Budzik zaterkotał zgodnie z planem.Spod zwału czegoś co prawdopodobnie było kołdrą i poduszką dobiegł stłumiony stek przekleństw.Chwilę później z czeluści wysunęła się duża owłosiona stopa. Palce poruszały się powoli i ostrożnie - jak ramiona kosmicznego lądownika badającego powierzchnię obcej planety.
-O żeż kurwa!Jakie to zimne!-
Zakomunikowała reszta ciała podążająca za stopą. Pobrzmiewał w tym okrzyku mocno oskarżycielski ton. Można by pomyśleć iż właściciel stopy wini za temperaturę podłogi tajemny sojusz ciemnych mocy. Przejrzenie zaległych rachunków za ogrzewanie było zajęciem zbyt trywialnym by się tym zająć i rozwikłać zagadkę .
Duża kołtuniasta głowa kiwała się niepewnie na boki. Po dłuższej chwili całe ciało z ciężkim westchnięciem przyjęło umiarkowanie pionową pozycję. Przebrnięcie przez pomieszczenie tonące w półmroku nie obyło sie bez kilku wypadków. Głuchy stuk ( głowa powitała otwarte drzwi szafki)
Plastikowe chrupnięcie ( prawdopodobnie zdeptany telefon albo pilot) Ciepłe i puszyste ( dziki miaukowrzask nie pozostawił wątpliwości na kogo się natknął)
Mimo tych drobnych trudności obiekt, nieustannie pomrukując pod nosem, dotarł wąskim korytarzem do kuchennych drzwi. Ciężko oparł się o framugę a dłoń macając szukała czegoś na gładkiej ścianie. Wreszcie. Pstryk.
Zapalenie światła wcale nie okazało się takim dobrym pomysłem. Jak na obrazku ze szkolnego podręcznika widać było iż dobroczynne krasnoludki nie nie zakradły się tam podczas nocy. Stół nadal zawalony był resztkami z poprzedniego dnia, a ze zlewu szyderczo wystawały brudne naczynia.
Nawet koci kącik wyglądał jakby futrzak jedząc pluł wokół siebie. Rzeczywistość była gorsza, perfidny czworonóg miał zwyczaj wywlekania wszystkiego z miseczki i konsumowania w nieprzeznaczonych do tego miejscach jak choćby świeżo uprany dywan.
Nie poświęcając więcej chwil na ponurą kontemplację R ( nie lubił swojego imienia, czasem z goryczą wspominał iz powinien był się urodzić w innym kraju) skierował się do narożnika pomieszczenie gdzie na blacie stał całkiem elegancki ekspres do kawy.
Jak automat wymienił filtr na czysty, wsypał aromatyczną kawę, nalał do zbiornika wody i włączył maszynę. Z ściennej szafki wyjął przedostatnią czystą filiżankę.
Z zamkniętymi oczami stanął przed dużym oknem, nasłuchiwanie pyrkającego ekspresu było jedną z jego ulubionych porannych aktywności. Tym razem jednak coś mu przeszkadzało. Niechętnie odemknął powieki. Momentalnie zdefiniował problem. W kamienicy stojącej po drugiej stronie podwórka, mieszkanie vis a vis jego zajmowała ciekawska staruszka. Całymi dniami opierajac się nia poduszkach leżących na okiennym parapecie obserwowała sąsiadów. Prawdopodobnie znałaby już wiele wstydliwych sekretów, gdyby nie to że była praktycznie ślepa i głuchawa. Niezmiennie jednak przeszkadzało mu iz patrzy prosto w jego kierunku- irytujące było to hipotetyczne ograniczenie jego jeszcze bardziej hipotetycznych skłonności do ekshibicjonizmu.
Chętnie pokazałby jej język ( taki dziecinny wygłup mógłby poprawić humor gorzej gdyby akurat wtedy zobaczyła go dziewczyna mieszkająca piętro niżej) zamiast tego podniósł rękę i powoli zamachał. Nic. Oczywiście tego nie widziała. Parsknął pod nosem i zajął się czymś pożyteczniejszym. Ekspres zakończył swoją pracę i gorący życiodajny płyn czekał cierpliwie w szklanym dzbanku. Odstawił napełnioną filiżankę, do pełni szczęścia brakowało mu tylko zabielacza w postaci śmietanki. Owszem miewał chwilę gdy pił również czarną i gorzką, ale nigdy na pusty żołądek.
Szlag. We wnętrzu lodówki znalazł tylko kwaśną śmietankę i pusty kartonik po mleku. Jak w bajce której tytułu nie pamiętał, im bardziej potrząsał kartonikiem tym bardziej tenże był pusty. Drapiąc się w głowę rozważał alternatywę. Wypije czarną kawę na pusty żołądek co w krótkim czasie skończy się nieprzyjemnie upokarzającą dolegliwością, albo szybko weźmie się w garść i wyskoczy na zakupy do na szczęście niezbyt odległego sklepu.
W podjęciu decyzji pomógł mu nie kto inny jak kot. Szturchnął go łebkiem w nogę i pewien już właściwej atencji wydał z siebie niepokojąco długie i donośne miauknięcie. Następnie przespacerował się leniwie do swoich niestety pustawych miseczek. Tam oklapł i z pasją wylizywał je do czysta jakby był od wielu dni głodzony. Wobec czego R wiedział iż uratują go już tylko zakupy. Wolał nie przekonywać się kolejny raz do czego zdolna jest ta rudawa bestia w stanie niezadowolenia.
Natarczywy dzwonek do drzwi zaskoczył go w trakcie przegrzebywania się przez zawartość szafy z ubraniami. Ilekroć do niej zaglądał przeklinał się za zwyczaj wrzucania do czy też upychania w niej części garderoby bez jakiegokolwiek systemu. Dopóki się mieściły a drzwi suwane dały zamknąć był zadowolony.
Machnął na to ręką, w końcu była dopiero ( właściwie do nie do końca pamiętał na którą nastawiał budzik) nieważne, jest u siebie i skoro ma ochotę to otworzy w piżamie. Przecież nikt mu nie zabroni.
Zrezygnował z zerkania przez judasz, ewentualność napadu wydała mu się absurdem do potęgi.Otworzył skrzypiące drzwi,kiedy zobaczył kto za nimi stoi zszokowany wymamrotał:
-To Ty?!Niemożliwe!-
c.d.n.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
keefree · dnia 26.11.2007 15:52 · Czytań: 781 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora: