Wnusiu! Wnusiu. Chodź mi no tu to ci bajkę opowiem. Czy raczej legendę o chłopcu chmur. Gdzie jesteś? Idziesz już? O w końcu. Ile można czekać? Czy myślisz, że twój dziadek poczeka kolejne 85 lat aby ci bajki opowiadać? Oj już, już. Nie burz się tak. Nie płacz. Przecież ja tylko żartowałem. To nie twoja wina wiem. To co? Chcesz posłuchać legendy o tym chłopaku? Co ty tam mówisz? Nie rozumiem tego dzisiajszego języka. Ale zapewne to znaczyło "tak". CO? Nie? Przestań już kręcić i marudzić. Siadaj na... krześle i słuchaj dziadczynej opowieści. A było to tak...
Dawno, dawno temu gdzieś tu na tej ziemi mieszkał mały chłopiec. Nie. Nie sam. Z rodzicami oczywiście. Jak wszystkie dzieci. Robił też to co wszyscy. Bawił się z innymi dziećmi. Chodził do szkoły. Jadał obiady. Książki czytał bardzo chętnie. Malował, śpiewał i spał. Robił wszystko dokładnie tak jak inne dzieci. Jednak w nim było coś takiego tajemniczego, dziwnego, może trochę niepokojącego. Rodzice czasem martwili się zachowaniem swojego synka.Czasem dzieci patrzyły się na niego dziwnie. A nauczyciele wciąż narzekali na tą jego dziwna przypadłość z tej racji, że nie uważał na lekcjach. Ale co on takiego miał? Wyobraźnię i mażenia. Uwielbiał mażyć patrząc się na chmury. Na chmury przez które tyle osób uważało go za dziwaka. Przez które dzieci czasem o nim zapominały w czasie zabawy a rodzice zabierali do dziwnych lekarzy zwanych psychologami. Ale mimo wszystko kochał długo gapić się na chmury. Wszyscy zastanawiali się dlaczego on tak to uwielbiał, że zatrzymywał się w czasie chodzenia by zastygnąć w pozie obserwatora nieba. Że ze szkolnej ławki maksymalnie oddalonej od okna starał się dojrzeć wielki błękit przeszyty białymi plamami. Ponoć bywały dni, gdy wstwał nagle od obiadu, czy nawet budził się w środku nocy by wyjść na dwór by przyglądać się nimbusom, cirrokumulusom czy stratusom. Ponoć nie zatrzymywała go wtedy nawet największa ulewa.
Psycholodzy starali się odkryć jakieś przyczyny tej dziwnej fascynacji poprzez rozmowy jak i z tym chłopaczkiem jak i jego najbliższym otoczeniem. Wyniki nie przyniosły rezultatów. Ani tych wyczekiwanych, ani tych zaskakujących. Sam chłopiec opowiadał długo o tym jak chury są wspaniałe. O tym jak potrafią zmienić swój kształt tak by rozbawić patrzącego. Nie powiedział nic konkretnego - czegokolwiec co mogłoby naprowadzić lekarzy na trop. Rzadnego urazy z dzieciństwa, rzadnej traumy. Nic, kompletnie nic. Od rodziców dowiedieli się jeszcze mniej. Wybadali dzięki tej rozmowie całą historię jego "choroby". Ponoć już jakio dziecko, wożone w wózku, wydawał się zapatrywać w niebo. To znaczy gapił się do góry, ale nie było to wtedy podejrzane, bo co innego może robić leżący brzdąc przecież. No nic poza rozglądaniem się dookoła i patrzeniem w górę. Ale ponoć mały niewiele się rozglądał. Jak to jego rodzice powiedzieli: "wszystko było jasne, znaczy ta chorobliwa fascynacja chmurami, gdzy pierwszy raz wypadł z wózeczka wychylając się za bardzo by ujrzeć coś na niebie. Zdarzyło się to może jeszcze z dwa, trzy razy, ale zapobiegliśmy temu". Gdy uczył się chodzić często wpadał na dosłownie wszystko. "W większości przypadków nie patrzył się na coś, co było gdzieś z boku, jak robią to zazwyczaj dzieci, on wpadał na ludzi, zwierzęta i przeróżne przeszkody patrząc się w niebo." Według rodziców uspokoiło się to trochę gdzy poznał swoich kolegów z podwórka i przedszkola. Co było z nim dalej już po krótce wspominałem, ale zapewne większej części się domyślasz. Więc przejde od razu do "zeznań" jego kolegów. Panowie i panie doktorzy przeliczyli się lekko prosząc tabun dzieci w wieku od 10 do 13 lat o opowiedzenie im o ich zadziwiającym koledze. Jak wiadomo, dzieci gdzy już się rozkręcą mogą mówić, czy raczej krzyczeć całymi godzinami bez jakich kolwiek większych przerw. Są w tym gorsi niż twoja babcia. Z całego tego rabanu, bo lekarze chyba niewpadli na to by dzieciarnie przesłuchiwać pojedyńczo, medycy zdołali wyłapać pare dziwnych informacji. Dzieci opowiadały o tym jak to czasem razem z ich kolegą podziwiali chmury. Każdy widział jakiś inny kształt wśród białych obłoków. Ale ponoć gdy "pochmurny chłopiec" wyrażał swoją opinię na temat ich kształtu działy się dziwne rzeczy. Gdzy dzieci odwracały się w jego strone by wysłuchać co ma do powiedzenia wiedziały co za kształty na niebie widziały, lecz gdy tylko zwracały wzrok w niebo chmury wyglądały dokładnie tak, jak opisał im to chłopiec. Konowały nie wierzyły w te dziecience opowiastki, lecz taka ilość jednakowych "zeznań" stawiała ich w nieco kłopotliwej sytułacji. Poprosili więc chłopaka by pooglądał z nimi chmury. Gdzy je tak podziwiali każdy lekarz opisał co widzi na niebie. Gdy oststni skończył opisywać swe wzrokowe doznania zwrucili się do chłopca z pytaniem co on takiego tam widzi. Ten jak rażony piorunem zaczął szczegółowo opisywać im jakieś stworki i zwierzaczki. Doktorki rozbawione nieco wyobrażnią chłopca spojrzeli z powrotem w niebo. Byli pewni tego, iż takich rzeczy to nawet matka natura nie zmajstruje z nikłej tamtejszego dnia liczbie obłoczków. Lecz ku ich zdziwieniu niebo zapełniło się wszystkim tym, co usłyszeli przed minutą z ust chłopca. Podobno kilku z nich padło na miejscu na zawał. Po ty zdarzeniu chłopak trafił do wyjątkowo niemiłego budynku dla psychicznych, gdzie poddawano badanią jego umysł. Matka była z początku przeciwna temu przedśięwżięciu, lecz po długich namowach męża, i ona zgodziła się na taką postać spraw. Jednak chłopak nie był zadowolony z braku możliwości podziwiania nieba, czemu się nie dziwię. Sam byłbym zdruzgotany spędzając długie miesiące w pomieszczeniach posiadający jedynie drzwi, lub niewielkie okna. Bo tyle też, i w takim otoczeniu spędził ów chłopaczek, do momentu, w którym pozwolili mu na pierwsze, w pełni samodzielne wyjście na spacer po przyszp[italnym "parku". I był to błąd. Nikt nie wie jak, gdzie i kiedy chłopak uciekł. Czy zniknął raczej, gdyż policyjne śledctwa, apele telewizyjne i zdjęcia w gazetrach nie pomogły odnależć chłopaka, a doktorkom niepozwoliły zgłębić tajemnicy jego umysłu. Zapewne dostali by za to wielkie nagrody czy też może wykorzystaliby te zdolności do własnych celów, tego nie wiem. Wiem tylko, że byli bardziej załamani od rodziców zaginionego, jak dotąd chłopaczka.
I jak ci się podobała bajeczka wnusiu? Że co? Do "bani"?! Co to właściwie znaczy? Każdemu normalnemu dziecku by się spodobała? Hę? Że niby masz juz siedemnaście lat i cię to niebawi? A jak ci powiem, że byłem jednym z kolegów z podwórka tego chłopaczka? Że go znałem? HĘ, i co teraz? Zatkało?Jak to co z tego? Też masz kolegów? Pewnie wszyscy słuchaja takiej samej rumorystycznej muzyki i ubierają się tak jak ty? TAK? No widzisz. A my, razem, bawiliśmy sie normalnie. W piaskownicy czy na chuśtawkach. Albo patzreliśmy w chmury. I wiesz co ci jeszcze powiem? Jak usłyszałem o zniknięciu Tomka to pierwszym odruchem o jakim pomyslałem to spojrzenie w niebo. I wiesz co zobaczyłem? Jego twarz wyryta w obłokach.
I teraz możez już iść skoro poznałeś całą jego historię. Nie wiem czy ci się spodobała czy nie ale wyciągnij sobie ten kolczyk z nosa i wyglądaj jak człowiek. Pa.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
askurr · dnia 25.09.2009 10:15 · Czytań: 773 · Średnia ocena: 2 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: