Zabójczy kwiat (cz.3) - Ivan_potulny
Proza » Historie z dreszczykiem » Zabójczy kwiat (cz.3)
A A A
Ranek był wyjątkowo chłodny, temperatura w nocy spadła poniżej zera, dlatego marznąłem teraz stojąc na przystanku i czekając na autobus, który miał już pięć minut spóźnienia, co mnie niezwykle irytowało. Rzeczywiście musze koniecznie sprawić sobie własny samochód.
Karolina była niezwykle rozpromieniona i podniecona, jednak teraz wszystko będzie zależeć tylko ode mnie, ona będzie spokojnie czekać, chyba, że powodem jej ekscytacji było coś innego.
- Dobrze, że jesteś – rzekła
- Cześć, też się cieszę.
- Masz wszystko? – Zapytała
- Oczywiście. – W plecaku miałem pięć odbitek, płytę CD z resztą zdjęć schowaną w białej kopercie na odwrocie, której napisałem numer konta bankowego, który mi wczoraj podała i dowód osobisty gościa, całą resztę miałem w głowie.
- Świetnie, tu masz kluczyki do Mazdy, stoi pod blokiem.
- Dzięki, ale nie będziesz jej potrzebować?
- Nie, już załatwiłam sobie transport, weź samochód dziś do siebie, przyjedziesz nim po mnie jutro, jeszcze napisze ci, o której godzinie.
- Ok. skoro tak mówisz. – Wziąłem od niej kluczyki.
- Dobra, powinieneś już jechać, trafisz tam?
- Jasne – odpowiedziałem, kierując się w stronę drzwi. Wczoraj zanim położyłem się spać przestudiowałem plan Rzeszowa znaleziony w internecie. Wcześniej byłem parę razy w tym mieście, więc nie miałem obaw, że się zgubię. Po chwili mknąłem już drogą krajową numer cztery. Sześćdziesiąt kilometrów dzielących Tarnów od Rzeszowa pokonałem bardzo szybko, bez problemów znalazłem też właściwy adres. Dom był naprawdę imponujący. Położony na obrzeżach miasta otoczony solidnym kamiennym ogrodzeniem z wyszukanym podjazdem zrobionym z kostki brukowej i naturalnego granitu, musiał kosztować majątek. Na podjeździe stała nowiutka terenowa Toyota. Zaparkowałem przy wjeździe i wysiadłem z samochodu. Byłem ubrany cały na czarno, do tego założyłem ciemne okulary. Stojąc przy drogim sportowym aucie musiałem wyglądać na poważnego gościa. Nacisnąłem przycisk domofonu. W ręce trzymałem większą kopertę, w której znajdowała się mniejsza z płytą i odbitkami zdjęć. Minęła chwila jednak nikt nie odpowiedział. Otworzyły się drzwi wejściowe i wyszła przez nie kobieta. Dzieliło mnie od niej jakieś piętnaście metrów. Kręciło się przy niej dwoje dzieci w wieku kilku lat. Kobieta zauważyła mnie, kazała dzieciom wejść do samochodu, a następnie zwinnie podbiegła do bramki.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc – zapytała z uśmiechem. Była całkiem ładna, mogła mieć około trzydzieści lat, szczupła, wysoka z długimi, czarnymi jak heban włosami, które rozpuszczone, delikatnie powiewały pod wpływem lekkich podmuchów wiatru. Po kilku pochmurnych dniach, dziś w końcu zaświeciło słońce, więc nie zdziwiły jej moje ciemne okulary.
- Dzień dobry – odwzajemniłem uprzejmość – zastałem może pana Dolińskiego?
- Męża nie ma w domu, pojechał do pracy, spóźnił się pan piętnaście minut, ale może mogę coś przekazać – zwróciła wzrok na trzymaną przeze mnie kopertę, ciągle się uśmiechając. – Żebyś wiedziała, co w niej jest to by ci mina zrzedła – pomyślałem.
- Nie, dziękuje, muszę się z nim spotkać osobiście. Nie mam niestety adresu jego miejsca pracy, mogłaby mi pani go podać? – Poprosiłem grzecznie. Spojrzała na mnie zaintrygowana, po czym wyciągnęła z torebki niewielki notes i długopis, zapisała adres, wyrwała kartkę i wręczyła mi do ręki.
- Proszę, i niech mi pan wybaczy, ale muszę odwieść dzieci do szkoły i do przedszkola.
- Dziękuje pani bardzo i życzę miłego dnia.
- Ja panu również, dowidzenia. – Obdarzyła mnie jeszcze jednym uśmiechem, po czym odwróciła się i ruszyła w stronę Toyoty machając ręką do dzieci siedzących na tylnej kanapie. Wróciłem do wozu i odpaliłem silnik. Jadąc pod podany przez kobietę adres myślałem, jakim trzeba być palantem, żeby mając taką ładną żonę szukać rozrywek u jakiś małolat, choć z drugiej strony Karolina nie była zwykłą małolatą. Jak sama kiedyś powiedziała zapewne nawet papież by się jej nie oparł. Po chwili dotarłem pod budynek banku, którego dyrektorem była nasza ofiara. Szybko zlokalizowałem recepcje.
- Dzień, dobry, gdzie swój gabinet ma pan Doliński? – Zapytałem urzędującej sekretarki.
- Pan dyrektor jest teraz zajęty, prosił żeby mu nie przeszkadzać, był pan może umówiony? – Odpowiedziała lakonicznie.
- Nie, nie byłem, ale proszę mu przekazać, że czeka na niego pewna osoba, którą nie dawno poznał na konferencji w tarnowskim ratuszu, myślę, że pan dyrektor mnie przyjmie. – Sekretarka odczekała kilka sekund, po czym bez słowa podniosła słuchawkę telefonu i przekazała, o co ją prosiłem, po chwili przytaknęła i odłożyła słuchawkę na miejsce.
- Pan Doliński spotka się z panem. Jego gabinet znajduje się na drugim piętrze, zaraz naprzeciwko windy – wytłumaczyła mi jak mam trafić. Kiedy stałem w windzie moje tętno przyspieszało z każdą chwilą, poziom adrenaliny gwałtownie się podnosił, wiedziałem, co mam mówić, wcześniej wiele razy wyobrażałem sobie tę rozmowę, ale jak on zareaguje? Na pewno nie będzie zadowolony, a co jeśli od razu zadzwoni na policję? Na chwile przejął mnie strach, teraz jednak nie mogłem zrezygnować, to zabrnęło już za daleko, zresztą, co powiedziałbym Karolinie? Winda się zatrzymała i drzwi się otworzyły. Zrobiłem kilka kroków i znalazłem się przed gabinetem Jana Dolińskiego. Czułem się jak uczeń w podstawówce, który nabroił i został wezwany na dywanik do dyrektora. Zapukałem. Odczekałem trzy sekundy i otworzyłem drzwi. Gabinet wyglądał jak te, które można zobaczyć w amerykańskich filmach. Uderzał przepych. Podłoga była wyłożona marmurem po prawej antyczny regał, naprzeciwko niego kilka wysokich egzotycznych roślin. Na środku stał duży stół o rzeźbionych nogach, siedział za nim na skórzanym fotelu poważny mężczyzna.
- Dzień dobry panie dyrektorze – przywitałem się
- Kim pan jest? Sekretarka powiedziała, że poznaliśmy się w Tarnowie, ale nie kojarzę pana – odparł zdziwiony.
- Tak, ale to było jednostronne poznanie, ja pana widziałem, pan mnie na szczęście nie – uśmiechnąłem się do niego szyderczo. Przypomniałem sobie ich wspólną scenę, przez co wezbrały we mnie gniew i obrzydzenie. Byłem teraz spokojny i nie miałem już żadnych skrupułów.
- Pewnie spodziewał się pan miłej blondynki? – Kontynuowałem z cynizmem. Sekretarka nie powiedziała mu, że czeka na niego mężczyzna. W tym momencie zrobił się czerwony i rozpiął guzik przy koszuli luzując krawat. Był zakłopotany, nie wiedział, co odpowiedzieć. Piękny widok, warto było – pomyślałem.
- Nie wiem, o czym pan mówi – odrzekł po chwili.
- Wiesz bardzo dobrze – darowałem sobie już formę grzecznościową. – Mam tu dla ciebie coś na pamiątkę tamtej fantastycznej przygody – rzuciłem na stół kopertę. Doliński sięgnął po nią niepewnie. Dałem mu chwilę na zapoznanie się z jej zawartością. Widziałem jak grunt pali mu się pod nogami.
- Nie myślałeś o karierze gwiazdy porno Janek? – Stawałem się coraz bardziej bezczelny i dziwiłem się, z jaką łatwością mi to przychodzi.
- Ty gnoju – wybuchnął gniewem – zaraz zawiadomię ochronę i wywalą cię na zbity pysk.
- Tylko grzecznie proszę, zastanów się na spokojnie czy warto. Masz piękną żonę Janek, wspaniałe dzieciaki… hm żona nie ucieszyłaby się na widok tych zdjęć.
- Jak śmiesz – wtrącił się.
- Nie przerywaj proszę, kiedy mówię. Myślę, że wasze małżeństwo czekałby kryzys, może rozwód, te materiały byłyby wtedy świetnym dowodem twojej winy, żona oskubałaby cię do reszty. Pomyśl czy warto?
- Czego chcesz? – Zapytał zdezorientowany.
- Taki mądry facet, dyrektor poważnego banku i nie wie, czego mogę chcieć? Powinieneś zadać pytanie ile? Trzydzieści tysięcy na konto, którego numer masz podany na odwrocie mniejszej koperty, jest w niej płytka, na której są wszystkie zdjęcia, możesz sobie pooglądać. A i spiesz się, jeżeli za trzy dni nie zobaczę pieniędzy na koncie taką samą płytę otrzyma ode mnie w prezencie twoja żona. – Byłem z siebie dumny za ten teks. Miałem zażądać dwudziestu tysięcy, ale trochę mnie poniosło, zresztą na pewno będzie go stać, sam wystrój tego gabinetu musiał kosztować pięć razy więcej.
- A skąd mam mieć pewność, że jeśli zapłacę to moja żona o niczym się nie dowie?
- Nie masz takiej pewności musisz mi zaufać, Janek. Czekam do poniedziałku. A teraz wychodzę i nie próbuj mnie zatrzymywać. Pozdrów ode mnie żonę, naprawdę piękna kobieta, szkoda tylko, że jej maż to taki dupek.- Odwróciłem się i ruszyłem w stronę drzwi. Doliński nic nie odpowiedział, przeżywał teraz to, co się wydarzyło. – A i jeszcze jedno – wspomniałem naciskając klamkę – kazała mi przekazać, że byłeś fatalny i z nikim tak się nie nudziła. – Po tych słowach wyszedłem i skierowałem się do windy. Na parterze rzuciłem jeszcze uśmiech w stronę sekretarki.
- Wow! – Zawołałem siadając za kierownicą Mazdy – jesteś zajebisty – powiedziałem sam do siebie. Czułem się wspaniale. Tak to było to, teraz jestem prawdziwym draniem. Nie myślałem o konsekwencjach swojego czynu, w ogóle mnie to nie interesowało, były ważniejsze rzeczy. Prowadząc wóz wziąłem do reki telefon i wybrałem numer Karoliny, chciałem się z nią wszystkim podzielić. Niestety po pięciu sygnałach odebrała automatyczna sekretarka. – Załatwione, gość pękł, myślę, że nie będzie robił problemów, chciałbym się z tobą spotkać, odezwij się jak będziesz mogła, cześć – nagrałem dla niej wiadomość i zamknąłem klapkę telefonu. Karolina powiedziała, że mogę zatrzymać samochód do jutra, postanowiłem, więc to wykorzystać. Znów chwyciłem za telefon.
- Cześć Marek, co się dzieje? – Odezwał się głos w słuchawce.
- No cześć. Słuchaj Artek, co dziś robisz? Mam pewien pomysł, jeśli jesteś wolny.
- Ja zawsze jestem wolny – zaśmiał się do telefonu – to, co wymyśliłeś.
- Tak naprawdę to nie wiem jeszcze, co dokładnie, będę u ciebie za dwie godziny i coś ustalimy.
- Ale mówiłeś, że masz jakiś pomysł – Artek był strasznie dociekliwy.
- No, bo mam, pomysł żeby się dziś zabawić. Tak jak powiedziałem będę za dwie godziny, a teraz kończę, do zobaczenia. - Rozłączyłem się. Nie lubię rozmawiać przez telefon, kiedy prowadzę.


- O cholera! – Krzyknął kumpel, na widok samochodu, z którego wysiadałem. Szczęka opadła mu do samej ziemi.
- Cześć – przywitałem się
- Skąd wytrzasnąłeś taką furę – Artek nie mógł wyjść ze zdziwienia.
- Ukradłem – zażartowałem – a tak serio to pożyczyłem od jednego kolegi na wieczór – skłamałem.
- Nie wiedziałem, że masz kolegów, którzy jeżdżą takimi samochodami.
- Nie zła, nie? Widzisz wiele rzeczy o mnie jeszcze nie wiesz – zagrałem tajemniczego gościa, choć on akurat był osobą, która znała mnie najlepiej.
- Mam nadzieje, że dasz mi się przejechać? – Powiedział to prawie błagalnym tonem. Obaj byliśmy wielkimi fanami motoryzacji. Co prawda rodzice Artka byli nieźle ustawieni i on sam jeździł niezłym wozem, któremu jednak do RX8 było daleko.
- Dobra, ale pod jednym warunkiem – zrobiłem krótką pauzę, aby zbudować napięcie – musisz wygrać ze mną w squasha. Mam ochotę trochę się zmęczyć a ty?
- Jasne, chętnie cię ogram, poczekaj tylko spakuje strój do torby i możemy jechać – wszedł z powrotem do domu, ja zaczekałem w samochodzie. Po dziesięciu minutach wrócił niosąc na ramieniu sporą torbę. Kiedyś często grywaliśmy, teraz jakoś nie było okazji, dlatego cieszyłem się, że wpadłem na ten pomysł.
Godzinę później byliśmy na miejscu. Gdy wysiadaliśmy pod ośrodkiem sportowym, przyglądało nam się kilka dziewczyn, szliśmy jak dwa pawie w okresie godowym. Pomyślałem czy też zwróciłyby na nas uwagę gdybyśmy podjechali starą „beczką” ojca. Bardzo mi się to podobało, niebezpiecznie bardzo. Wypożyczyliśmy sprzęt i udaliśmy się pod ścianę.
- Poznałem pewną dziewczynę – wtrąciłem nagle, gdy zaczęliśmy grać. Komuś musiałem o tym w końcu powiedzieć.
- No to świetnie, ładna? – Artek jak zwykle myślał tylko o jednym.
- Widziałeś Wenus z Milo?
- Ten posąg? Pewnie a kto nie widział? – Zadał retoryczne pytanie.
- Jest jakieś osiem i pół razy ładniejsza od Wenus.
- A co jest zimna jak kamień czy też nie ma rąk? – Kolega zażartował.
- Jest idealna. Stary takiej dziewczyny jeszcze nie widziałem.
- Już twoja?
- Niestety nie, ale będę nad tym pracował – uśmiechnąłem się szyderczo
- Oby była warta.
- Jest – odpowiedziałem szybko bez namysłu. Nie musiałem się nad tym zastanawiać, było to oczywiste.
- One wszystkie są warte, wszystkie są takie same. – No tak, niedawno zostawiła go już druga dziewczyna w ostatnich kilku miesiącach, więc chłopak chwilowo miał nienajlepsze zdanie o płci pięknej. Po tej krótkiej dygresji zamilkliśmy. Znów zacząłem o niej myśleć i nie przeszkadzało mi nawet to, że byłem już mocno zmęczony szybkim tempem gry, zresztą nie mogłem się skupić na odbijaniu piłki, kiedy w mojej głowie była Karolina. Oczywiście przegrałem. W drodze powrotnej zgodnie z obietnicą dałem Arturowi prowadzić. Bałem się trochę, bo jechaliśmy pożyczonym wozem, a on nie był najlepszym kierowcą. Cały czas rozmawialiśmy o tym, w jaki sposób silnik Wankla z tak małej pojemności generuje tyle mocy, przechwalając się nawzajem swoją wiedzą na temat motoryzacji.
- To do jutra – rzucił Artek, gdy żegnaliśmy się pod jego domem. Zrobiłem lekko zdziwioną minę, co od razu zauważył.
- Jesteśmy umówieni jutro o osiemnastej na paintball, chyba pamiętasz?
- Tak, jasne, to do jutra, cześć. – Totalnie sobie o tym zapomniałem.
Wracałem do domu, przeżywając w myślach wydarzenia dzisiejszego dnia. Wydawało mi się, że to wszystko miało miejsce lata temu. Z rozmyślań wyrwał mnie błysk niebieskiego światła w lusterku. – By to szlag – pomyślałem i momentalnie przejął mnie strach. Za mną jechał radiowóz, który pojawił się jakby z nikąd i teraz nakazywał mi zjazd na pobocze. Tysiące myśli przebiegły mi przez głowę. No to po mnie. Wiedziałem, o co im chodzi. Ten frajer zadzwonił po gliny. Musiał zauważyć, do którego samochodu wsiadłem po wyjściu z banku, zapisał numery wozu, albo zrobiła to dla niego sekretarka, lub kto ktokolwiek, nieważne, teraz za wszystko beknę. Odpowiem za szantaż. Matko, to przecież poważny zarzut, pójdę siedzieć. Byłem przerażony, przez moment chciałem wcisnąć gaz do dechy, ale szybko uzmysłowiłem sobie, że to nie ma sensu. Zjechałem na pobocze. Byłem na drodze prowadzącej przez las. Ciemna noc, księżyc w nowiu, gwiazdy schowane za chmurami i wysokie drzewa potęgowały we mnie strach. Pomyślałem o drugiej opcji. Czytałem niedawno o złodziejach, którzy przebrani za policjantów jeździli radiowozem i zatrzymywali drogie samochody by je potem ukraść. Mazda była z pewnością świetnym celem dla takich bandytów. Tak to była naprawdę świetna alternatywa, albo mnie aresztują, albo zabiją i ukradną pożyczony wóz. Może powiem im, co dziś zrobiłem to mnie puszczą, w pewnym sensie też byłem bandytą, czyli kolegą po fachu. Minęło może pół minuty, kiedy te wszystkie myśli kłębiły mi się w głowie, a wydawało mi się, że czekam już wieczność na to, co nieuniknione, a co zaraz mnie spotka. W bocznym lusterku zauważyłem jak z zaparkowanego tuż za mną radiowozu wysiada wysoki mężczyzna w policyjnym mundurze. Szedł w moją stronę. – A czego się cholera spodziewasz?! Że pójdzie do lasu zrobi siku wróci do radiowozu i odjedzie?! – Krzyknąłem do siebie w myśli. Mężczyzna był już dwa kroki od moich drzwi. Jezu, zaraz wyciągnie pistolet karze mi wysiadać z auta, oprzeć się o maskę i skuje mnie kajdankami jak to się widuje w filmach, albo od razu do mnie strzeli, wywali z fotela i odjedzie moim samochodem. – Człowieku, na co czekasz? – Pomyślałem, silnik ciągle pracował na biegu jałowym. – Wrzuć bieg i uciekaj! – Byłem przerażony, ale nie potrafiłem zadziałać. Mężczyzna podszedł i zapukał w szybę. Powoli przesunąłem rękę w stronę przycisku na drzwiach, aby ją opuścić.
- Dobry wieczór, aspirant Wojciech Szafrański, proszę zgasić silnik i przygotować dokumenty.
- Dokumenty? – Podświadomie zapytałem zdziwiony.
- Tak, prawo jazdy, dowód rejestracyjny i ubezpieczenie. – Pomyślałem, że trochę dziwnie to wygląda jak na aresztowanie. Zapewne sięgnę po papiery i dostane pałką w głowę, po czym obudzę się w rowie, a samochodu nie będzie.
- Proszę chwilkę poczekać, to pożyczone auto muszę poszukać dowodu. – Może przesadzam, a to jest zwykła kontrola drogowa, tylko ja po dzisiejszych przeżyciach niepotrzebnie fantazjuje. Prawko miałem w portfelu. Sięgnąłem do schowka w nadziei, że znajdę tam resztę dokumentów. Było w nim mnóstwo kosmetyków i – cholera – zakląłem.
- Ale proszę nie przeklinać panie kierowco – upomniał mnie policjant. – Myślał pewnie, że to z nerwów, bo nie mogę znaleźć papierów. Dokumenty były w schowku, ale prócz nich i kosmetyków była tam jeszcze sporej wielkości torebeczka z czymś, co nie budziło moich wątpliwości. Zielone ziele to marihuana. Na oko było tego z dziesięć gram. Boże, jak to zobaczy to pójdę siedzieć za handel. Cały się roztrzęsłem. Wyciągnąłem dowód, następnie prawo jazdy z portfela i podałem mężczyźnie.
- Coś nie tak panie władzo? – Spytałem niepewnie, wiedząc, co znajduje się w schowku i jakie są konsekwencje posiadania tego gówna w takiej ilości.
- Ja wiem, że to szybki wóz – spokojnym głosem zaczął policjant. – Wiem, że droga jest pusta, szeroka i prosta, jednak jedzie pan przez las. Wcześniej był znak ograniczenia prędkości do pięćdziesięciu kilometrów na godzinę, mniemam, że pan go widział i wie pan, dlaczego on tam stoi. W lesie w każdej chwili może wtargnąć na drogę dzikie zwierze. Byłoby szkoda przez głupotę skasować tak fajne autko. Przy prędkości stu dwudziestu kilometrów na godzinę, kolizja z dzikiem nie należy do przyjemności.
- Sto dwadzieścia? – Zapytałem.
- Tak się składa, że mamy w radiowozie wideo-radar, który wszystko zarejestrował, jeśli pan nie wierzy, zaraz panu pokaże.
- Bardzo przepraszam panie władzo. Zamyśliłem się i nie zauważyłem jak szybko jadę. – Kurcze, zwykłe przekroczenie prędkości, a ja snułem już najgorsze domysły. Nagle kamień spadł mi z serca. Cieszyłem się jak dziecko. Wiedziałem, ze zaraz dostane wysoki mandat i przynajmniej dziesięć punktów karnych, ale to było niczym w porównaniu z moimi obawami sprzed kilku chwil.
- Widzę u pana jednak szczerą skruchę. – Spojrzałem na policjanta, który przewracał stronę dowodu rejestracyjnego. Zauważyłem jak wyjmuje z niego stu złotowy banknot. – Myślę, że tym razem wystarczy słowne upomnienie – dodał. Cholera, a to spryciula. Karolina była widać przygotowana na takie spotkanie. Łapówka w dowodzie plus jej urok osobisty, to musiało zawsze działać. Ja, co prawda nie posiadałem ponad przeciętnej urody, jednak tym razem wystarczył całkiem przeciętny banknot.
- Dziękuje panie władzo, obiecuje poprawę.
- No ja myślę – policjant odpowiedział groźnie. – Następnym razem nie będziemy tacy pobłażliwi. Może pan jechać dalej tylko proszę przepisowo.
- Tak na pewno będę, dobranoc – pożegnałem się z nieukrywaną ulgą. Przez to wszystko chyba zwariuje. Mam nadzieje, że na widok policji nie będę więcej popadał w histerię. Zapaliłem silnik i ruszyłem, śledząc uważnie wskazówkę prędkościomierza wskazującą pięćdziesiątkę. Po chwili radiowóz mnie wyprzedził i szybko zniknął mi z oczu. Ach żeby wam teraz jakiś dzik wyskoczył przed maskę, życzyłem policjantom.
Gdy przyjechałem do domu była jedenasta, matka spała, zawsze zasypiała razem z kurami. Było mi to na rękę, nie musiałem jej tłumaczyć skąd mam samochód, rano zapewne wstanie o szóstej zobaczy wóz i z trudem wytrzyma, żeby mnie nie obudzić w celu przeprowadzenia przesłuchania. Wszedłem pod prysznic i odkręciłem kurek z ciepłą wodą, marzyłem o prysznicu. Gdy skończyłem się myć, myślałem już tylko o tym, żeby się porządnie wyspać. Ledwie zdążyłem zamknąć oczy zadzwoniła komórka. Karolina dzwoni – mówił mrugającym światłem wyświetlacz.
- Cześć – przywitałem się zmęczonym głosem, – dlaczego wcześniej nie zadzwoniłaś?
- Miałam wyłączony telefon, zresztą tam gdzie byłam ze świeczką szukać zasięgu – wytłumaczyła się. – Przyjedź do mnie jutro o siedemnastej.
- Ok – odpowiedziałem automatycznie. Po chwili przypomniałem sobie, że jestem jutro umówiony z chłopakami. – A nie mogę wcześniej? Mam plany na wieczór.
- To je odwołaj, chcę cię gdzieś zaprosić.
- Gdzie?
- Na razie ci nie powiem, ale będzie bombowo, obiecuje.
- Wiesz, co? Nie lubię takich imprez.
- Ale dla mnie zrobisz wyjątek – była bardzo pewna siebie.
- No dobrze będę…
- To fajnie do zobaczenia.
- Zaczekaj – krzyknąłem, ale już mi nie odpowiedziała. Od razu wybrałem jej numer, jednak, łagodny automatyczny głos powiedział mi, że abonent ma wyłączony telefon lub jest poza zasięgiem. Chciałem ją zapytać o narkotyki w schowku. Wciąż tam były. Nie wiedziałem czy mam ją uświadomić, że wiem, czy może zachować to dla siebie. Przez głowę przemknęła mi pewna myśl, może Karolina handluje narkotykami i dlatego ma pieniądze na wszystko. Nie, to niemożliwe, nie wygląda na dilera. W takim razie, po co jej tyle trawki? Będę musiał to zbadać.


Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Ivan_potulny · dnia 10.01.2010 09:09 · Czytań: 588 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 1
Komentarze
przyroda dnia 10.01.2010 10:33 Ocena: Bardzo dobre
Witam...chyba staję się fanką...Twojej historii...hehe
Widzę już mniej zbędnych opisów...akcję pchasz do przodu...ok. jedynie czego mi tu brakuje...to motywu tajemniczej Karoliny...za tajemniczej...
odsłona poczynań i zamierzeń...z jej perspektywy...uatrakcyjniłaby opowiadanko...
Sprawnie Ci to pisanie wychodzi, płynnie i przyjemnie się czyta...
Pozdrawiam :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty