Prolog cd. II - gresud
Proza » Długie Opowiadania » Prolog cd. II
A A A
Drugim człowiekiem, którego los postawił na drodze Leutnanta Johanna Steinberga, był Anton Schmidt. Ojciec małej Walerie.
Po wyjściu ze szpitala i krótkim pobycie na Śląsku, został ponownie wraz ze swoją jednostką, przerzucony na bezpośrednie zaplecze frontu, w okolice Łomianek koło Warszawy.
W składzie jego oddziału zaszły też znaczne zmiany. Kiedy pierwszy raz trafił do jednostki, prawie sto procent jego podkomendnych, stanowili młodzi Ślązacy. W tej chwili była to nie tylko zbieranina z różnych stron Rzeszy, a na dodatek o znacznej rozpiętości wieku.
Oprócz całkowitych młokosów, byli tam jego rówieśnicy, oraz mężczyźni, którzy już dawno wiek poborowy mieli za sobą i mogliby z powodzeniem być jego ojcami. No, ale cóż, Führer i Heimat wezwał – to i poszli. Na froncie mieli większą szansę przeżycia, niż nie stawiając się na wezwanie. Za dezercję, była tylko jedna kara – kara śmierci, bez sądu i okoliczności łagodzących.
W drodze do miejsca przeznaczenia, przyglądał się Johann ludziom, którym przyszło mu dowodzić. Nie widział w ich oczach zapału wojennego, bardziej strach lub co gorsza obojętność.
Podobnie bezmyślny wyraz oczu ma bydło prowadzone na rzeź - myślał.
Wśród nich jednak, był jeden, który wzrok miał przytomny, skupiony i to zarówno na obrazach przesuwających się za oknem pociągu, jak i na własnych myślach. Po za tym wielokrotnie widział, jak mężczyzna wykorzystywał niemalże każdą wolną chwilę na pisanie.
Domyślał się, że są to listy, ale głupio było mu spytać wprost. Owszem, mógł zażądać pokazania zapisanych kartek, pod pozorem podejrzenia o np. szpiegostwo, ale nie leżało to w jego charakterze. Po za tym, było coś takiego w tym człowieku, że zarzut szpiegostwa w jego przypadku, wydawałby się równie niedorzeczny, co twierdzenie, iż Hunowie nieśli podbijanym plemionom kaganek oświaty.
Po przybyciu na miejsce i po rozlokowaniu, zaczęła się zwykła żołnierska rutyna. Rano odprawa u dowódcy odcinka, przydział zadań poszczególnym jednostkom (głównie służba patrolowa) i tak do wieczora.
Minął Listopad, zaczął się Grudzień 1944 roku, nadeszło Boże Narodzenie i zbliżał Sylwester. Steinberg starał się, aby i on i jego żołnierze spędzili te ostatnie – jak się spodziewał – święta w jak najlepszej atmosferze. Udało mu się nawet wyprosić u kwatermistrza dodatkowy przydział konserw i kawy, a do tego, prawie każdy z nich dostał z domu paczkę, więc ucztę mieli prawdziwie świąteczną. Tym bardziej, że jeden z kaprali przyniósł z lasu piękną choinkę.
Kiedy po powrocie z oficerskiej wigilii u dowódcy, poszedł do swoich ludzi i każdemu z osobna złożył życzenia świąteczne, brakowało mu tylko jednego – opłatka. W jego rodzinnym domu, za zasługą matki, składając sobie życzenia świąteczne, zawsze dzielili się opłatkiem. Nawet ojciec, który co prawda był katolikiem, ale do spraw wiary i zwyczajów świątecznych nie przywiązywał szczególnej wagi, dał się do tego przekonać.
Kiedy przyszła kolej na złożenie życzeń szeregowcowi Antonowi Schmidtowi – człowiekowi, który podczas ich podróży, bez ustanku prawie pisał – zauważył Johann w jego oczach głęboką zadumę i smutek zarazem. Czuł podświadomie, że w tym razem nie może się ograniczyć do zdawkowej formułki. Już chciał powiedzieć coś ciepłego, tak od serca, gdy tamten wyciągają przed siebie lewą rękę odezwał się:
Przepraszam Panie poruczniku, ale u mnie w domu jest taki zwyczaj, że zawsze na Wigilię dzielimy się opłatkiem, składając sobie życzenia świąteczne, więc jeśli Pan pozwoli, to ja bym chciał się z Panem tym opłatkiem podzielić.
To nic, że jesteśmy z daleka od domów, że jest wojna i że najprawdopodobniej dla wielu z nas są to ostatnie święta – bardzo proszę mi nie odmawiać.
I ciągnął dalej tylko z przerwą na zaczerpniecie tchu;
Widzi Pan, w domu zostawiłem żonę z trzyletnią córką – tylko one mi zostały. W czasie tej wojny straciłem już trzech synów i czasami, a zwłaszcza, w takich chwilach jak ta, jest mi ciężko.
Johann, pierwszy raz w życiu zauważył łzy w oczach dorosłego, prawie pięćdziesięcioletniego mężczyzny i pomyślał o swoim ojcu, który zapewne też, – mimo że sam go na tą wojnę wysłał – myśli o nim i wraz z matką modlił się o jego szczęśliwy powrót.
Będzie mi bardzo miło – odparł w końcu Schmidtowi – u mnie w domu też mamy ten zwyczaj i brakowało mi życzeń z opłatkiem.
Bez słów, w milczeniu, każdy z nich odłamał kawałek opłatka i trzymając go w ustach znaleźli się daleko stąd. Ich dusze powędrowały ku najbliższym, a pamięć przywoływała obrazy wspólnie z rodzinami spędzanych świąt.
Po chwili, pierwszy odezwał się Anton przerywając milczenie;
Bardzo panu dziękuję Panie poruczniku, przez chwilę byłem razem z żoną, córeczka i synami w naszym domu w Bulchau.
I ja wam dziękuję Anton, dzięki temu opłatkowi zobaczyłem swoich rodziców w naszym berlińskim mieszkaniu i widziałem jak siedzimy wszyscy przy stole, w salonie stoi pięknie przystrojona choinka, a matka śpiewa kolędy.

Od tamtej pory, kiedy spotykali się w ciągu dnia, zawsze starali się zamienić z sobą kilka zdań, jeśli tylko nie mieli obowiązków służbowych. Niektórzy z żołnierzy popatrywali po sobie znacząco, rzucając oczami nieme pytania. Ale nikt głośno nie ośmielił się skomentować ich spotkań. Tylko, kiedy Anton podchodził do innych zapadało niezręczne milczenie.
Po nowym roku, coraz głośniej zaczęto mówić o spodziewanej od dawna ofensywie wroga. Tym bardziej, że z dnia na dzień, coraz częstsze były loty zwiadowcze nad ich pozycjami. Dodatkowo, zostali wzmocnieni też nowymi jednostkami, świeżo przybyłymi z głębokich tyłów. Patrząc na nowoprzybyłych, nie miał Johann złudzeń, co do ich wartości bojowej. W przeważającej części, byli to ludzie w wieku Antona Schmidta i starsi. Drugą grupę wiekową, stanowili prawie „nieopierzeni” młodzieńcy – szesnasto – siedemnastoletnie dzieciaki niemalże. Najmniej było „średniolatków” w wieku typowo poborowym. No, bo i skąd mieliby się i wziąć skoro wojna trwała już piąty rok?
Wszystkich ich cechowało jedno, sprawiali wrażenie wystraszonych i zagubionych w ciemnym lesie dzieci, zagłuszających swoje lęki krzykiem i sztuczną butą, umiejętnie podsycanymi przez oficerów i podoficerów.

Pewnego wieczora, Anton Schmidt poprosił Steinberga o rozmowę i po capstrzyku przyszedł do jego kwatery.
Panie poruczniku, mam do Pana prośbę: ostatnio wracają do mnie listy, które pisałem do żony i nie wiem, czy to nasza poczta polowa już sprawnie nie funkcjonuje, czy może moja Hannelore razem z małą Walerie przeniosła się już do mojej siostry, do Drezna.
Proszę wziąć te listy i gdyby mi się coś stało, przekazać po wojnie mojej żonie.
W pierwszym odruchu, chciał się Johann żachnąć i odpowiedzieć coś w stylu:
„Nie gadaj głupstw Anton, wrócisz do domu, sam oddasz żonie te listy i wszystko opowiesz”, ale spojrzawszy mężczyźnie w oczy, kiwnął głową i wyciągnął rękę po koperty.
Dobrze, wezmę ty listy ale tylko pod warunkiem, że ty weźmiesz list do moich rodziców i umówimy się, że to tylko tak, na wszelki wypadek, bo my przeżyjemy i wrócimy do domów – czeka nas wiele pracy po wojnie.
I Anton, mów do mnie po imieniu – nie wypada żebym do człowieka w wieku mojego ojca mówił na ty, a on do mnie „ Panie poruczniku”.
To nie wypada Panie poruczniku, co inni powiedzą na takie „tykanie” oficera?
No tak masz rację, to umówmy się w takim razie, że będziemy mówili do siebie po imieniu prywatnie, wtedy, kiedy będziemy sami, natomiast służbowo ty będziesz dalej szeregowcem Antonem Schmidtem, a ja porucznikiem Johannem Steinbergiem.
Tak, tak możemy się umówić Johann
– odparł miękko Anton, gdyż tak dawno nie wymawiał tego imienia, że przez ułamek sekundy wydawało mu się, iż mówi do swojego syna.
Od tego dnia spotykali się, co wieczór i Anton opowiadał o życiu przed wojną, swojej żonie, synach i córce.
Johann, gdy tego słuchał, widział w swoich wspomnieniach inną wieś i inną rodzinę, widział ojca matki – dziadka Olszewskiego, wuja Andrzeja, rodziców i siebie, razem siedzących przy ostatniej przedwojennej kolacji wigilijnej w 1938 roku. Wszyscy śpiewali kolędy i po polsku i po niemiecku, łącznie z ojcem, który nigdy nie nauczył się dobrze mówić po polsku, ale jak mówił dziadek, fantazję miał ułańską.
Tak na wspomnieniach minęły im kolejne dwa wieczory.
Piętnastego stycznia 1945 dostali rozkaz wymarszu na linię frontu, która przebiegała 3 km od nich.
Po rozlokowaniu swojego oddziału w okopach i po sprawdzeniu wszystkiego, zatrzymywał się Johann na chwilę przy każdym żołnierzu i żartem lub zwykłym słowem zagadywał do nich i dodawał otuchy. Widział w ich oczach strach i niepewność jutra. Wiedział, że wielu z nich tej nocy nie przeżyje – sam był niepewny swojej przyszłości.
Na końcu przysiadł koło Antona i jak w poprzednie wieczory, chciał z nim porozmawiać i powspominać dobre czasy.
Rozmowa jednak, tym razem się nie kleiła – obaj mieli, bowiem świadomość, że zbliża się nieuchronne.
Kiedy już Porucznik chciał wstać by udać się do ziemianki i pospać choć chwilę przed zbliżającym się dniem i spodziewaną bitwą, Anton odezwał się do niego:
Chciałbym Johann, abyś mi obiecał, że jeśli zginę zaopiekujesz się moją rodziną. Wiesz przecież, że oprócz mnie nie mają już nikogo bliskiego, bo nawet niewiadomo czy moja siostra przeżyła bombardowanie Drezna.
Nikogo innego nie prosiłbym, ale ty stałeś mi się bliski ja własny syn i tylko, dlatego Cię proszę. One same sobie nie poradzą, a gdy nie daj Boże ruscy je ogarną, to wiesz sam, jaki los może je spotkać.
Anton… chciał zaoponować Steinberg, ale tamten nie dopuścił go do głosu ciągnąc dalej;
Wiesz sam, że tak trzeba, a po za tym, mówię to tylko na wszelki wypadek – obiecaj proszę - niemalże zażądał na koniec.
Ustępując w końcu starszemu mężczyźnie, Johann niechętnie się zgodził, mówiąc jeszcze na odchodnym z uśmiechem;
Robię to tylko, dlatego, żebyś mi więcej nie wiercił dziury w brzuchu.
Około pierwszej w nocy obudziła ich kanonada z dział wroga. Otrząsnąwszy się ze snu, Steinberg szybko doszedł do siebie i wyszedł z ziemianki. Jeden rzut oka na przedpole wystarczył, żeby się zorientować, iż po przygotowaniu artyleryjskim, nastąpi atak na ich pozycje. Zresztą za chwilę przybiegł adiutant dowódcy odcinka, z rozkazem przygotowania się do walki i bronienia wyznaczonej linii frontu za wszelką cenę.
Po półgodzinnym bombardowaniu na chwilą zapadła cisza, by już w następnej mogli usłyszeć, najpierw gromkie „Urra” i „wpieriod” przeplatane z polskim „hurra” i „naprzód”, którym towarzyszyły rozbłyski rac. Nad ich głowami zaś, zaczęły gwizdać pociski świetlne z broni maszynowej. W kilka sekund później zagrały silniki czołgów, kanonada z broni maszynowej przybrała jeszcze na sile, a wszystko to zlało się następnie w jedną kakofonię krzyków, strzałów, wybuchów i Bóg jeden jeszcze wie czego.
Po chwili jednak, atak przeciwnika załamał się, gdyż całe przedpole było zaminowane. Co prawda, część min zdetonowała w trakcie ostrzału artyleryjskiego, ale większość pozostała w ziemi i w trakcie ataku zarówno czołgi jak i fizylierzy wroga, padali ofiarą ukrytej w ziemi śmierci.
Następny ostrzał z rosyjskich dział, był wymierzony głównie w ich zaminowane przedpole i trwał tym razem niemalże do świtu.
Johann i jego żołnierze nie ucierpieli, co prawda podczas pierwszego ataku, ale teraz z powodu nieustających wybuchów pocisków i min, kryli się w okopach otępiali i na wpół ogłuszeni.
Wraz z nadejściem świtu, kanonada ucichła i zapadła przerażająca cisza, nie odezwał się nikt, nie było słychać najmniejszego szmeru, zupełnie tak, jakby ktoś wielką ssawą wypompował wszelkie dźwięki. Natomiast ziemia przed nimi, wyglądała jak zryta pługiem szalonego olbrzyma, nie było widać grama śniegu, tylko dziury i leje po wybuchach.
Nagle, w tej ciszy rozległ się trzask podobny do strzelania batem i jeden z żołnierzy, który wystawił głowę ponad grzbiet okopu, padł na plecy z dziurą w hełmie, z pod którego zaczęła sączyć się krew.
Uwaga!!! Snajper, kryć się!!!
Ryknął z całych sił Steinberg, zginając się jednocześnie, aby samemu skryć się w okopie.
Wtem poczuł, jak ktoś się na niego rzuca i przygniata swoim ciałem do ziemi, aż mu dech zaparło i pociemniało w oczach. Zdezorientowany, w pierwszej chwili nie za bardzo wiedział, co się dzieje. Dopiero po paru sekundach, kiedy powrócił mu oddech i odzyskał zdolność widzenia, ujrzał nad sobą bladą twarz Antona Schmidta.
Poczuł nienaturalny ciężar i bezwład ciała leżącego na nim mężczyzny. Jeszcze przez chwilę miał nadzieję, że się myli, ale kiedy delikatnie przetoczył się na bok zsuwając z siebie żołnierza – jeden rzut oka wystarczył, żeby się przekonać, iż jego obawy okazały się okrutną prawdą.
Anton leżał na boku ciężko oddychając, a z każdym oddechem wylatywały mu z ust krwawe bańki powietrza.
Coś ty najlepszego człowieku zrobił? - Z żalem w głosie spytał retorycznie.
Zauważyłem wśród drzew błysk lunety, a byłeś jedynym widocznym celem po naszej stronie, nie było czasu żeby cię ostrzec, musiałem coś zrobić - odparł ranny.
Pozwól, obejrzę ten postrzał – łamiącym się głosem powiedział porucznik.
Daj spokój – z lekkim zniecierpliwieniem i wyraźnym wysiłkiem odpowiedział Anton – obydwaj wiemy, że to koniec, dostałem w płuco i chyba w jakąś większą żyłę, bo krew zalewa mi gardło i prawie nie mogę oddychać, a i mówienie przychodzi mi z coraz większą trudnością.
Jakby na potwierdzenie jego słów, ciemna, tętnicza krew, zaczęła mu wyciekać przez usta i nos.
Słuchaj Johann – ledwo słyszalnym głosem kontynuował po chwili – pamiętaj, co mi przyrzekłeś, jesteś teraz jedynym człowiekiem, który może zadbać o moją rodzinę. Weź moją obrączkę i oddaj Hannelore. Powiedz jej, że zawsze ją kochałem i szanowałem i, że kiedyś się znowu spotkamy.
Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale nagle zaczął gwałtownie kaszleć, a z ust i nosa buchnęła mu krew. Po chwili zwiotczał cały, głowa opadła mu na bok i odszedł.
Porucznik, siedział jeszcze przez chwilę, trzymając zmarłego za rękę, po czym zdjął mu obrączkę i schował do kieszeni na piersi jak największą relikwię.
Kiedy doszedł do siebie, wezwał po cichu jednego z kaprali i rozkazał pochować zabitego, kiedy tylko nadarzy się okazja.
Kazał też przygotować kukłę, jako przynętę dla snajpera a sobie podać pancerfausta.
Kiedy kukła była gotowa żołnierz, który ją trzymał wystawił „głowę” ubraną w hełm, ostrożnie ponad krawędź okopu, imitując ludzkie ruchy.
Sam Johan, z pancerfaustem gotowym do odpalenia, przyczaił się z innej części transzei, skąd mógł w miarę bezpiecznie obserwować przedpole.
Gdy tylko głowa kukły wychynęła z okopu, rozległ się strzał i kula snajpera trafiła w hełm wabia dokładnie po środku „czoła”.
Krótki moment potrzebny snajperowi na wycelowanie i oddanie strzału, wystarczył Steinbergowi na dokładne zapamiętanie miejsca gdzie ukrył się zabójca Antona.
Odczekali parę minut, po czym na dany przez oficera znak wystawili znowu kukłę, ale o kilka metrów dalej.
Johann miał tylko nadzieję, że Rosjanin nie zmienił przez ten czas swojej pozycji, gdyż wtedy unieszkodliwienie go będzie niemożliwe.
Oparty policzkiem o rurę wyrzutni powyżej spustu i wpatrzony w napięciu w celownik, czekał na okazję.
Na szczęście Snajper nie zmienił swojej pozycji nie przypuszczając nawet, że z myśliwego stał się zwierzyną. A dodatkowo jeszcze, na ułamek sekundy przed strzałem blady promień zimowego słońca, przebiwszy się przez bure, ciężkie chmury, odbił się na mgnienie oka w soczewce lunety jego karabinu.
To wystarczyło Porucznikowi. Przycisnąwszy broń mocniej do ciała, aby zminimalizować odrzut – nacisnął spust, celując odrobinę powyżej stanowiska strzelca.
W tej samej niemalże chwili, rozległ się wystrzał karabinowy i huk pancerfausta. Kukła padła ponownie trafiona w środek czoła, a w miejscu gdzie jeszcze przed momentem miał swoje stanowisko snajper, wystrzeliła w górę fontanna ziemi.
Gdy rozwiał się dym i ziemia już opadła, w miejscu, z którego strzelał snajper pozostał tylko ogromny lej.
Johann ostrożnie, starając się jak najmniej wystawiać na potencjalny strzał, zlustrował przez lornetkę całą okolicę, wraz ze stanowiskiem strzelca. Myślał, że kiedy ujrzy zwłoki wroga poczuje satysfakcję i ulgę, zamiast tego, czuł tylko pustkę i żal. Oto zabił w swoim życiu drugiego człowieka i choć był przekonany, że wtedy, nad Wisłą i teraz tutaj bronił swoich ludzi, to jednak nie przynosiło to szczególnej ulgi i w żadnym razie nie było dla niego powodem do dumy.
Po niecałej godzinie nadeszło natarcie na całym ich odcinku frontu. Do wczesnego popołudnia, stracił Steinberg prawie połowę żołnierzy i sam lekko ranny, dał rozkaz do wycofania się, kiedy tylko zacznie się ściemniać. Nie widział więcej sensu narażania ludzi na bezsensowną śmierć, a był pewien, że następnego ataku nie wytrzymają. Przed odejściem, starał się tylko zapamiętać miejsce gdzie była świeża mogiła Antona Schmidta – obiecał sobie bowiem, że wróci tu kiedyś i sprawi człowiekowi. który zginął zasłaniając go własnym, ciałem prawdziwy, chrześcijański pogrzeb.
Jakimś cudem, mimo toczących się w koło walk, udało im się dotrzeć w nocy do miejsca ich poprzedniego zgrupowania, ale tam zastali tylko kolejne pobojowisko i ślady po bombardowaniu. Musieli iść dalej w nadziei, że trafią na swoich i uda im się wydostać z tej matni. Idąc dwie noce lasami, wyszli na zachodni kraniec Kampinosu, pozostawiając na południu Sochaczew.
Johann, chciał najpierw iśćna zachód, a później skręcić na południe, w stronę Bulchau i Breslau, ale nie będąc do końca pewnym swoich żołnierzy, nikomu nie zdradził swoich planów.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
gresud · dnia 02.04.2010 08:12 · Czytań: 1004 · Średnia ocena: 3,5 · Komentarzy: 8
Komentarze
Szach-Mat dnia 02.04.2010 13:30 Ocena: Świetne!
Kawał opowieści, kawał literatury! Brawo! Masz potężny zmysł narracyjny. Dla mnie świetne, choć już wiesz o tym, że to nie moja bajka.

- poza tym,

- czasami "zjadasz końcówki", np. "Musieli iść dalej w nadziej" - przedostatni akapit.

- zły zapis dialogów.

Sorry za te uwagi, ale tekst jest bardzo dobry i należy go dopieścić.



Pozdrawiam serdecznie.
gresud dnia 02.04.2010 19:52
Dzięki serdeczne i przepraszam za błędy, walaczę ze skurczybykami, ale czasami są cwańsze ode mnie. Kiedy wydaje się, że już jest wszystko ok, to nagle, jak Filip z konopii wyskakuja gdzie indziej - bestie złośliwe. ;)
Miladora dnia 05.04.2010 01:31 Ocena: Przeciętne
Jedziemy dalej, Gresuniu... ;)

- była to nie tylko zbieranina z różnych stron Rzeszy, ale i rozpiętość wieku jego żołnierzy była znaczna.
- Oprócz całkowitych młokosów, byli tam jego rówieśnicy oraz mężczyźni, którzy już dawno wiek poborowy mieli za sobą i mogliby z powodzeniem być jego ojcami.

- Po za tym wielokrotnie widział, - Poza tym
- Po za tym, było coś takiego - j.w.

- w jego przypadku wydawałby się równie niedorzeczny, - wydawał się

- i tak do wieczora.
Tak minął Listopad, zaczął się Grudzień 1944 roku, - dlaczego nazwy miesięcy z wielkiej litery?

- Sylwester. - sylwester. Wiem, ja też lubię pisać Sylwester, ale prawidłowo jest z małej litery.

- jak się spodziewał – święta w jak najlepszej

- świąteczną. tym bardziej, - z wielkiej litery po kropce - Tym bardziej

- że w tym razem nie może się - usuń "w"

Popraw tę część w ten sposób i naucz się pisać dialogi: ;)
- ... odezwał się:
- Przepraszam Panie Poruczniku, ale u mnie w domu jest taki zwyczaj, że zawsze na Wigilię dzielimy się opłatkiem składając sobie życzenia świąteczne, więc jeśli Pan pozwoli to ja bym chciał się z Panem tym opłatkiem podzielić. To nic, że jesteśmy z daleka od domów, że jest wojna i że najprawdopodobniej dla wielu z nas są to ostatnie święta – bardzo proszę mi nie odmawiać.
I ciągnął dalej tylko z przerwą na zaczerpniecie tchu:
- Widzi Pan, w domu zostawiłem żonę z trzyletnią córką – tylko one mi zostały. - pan nie Pan

- zapewne też, – mimo że sam go na wojnę wysłał - usuń przecinek i popraw na "tę"

- Będzie mi bardzo miło – odparł w końcu Schmidtowi. – U mnie w domu - popraw w ten sposób dialog i wszystkie te cholerne dialogi aż do końca, bo nie mam czasu ich wypisywać. ;)

- z żoną, córeczka i - córeczką

- świeżo przybyłymi z głębokich tyłów. Patrząc na nowoprzybyłych nie miał

- już sprawnie nie funkcjonuje, czy może moja Hannelore razem z małą Walerie przeniosła się już do mojej siostry,

- wezmę ty listy ale tylko - te listy

- bo nawet niewiadomo czy moja - nie wiadomo

- bliski ja własny syn i tylko, dlatego Cię - "jak", a "cię" z małej litery

- ciemna, tętnicza krew zaczęła mu wyciekać - krew tętnicza jest jasna

- Na szczęście Snajper nie zmienił - snajper

- To wystarczyło Porucznikowi. - porucznikowi (popraw w całym tekście)

- sprawi człowiekowi. który zginął - przecinek, a nie kropka

- toczących się w koło walk - wkoło

- Idąc dwie noce/Chciał iść Johann - powt.

Bój się Boga, Gresuniu. Po poprzedniej części, którą czytało się całkiem gładko, ta sprawia wrażenie napisanej na kolanie.
To, co robisz z dialogami, to koszmar korektora.
Przecinków brak albo stoją nie tam, gdzie powinny. Niestety, zalecam Ci przestudiowanie zasad interpunkcji w trybie pilnym. ;)
Poza tym - dlaczego nie sprawdzasz dokładnie tekstu w podglądzie przed dodaniem, żeby chociaż literówki usunąć?
Wybacz, ten tekst jest niechlujny. Przeczytałeś zapewne mnóstwo książek w życiu i nie zauważyłeś jak rozpisane są dialogi?
Wkurzyłam się i walnę Ci "przeciętne" za to, że nie szanujesz czytelników i czasu komentatora.
A poza tym Cię lubię, więc masz możność podciągnięcia oceny. :D
Ale nic za darmo. ;)

Wesołych Świąt, Niereformowalny. :D
gresud dnia 05.04.2010 21:46
No to pojechałaś po bandzie Miluniu. Oczywiście poprawię te błedy które będę uważał iż nalezy je poprawić, ale z góry uprzedzam, że jako typowy, uparty, zodiakalny byk część z nich pozostawię, gdyż nie ze wszystkim się z tobą zgadzam. A jaki będzie tego efekt, ocenisz za kilka dni, gdzyż w tej chwili obowiązki służbowe wysysają ze mnie większość sił witalnych.
gresud dnia 10.04.2010 00:09
Miladoro, poprawiłem co mogłem wyłapać - mimo późnej pory. Nie wiem czy wszystko, ale na tym koniec, bo się zatnę.
Idę spać, jutro, a właściwie już dzisiaj czeka mnie kolejny ciężki dzień.
Dobranoc.:sleep:
Miladora dnia 10.04.2010 01:30 Ocena: Przeciętne
- rozległ się strzał i kula snajpera trafiła
- Na szczęście Snajper nie zmienił swojej pozycji

- Kiedy już Porucznik chciał wstać
- To nie wypada Panie poruczniku

Raz dajesz z wielkiej, a raz z małej litery. Dlaczego? Nie ma żadnego uzasadnienia na to.

Zmieniłeś zapis dialogów na kursywę, nie dając myślników przed pierwszym słowem. Nie jest to dobry zabieg - fatalnie się czyta. Poza tym nie należy nadużywać kursywy w tym celu i korektor czy redaktor poleci Ci to zmienić. Ale to Twój tekst, Gresuniu. ;)
Sprawdź przecinki - brakuje ich.

Jasne, że dobranoc. :D
gresud dnia 10.04.2010 08:43
Wiesz, co Miladoro? Mam dosyć. Jestem naprawdę cierpliwym człowiekiem i wiele krytyki potrafię znieść, ale to co ty robisz, to już zakrawa na obsesję. Wczytywać się w tekst, tylko po to żeby móc się przyczepić do jakiegoś szczegółu, to już przesada. Ja wysiadam. :(
Własnie doszedłem do wniosku, że to jednak nie dla mnie. Pisać będę dalej, bo to jest coś, co daje mi wiele radości. Natomiast, nie zamierzam niczego więcej tu publikować, gdyż moje dotychczasowe próby, mimo, że uzyskały wiele pozytywnych opinii, zostały przez ciebie okrutnie storpedowane. Nie wiem czym, sobie zasłużyłem na tak "szczególne" traktowanie i tak prawdę mówiąc, mam to w głebokim poważaniu. Po prostu, mam dość. TO NIE DLA MNIE, ZA STARY NA TO JESTEM!!!!
PS.
Nie trudź się odpowiedzią, nie interesuje mnie już zdanie kogoś, kto pod płaszczykiem udzielanej pomocy, walczy z własnymi słabościami, lub co gorsza, chce pokazać swoją wyższość.
Miladora dnia 10.04.2010 17:27 Ocena: Przeciętne
Przykro mi, jeżeli próby pomocy uważasz za wywyższanie się i wymądrzanie.

Nie torpeduję Twoich tekstów. Doceniam to, co piszesz i punktuję głównie braki interpunkcyjne. Bo to jest coś, co należy poprawiać, mimo wszystko.

A portal z założenia ma służyć do lepszego rozwijania warsztatu pisarskiego.

Oczywiście, przepraszam i nie będę Ci już zawracać głowy.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty