Mój budzik zapikał za dwie ósma. Poderwałam się odruchowo. Robert wymamrotał coś niewyraźnie i przewrócił się na bok. Z trudem stłumiłam śmiech i wyłączyłam telefon. Robert wtulił się w poduszkę, jakby płakał. Skołtuniona kołdra leżała na podłodze. Podniosłam ją i strzepałam. Nasz kot zaginął prawie rok temu, ale do tej pory czasami znajdowałam jego sierść w najdziwniejszych miejscach.
-Teraz ty mi coś powiedz - podskoczyłam. Nie słyszałam, jak wstawał, ale nagle stał za mną, obejmjąc mnie od tyłu.
-Co? - tylko tyle zdążyłam powiedzieć, bo zaczął mnie całować.
Oddawałam mu pocałunki bez wcześniejszej rezerwy, bez ostrożności. Miniona noc zmieniła mój pogląd na pewne sprawy. Spał przy mnie ponad osiem godzin, dotykał mnie, ale ani razu nie spróbował niczego więcej. To było coś, czego się nie spodziewałam.
Myślałam, w momencie gdy pozwoliłam mu zostać na noc, że tym razem mu się nie oprę. Że w końcu do czegoś dobrze.
No i, do ciężkiej cholery, co z tego? Oboje byliśmy dorośli, tak?
Ale Robert mnie zaskoczył. Który już raz? Dotrzymał słowa. Nie zrobił niczego wbrew mojej woli.
W parę sekund później oboje leżeliśmy na łóżku, na wyścigi ściągając ubrania. Niewiele zresztą tego było. Nie byłam całkiem świadoma tego, co się działo, ale w tym momencie niewiele mnie to obchodziło. Kochałam go. Tego jednego byłam pewna. I choć wiedziałam, że nigdy nie będę do końca pewna jego samego... To jednak ile jest rzeczy absolutnie pewnych na świecie? Podatki nie - słyszałam o pewnych miejscach na ziemi, gdzie się ich nie płaci, a może są o wiele niższe. Śmierć - to na pewno. Ale z drugiej strony - teraz nawet specjalnie się jej nie bałam. W końcu zobaczyłam jej oczy. Miłość? Nie. Wypala się, blednie, znika, odchodzi. Pewna jest tylko ta chwila, ten jeden moment, wykradziony z wieczności.
-Co się zmieniło? - wymamrotał, szamocząc się ze spodniami.
-Ja - wsunęłam rękę pod gumkę, kiedy usłyszałam szczęk kluczy w zamku. Znieruchomieliśmy. -Matko boska - jęknęłam.
-Jesteś dorosła - wbrew swoim słowom, Robert błyskawicznie zapinał koszulę.
-Jestem pełnoletnia! - syknęłam. -A to nie jest synonim dorosłości dla niektórych rodziców.
-Mam uciekać?
-Musi zobaczyć twoje buty i kurtkę. Ale to nie znaczy, że tutaj spałeś.
Robert parsknął cicho i jednym ruchem przeczesał włosy. Ja błyskawicznie związałam własne w kitkę i przemyłam twarz.
-Joy? - w głosie mojej mamy słyszałam dziwne nuty. Jakby strach? Sądząc po odgłosach, wciąż stała w przedpokoju.
-Idę! - krzyknęłam, niedbale ścieląc łóżko. Robert stał niepewnie przy drzwiach, z trudem tłumiąc śmiech.
-Nic nie zrobiliśmy - szepnął.
Szturchnęłam go pod żebra i zbiegłam po schodach. Moja mama wpatrywała się w kurtkę Roberta, jakby zobaczyła ducha.
-Robert jedzie do... Londynu - zawahałam się minimalnie - dokąd on jechał?! -Wpadł na chwilę. Przelotem.
-Aha - zamrugała i gdy Robert do nas dołączył, wyglądała już w miarę normalnie. Poprowadziła nas do kuchni i zakrzątnęła się przy ekspresie. Robert stanął za mną, z ustami przy moim uchu.
-Masz bluzkę na lewą stronę - syknął. Odskoczyłam, spanikowana, przekonana, że żartuje. Ale nie. Mało tego. Założyłam dwie różne skarpetki - jedną różową, drugą zieloną. Jasna cholera!
Wystrzeliłam z kuchni jak z procy. Robert, chichocząc pod nosem, przeprosił i udał się za mną. Wszedł do pokoju, kiedy wiązałam tenisówki.
-Nie panikuj.
-Łatwo ci mówić.
-Nie przesadzaj - uśmiechnął się i właśnie chciał mnie pocałować, kiedy rozległ się dźwięk telefonu. Rzucił do słuchawki kilka warczących słów i spojrzał na mnie przepraszająco.
Wspięłam się na palce, żeby przycisnąć usta do jego warg.
-Jedź.
-Zmiana planów. Muszę zniknąć na parę godzin, ale będę wieczorem w mieście. Chodźmy na kolację.
-Okej - mruknęłam, niezbyt zachwycona. Przelotem spojrzałam na zegarek i poderwałam się jak oparzona. Miałam jeszcze szansę zdążyć na zajęcia.
Wylecieliśmy z domu razem.
-Do wieczora.
***
Kiedy przyjechał po mnie o siódmej, był blady jak ściana. Na końcu języka miałam pytanie, co się stało, ale nie odważyłam się go zadać. Jego oczy, zawsze łagodnie błyszczące, teraz były zimne jak stal. Pozwoliłam się zapakować do jego wozu. Codswan zatrzasnął drzwiczki. Nawet on wyglądał inaczej niż zwykle. Patrzył na mnie, jakby chciał mi coś powiedzieć, jakbym lada chwila miała zemdleć.
Za rękę weszliśmy do restauracji. Z nerwów nawet nie zauważyłam nazwy lokalu. Ramię Roberta było zimne i twarde. Jakby nagle zmienił się w postać z filmu. Przysunął mi krzesło, podał kartę. Cały czas krótkie, gwałtowne ruchy. Z największym trudem nad sobą panował. Zaczęłam się bać. Co takiego mogło się stać w ciągu dnia?
Robert zamówił startery dla nas obojga. Umoczyłam kawałek chleba czosnkowego w dipie i przegryzłam bez apetytu. Cały czas czekałam na jego słowa, ale on ledwie się odzywał.
-Ziemniaczane krokiety - rzuciłam półgłosem. Robert spokojnie złożył zamówienie, odłożył menu i splótł palce na stole. Nerwowy gest, tak u niego rzadki.
-Musimy porozmawiać.
Zadrżałam. Jego głos był napięty, zimny. Nie patrzył mi w oczy.
-Słucham.
-Nie myślałem, że to powiem, ale... masz rację. Jesteś z innego świata. Jesteśmy z dwóch światów, których nie można połączyć. Bałwan może zakochać się w piecyku, ale stopnieje, gdy zechce się zbliżyć. Przykro mi.
Zaschło mi w gardle. Jednym haustem wypiłam szklankę mineralnej wody. Zsunęłam prawą dłoń ze stołu i zacisnęłam ją w pięść.
-Więc teraz to wszystko moja wina? - wycedziłam. -Nagle doszedłeś do wniosku, że nie jestem dosyć dobra? Co się stało? Jesteś mi to winien.
-To już nie twoja sprawa - zwykłe słowa, ale zapiekły. Zacisnęłam zęby.
-W porządku - mój głos wciąż był równy, ale wiedziałam, że już niedługo. Lada chwila, a stracę panowanie nad sobą.
-Musimy się rozstać.
Teraz obie ręce drżały mi już tak, że musiałam je schować. Odetchnęłam głęboko. Mogę jeszcze się odezwać? Zaryzykuję.
-Skoro uważasz, że w ogóle byliśmy razem.
Po twarzy Roberta przemknął skurcz bólu. Zaskoczyło mnie to, ale nie miałam sił zastanawiać się, co go tak zapiekło.
Wstałam. Nogi mi drżały, ale wiedziałam, że muszę się stamtąd wydostać, zanim zacznę płakać i błagać go, by mnie nie zostawiał. Spodziewałam się tego, wiedziałam, ale nie byłam na to gotowa.
Zgarnęłam swoją kurtkę i ruszyłam do drzwi. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na wystrój lokalu: szerokie obrusy, świeczki, srebrne lichtarze. Co za romantyzm.
-Joy, zaczekaj! - podbiegł, szarpnął, odwrócił. Czułam, jak jego palce wbijają się w moje ramiona, ale ból nie nadchodził. Jeszcze nie.
Pochylał się nade mną, wciąż blady jak duch. Jego oczy pałały.
-Musisz mi wybaczyć. Proszę. Joy.
-Ja już nic nie muszę. Oddałam ci wszystko, co miałam. Postawiłam na szali wszystko. Przegrałam. Takie życie. A teraz mnie puść, chyba że chcesz, żebym ci coś złamała.
-Maria Janet jest w ciąży.
Na początku to imię nic mi nie mówiło. A potem przypomniałam sobie nazwisko aktorki, która partnerowała mu na planie filmu. Zamrugałam szeroko otwartymi oczami, bo mój obraz nagle się rozmył.
-Spałeś z nią? - wykrztusiłam.
Robert cofnął się o krok. Jego twarz wykrzywiła się tak bardzo, że moim pierwszym odruchem było go pocieszyć. W następnej chwili przyszło opamiętanie.
-Nie wiem.
To przeważyło czarę. Z rozmachem dałam mu w twarz. Drgnął, ale nawet się nie zatoczył. On był tak silny, czy to ja nagle osłabłam?
-Miałbyś chociaż odwagę się przyznać.
-Nie wiem! - krzyknął, ruchem ręki odganiając kelnera, który do nas szedł. -Byłem pijany. Nie pamiętam.
Odwróciłam się i sięgnęłam do klamki. Co jeszcze mogłabym mu powiedzieć? Co jeszcze on chciał, żebym wiedziała? To moja wina? Może gdybym ja mu dała, nie poszedłby... Nagle zadrżałam, przypominając sobie dotyk rąk Roberta na mojej gołej skórze tego ranka. Umyć się, muszę się umyć.
Wybiegłam na oślep.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lina_91 · dnia 25.08.2009 09:16 · Czytań: 596 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: