Anna 5 - tajga1805
A A A
5
-Ta latarka nic, a nic nam nie pomaga.- Scott dotykał przedmiotem ściany, chociaż snop światła biegł dalej, jak gdyby nie zważając na przeszkodę.- Sądzę, że jedyne, do czego może być przydatna, to odnaleźć nasz punkt orientacyjny. A dalej proponuję iść po omacku.- Zgasił.
-Jeżeli natrafimy na schody, to trzeba będzie tam coś zostawić, jakiś przedmiot. A może nawet coś poukładać wzdłuż ścian, żeby orientować się w przestrzeni.- Luc wyciągnął z kieszeni garść monet.- Położę to na pierwszym stopniu, będą odbijały światło.
-Obejdźmy cały teren jeszcze raz. Skoro przeoczyliśmy schody, to może i coś jeszcze umknęło naszej uwadze. –Arturro zwilżył językiem wargi.- Czy zauważyliście, że nic nie jedliśmy od czasu wylądowania tutaj?
-Może i tak, ale ja i tak nie czuję głodu...-Głos Scotta był na równi zdziwiony, co kaprala.- Śmieszy mnie tylko, że to ty o tym wspomniałeś.
-Bo lubię jeść!- Pellegrini śmiechem skwitował swoje odkrycie.
Cała trójka posuwała się wzdłuż ściany trzymając jedną rękę na ramieniu sąsiada, drugą opierając o ścianę. W sytuacji, w której się znaleźli, bardziej mogli polegać na dotyku. Wzrok był złudny. W świetle widzieli jedynie samych siebie i rzeczy do nich należące, wszystko inne, za wyjątkiem podłoża było całkowicie przezroczyste, bez konturów, płaszczyzn, cieni. Odkryli to przypadkiem, kiedy Scott świecił latarką po pozostałych osobach. Żadna z nich nie miała cienia...
-Może źle szukamy. Może nie powinniśmy chodzić tylko dookoła, środek tego lotniska też zasługuje na zbadanie.-Pellegrini miał jak zawsze swoje własne spojrzenie na rzeczywistość.- Ta przestrzeń wedle obliczeń ma tyle długości, że F-18 spokojnie wyląduje i wystartuje...
-I po starcie poleci świecą w górę, bo inaczej rozwali się o niewidzialne ściany, co?- Scott pochwycił myśl przyjaciela,- To również może być maszyna pionowego startu, a może i nie jedna? Skąd do głowy ci przyszło lotnisko?
-Z lotniskowca. Aleks, sam spójrz. Orientacyjna szerokość to dwieście pięćdziesiąt, sześćdziesiąt metrów, długość będzie gdzieś z dziesięć kilometrów. Prawie każdy samolot tu wyląduje, a duże ogranicza tylko szerokość skrzydeł. Psia krew! Niech mnie jasna krew zaleje, jeżeli źle to kombinuję. Popaprane Ufole zrobiły sobie ukryte lotnisko w jakieś dżungli.- Kapral dał upust swoim rozmyślaniom.- Ta młoda mówiła, że przedzierała się przez gęsty las i zeszła po schodach... A ja tu do k... nędzy żadnych schodów nie widzę!
-Aleś się rozgadał?- Scott zmarszczył czoło.- Może masz i rację... Schodów też nie ma, a to wcale nie znaczy, że ich nie było.- Rozmyślał na głos.- Jesteśmy już blisko kobiet, twoje lotnisko obeszliśmy i zero kolejnych odkryć...
-Błąd!- Odezwał się cichy do tej pory Luc.- Jestem pragmatykiem i twierdzę, że choć ścian nie widać, to jednak wyczuwa się, że były wykuwane w skale-zniżył głos do szeptu. To dziwne, że o tym pomyślałem dopiero teraz. Te ściany wcale nie są gładkie.- Dokończył.
-Co mamy o tym myśleć?- Scott również szeptem zapytał naukowca.
-Teraz jeszcze nic. Za chwilę, jak dojdziemy do naszych rzeczy, spróbuję odłupać trochę tej skały. Może to nam da coś do analizy...- Luc pomyślał teraz, ile by dał za przyrządy pomiarowe...
-Idziemy, gadamy, gadamy. Ja to jeszcze o czymś pomyślałem...- Odezwał się Pellegrini- Może to nie wypada, ale myślę o Annie. Po jaką chorobę szła w las w tym stanie. To mi wygląda na ósmy, no siódmy miesiąc ciąży. Nie wiem, ale uważam, że powinna być przy mężu, chłopaku. Szykować wyprawkę dla dziecka, a nie ciskać się w tarapaty! Albo jest kretynką i ma nie równo pod kopułką, albo zabiła chłopa, który się nad nią znęcał i teraz ucieka od odpowiedzialności. Nic innego nie ciśnie mi się pod mózgownicę...-Kapral miał najwyraźniej wisielczy nastrój.
-A wyobraź sobie sytuację: Maltretowana, bita poniżana przez męża, ucieka od niego. Albo jadą samochodem, mają wypadek i ona traci pamięć a teraz błądzi po lesie- Scott sparodiował sarkastyczny głos Pellegriniego.- Kolejne. Jest na wycieczce w parku krajobrazowym, gałąź spada jej na głowę i traci kierunek. Albo przespała się z żonatym pastorem i gonią ją wyrzuty sumienia...-Śmiał się dalej.
-Dobra, dobra. Poddaję się. Zapomniałem, że jak się uprzesz, jesteś gorszy gaduła ode mnie.- Skapitulował Pellegrini.- Teorii może być wiele. Anna sama nam powie, co się stało, jak się obudzi. Zapal latarkę, czy nie widać naszego obozu.- Dodał.
-Masz nosa!- Snop światła oświetlał obóz w odległości około dwudziestu metrów.
Aleks przełożył latarkę do drugiej ręki i swobodnym krokiem ruszył w stronę kobiet. Obie spały na prowizorycznym legowisku, Anna mocnym snem kobiety umęczonej, skulona w kłębek, i okryta puchową kurtką Scotta. Pochrapywała lekko. Anabelle położyła się obok niej i też drzemała. Jednakże, gdy podeszli mężczyźni podniosła głowę z niemym zapytaniem w oczach...
-Nic! Niczego nie znaleźliśmy Ann.- Luc patrzał gdzieś przed siebie.- Chcę tylko jeszcze coś sprawdzić. Faktura tych ścian jest dziwna, przepuszcza światło, choć w dotyku to jest lita skała. Czy mamy coś, czym można by było odłupać jakąś próbkę?- To pytanie skierował do Aleksa.
-Sądzę, że coś się da wykombinować. W plecaku Anny widziałem jakiś nóż, a i Arturro ma zawsze jakieś narzędzia po kieszeniach, prawda?- Mrugnął na przyjaciela.
-Nie! No młotka to ja nie mam..., Ale szczypce uniwersalne i śrubokręty są, nawet mały przebijak. Znajdźcie mi materiał, to zbuduję odrzutowiec! Skwitował ze śmiechem...
Podszedł do ściany i zaczął ją obstukiwać i sprawdzać fakturę pod palcami. Za chwilę zaczął przymierzać przebijak do jednego miejsca i energicznie parokrotnie uderzył weń szczypcami. Wszyscy usłyszeli odgłos sypiących się odłamków, nawet dość sporych rozmiarów.
-To teraz tylko je pozbierać! Tylko jak, skoro ich nie widzę.- Pellegrini uklęknął na jedno kolano i zaczął zagarniać rękawem po podłożu.
-W dotyku normalne kamienie, poczekajcie, chyba mam już wszystkie.-Mówił przeczesując jeszcze palcami cały względnie teren. –Aleks, albo mi poświeć latarką, tylko na ręce, albo...- Sięgnął ręką do kieszeni, chwilę poszukał w jej przepastnej głębi i wyjął zapalniczkę benzynową.- Sprawdzę, czy jeszcze działa to cacko.
Parokrotnie potarł kamieniem, aby iskry zajęły knot, ale to, co zobaczył, aż nim otrzęsło ze zdziwienia. Z resztą podobny efekt odczuli wszyscy widzowie tego zdarzenia. Na drobne odłamki leżące najbliżej zapalniczki spadło parę iskier, gdy te eksplodowały silnym błyskiem świetlnym. Wybuchy, choć niewielkie, bo i z jakich małych drobin powstały, wskazały jednoznacznie na potencjał całości. Luc patrzył to na miejsce zderzenia, to na twarze współtowarzyszy, odchrząknął lekko, podrapał się po brodzie.
-No to lotnisko możemy sobie wykluczyć.- Skwitował.- Sądzę, że taki efekt dałoby zmieszanie siarki z magnezem i ziemią okrzemkową... Tylko to tutaj jest w jednym składniku, w jednym kamieniu... Wychodzi na to, że siedzimy we wnętrzu olbrzymiego zapalnika!

* * *

Na ekranie komputera powstawały co rusz kolejne wykresy sinusoidalne. Crig już od dłuższego czasu siedział przed klawiatura i coś uporczywie przeliczał.
-To jednak nie UFO. Przy tej długości fali nadajnik musi się jednak znajdować na Ziemi. Zaraz, tylko gdzie?- Wystukał polecenie i ukazała się mapa Ameryki. Po kolejnych komendach zmniejszyła się skala, za chwilę widział tylko swój Stan. Po kolejnej komendzie na monitorze ukazała się siatka maksymalnego zasięgu jego stacji.
Crig chwycił słuchawkę telefonu, wystukał numer do znajomego:
-Michael? Świetnie, że cię zastałem. Włączyłbyś nasłuch na fali? Chcę namierzyć jedną stację nadawczą. Nie, nic poważnego, tylko może jakiś dzieciak się bawi. Tak? To Świetnie, startujemy!- Odłożył słuchawkę i podszedł na powrót do radia:
-Tu VLK12 23 . Nadaję do nieznajomego, z którym zyskałem kontakt o godzinie dziewiątej siedemnaście. Powtarzam...
Cisza trwała dłużej niż w trakcie pierwszego kontaktu, ale po upływie czterech minut cała historia powtórzyła się. Wypowiedź Criga przetworzona jak gdyby przez syntezator mowy została odesłana w eter... W chwilę po tym usłyszał w radio kod wywoławczy Michaela.
-Mamy go! Prześlę ci moje współrzędne do kompa. Ale skoro to dzieciak, to ma bogatego tatuśka. Taki sprzęt! Trzymaj się.
Crig podszedł do komputera i włączył skrzynkę e-mail. Dane naniósł na siatkę mapy. Teraz patrzał, jak na monitorze rysuje się wektor do przecięcia fali. Tymczasem z nie wyłączonego radio, w głośniku znów dał się słyszeć przetworzony głos:
-„Mamy go! Prześlę ci moje współrzędne do kompa....”
-„Dzieciak lubi się droczyć? Ale już nie długo.”- Pomyślał chłopak.
W tej chwili komputer robił stopniowe powiększenie skali, pominął Klevland, Sandusky, i kiedy Crig myślał, że zatrzyma się w Lorian, wektor posunął się w głąb lasów. Daleko, daleko w głąb lasów po drugiej stronie jeziora Erie.
-Detroit, nie wiedziałem, że tak daleko sięgnę,- Szeptał chłopak, patrząc jak urzeczony w ekran.- Co?- Krzyknął.- Tam jest las, olbrzymi las! Dzieciak może nadawać tylko z miasta, a nie z głębi lasu?! Przecież to musi być potężna antena...

* * *

-Generale, z dotychczasowych informacji, testów i analiz wnioskujemy, ze jest to sztuczny twór, nie pochodzący bezpośrednio z Ziemi. – Ruff stał w swobodnej pozycji przed przyjezdnym.- W dokumentacji zamieszczono dodatkowo wszystkie teorie dotyczące tafli. Jedna jest najbardziej prawdopodobna i za nią przemawiają dane symulacji komputerowej.- Podszedł do telewizora i uruchomił DVD.- Materia jest tak zagęszczona, że w pierwszym momencie trudno było rozwikłać strukturę. Ja nie powiem tego naukowo, ale wszystkie ziemskie komputery mieszczą się na obszarze zero koma sześć hektara.
Nie znamy jeszcze źródła zasilania. Profesor Simpson twierdzi, że jest to albo wyrafinowana maszyna do zabijania, albo winda… Do nich…- Umilkł patrząc na ekran, na którym właśnie widoczny był „efekt wody” i znikający transporter robota.
-Co mam przekazać Prezydentowi?- Generał, człowiek, po którym widać było, że ambicje przywódcze schował dawno temu do szuflady, siedział za biurkiem i powoli pykając z fajki to zerkał na ekran, to przeglądał kolejne strony raportu.- Cofnie pan do momentu rozpoczęcia znikania i puści spowolnione!
Ruff wraz z Generałem patrzyli na pierwszą małą falę rozchodzącą się od gąsienic robota. Ruch jej był spokojny, jak gdyby ktoś bawił się galaretą. Następna była trochę wyższa.
-Fascynujące, to rzeczywiście daje złudzenie wody.- Generał patrzał jak zahipnotyzowany.
Wtem Ruff zatrzymał obraz. Na ekranie widoczna była pierwsza fala powracająca. Nie dochodziła do miejsca, skąd rozpoczęła swoją wędrówkę. ColdTop włączył poklatkowo odtwarzacz. Już kolejny pływ zatrzymał się w tym samym miejscu, sięgając jednak wyżej, a następny jeszcze wyżej, nie dochodząc jednak do samego obiektu. – Jasne! To zakrywa, ale jednak nie „topi”! Tam powstaje kopuła dookoła wszystkiego, co się tam znajdzie. Panie Generale, uważam, że przydałaby się jeszcze jedna wyprawa w tamten rejon, tym razem jednak, trochę inaczej zorganizowana!- Pułkownik wyglądał jak człowiek, który jest zdecydowany na wszystko.
-Ale ja tak nie uważam. Dotychczasowe straty, to czterech ludzi i robot warty cztery miliony dolarów. Nawet nie wiemy, czy nasi ludzie żyją, a pan uważa, że należałoby jeszcze kogoś wysłać.- Generał spojrzał na oficera, jak gdyby z zapytaniem: ”pan oszalał?”.
-Panie Generale nie sądzę, że należałoby wysyłać kogokolwiek.- Ruff chwycił za oparcie krzesła, obrócił do siebie i usiadł okrakiem.- Zorganizowałem tutaj całą bazę z pańskiego polecenia. Cały sztab ludzi, naukowców, techników, żołnierzy czeka bezczynnie na rozwój wypadków, bo to, co mamy do tej pory, nie wynikło od nas. To są tylko suche badania i sugestie. Ja proszę o ostatni eksperyment. Pójdę tam sam, ze sprzętem, który ja uznam za odpowiedni i jeżeli nie powrócę, wtedy pan zrobi to, co uzna za stosowne.- Patrzał w oczy przełożonego, cały czas ściskając w swojej potężnej ręce oparcie krzesła. Głos miał cichy opanowany, ale słychać było w nim pełne zdecydowanie, upór, z którego był znany.- Sprawdził mnie pan misji i twierdzę, że w tym wypadku też sobie poradzę.- Dokończył opuszczając głowę.
-Co chciałby pan zabrać ze sobą majorze?- Dowódca nie miał ochoty odciągać od postanowień tego człowieka, o którym zawsze mówił, że jest jego „Asem w Rękawie”, a wiedział, że jest uparty nawet za cenę złamania rozkazu.- Zastrzegam jedynie, że za miesiąc mam odejść na emeryturę, a chciałbym jeszcze coś dopisać do listy pana zasług.
-Niewiele, Generale. Coś wynajdę u naszych naukowców a resztę zabiorę z domu.- Skwitował ColdTop.

* * *

-Co ja tu robię? Pierwsza randka i bliskie spotkania trzeciego stopnia. Wiesz Steven, już się nie boję. Ani tych ścian, których nie ma, a są, ani tego, że nie mogę wrócić do domu.- Łzy Trixy mówiły coś z goła odmiennego.
-Przestań! Słyszysz, przestań…- Steven wstał od ogniska.- To wszystko nie tak. Tu ściana, tam ściana, do samochodu nie dojdziesz i boję się, że skoro wejdę do wody, to z niej nie wyjdę.- Machinalnie zaczął bawić się małym, płaskim kamykiem podniesionym sprzed linii wody.
Byli już tutaj od trzech godzin. Kiedy doszli do miejsca po starym ognisku Beata spostrzegła, że niewidzialna bariera jest cały czas o dwa metry za nimi i około pięciu na boki. Palenisko było oddalone może o sześć kroków od wody, ale oboje bali się pokonać tą odległość. Rozłożyli swoje plecaki. Steven rozwinął koc, a Trixy przygotowała posiłek.
Na szczęście w przestrzeni, którą teraz dysponowali było ustawionych parę stosów drzewa, dzięki czemu chłopak nie męczył się zbytnio z rozpaleniem ogniska i przygotowaniem czegoś do picia. Zjedli, śmiejąc się ze wszystkiego, udając, że to, w czym się znaleźli wcale nie istnieje. Ale to, co dzieliło ich od reszty otoczenia, było realne.
Steven rzucił kamieniem po tafli wody, puszczając kaczkę. Plask, plask, plask. Otoczak delikatnie prześlizgiwał się po płaszczyźnie dalej i dalej, aż gdzieś może za dziewiątym razem zanurzył się w głębinie.
-No to, chociaż przed nami ściany nie ma!- Skwitował.
-No to może ja pójdę popływać?- Beata podeszła do brzegu jeziora i przykucnęła wpatrując się w dal.- Wiesz, ja tak myślę, czy czasem nie zostaliśmy tu przyprowadzeni specjalnie. A jeżeli mamy wejść do wody?
-Tylko, jeżeli z niej nie wyjdziemy?- Chłopak podszedł do ogniska.- Dobrze Trixy, ty teraz idź popływać, a ja posiedzę przy ognisku. Jak tylko coś się będzie dziać, od razu wyjdź z wody.
-Dobrze mój obrońco!- Beata pokazała swoje równiutkie zęby w szerokim uśmiechu.- Ale teraz się odwróć, abym mogła się przebrać w kostium.
Steven zaczął łamać patyki z najbliższej sterty i dorzucać je do ognia, choć dzień był naprawdę upalny. Usiadł na ziemi, wpatrując się w ogień i począł rozmyślać o obecnej sytuacji.
„Złapało nas coś w pułapkę. Są to niewidzialne ściany i oddzielają nas od lasu i od samochodu. Czy samochód ma w tym jakieś znaczenie? A może ktoś zadbał o naszą własność? Kto za tym stoi? Rosjanie, Chińczycy, Korea? A jeżeli Beata ma rację, i w to są zamieszani przybysze z innej planety? Czy mamy oboje wejść do wody?”
-Beata, jaka jest woda?- Zawołał do dziewczyny oddalonej o około siedem metrów od brzegu.
-Płytka i mocno nagrzana!- Krzyknęła i zanurkowała wystawiając rękę nad wodę.- Widzisz? Chodź do wody! Drugi raz nie będę zapraszać…- Jej figlarny głos w zupełności go chyba przekonał.
Szybko zrzucił z siebie spodnie, koszulkę i z rozbiegu wskoczył w fale. Jeden, dwa, trzy kroki i... Stracił grunt pod nogami. Całym ciężarem ciała zanurzył się w toni. Lubił pływać i był świetnym nurkiem, więc w nagłym przebłysku postanowił, że skoro dziewczyna zrobiła mu psikusa, odpłaci jej pięknym za nadobne.
Mając zapas powietrza, nie wynurzył się od razu, tylko popłynął pod powierzchnią w kierunku, gdzie orientacyjnie powinna płynąć Trixy. Jakoś za chwilę ujrzał jej ciało unoszące się na powierzchni. Zbliżył się jeszcze bardziej, odwrócił na plecy i ostatnią długość przepłynął wykonując delikatne tylko ruchy nogami, dłoni używając jako stateczników poziomych, podobnie do łodzi podwodnej. Przesuwał się powoli od stóp, wzdłuż nóg, pasa, aż zrównał się pod wodą z Beatą. Zauważył jeszcze, że ona trzyma głowę nad wodą i rozgląda się dookoła, i... Że za moment spróbuje zanurkować, i zamknął oczy, wstrzymując wszelkie ruchy ciała.
Beata wiedząc, że pływa najlepiej z całej klasy, śmiała się w duchu. Widziała Stevena, jak ten pozbywa się odzieży, jak przeskakuje przez najbliższy stos drzewa i jak wbiega do wody. Ona sama przy pierwszym zanurkowaniu stwierdziła, że ma pod sobą głębię bez dna, ale nie przerażało jej to zbytnio:” Steven chwalił się, że pływa dobrze, to zaraz wypłynie i pościgamy się trochę”. Ale on nie wypłynął. Chwila, potem druga...
-Czemu nie wypływa?- Rozglądała się na boki.- Steven, bez jej!- Uporczywie patrzała na przestrzeń przed sobą i wyobrażając sobie, jak chłopak wyskakuje nad wodę prychając i złorzecząc, i... Ale nic.- Steve, to nie jest śmieszne?- Mruknęła- A może nie jesteś dobrym pływakiem?- Nagle przeszył ją lęk, że jeżeli jej świeżo upieczona sympatia zachłysnął się wodą, to równie dobrze może teraz pogrążać się w głębinie, a ona nawet nie wie, jak głębokiej...
-No to idę po ciebie!- Wyrwało się jej,nabrała potężny haust powietrza i szybkim ruchem spięła ciało, aby jak najgłębiej zanurkować...
Na powierzchni pokazały się najpierw nogi Beaty, a tuż za chwilę potężna ilość pęcherzyków powietrza, uwolnionych silnym skurczem przepony. Oboje wypłynęli w tym samym czasie. Oboje silnie kasłając i wypluwając wodę, która w sekundzie dostała się do buzi, z tą jedną różnicą, że chłopak uśmiechał się od ucha, do ucha, a dziewczyna jeszcze przecierała oczy.
-Ty, ty orko, ty!... Płastugo!- Krzyczała Beata pomiędzy kolejnymi kaszlnięciami.- Co ci wpadło do głowy, żeby mnie tak przerazić? Jak mogłeś?- Wyrzucała z siebie lawinę słów.
-Chociaż mogłaś szepnąć słówko, że jest kapinkę głębiej, niż pokazałaś.- Wyszczerzył zęby w swoim najprzymilniejszym uśmiechu…- A swoją drogą… Zgrabna jesteś!

* * *

-Czego możemy się spodziewać?- Głos inspektora był jak gdyby przepełniony pustką.- Co w ogóle ma się wydarzyć?
-Wszystko i nic!- Brzmiała odpowiedź.- To, co może się stać, przekreśli wasz byt. To, co możecie zrobić przy użyciu waszej technologii jest niczym.
Pokój, jeżeli tak można nazwać to pomieszczenie, był owalny. Panował tu gęsty, aż wyczuwalny mrok, przytłaczający wręcz swoim ciężarem. W paru punktach, bardziej dla orientacji, niż dla rozjaśnienia ciemności paliły się słabe diody. Za niewidocznym stołem konferencyjnym, ustawionym na środku pomieszczenia w profilowanych fotelach siedziało jedenaście postaci. Jedną z nich był inspektor, który chciałby w tym momencie zapomnieć, że słyszy te słowa.
-Na jaką pomoc możemy liczyć z waszej strony?- Pytał dalej.
-Tam, skąd przybyli, zostawili tylko roje meteorytów. My znaliśmy ich zamiary i wiedzieliśmy, czego mamy szukać. Długo obserwowaliśmy ich w Iresse, to jest według waszego nazewnictwa Gwiazdozbiór Malarza. Oni zajmują tylko układy podwójne z planetą, na której stężenie azotu i tlenu jest większe, lub równe waszej. Planety, jak wasza, służą im tylko za energię do kolejnych podróży.- Głos był rzeczowy, jednakowoż cały czas beznamiętny, jak gdyby sztuczny.
-Sądzę, że rozumiem. To według tego, ile czasu nam zostało i czego mamy szukać?- Inspektor zadał kolejne pytanie. Wiedział, że ten dialog może uchronić Ziemię przed agresją. Mężczyzna, który wprowadził go do tego pomieszczenia, przestrzegał, że może zadawać pytania tylko tyle razy, ile osób znajdować się będzie na sali.
-Oni dbają o swoje byty. Jeden był już wcześniej na waszej planecie. Szukajcie cząstki po nim pozostawionej. Materię i przestrzeń układają w tylko dla nich potrzebne struktury. Szukajcie czterech. Zmuszą was do uruchomienia bomby, gdy będą gotowi.- Brzmiała odpowiedź.
„ Nie tak, jeszcze nie tak”- Inspektor był w panice myśli- „Jakie teraz pytanie mam zadać? Ile jeszcze ich mam?”
-Jak wygląda ładunek?- Spytał.
-Punkt, który do niego prowadzi, jest waszą zagadką. Jest też detonatorem, który chcą, abyście uruchomili. Zapalnik pozostawił byt. – Mówił matowy głos...
-Co uruchamia detonator?- Inspektora nie zadowoliła odpowiedź i zapragnął, choć jedną z rzeczy odkryć, które może uda się najszybciej odnaleźć.
-Determinacja i wasz strach.- Tylko trzy słowa były odpowiedzią.
„Błąd.”- Konkludował mężczyzna, który wiedział, że tylko to, czego się dowie, uratuje Ziemię.-„ Straciłem. Zostały cztery pytania a niewiadomych tysiące.”

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
tajga1805 · dnia 24.01.2010 09:17 · Czytań: 757 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty