Lis.
Bezkresna pustka, nieodwracalna starość... Tak myślałam leżąc na ciepłym piasku, na śpiworze, który przyniosłam ze sobą. Gwiazdy unosiły się na bezkresnym horyzoncie nieba wpadając do czarnego morza, hen daleko. Całe bezchmurne, bezksiężycowe niebo kąpało się w lekko falującej wodzie. Był przypływ. Fale z delikatnym pluskiem przybijały do brzegu, wydając mlaskający odgłos. Brzmiało to tak jakby ta woda lubieżnym odgłosem zapraszała mnie do zanurzenia się w jej kojąco masującej otchłani. Nie mogąc się oprzeć tak brzmiącemu zaproszeniu zrzuciłam ubranie i naga zanurzyłam się w kojącej chłodnej topieli. To co woda obiecywała swoim odgłosem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Raz za razem zanurzałam swoje nagie ciało, aż wreszcie bez tchu wyczołgałam się na brzeg.
Minęła dawno północ, z nad lasu wychynął rąbek bladego księżyca, gwiazdy lekko pobladły. Na plaży można było zauważyć więcej kształtów. Wróciłam na swój śpiwór, żeby się wysuszyć i odpocząć po wyczerpującej kąpieli. Nagle kątem oka zauważyłam jakiś ruch. Coś niedużego podążało po piasku. Zachowywało się bardzo dziwnie. Szło do przodu, nagle zatrzymywało się, podskakiwało zabawnie, cofało się. Gdy doszło do wody, ruszyło brzegiem z nosem przy ziemi, w moim kierunku. Był to mały lisek. Tak naprawdę to on mnie widział wcześniej; był na polowaniu, w poszukiwani tego co woda wyrzuciła na brzeg: resztki wodorostów, zdechłe ryby? Nie był zdziwiony moją obecnością ani się mnie nie bał. Obserwował mnie wcześniej z wydm, zanim zdecydował się pokazać.
Jego zabawa w poszukiwanie zdobyczy trwała już jakiś czas, gdy coś go nagle spłoszyło i zniknął. Po jakimś czasie pojawiła się inna postać, tym razem na dwóch nogach. Musiała przejść koło mnie... Gdy mnie mijała wiedziałam już że to nie ona , a on. Po jakichś stu metrach zawrócił, podszedł do mnie i zapytał:
- czy te gwiazdy nie wyglądają tak, jakby świeciły tylko dla nas?
chciałam odpowiedzieć że też i dla tego liska, którego on przepłoszył, ale się powstrzymałam. Odpowiedziałam tylko, że pewnie tylko dla nas, skoro tylko my tu jesteśmy.
Siedziałam wciąż naga na śpiworze, a księżycowa poświata sprawiała, że moje ciało świeciło w nocnej szarości. Gdy zaproponował:
- czy byśmy nie przeżyli razem paru skurczy?
Nie miałam nic przeciwko temu. Miał ładne, sprężyste ciało i było mi z nim dobrze. Myśli o bezkresnej pustce zniknęły. Chwilę odpoczywaliśmy przytuleni do siebie, wsłuchując się w odgłosy fal i własnych oddechów. Potem pożegnał się, ubrał i odszedł. Nie widziałam nawet dokładnie jego twarzy, a tak chciałabym...
Wróciły znów niepokojące myśli. Co się stanie jeśli...?
Hmm... jeśli urodzi się chłopiec dam mu na imię Lis.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
ferdynand · dnia 26.09.2009 10:12 · Czytań: 692 · Średnia ocena: 2,5 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: