Właśnie tu, a nie gdzie indziej nastąpi opowieść o tym, jak Sromo rozdzielił kolory tęczy.
Nie było to rozdzielenie brutalne. Zjawiska atmosferyczne i ciała astralne nie są aż tak potężne, jak zwykło się je postrzegać. Nie spodziewał się takiej łatwości w procesie z założenia żmudnym i wysiłkiem tytanicznym teoretycznie okupionym. Ani nie dało mu to tyle frajdy, na którą niezmiernie liczył. Pasma tęczy były lekko przetłuszczone, co zdało mu się dosyć zrozumiałe. Poza tym jednak nieskazitelne, to trzeba przyznać uczciwie. Pachniały łąką swojsko, a przy tym nieco egzotycznie – jak na mój gust dzięki imbirowi. Sromo, jak na detektywa przystało – wprawdzie domorosłego, ale co tam – nie dał się zwieść tym sztuczkom doskonale opanowanym i spojrzał głębiej. A spojrzeć było mu tym łatwiej, że w spoglądaniu w głąb był rzeczywiście dobry. Z samego tonu tej wypowiedzi już się domyślamy, że nic dobrego z tego rozczesywania kolorów tęczy nie wyszło...
Czuję się w obowiązku w tym miejscu dodać, że ja również muszę się domyślać, bo choć te słowa wychodzą spod mojego długopisu żelowego podszywającego się pod pióro wyrafinowane, piszę jakbym była w transie, osobowością Sromo zahipnotyzowana. A Sromo mną jak lalkarz wytrawny dzięki sznurkom kolorowym manipuluje.
Sromo nie widząc celu głębszego w czesaniu podniósł się wyłaniając spod cienkiego prześcieradła obwisłą już z lekka klatkę z kilkoma włoskami cieniusieńkimi – czy taka klata przystawała osiemnastolatkowi? – oparł się na łokciu i zostawiwszy tęcze w spokoju, kazał się właścicielce tęczy ubierać, pozmywać naczynia i wypierdalać.
Tak się skończył brneński cykl ośmiu randek osiemnastoletniego Sromo i trzydziestoletniej Ilony.
*
**
Sromo znał jak dotychczas cztery kobiet, które nosiły imię Jola.
Pierwszej Joli zaproponowano pokazanie biustu przy okazji pozowania na golasa, choć nie całkiem, bo w spódnicy, za to z koszem pełnym jabłek pod pachą (jabłka, podobnie jak piersi Joli, były jędrne i dorodne, bo żeby Jolę zachęcić, i jabłka, i olbrzymich rozmiarów kosz wiklinowy Joli pokazano). Za czterysta złotych miała szansę zdobić etykietę nalewki jabłkowej.
Druga Jola Jolą w istocie nie była, tylko Moniką, ale że w owym czasie moda na wybieranie sobie nowych imion zapanowała, Monika stała się Jolą. Jola ta zdolności miała co nie miara i wszystkie zmarnowała dla jakiegoś długowłosego pseudo księcia z bajki technokratycznej. W kominie na Górnym Śląsku z nim zamieszkała i tyle ją widzieli.
Trzecia Jolanta miała jamnika i do sąsiada z drugiego piętra wraz z córką chodziły na współżycie płciowe od czasu do czasu.
Czwarta Jola śpiewała pieśni religijne na środowych spotkaniach i o jej życiu seksualnym lub chociażby pozakościelnym Sromo nie wiedział kompletnie nic.
*
**
Sromo przyznaje się bez bicia, że podszył się pod kogoś innego raz, nim poszedł na randkę w ciemno przez internet umówioną. Powiedział, że nazywa się Czarek, a nie Sromo i że jest chirurgiem we Francji, a nie że robi konkretne nic. Znali się już tygodni kilka i gawędziło mu się z nią tak, jak nigdy wcześniej z nikim na świecie mu się nie gawędziło.
Gdy leżeli już w łóżku, ona papierosa zapaliła. Milczeli oboje, więc Sromo w końcu powiedział:
- Wiesz, marzy mi się układ diagonalny w pozycji horyzontalnej i z pełną trzeźwością.
- OK – odpowiedziała.
Chcąc grać w otwarte karty nie dał za wygraną
- Czyste współżycie. Bez zakochiwania.
- Zgoda.
- Bo wiesz, cudownie mi się z tobą współżyje.
- OK.
- To zostań moją żoną.
- Jesteś pewien?
- Jestem, Ilono.
Bo to właśnie ta, a nie żadna Ilona była, którą Sromo siedemnaście miesięcy wcześniej po ośmiu stosunkach w osiem dni zaliczonych, wypierdolił z hukiem mimo, iż pozmywała naczynia nadzwyczaj dokładnie.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Detektyw Sromo · dnia 08.10.2009 08:27 · Czytań: 686 · Średnia ocena: 2 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: