeszły by" - razem, to jest "przeszłyby"; "to też" - też razem, to jest "toteż" :)

Po czwarte: Motyw poduszki, aczkolwiek mnie gryzie w danym kontekście, został przez Ciebie wykorzystany kapitalnie - w sposób, przez który przebija wrażliwość, ta wrażliwość w prozie, której umiejętność wyrażania została gdzieś zatracona... Pozostaje to jednak w dysonansie z prostackim, współczesnym, "nowoczesnym", modnym i chyba amerykańskim "(...) znaleźć się pod grubą warstwą gówna". Wierzę, że myśl powyższą można by wyrazić inaczej...

I to chyba tyle ode mnie. Wszystko to moim zdaniem. Pozdrawiam,
PlastelinowyLudzik dnia 23.07.2009 00:38
Zbigniewie. Dalsza część losu przesłuchiwanego jest w moim drugim opowiadaniu, gdzie gra on rolę pośrednią. Wychodzi z przesłuchania na trzech nogach, o lasce i decyduje się porzucić dotychczasowe szczęście;) nad przecinkami popracuje. Przyznaje się bez bicia: nie jest to moja najmocniejsza strona. dzięki za komentarz
Krystyna Habrat dnia 24.09.2009 10:35 Ocena: Bardzo dobre
Bardzo dobrze napisane. Czasami niby ma się już tych tematów dość, ale nie może być ich dość, żeby ludzie nie zapomnieli jak to naprawdę było. Szczególnie młode pokolenia.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Jacek Londyn
07/05/2024 22:15
Dziękuję za komentarz. Cieszę się, że udało mi się oddać… »
OWSIANKO
07/05/2024 21:41
JL tekst średniofajny; Izunia jako Brazylijska krasawica i… »
Zbigniew Szczypek
07/05/2024 21:15
Florianie Trudno mi się z Tobą nie zgodzić - tak, są takie… »
Zbigniew Szczypek
07/05/2024 20:21
Januszu Wielu powie - "lepiej najgorsza prawda ale… »
Kazjuno
07/05/2024 12:19
Dzięki Zbysiu za próbę wsparcia. Z krytyką, Jacku,… »
Kazjuno
07/05/2024 11:11
Witaj Marianie, miło Cię widzieć. Wprowadzając… »
Marian
07/05/2024 07:42
"Wysiadł z samochodów" -> "Wysiadł z… »
Jacek Londyn
07/05/2024 06:40
Zbyszku, niech Ci takie myśli nie przychodzą do głowy. Nie… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 20:39
Pulsar Świetne i dowcipne, a zarazem straszne w swoim… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 13:43
A przy okazji - Zbyszek, a nie Zbigniew. Zbigniew to… »
Jacek Londyn
06/05/2024 13:19
Kamień z serca, Zbigniewie. Dziękuję, uwierzyłem, że… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 12:43
Tak Jacku, moja opinia jest jak najbardziej pozytywna. Zdaję… »
Jacek Londyn
06/05/2024 12:23
Drogi Kazjuno. Przyznam, że bardzo zaskoczyła mnie… »
Kazjuno
05/05/2024 23:32
Szanuję Cię Jacku, ale powyższy kawałek mnie nie zachwycił.… »
Zbigniew Szczypek
05/05/2024 21:54
Ks-hp Zajrzałem za Tetu i trochę się z nią zgadzam. Ale… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 07/05/2024 20:47
  • Hallo! Czy są tu jeszcze jacyś żywi piszący? Czy tylko spadkobiercy umieszczają tu teksty, znalezione w szufladach (bo szkoda wyrzucić)? Niczym nadbagaż, zalega teraz w "przechowalni"!
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/05/2024 18:38
  • Dla przykładu, że tylko krowa nie zmienia poglądów, chciałbym polecić do przeczytania "Stołówkę", autorstwa Owsianki. A kiedyś go krytykowałem
  • Zbigniew Szczypek
  • 02/05/2024 06:22
  • "Mierni, bierni ale wierni", zamieńmy na "wierni nie są wcale mierni, gdy przestali bywać bierni!" I co wy na to? ;-}
  • Dzon
  • 30/04/2024 22:29
  • Nieczęsto tu bywam, ale przyłączam się do inicjatywy.
  • Kazjuno
  • 30/04/2024 09:33
  • Tak Mike, przykre, ale masz rację.
  • mike17
  • 28/04/2024 20:32
  • Mało nas zostało, komentujących. Masz rację, Kaziu. Ale co począć skoro ludzie nie mają woli uczestniczenia?
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty