Wiersze moja zgubą
W maju 2006 roku, zdecydowałem się na zakup laptopa. Broniłem się długo, jestem starej daty, urodziłem się kilka lat po wojnie. Po jakiego czorta, jest mi potrzebny komputer?. Choroba nowotworowa zabrała mi prawe oko, zostałem monoopticus- jak fachowo się taki stan przypadłości nazywa. Za i przeciw, w moich rozmyślaniach trwały dość długo. Wreszcie nastąpił taki moment, kiedy powiedziałem sobie- jadę do Makro.
Zakupiłem na raty oczywiście, bo jakże miało być inaczej, rencina cieniutka. Nie miałem żadnego pojęcia o obsłudze , ale powoli, powoli- czytając wnikliwie mądre książki, z pomocą niebios zacząłem powoli wgryzać się w obsługę...Nawet zamówiłem internet- no i zaczęło się...
Wyszukałem witrynę poetycką , jedną- potem drugą i zamieściłem swój pierwszy wiersz. Cieszyłem się jak małe dziecko, skakałem do góry z radości. Wiersz oczywiście, taki z półki- nazywanych częstochowskimi rymami, ale mój...
Oczywiście pojawiły się recenzje, tych pierwszych wypocin, pozwoliło mi to na szlifowanie swojego warsztatu. Tak zaczęła się przygoda z poezją. Krąg przyjaciół zaczął się powiększać. Może raczej, krąg przyjaciółek- gdyż statystycznie, więcej kobiet niż mężczyzn- jest wśród poetów amatorów. Bawiło mnie pisanie maili, wymiana uwag na temat poezji. Z czasem zawiązały się pierwsze niewinne wirtualne romanse...Byłem we własnym sosie. Nie wierzyłem, że internet, może być takim wspaniałym wynalazkiem. Rozmawiałem z całym Światem. Grono wielbicielek mojego talentu poetyckiego, powiększał się z dnia na dzień. Nie nadążałem z odpisywaniem korespondencji.
W moim życiu, otworzyła się nowa epoka, nowy wspaniały rozdział. Owładnięty jeszcze depresją, po załamaniu nerwowym z powodu utraty oka- nagle zacząłem być komuś potrzebny...Komuś podobało się to co robię...Piękne wiersze piszesz...Brawo...prosimy o jeszcze...Powiem krótko, zachciało mi się żyć. Jakby wstąpił we mnie- nowy duch...
Ale cóż, w życiu tak bywa- sielanka długo trwać nie może. Zazwyczaj wiem, z własnego doświadczenia- coś co piękne, nie trwa długo...Tak było i tym razem.
Żona, dotąd nigdy nie zainteresowana, ani komputerem , ani moimi wierszami- nagle zaczęła zaglądać do mojego pokoju...Niby to , po ołówek, a to pod innym pretekstem...często z zapytaniem- co robisz?.
Nic złego nie przeczuwałem, zagląda- to zagląda...
Czasami nie zdążyłem, zamknąć gadu gadu i coś tam zobaczyła, czego raczej- widzieć nie powinna. Nic złego nie robiłem- rozmawiałem z miłymi kobietami. Czy to przestępstwo?. Na wypadek wszelki, nie zwierzałem się z treści tych rozmów...
Czego oczy nie widzą- tego sercu nie żal...
W swoim telefonie komórkowym , miałem oczywiście numery do kilku przemiłych pań. Nie dlatego, aby zawracać im w głowie, ale po to- by wymieniać poglądy na temat wierszy. Zdarzały się takie wpadki, że na witrynie poetyckiej wstawiony wiersz, miał błąd ortograficzny. Wtedy komórka do ręki i szybkie powiadomienie- masz byka, popraw. Jakby na to nie patrzeć- zawiązują się przyjaźnie internetowe. Takie wspólne zainteresowania, zbliżają ludzi. Organizowane są wieczorki poetyckie, spotkania grup itp.
Nie widzę jednak w tym nic zdrożnego, a już na 100%- według mnie, nie jest to powód do zazdrości.
Nie przeczuwałem, że żona- może to inaczej pojmować. A jednak...
Pewnego dnia podeszła cicho, wyrwała laptopa z kabli i z całych sił cisnęła nim o podłogę...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
gladius · dnia 15.01.2008 14:08 · Czytań: 703 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora: