Ziarno Szaleństwa - Indy91
Proza » Historie z dreszczykiem » Ziarno Szaleństwa
A A A
I
Jej ciało było jego płótnem a skalpel pędzlem. Mógł ją zniszczyć, zbezcześcić lub upiększyć albo stworzyć zupełnie na nowo. O nie, nie był artystą był bogiem. Kiedy cicho jęknęła pod czułym muśnięciem magicznego narzędzia na twarz wstąpił mu delikatny uśmiech. Błagała go o litość, nie chciała umierać. Lustrował bacznie obiekt swej przyszłej pracy mimo iż dokładnie wiedział czego od niej chce. Pocałował ją w czoło i szepnął – Dziękuję – Po czym zabrał się do dzieła. Nie miał do dyspozycji żadnych środków przeciwbólowych czy Nasennych dzięki którym mógłby uwolnić dziewczynę od straszliwego bólu który miał zamiar jej zadać. „ Może to i lepiej” pomyślał „ Cierpienie nada tej ofierze większego znaczenia”. Para przepięknych szarych oczu wpatrywała się teraz w niego, jeszcze przed chwilą biła z nich pewność siebie i mądrość. Teraz przepełniał je strach tak ogromny że nie sposób było go sobie wyobrazić. – Proszę zamknij oczy – powiedział stanowczo. Posłusznie przymknęła powieki, musiał je odciąć w przeciwnym razie miałby trudności z wydarciem tych cudnych diamentów z czeluści jej czaszki. Przed pierwszym cięciem wszystko zamarło, mocniej zacisnął chwyt na połyskującym instrumencie. Przysunął się do jej twarzy powoli ustawiał ostrze skalpela w dogodnej pozycji. Cięcie było krótkie lecz w pełni udane. Krzyk dziewczyny był dla niego niczym szept muzy. Dzięki zapobiegliwości i niemałemu doświadczeniu zdołał przytwierdzić swą ofiarę do wielkiego metalowego stołu na tyle mocno że jego cięcia nie zostały zakłócone nawet najmniejszym drgnięciem. Druga powieka również szybko i z ochotą oddzieliła się od ciała kobiety. Każda sekunda przybliżała go do pozyskania ostatniego elementu który zwieńczyłby jego dzieło. Wyglądało to jakby cały wszechświat starał się wspomóc go w tych poczynaniach. Przystąpił do ostatniego etapu pracy. Po wyczerpujących godzinach starannego operowania przeróżnymi chirurgicznymi instrumentariami udało mu się wykraść z tej dotąd niezdobytej twierdzy jej największy skarb który zaraz skrzętnie ukrył w plastikowych woreczkach przykrytych spora ilością lodu. Po twarzy Alicji , tak miała na imię, spływały strugi krwi. Oddychała powoli biorąc głębokie wdechy. Dopiero teraz zauważył jak strasznie nabrudził w swojej szopce, wszędzie pełno było rubinowej posoki. Już dawno nie pracował w taki sposób. Nadszedł czas sprzątania. Rzeźnicki nóż dokonał ostatecznego cięcia, karminowy strumień gwałtownie trysnął z szyi dziewczyny tylko po to by zaraz leniwie spłynąć po ramionach. Umierała powoli, nie chciała łatwo rozstać się ze swoim duchem. On oparł się o niewielką drewnianą komodę i utkwił wzrok w konającej dziewczynie. Fascynował go ten niezwykły rytuał „odchodzenia” który powtarzał się przy niemal każdej z poprzedniczek Alicji, na początku gwałtowne ruchy i łapczywe połykanie powietrza, odruchy napędzane strachem i słabnącą powoli wolą życia ustępującej miejsca spokojowi, rezygnacji. Usta już nie rozwierają się na pełną szerokość lecz jedynie lekko pulsują w ostatnim błagalnym szepcie, drganie ciała ustaje i wtedy w najcichszym i najdelikatniejszym momencie z ust wydobywa się ostatnie tchnienie. To prawda że nie można umrzeć z godnością ale nie znaczy to iż umieranie nie jest, na swój przerażający sposób, piękne. Liny były już zbędne więc je porozcinał. Ściągnąwszy zakrwawiony fartuch zaczął sprzątać. Dokładnie umył wszystkie narzędzia których używał i schował je w komodzie. Ciało szczelnie zawinął w czarne foliowe worki na śmieci a następnie położył w kącie pomieszczenia. Stół dokładnie osuszył i przetarł wilgotną ścierką. Potem w ciszy przebrał się, omiótł komórkę ostatnim pożegnalnym spojrzeniem, zabrał ciało, wyłączył światło i wyszedł wprost w objęcia chłodnego październikowego wieczora. Jego pickup stał niecałe sześć metrów od wejścia do małej szopki na tyłach domu. Ciało wrzucił na przyczepę i przykrył plandeką. Samochód zapalił dopiero za drugim razem, ruszył leśną dróżką która w nocy wyglądała niezwykle uwodzicielsko i tajemniczo. Blask samochodowych reflektorów omiatał lekko piaszczystą drogę. Na peryferiach światła tuż za bocznymi oknami gęsty bór ożywał. Drzewa wyginały się w ekstatycznym, namiętnym tańcu wykrzywiając wyimaginowane twarze i rozczapierzając zaskakująco długie kostropate szpony. Ich ramiona splatały się w niejasnych uściskach i objęciach. W jednej chwili las otrzymał ponurą imitacje życia. Otoczony całą tą magią nie zdawał sobie sprawy że już trafił we właściwe miejsce jego stopa zareagowała jakby niezależnie od niego naciskając na hamulec. On jeszcze przez kilka minut wpatrywał się w okna z nadzieją. W końcu wysiadł z auta, wyciągnął z przyczepy zwłoki i łopatę. Powoli przykucnął, wbił wzrok przed siebie kilka chwil zajęło mu wypatrzenie idealnego miejsca, zawlókł tam ciało po czym zaczął kopać. Światło reflektorów przysporzyło mu milczącego kompana. Cień odwzorowując ruchy swego pierwowzoru zamachnął się i wbił łopatę w nienawistną ziemię. Kiedy dół był już wystarczająco głęboki pozostało jedynie zepchnąć do niego trupa i starannie go zakopać. Po niemal całej nocy wypełnionej wytężoną pracą każda następna łopata wydawała się być cięższa od poprzedniej, na czole mężczyzny zaczęły pojawiać się krople potu, na szczęście praca była już prawie skończona. Po zakopaniu zwłok Alicji przykrył jej grób grubą ilością świeżo opadłych liści, ta mogiła została idealnie ukryta, podobnie jak pozostałe. Bezimienne lecz nie samotne, nadaremno czekające na odkrycie. Doskonale wiedział że gdyby nie jego perfekcjonizm to żmudne zadanie mogłoby zostać zakończone w dużo krótszym czasie i przy o wiele mniejszym nakładzie pracy. Ale miał też nadzieje że wszystkie te wysiłki potwierdzają jego miłość do tej wspaniałej istoty która sama siebie nazwała córą Lilith. Wsiadł do samochodu i udał się w drogę powrotną.
II
Rano obudziło go słońce. Jego promienie wpadały przez wielkie, strzeliste okno. Wypłowiałe niegdyś szkarłatne zasłony nie były w stanie powstrzymać tych ohydnych, lepkich, skrzących się złodziejskich łap. Cały pokój został niemal do cna ogołocony z mroku. Niechętnie otworzył oczy. Łoże z baldachimem w którym leżał w świetle tej paskudnej gwiazdy skurczyło się jak nagi odarty z godności starzec. Zmusił się do postawienia gołych stóp na leciwej drewnianej podłodze. Siedząc na łóżku wcisnął twarz w dłonie i próbował przypomnieć sobie moment w którym znienawidził blask poranka. Okoliczności nie były jasne, wszystko rozpływało się w odmętach umysłu. Jedyny szczegół to hipnotyczny kobiecy głos dobiegający z każdej strony. Odrzucił od siebie chaotyczne myśli i podszedł do okna, wbrew sobie odsunął na bok stare zasłony, do pomieszczenia wpadło jeszcze więcej słońca. Przymrużył oczy osłabione nadmiarem złowieszczego blasku. Okno wychodziło na tyły domu, Spoglądał przez brudną szybę w kierunku niewielkiej drewnianej szopki, zbudowanej przez niego samego na potrzeby pracy. Przez wiele lat ta komórka była jego jedynym niemym wspólnikiem. Lecz dziś ich partnerstwo musiało dobiec końca bowiem mimo iż zaznawał tam niewiarygodnej wręcz rozkoszy kreacji to faktem jest że jego twór powstał z niewypowiedzianego plugastwa które musiało zniknąć z powierzchni ziemi. To była ostatnia część planu potem już tylko... Vivienne.
***
Przez cały dzień pogrążony był w letargu z którego ocknął się dopiero gdy słońce skryło się za horyzontem pozwalając nocy zalać świat nieskończonym mrokiem. Z szafy znajdującej się w jego pokoju wyjął przygotowany specjalnie na tę okazję strój. Ubierał się powoli, dokładnie lustrował każdą część ubrania którą miał zamiar na siebie założyć. Czarne skrojone w kant spodnie, czarną koszulę i czarną marynarkę. Jedynie jego stopy pozostały bose. Kiedy już miał na sobie garnitur stanął przed zwierciadłem. Spoglądał na swe lustrzane odbicie, na swej twarzy widział znamiona wszystkich jego ofiar. Liczne blizny kłębiły się na policzkach, czole i ustach. Wpatrywał się w swoje oczy gdzie pośród bladego błękitu prześwitywał odcień szarości. Z szafki nocnej wyjął małą puszkę i grzebień. Nałożył sporą ilość brylantyny na włosy i skrupulatnie zaczesywał je do tyłu, nie mógł pozwolić aby choć jeden zuchwały buntowniczy włos oddzielił się od reszty. Gdy był już gotowy wyszedł ze swojego pokoju. Nie zamykał za sobą drzwi to nie było istotne. Z wolna bosymi stopami kroczył po ciemnym korytarzu mijając fotografie tych co za jego sprawą odeszły z tego świata. Na zdjęciach zakreślone czarnym mazakiem były niektóre części ciała. Zszedł na dół po stromych schodach uginających się pod jego krokami i jęczących z niewypowiedzianego bólu. Jak miło było sunąć tak swobodnie poprzez ciemność... Nagle delikatny błysk mdłego księżycowego światła zatańczył na metalowej powierzchni, w przedpokoju stał kanister benzyny a na nim leżała migocząc zapalniczka, klucze do odkupienia. Wyszedł frontowymi drzwiami. Dom który przez te wszystkie lata dawał mu schronienie stał pośrodku lasu. Setki drzew kłębiących się w mroku spoglądało ze smutkiem w jego stronę. On widział wielokształtne nocne demony wijące się w ciemności podczas gdy drzewa w ciszy porównywały go do setek innych jemu podobnych straceńców, urzeczonych zwodniczym czarem szaleństwa. Stopami bezwiednie wypisywał na leśnym poszyciu mapę do zatracenia. Najpierw upewnił się czy wszystkie narzędzia jego grzechu zostały zamknięte w drewnianej komórce. Po tym zaczął równomiernie oblewać szopkę strugami benzyny, w końcu kanister został opróżniony a ostatnia kropla łatwopalnego płynu spływała po drzwiach chatki. Krótki błysk zapalniczki i w leśnej gęstwinie zaczął szaleć płomień brutalnie kwestionujący decyzję Prometeusza. Nie czekał aż żywioł strawi jego niedawnego kompana, po prostu odwrócił się i podążył po własnych śladach z powrotem do domu. Gdy ponownie znalazł się w ciemnym przedsionku skierował swe kroki w kierunku ukrytych w mroku ciężkich stalowych drzwi do których klucz leżał spokojnie w kieszeni jego spodni. Jeden błagalny jęk zawiasów, jeden czuły skrzek zamka i już stał naprzeciw wionącego przyjemnym chłodem zejścia do piwnicy. Spokojnie postawił prawą stopę na pierwszym lodowatym, kamiennym stopniu. Odgłosy kroków niosły się w próżnie. Kiedy w końcu zszedł na dół poczuł z dawna wyczekiwany cudowny zapach przypominający odrobinę... czekoladę i wanilię. Wiedziony tym aromatem trafił do oświetlonej blaskiem setek świec kaplicy. Jej ściany były obite dębowym drewnem a dokładnie po środku swe chwalebne miejsce zajmował zbudowany z kamienia sarkofag. To tam złożył ciało stworzone w pocie czoła. Zbliżył się do swego marzenia i wprost nie mógł nasycić oczu wspaniałym widokiem dopełnianym tylko grubymi szwami rozrzuconymi po całym ciele dziewczyny. Wtedy niespodziewanie powietrze zadrżało a płomienie świec jakby przybladły. Boska bezimienna istota darzona przez niego prawdziwą i do pewnego stopnia nienaturalną miłością posiadła zwłoki złożone specjalnie dla niej. Martwy dotąd twór podniósł się z kamiennego sarkofagu i zwrócił ku niemu przepiękne szare oczy Alicji przepełnione mrożącym krew w żyłach chłodem. Dopiero wtedy nieszczęsny chłopak zdał sobie sprawę ze straszliwego błędu jaki popełnił. Niestety... jego słaba dusza została już opętana przez potęgę niezmierzoną dotąd przez nikogo.
III
Ludzie mówili że był szalony... On nie słyszał ich szeptów był wsłuchany w szkaradne litanie swych zmysłów. Oczy pokryte bielmem wpatrywały się w ukochany mrok a serce biło z wolna, cały czas czekał na swoją ukochaną która, jak mu się zdawało, nigdy nie spełniła obietnicy. Był w błędzie. Kiedy siedział tak nagi w kącie zimnej piwnicy ze ścianami obitymi dębowym drewnem i delikatnymi muśnięciami pomarszczonej starczej dłoni pieścił lepką od martwej tkanki kobiecą czaszkę. Jego niewidoczna oblubienica była tam z nim. Spoglądała na niego czule i wykrzywiała swą upiorną nieludzką twarz w jeszcze przeraźliwszym grymasie mającym symbolizować uśmiech tryumfu. Ludzie mówili że był szalony... podczas gdy on nie zdawał sobie z tego sprawy.


Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Indy91 · dnia 14.04.2010 19:21 · Czytań: 758 · Średnia ocena: 3,25 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze
tulipanowka dnia 15.04.2010 18:42 Ocena: Świetne!
świetny styl i wciągająca fabuła; szczerze gratuluję :smilewinkgrin:
bury_wilk dnia 16.04.2010 10:26 Ocena: Bardzo dobre
Zupełnie dobre. Klimat, że ho ho .
zajacanka dnia 16.04.2010 20:39 Ocena: Przeciętne
Toz to horror!!!! Uwielbiam horrory, ale nie w takim wydaniu! Pozdrawiam
Miladora dnia 17.04.2010 02:26 Ocena: Przeciętne
- Pocałował ją w czoło i szepnął(: ) – Dziękuję(.) – Po czym zabrał się do dzieła. Nie miał do dyspozycji żadnych środków przeciwbólowych czy (n)Nasennych(,) dzięki którym mógłby uwolnić dziewczynę od straszliwego bólu(,) który miał zamiar jej zadać. „ Może to i lepiej”(-) pomyślał(.) Cierpienie nada tej ofierze większego znaczenia”.

Taki krótki fragment, a tyle błędów.
I tak jest w zasadzie do końca. Błędy, powtórzenia, literówki, interpunkcja - bo brak przecinków jest katastrofalny.
Stylowo byłoby nawet nieźle, ale niestety nie za dobrze czyta się tekst, w którym poszczególne słowa i myśli zlewają się ze sobą, bo przecinki wyemigrowały gdzieś na inną planetę.
Dla mnie liczy się i pomysł i wykonanie. A tu mamy coś w rodzaju nowego Frankensteina w zasadzie. Jak dla mnie, to za mało.

Pozdrawiam. ;)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty