Legion Armagedonu - Gorke
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Legion Armagedonu
A A A
Nareszcie dorwę skurwysyna!! – krzyczał uradowany kapitan straży miejskiej, James Ryan, biegnąc przez kręte uliczki miasta Vivec – tym razem mi się nie wymknie… - dodał prawie szeptem, z szyderczym uśmiechem, który wraz z szaleńczym wyrazem brązowych oczu, nadawał kapitanowi wygląd, którego żaden piekielny lord by się nie powstydził, a niejedną demoniczną pomagierkę przyprawił o omdlenie– Wreszcie, po tylu latach pełnych pościgów, upokorzeń i ciężkiej pracy, jest mój! Ha! Ten dzień musiał kiedyś nadejść, zawsze to wiedziałem. Dzień, w którym skończy się jego szczęśliwa passa i w końcu powinie mu się noga.

- Oczywiście bywały już podobne sytuacje- dodał po chwili, skręcając w uliczkę po lewej- niby już go miałem, ale znowu mnie wykiwał i uciekł, ale- szyderczy uśmiech Ryana rozszerzył się, ukazując zęby. Pochylił lekko głowę, sprawiając, że na twarz padał mu złowrogi cień i zachichotał cicho

- Ale nie tym razem! Teraz to ja jestem górą! Nigdy więcej już mi się nie wymknie!
- Ależ Kapitanie! - krzyknął ( a raczej wydyszał) z dezaprobatą Carmmain, jeden z dwóch kaprali biegnących za nim. Wprawdzie był nowy, dopiero po studiach, ale znał już na tyle Jamesa, aby wiedzieć, do czego zmierza jego przełożony.

- Nie możemy go zabić! Wedle kodeksu karnego miasta Vivec, paragraf czterysta pięćdziesiąt dziewięć …- Rayan zatrzymał się tak nagle, że dwójka zdyszanych strażników prawie wpadła na niego.
Odwrócił się, rzucając spojrzeniem, którym obdarzają źli władcy swoich sługusów, gdy ci przerywają im chwilę tryumfalnego upojenia swoim genialnym planem, słowami typu „ Panie, jest tylko jeden problem…”. Jego szczupłą twarz wykrzywił grymas gniewu.

– Kapralu Carmmain…!- prawie zaczął wywód, jakim każdy szanujący się dowódca dzieli się z „przemądrzałymi” kadetami, gdy nagle przerwał, widać było, że do głowy kapitana zawitała nowa myśl. Gniew powoli zastąpił uśmiech, a Ryan, po chwili, odparł spokojnie do dwójki kaprali, zaskoczonych nagłą zmianą nastroju swojego kapitana.

- Masz rację Carmmain, nie możemy go zabić – spojrzał na nich rozmarzonym wzrokiem- przecież są inne… Bolesne sposoby, na ukaranie takiego łotra, jak on- odwrócił się i znowu pognał przez kręte uliczki, mrucząc pod nosem o metodach zadawania bólu, tak wymyślnych i … oryginalnych, że „Piła” to tylko tępe narzędzie, służące, co najwyżej, do smarowania chleba.

Dwójka kaprali spojrzała po sobie że zrezygnowaniem i ruszyli znowu za Ryanem, próbując dotrzymać mu kroku.
Po prawie dziesięciominutowej bieganinie zakurzonymi uliczkami o wątpliwym spokoju i bezpieczeństwie, wybiegli w końcu na otwarty plac dzielnicy szlacheckiej. Jeśli kiedykolwiek, drogi czytelniku, zastanawiałeś się, dlaczego w wielu opowiadaniach tego typu, bogate części miasta znajdują się zaraz, koło dzielnic biedoty, zakurzonych i śmierdzących targów, bądź (jak w tym przypadku) są otoczone przez labirynt, zaniedbanych uliczek, to odpowiedź jest zaskakująco prosta.
Otóż szlachta charakteryzuje się (a wielmożni panowie z Vivec nie są od tego wyjątkiem) niesamowicie wielką chęcią pokazania, jak dobrze im się powodzi. A czy najlepszą metodą na to, nie jest przecież kontrast?

Kapitan James Ryan, jako pierwszy wkroczył na skąpany porannym słońcem, ogromny plac, jednej z najbogatszych części miasta, na którego środku znajdowała się ogromna willa lorda Archimoda. Nie było drugiej tak pięknej, niesamowitej i do granic możliwości przesyconej bogactwem budowli w całym Vivec. Nawet teraz każdy przechodzień mógłby się zachwycać jej geniuszem architektonicznym, wspaniałymi płaskorzeźbami, baśniowymi ogrodami i fontannami, gdyby nie horda ciężko opancerzonych i uzbrojonych po zęby strażników, otaczających cały teren posesji…
Dwójka zdyszanych towarzyszy Ryana dotarła na plac chwile po nim, z ulgą łapiąc oddech i chwaląc Pana za to, że wreszcie skończyła się ich szybka „przechadzka” po mieście. Kiedy w końcu byli w stanie zrobić coś więcej, niż ciężko dyszeć, parskać i przeklinać kondycję swojego przełożonego, zobaczyli kapitana jak ze splecionymi za plecami rękoma, obserwuje z dumą pierścień strażników, okalający cały teren posesji.
- Czyż to nie jest piękny widok?- zapytał z zachwytem kapitan, nawet nie oglądając się na swoich podkomendnych i nie czekając na odpowiedź, ruszył powoli w stronę willi. Ludzie odziani w zbroje rozstępowali się przed nim, salutując. Ryan z zadowoleniem na twarzy szedł przed siebie, kiwając im głową, a tym, co nie zdążyli odsunąć się przed nim na czas, ściskając dłonie że słowami „ dobra robota”. Cała ta kilku minutowa scena, przypominała kampanię prezydencką, w której to polityk, przeciskając się przez tłumy jego zwolenników, ściska dłonie, wymienia grzeczności i całuje dzieci podawane mu przez ich matki. Ryan nie należał do osób tego typu, ale w tej chwili, chwili jego triumfu, gdyby w tym tłumie stłoczonych i spoconych wojaków, znalazłaby się chodźmy jedna matka, że swoim dzieckiem, to pewnym jest, że uczyniłby podobnie.

W końcu dotarł pod duże, bogato zdobione, dębowe drzwi, gdzie już czekał na niego, jego stary przyjaciel i prawa ręka, Marcus, wraz z odzianymi w czarne zbroje, członkami oddziału specjalnego.
Marcus, który rozmawiał z dowódcą oddziału, czarnoskórym, dobrze zbudowanym mężczyzną, odwrócił się w jego stronę, kiwną mu głową i z uśmiechem powiedział słowa, które jak litanie, Ryan powtarzał przez całą drogę do posesji Archimoda-
-Mamy go Sir.
- Tak Marcus , nareszcie go mamy- odpowiedział kapitan i podszedł do nich.
- Jak wygląda sytuacja kapitanie Cole- zwrócił się do dowódcy jednostki specjalnej, podając mu rękę.
- Jak zapewnie Pan wie Sir. - powiedział, odwzajemniając uścisk dłoni- dowiedzieliśmy się o tym, że nasz stary przyjaciel postanowił dobrać się do jego kolekcji brylantów i drogich kamieni lorda Archimoda, słynnej w całej Temerii, jakie nasz drogi szlachcic, chciał dać swojej córce z okazji ślubu . Jako że wesele odbędzie się dziś wieczorem, Archimod postanowił dziś rano sprowadzić kolekcje że swojego tajnego skarbca, aby przygotować prezent. Zaraz po uroczystości młoda para udaje się na miesiąc miodowy do Damary, dlatego oczywistym jest fakt, że to jedyna okazja, aby ukraść takie kosztowności. Dlatego od wczoraj obserwujemy budynek.
Dziś, wcześnie rano, zauważyliśmy naszego kłopotliwego złodzieja, jak zakrada się do posiadłości.

Zaraz jak wszedł do budynku szybko otoczyliśmy całą okolicę i posłaliśmy po Pana Sir.
Wszystkie wejścia, okna, oraz dachy są obstawione, nie ma szans na to aby ktokolwiek wszedł, bądź wyszedł z placówki, bez naszej wiedzy.
- Bardzo dobrze, kiedy twoi ludzie będą gotowi do wejścia?
- W każdej chwili Sir.- odpowiedział Cole szczerząc zęby
-Czekaliśmy tylko na pana, Kapitanie- dodał Marcus.
- Dziękuję- spojrzał na nich z uśmiechem- dziękuje wam wszystkim- członkowie oddziału kiwnęli mu głową- a teraz- dobył miecza- nie pozwolimy chyba, aby nasz wspólny przyjaciel musiał na nas czekać, prawda?- Jego przyjaciel przytaknął i także dobył swojego miecza.
-Czas skopać skurwielowi tyłek!- zawołał Cole, na co jego ludzie odpowiedzieli entuzjastycznymi krzykami i wyciągali miecze. Kapitan uśmiechnął się pod nosem i z całej siły kopną w bogato zdobione drzwi, które oprócz sprawienia dobrego wrażenia, nie przedstawiały sobą żadnych walorów obronnych. Cała grupa, licząca sobie około dwudziestu osób, wpadła szybko do budynku.
- Cole, weź że sobą ośmiu swoich ludzi i przeszukajcie cały dół, sprawdzicie każdy, choćby, najmniejszy pokoik. Zostaw także dwójkę koło wyjścia, reszta- wskazał mieczem szerokie schody przed sobą
- za mną
- Tak jest Sir.- krzykną czarnoskóry wojownik i wskazał ręką na swoich podkomendnych. Ci bez słowa wykonali rozkaz. James wbiegł na schody z szaleńczym błyskiem w oku, cały czas, powtarzając sobie jedną myśl „ wreszcie go mam”. Rozbiegli się po całym budynku, wyważając każde drzwi, jakie śmiały im stanąć na drodze, przeszukując każdy pokój, toaletę, czy szafę.

Zbliżało się południe, słonce wisiało wysoko na bezchmurnym nieboskłonie. Powiewał lekki, chłodny wiaterek z północy, przynosząc miłe ukojenie w ten upalny, a zarazem piękny dzień. Ptaki świergocąc radośnie, Kompały się i zaspokajały pragnienie w ogrodowych fontannach Archimoda.
- To niemożliwe!- rozbrzmiał zrozpaczony, a zarazem pełen gniewu głos Kapitana Rayana, przerywając tą sielankową atmosferę i zmuszając kąpiące się ptaki do panicznej ucieczki.
- Znowu mu się udało- powtarzał wkurzony James, krążąc po holu posiadłości. Wokół niego stała reszta uczestników operacji, że spuszczonymi smętnie głowami.
- Jak to możliwe, że udało mu się uciec z otoczonego przez prawie stu ludzi budynku i nikt tego nawet nie zauważył ? – przeszedł przez cały hol, po czym zawrócił, przeszedł kawałek i nagle zatrzymał się, przypominając sobie przyczynę, która zwabiła sprawcę, całego tego zamieszania.
- Czy znaleźliście te drogocenne kamienie, po które przyszedł? – zapytał, choć w duchu znał już odpowiedź, licząc, że choć jednej rzeczy nie udało się zrobić złodziejowi.

Marcus skrzywił się i pokręcił głową, potwierdzając przypuszczenia Jamesa - niestety Kapitanie, szukaliśmy wszędzie, ale nie znaleźliśmy ich
-Cholera jasna!- krzykną Ryan i podją znowu swoją niestrudzoną wędrówkę wokół holu kontynuując- znowu mu się udało! Nie dość, że udało mu się uciec, to jeszcze zabrał co chciał i zrobił z nas idiotów. Znowu…
- James- powiedział ostrożnie Marcus i zatrzymał swojego przyjaciela, kładąc mu z troską rękę na ramieniu- naprawdę się starałeś… wszyscy się staraliśmy.
Ryan spojrzał na niego że smutkiem i powiedział zmęczonym głosem- Wiem – westchną i dodał-
- Wiem i doceniam to, ale sam rozumiesz… Już go prawie mieliśmy, już prawie… - Marcus przytaknął
Mu ,powoli obrócił zrozpaczonego kapitana w stronę drzwi i ruszył z nim do wyjścia
- Kiedyś na pewno go dorwiemy. W końcu popełni jakiś błąd, a w tedy na pewno będzie nasz. Musimy być tylko cierpliwi…
Ryan bezmyślnie pokiwał głową, ciągle w myślach powtarzając obsesyjnie jedno zdanie „ W końcu cię dorwę…”

Całą tę sytuację oglądała z oddali drobna postać, ukryta w cieniu jednej z uliczek, z której przyszedł kapitan straży miejskiej – Czasami jest mi ciebie żal James-
powiedział z udawaną troską zakapturzony Niziołek. Sięgnął do swojego czarnego płaszcza i wyciągnął z niego sporą sakwę. Rozwiązał zloty sznurek i lekko ją obracając, powoli pozwolił, aby parę błyszczących diamentów i drogich kamieni wysypało się na jego otwartą dłoń,
– ale tylko czasami – zachichotał cicho i wsadził zawartość z powrotem do sakiewki, którą następnie schował do odmętów swojego płaszcza.
- Muszę jednak przyznać, że byłeś dziś całkiem blisko- odwrócił się i ruszył szybko w głąb uliczki
- prawie ci się udało mnie złapać, naprawdę, jestem pełen podziwu, potrafisz się uczyć na błędach, a uporu nie da ci się odmówić, co nie zmienia jednak faktu-
Skręcił w stronę starego, opuszczonego budynku, który był wciśnięty w uliczkę. Podszedł do zatęchłych drzwi rudery, rozejrzał się dokoła, po czym pchną je i szybko niczym cień, wślizgnął się do środka.
- że jednak znowu umknął ci jeden drobny szczegół i dopóki tego sobie nie uświadomisz, dopóty będziesz zawsze wychodził na idiotę- przebiegł przez zrujnowany pokój, pełen zniszczonych mebli i starych sprzętów, kierując się w stronę drewnianych schodów z barierką
- Cały czas- kontynuował swój wywód do swojego niewidzialnego oponenta- uważasz mnie za łotra i bandziora, którego jedynymi cechami, odróżniającymi od innych łajdaków, jest niespotykana inteligencja i niezwykłe szczęście… To w sumie prawda- Począł się wspinać po starych schodach, które przy każdym najmniejszym nacisku, wyrażały swoją dezaprobatę
- ale jest jeszcze jedna rzecz, jakiej nie dopuszczasz, albo której boisz się dopuścić. Myśl, że jesteśmy w gruncie rzeczy tacy sami.
-gdy wdrapał się na szczyt schodów, skierował się w stronę ukrytych w cieniu drzwi, prowadzących do następnego pomieszczenia
- W prawdzie stoimy po przeciwnych stronach barykady. Ty jesteś oficerem straży miejskiej, stróżem prawa, a ja… Cóż, ja jestem…
- Bezczelnym złodziejem- usłyszał drwiący głos, dobiegający gdzieś z lewej strony pierwszego piętra.
Staną jak wyryty i powoli odwrócił w stronę niespodziewanego „źródła dźwięku”.
Tajemnicza postać siedziała na brudnym, obitym paskudnie zielonym materiałem fotelu, ulokowanym w kącie pomieszczenia, po lewej stronie schodów. Obok fotela, po prawej stronie, było okno, ze zniszczonymi, niedomkniętymi okiennicami. Wlewało się przez nie stróżka żółtego światła, lecz nie oświetlała ona postaci, a jedynie pogłębiała mrok, w jakim się znajdowała.

Złodziej wysilał wzrok żeby wyłapać jakieś detale, sowjego niespodziewanego rozmówcy, ale oprócz tego, że tajemnicza osoba miała na sobie, coś w rodzaju szaty, oraz że w dłoni jakiś okrągły przedmiot, prawdopodobnie monetę, którym ciągle się bawiła, to nie mógł niczego więcej dostrzec.
- Witaj Gorke, minęło dużo czasu, od naszego ostatniego spotkania-
- Wiesz, wiele osób spotkałem w życiu i trudno je wszystkie spamiętać, więc nie obraź się, jeśli nie będę cię pamiętać, bądź ciepło wspominać-
-odparł Gorke, uśmiechając się. Jednak pod maską spokoju, krył się niepokój. Rozum mówił Niziołkowi, że to zapewne jeden z tych łajdaków z Gidli Złodziei, który przyszedł , aby pozbyć się niechcianej konkurencji. W takiej sytuacji musiał ukryć emocje i zaskoczenie, aby nie dać przeciwnikowi przewagi i szybko obmyślić pan. W jego fachu to było częste i skuteczne posunięcie.

Jednak coś było nie tak. Czuł niepokój, jakiego dawno nie czuł przed inną osobą. Każdy nerw jego ciała chciał być jak najdalej, od tajemniczej postaci, to było jak pierwotny strach, zakodowany gdzieś w podświadomości, jakby każda komórka jego ciała krzyczała, że strachu. Sylwetka tego nieznajomego, sposób, w jaki był ubrany, w jaki bawił się tym przedmiotem, w jaki mówił, wszystko to wydawało mu się przeraźliwie znajome.

Tajemnicza postać wydała z siebie dziwny dźwięk, który w zamierzeniu miał być chichotem, ale bardziej przypominał przeraźliwe zgrzytanie metalu.
- Nie zmieniłeś się wcale chłopcze, nadal jesteś bezczelny i pewny siebie, ale nie jestem tutaj po to, aby odnowić stare znajomości-
mówiąc to wstał i zrobił parę kroków do przodu, tak, aby słabe światło że zniszczonego okna oświetliło go.
- Przyszedłem tu raczej po rzecz, która jest moja, a którą ty dawno temu mi ukradłeś…-
Gorke zamarł w przerażeniu, rozpoznając teraz swego rozmówcę. Z mroków wspomnień wyłonił się obraz, jaki zapamiętał, jako dziecko, jaki zawsze go prześladował i który starł się zapomnieć. Teraz powrócił on z jeszcze większą siłą, niż przedtem, bo stał parę kroków przed nim.

Wpatrywał się w jego twarz z przerażeniem i zaskoczeniem, którego nie był w stanie ukryć.
Twarz koszmarnej postaci, wykrzywił uśmiech, a oczy zwęziły się. Srebrne oczy, które wzbudzały paniczny strach. Oczy, które wciągały w swoją pustkę i więziły dusze. Oczy demona…
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Gorke · dnia 30.11.2009 09:04 · Czytań: 917 · Średnia ocena: 2,25 · Komentarzy: 14
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze
Jack the Nipper dnia 30.11.2009 18:54 Ocena: Przeciętne
Cytat:
jaki nadawał grozę( po wielu badaniach i eksperymentach przeprowadzonych w tym celu) hełm niemieckiego żołnierza w czasach drugiej wojny światowej)


Widzisz jakiś sens w tym zdaniu?

Cytat:
Krzykną ( a raczej wydyszał)


krzyknął

Cytat:
W prawdzie był nowy,


Wprawdzie

Cytat:
go już na tyle, aby wiedzieć, do czego zmierza jego przełożony.

- Nie możemy go zabić! Wedle kodeksu karnego miasta Vivec, paragraf 4590…- Rayan zatrzymał się tak nagle, że dwójka zdyszanych strażników prawie wpadła na niego.
Odwrócił się i rzucił w ich


go - jego - go - niego - ich - problem z zaimkozą

Cytat:
swojego przełożonego, zobaczyli swojego


2 x swojego

Cytat:
Czyż to nie jest piękny widok- Zapytał


jak zapytal to gdzie jest znak zapytania?

Cytat:
Nasi ludzie już od wczoraj, obserwują posiadłość i jakieś pół godziny temu zauważyli naszego


nasi - naszego = powt.

Cytat:
kiedy twoi ludzie będą gotowi do wejścia


znów zapominasz o znaku zapytania

Cytat:
Kapitan uśmiechną


uśmiechnął

Cytat:
około 20 osób


liczebnik słownie

Cytat:
kapiące się ptaki


kąpiące

Cytat:
Sięgną do


sięgnął

Cytat:
znowu umkną ci


umknął - czy ty tu przyszedłes prosto z forum Onet.pl?

Cytat:
swój wywód do swojego


swój - swojego = powt.

Cytat:
W prawdzie stoimy


wprawdzie

Cytat:
ulokowanym w koncie


kącie - czyli jednak jesteś z Onet.pl

Cytat:
detale, sowjego niespodziewanego


swojego

Cytat:
zapewne jeden z tych łajdaków z Gidli Złodziei, który przyszedł zapewne


2 x zapewne

Cytat:
się w cale chłopcze


wcale

Możliwe, ze masz jakis pomysł na opowiadanie, ale niestety utopilłsie on w powodzi błędów. Do generalnego remontu, bo to sie nie da czytac bez bólu uszu i górnej lewej piątki.
Gorke dnia 30.11.2009 21:17
Dziękuję bardzo za szczery i pomocny komentarz, który na pewno sprowadzi mnie na ścieżkę oświecenia.
Jednak mam pewną, drobną, uwagę do twojego komentarza.
Pozwolę sobie zacytować
Cytat:
czy ty tu przyszedłes prosto z forum Onet.pl?

Cytat:
czyli jednak jesteś z Onet.pl

Uwaga słuszna, bo tyle błędów zrobić, to tylko tzw. "dziecko neostrady" może zrobić. Ale świat byłby piękniejszy, gdyby człowiek
zanim napisze, coś co może być obraźliwe, zastanowi się dwa razy, bądź ubierze to w inne słowa.
Mógłbym Ci, drogi użytkowniku Jack the Nipper, podać wiele czynników, dla których osoba, znająca język polski na poziomie, może nie uniwersyteckim, ale przeciętnego zjadacza chleba, któremu błędy popełniać, nie ukrywajmy tego, zdarza się,
robi takie byki, pisząc na komputerze ( a nie na papierze), ale nie będę tego robił, bo jest to rzecz bezsensowna i wcale mnie to w Twoich oczach nie usprawiedliwi. Znam swoje możliwości, jak i braki z mojej strony , a jesteśmy ludźmi na tyle dojrzałymi, że niemiłe uwagi, są nie na miejscu.
Dlatego wezmę ten komentarz głęboko do serca i następną część, a takowa pojawi się na pewno, wystawię dopiero w tedy, gdy będę pewny, że jest pozbawiona większości błędów, aby nie prowokować tego typu, niemiłych sytuacji.
Jeszcze raz dziękuję i proszę, wszystkich użytkowników czytających to opowiadanie, aby pisali w komentarzach o rzeczach, jakie powinienem poprawić, bo często jest tak, że piszący nie zawsze zauważa niedociągnięcia swojej pracy, zwłaszcza, że jestem raczkującym "pisarzem". Myślę że tak będzie najlepiej dla Was, czytających, jak i dla mnie, piszącego.
PS. Zabieram się do poprawiania błędów:D
Usunięty dnia 30.11.2009 21:27
Cytat:
proszę, wszystkich użytkowników czytających to opowiadanie, aby pisali w komentarzach o rzeczach, jakie powinienem poprawić, bo często jest tak, że piszący nie zawsze zauważa niedociągnięcia swojej pracy


Gorke, ale dostałeś taki komentarz od Jacka i masz pretensje, więc o co Ci właściwie chodzi?
Azazella dnia 30.11.2009 21:41 Ocena: Dobre
Ale Oke, Gorke nie rzuca się o komentarz Jacka. Nie ma pretensji o wytknięcie mu błędów. Jemu chodziło raczej o to, że Nipper nazwał go dzieckiem neostrady
Cytat:
kącie-czyli jednak jesteś z Onet.pl

trochę dziwnie to zabrzmiało, żeby nie powiedzieć obraźliwie...
Elwira dnia 30.11.2009 21:44 Ocena: Przeciętne
To ja już lepiej nic pisać nie będę...

Cytat:
Dlatego wezmę ten komentarz głęboko do serca i następną część, a takowa pojawi się na pewno, wystawię dopiero w tedy, gdy będę pewny, że jest pozbawiona większości błędów, aby nie prowokować tego typu, niemiłych sytuacji.


To bardzo miłe z Twojej strony ;)

Gorke, publikując tekst na portalu musisz być przygotowany na krytykę osób obcych. Nie zawsze będzie ona delikatna. Jack akurat nie napisał nic obraźliwego. Wskazał tylko błędy. Nie załamuj się, tylko do pracy. Per aspera ad astra ;)
Gorke dnia 30.11.2009 22:11
Powiedzmy, że nazwanie kogoś osobą z forum Onet.pl, mając świadomość, na jakim poziomie ono stoi, ma na celu dosadne przekazanie odbiorcy, na jakim stoi poziomie. Żyjemy w cywilizowanym świecie i obracamy się na tym forum wokół takiego towarzystwa, że używanie tak "bezpośrednich" sformułowań, jest, powiedzmy, nie na miejscu. Ale kończąc tą bezcelową dyskusję.

Cytat:
publikując tekst na portalu musisz być przygotowany na krytykę osób obcych. Nie zawsze będzie ona delikatna.

Dziękuję mimo wszystko za ostrzeżenie (do niektórych rzeczy człowiek musi się przyzwyczaić) i postaram dać z siebie wszystko.
Usunięty dnia 30.11.2009 22:16
To ja z góry przepraszam, że nie będę komentować Twoich tekstów, bo po tym wyniósłbyś się z PP.

Pozdrawiam i życzę łaskawych komentatorów :)
Gorke dnia 30.11.2009 22:41
Ostatni raz rzucam się o taką głupotę, bo naprawdę zabawnym jest, jak dorośli ludzie, kłócą się o coś takiego. To w sumie moja wina, bo pierwszy raz wystawiam teks publicznie i powinienem przewidzieć, że nie wszystkie komentarze będą wytykać błędy w sposób miły dla autora (nieraz człowieka wkurza, jak ktoś popełnia tak oczywiste błędy) . Odezwała się we mnie po prostu kłótliwa, polska natura, nie cierpiąca krytyki. Jeszcze raz przepraszam za zaistniałą sytuację i byłbym naprawdę szczęśliwy, widząc w swoich komentarzach także wasze słowa krytyki, Okami i Jack, nie ważne jak bardzo będą one dosadne.
Jak to mawiał bóg śmierci, Charnel " Jakie życie byłoby szare i nudne , gdyby nie ludzkie konflikty i spory"
Usunięty dnia 30.11.2009 22:49
Okami, to tutaj jest Bury :) Ja mam na imię Oke.
Gorke dnia 30.11.2009 22:51
Ach, przepraszam, z rozpędu zrobiłem błąd. Mam znajomą o nicku Okami i mózg podświadomie robi mi figle. Przepraszam Oke.
Usunięty dnia 01.12.2009 14:02 Ocena: Przeciętne
Gorke, popełniłes mase blędów interpunkcyjnych, tam gdzie powinno być dużej litery jest z małej i odwrotnie.

ogólna zasada, na przykładach:

1)
- Wiem - mruknął starszy brat Kowalskiego.
2)
- Wiem. - Starszy brat Kowalskiego niecierpliwie machnął ręką.

Chodzi mi o kropkę lub jej brak i o małą lub dużą literę. Nawiasem mówiąc, brak kropki po tym pierwszym "Wiem" nie oznacza, że nie może być tam wielokropka, pytajnika albo wykrzyknika.

Albo tak tez jest poprawnie:
- Mariola, lepiej usiądźmy - mężczyzna zatrzymał się i spojrzał na kobietę - bo mnie w krzyżu łupie.
Tu partia narracyjna "rozrywa" jedno zdanie dialogu, więc krropki i duże M niepotrzebne.
Generalnie małą literą zaczyna się partię narracyjną rozpoczętą od czasownika określającego wypowiedź:
- Nieee!!! - wrzasnął Bonifacy.


Albo tak:

- Mariola, lepiej usiądźmy, bo mnie krzyżu łupie. - Mężczyzna zatrzymał się i spojrzał na nią wyczekująco. - To jak, może na tej ławce?
Gorke dnia 01.12.2009 14:11
Ok, już poprawiam
Jack the Nipper dnia 01.12.2009 20:52 Ocena: Przeciętne
Ajajaj.
Wcale nie miałem na mysli dziecka neostrady, no przecież! Dzieci neostrady nigdy w zyciu by nie skleciły tekstu ktory ma więcej niż dwa zdania złożone i nie zawiera przynajmniej 27 błędów ortograficznych.

Chodziło mi o to, że na Onecie mogłeś się napatrzeć na błędne wpisy i nimi zasugerować. Tam własnie końcówki -ą i -om są czarną magią.

Jesli to uraziło - przepraszam. Absolutnie nie bylo to moją intencją.
Gorke dnia 01.12.2009 21:06
Nie ma potrzeby, abyś mi się tłumaczył, ale trzeba przyznać, że miło z twojej strony, że to robisz.
Tak czy siak, muszę być przygotowany na ostre krytyki, które mogą się pojawić w przyszłości. Jeszcze raz przepraszam za zaistniałą sytuację, bo jak już mówiłem wcześniej, to moja wina, bo źle odczytałem twoje intencje (człowiek bywa czasami przewrażliwiony) i zamiast słuchać drogich użytkowników forum, wolałem się kłócić. Emocje wzięły górę.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty