Odejście - Nula78
Proza » Obyczajowe » Odejście
A A A
ODEJŚCIE


Wykład się jeszcze nie zaczął. Tłum głosów, tłum swetrów, tłum fryzur. Część na ławkach tyłem do mównicy, część spaceruje, część szuka miejsc. Wchodzi dr hab. itd. w okularach, z dwudniowym zarostem, ma coś w sobie. Głosy powoli milkną, swetry, fryzury układają się jak kolorowa mozaika. Dziewięćdziesiąt minut szaleńczej pogoni piór, długopisów. Moje pióro leży nieruchome, śpi. Siedzę podparta i gapię się w okno, które jest szczelnie zamknięte i nie słychać jak szumią drzewa. Widzę tylko jak poruszają się ich brązowe czupryny. Zamyślam się tak bez okazji, wiercę, bazgram esy-floresy w zeszycie. Wreszcie zbieram wszystko i wypływam z całym tłumem na korytarz. Wyjmuję papierosy, ktoś podaje mi ogień, zaciągam się. Wszędzie hałas, tłum ludzi, duszno. Idę do szatni, odbieram swój płaszcz. Jest miękki i ciepły. Wychodzę. Owiewa mnie odrobinę mroźne powietrze. Przypominam sobie, że nie lubię palić na ulicy i wyrzucam niedopałek. Zastanawiam się gdzie pójść. Nie chcę teraz być z żadnymi znajomymi, choć mnie zaczepiają, wypytują. Zbywam ich. Idę do piekarni na rogu. Są tam drewniane półki i wiklinowe kosze pełne pachnących bułek, rogali, cieplutkiego chleba. Kupuję dwie maślane bułeczki z rodzynkami. Pani w białym fartuchu pakuje je do papierowej torebki. Idę dalej, szeleszcząc śniadaniem, siadam w przytulnej kawiarni, zamawiam cappuccino.
Bardzo ładnie dziś wyglądam. Mam na sobie brązowy, rozpinany sweter z kołnierzykiem, modną spódnicę z rozcięciem i skórzane, eleganckie kozaki. Na szyi apaszka w jesiennych kolorach, a długie, kręcone, kasztanowe włosy spięte w bałaganiarski kok.
Bułki i kawa były pyszne. Znów pora na papierosa.
- Cześć Mila! - oczywiście krzykliwy głos się dosiada i nawija jakieś bzdury.
Czuję się rozdrażniona. Nie teraz głosie, męcz kogoś innego. Żegnam się.
Znowu na zewnątrz. Pojechałabym do mojej dziupli, ale nie mogę, trzeba wracać na uniwerek.

* * *

- Mila gdzieś ty była?!? - ten głos jest wesoły, troskliwy. Uwielbiam go. To głos Elżbiety.
- A działo się coś ważnego? - nic mnie to w sumie nie obchodzi, taki mam dziś sobie nastrój.
Nie słyszę odpowiedzi, tylko gdzieś obok głos głęboki, ciepły, męski aż do bólu. Mija mnie. Jak zwykle zresztą.

* * *

Budzę się w obcej pościeli. Szybko wstaję, wciągam dżinsy, wkładam niedbale bluzkę, sweter. Odmawiam kawy bokserkom w dinozaury (dinozaury, Jezu). Czuję się wymięta, potargana, marzę o własnym, wielkim fotelu i kubku gorącej herbaty.
Wsiadam do autobusu, wydaje mi się, że wszyscy się na mnie gapią i dziwią, że się urżnęłam i przespałam z obcym facetem, w dodatku ubierającym się w idiotyczną bieliznę.

* * *

Nareszcie w moim mieszkaniu. Ela w piżamie.
- Jak było? - macham tylko niedbale ręką i idę do łazienki.
Popołudniu siedzimy obie przed telewizorem. Ela na łóżku, ja w swoim wielkim fotelu. Zjadamy sałatkę owocową, oglądamy jakiś film. Jest tak, jak powinno być. Jak miały na imię bokserki w dinozaury?

* * *

Zrzucam z wściekłością budzik. Jest ładny, metalowy, z dwoma dzwoneczkami na górze, ale rano strasznie go nienawidzę. Wieczorem zawsze bierzemy rozejm.
Ja przed lustrem odrestaurowuję ruinę, Ela w kuchni robi śniadanie. Kocham ją za to i za to, że jest. Idziemy na uczelnię. Dzisiaj tłum mi nie przeszkadza. Z przyjemnością się w niego wtapiam, brodzę, nastawiam ucho w poszukiwaniu mocnego głosu, ale dochodzą mnie jedynie chichoty, gadki o tyłkach, o jedzeniu w stołówce, o ostatnim odcinku serialu. Idę na zajęcia.

* * *

Przerwa spędzona w bufecie. Wszystkie stoliki zajęte. Zajmuję miejsce na końcu węża i czekam aż po łaskawym "słucham?" będę mogła zamówić. Ktoś staje za mną.
- Przepraszam, ale kolczyk zaraz pani spadnie.
- Słucham? - doskonale zrozumiałam. Pytanie ma znaczenie: głosie mówisz naprawdę do mnie?
Jest ciasno, trzymam ciężką torbę. Jak w tych warunkach mam wykonać tak precyzyjny manewr i zapiąć kawałek srebra? Głos widzi moją chwilową niezgrabność i unosi ręce w okolice mojej szyi. Czuję ciepło delikatnych dłoni o długich palcach. Chyba mówię "dziękuję", a on chyba odpowiada "proszę bardzo", ale nie jestem pewna. Dochodzę do lady, kupuję kawę, sypię cukier, wlewam śmietankę, mieszam tak długo aż on też coś kupi.
- Znowu nie ma miejsca -zagajam rozmowę.
- Dlatego zawsze kupuję kanapkę na wynos - odpowiada niedbale i odchodzi w pośpiechu.
Nie tak było w planie. Miał powiedzieć np. Poszukajmy miejsca razem albo chodźmy na korytarz. Romantyczna kretynka. Kawa mi nie smakuje, parzy w język. Idę do stolika w głębi sali, skąd macha do mnie jakaś ręka.

* * *

Historia z kolczykiem okazała się banalnym pretekstem, żywcem wydartym z opowiadania miłosnego plączącego się po co drugim piśmie kobiecym. Mocny głos przedstawił się jako Robert, poprosił o mój numer telefonu, a na drugi dzień popłynął ze słuchawki, którą ściskałam, rozkoszując się jego brzmieniem. Potem zaprosił mnie do teatru, podarował róże, zaprosił na kolację. Ja ubierałam się wtedy elegancko, pracowałam wytrwale nad makijażem, fryzurą, uśmiechałam się olśniewająco i chłonęłam tą całą podniosłą atmosferę poważnego oraz romantycznego związku. Ha, ha, ha... .


* * *

- Córeczko, ładnie wyglądasz.
- I tak się czuję - odpowiedziałam mamie, pomagając jej poukładać czystą, pachnącą, wypraną bieliznę.
- Ile ma lat?
- Pięć lat starszy ode mnie, doktorant.
- To wspaniale, nareszcie poważny mężczyzna.
Miała rację. Nieraz patrzyła z troską, kiedy biegałam na koncerty rockowe, kiedy zniszczyłam włosy, przerabiając je na dready, kiedy się nie uczyłam, kiedy wracałam wstawiona z imprez. Ale to już przeszłość. Teraz mam u boku człowieka na poziomie, który się mną zaopiekuje, pokieruje mną.
Zjadłyśmy razem obiad, wszystko jej opowiedziałam. Wszystko po kolei. Lubiłam z nią rozmawiać, bo była delikatna, czuła i spokojna. Była moim przeciwieństwem. Była, kiedy potrzebowałam jej bliskości, kiedy ktoś musiał ukoić burzę dojrzewających (często niemających sensu) koncepcji na życie. Była, kiedy jej potrzebowałam: albo w biurze albo w mieszkaniu jasnym, schludnym, przytulnym. Nigdy się nie denerwowała na pokaz, lubiła czytać, lubiła muzykę poważną i kwiatki doniczkowe. W liceum pełnym wyskoków, imprez, starałam się jej nie zawieść, a ona nie robić mi wymówek. I tak trwamy w tej równowadze.
Dwa lata temu wyprowadziłam się i wyjechałam na studia. Było mi smutno, że zostawiam ją samą, ale czułam, że muszę to zrobić, chciałam wydorośleć, sama. Dzisiaj jej udowodniłam, że nareszcie mi się udało, że stałam się w pewnym stopniu podobna do niej, że może być ze mnie dumna.

* * *

Poszliśmy do filharmonii. On w garniturze, klaszczący, ja z podpartym podbródkiem, ziewająca. Godziny, dni, tygodnie mijały pod znakiem Roberta. Mówiłam, że czuję się szczęśliwa, ale dopiero potem zrozumiałam, że miałam na myśli raczej bezpieczna, dojrzalsza, adorowana.
Jeśli nie siedzieliśmy w jakimś lokalu, na spektaklu, czy w muzeum, to tuliliśmy się do siebie, a następnie powoli i delikatnie kochali w jego mieszkaniu. W przeciwieństwie do dziupli mojej i Elki, pełnej rozgardiaszu, głośnej muzyki, okruchów, brudnych szklanek, było to miejsce lśniące, z równiutko poukładanymi książkami, ubraniami na wieszakach, umytymi naczyniami. Na początku wydawało mi się to urocze. Chciałam nawet urządzić coś takiego w dziupli, ale usłyszałam, że to nie roberciarnia.
Gdy spotykałam mojego mężczyznę na uczelni, prowadziłam go korytarzem, gawędząc wesoło i głośno, żeby wszyscy zobaczyli, kogo mam u boku. Jak nigdy wcześniej, interesowały mnie pozory. Wspinałam się na jakieś wyimaginowane wyżyny. Nie wiedziałam, że za pewien czas znudzi mnie ta wspinaczka i będę miała dosyć podziwiania widoków pełnych elokwencji i powagi.
Wreszcie spłynął szum oklasków, mogliśmy wyjść. Chciałam pójść na spacer, ale pojechaliśmy do niego, bo miał dużo pracy. Spałam u niego, ale nie z nim, bo miał dużo pracy. Rano zjadłam śniadanie sama, bo on się spieszył. Postanowiłam to przemilczeć, bo mi na nim zależało.

* * *

Siedzę przygnębiona w swoim fotelu, palę kolejnego papierosa. Byłam pewna, że takiego faceta potrzebowałam, że stabilizacja to moje drugie imię, że wpłynęłam do spokojnego portu. Tyle, że ja mam już dosyć spokoju, pluszowych maskotek od niego, rozmów intelektualnych, romantycznego na wskroś seksu, mam dosyć jego mocnego głosu, który tak mnie zaczarował, który tak mnie rozkosznie przewiercał. Teraz odbija się jedynie i pozostaje bez odpowiedzi. Jestem wściekła na siebie. Czemu to wszystko mnie drażni? Czemu nie uszczęśliwia?
Zgasiłam szybko papierosa, chwyciłam torebkę, kurtkę i wybiegłam z domu.

* * *

Siedzę przed wielkim lustrem i obserwuję przebieg wydarzeń. Fryzjerka jest trochę przysadzista, ale jej ręce pracują zwinnie i precyzyjnie. Nie omieszkała zapytać, czemu chcę ściąć takie piękne włosy. Odpowiedziałam zbyt ostro, że potrzebuję zmiany. Przestała się uśmiechać i robiła swoje. Kręcone, mokre pukle spadały na posadzkę jeden za drugim, aż jedna z uczennic zmiotła je w kupę i wyrzuciła. Fryzjerka poprawiała, wyrównywała, pytała co z grzywką, co z tyłem. Instruowałam ją bez entuzjazmu. Nie czułam ani żalu po starym, ani podniecenia nowym wizerunkiem. Kobieta zaczęła układać moją czuprynę. Brała po kolei grzebień, suszarkę, szczotkę, drugą szczotkę, butelkę lakieru, wtedy ją powstrzymałam. Wreszcie kiedy skończyła z zadowoloną miną (zadowoloną za nas obie), zapłaciłam i wyszłam.
W godzinę później, po podróży zatłoczonym autobusem oraz skrzypiącym tramwajem, stanęłam pod drzwiami Roberta. Otworzył je równie szeroko jak usta. Nie pozwoliłam mu wyrzucić z siebie zdumienia. Nic mnie nie obchodzi, co myśli o mojej nowej fryzurze. Zresztą wiedziałam co by powiedziało rUosobienie spontaniczności: rCoś ty ze sobą zrobiła dziewczyno? Byłaś u fryzjera? Nawet ładnie, ale...no, muszę się przyzwyczaić. A tak lubiłem brodzić w twoich włosach...
Wolałam uniknąć monologu tego typu.
- Przyszłam ci powiedzieć, że nie pójdę z tobą do teatru. Idę z Elą do kina. - wiedziałam, że to go zdenerwuje, nawet bardzo; kupił dla nas bilety już dwa miesiące temu. Nie miałam w planach żadnego kina, chciałam się pokłócić, wyładować, zemścić, sama nie wiem, czego chciałam.
- Wejdź - stwierdził spokojnie, ale w oczach widziałam z satysfakcją jak jego plany biorą w łeb.
- Nie mam czasu, spieszę się - mówię i odwracam się ku schodom.
- Mogłaś powiedzieć, że nie masz ochoty iść do teatru, że wolisz się zrelaksować na filmie, że chcesz się obciąć - odwrócona do niego tyłem chłonę jego słowa, wypowiedziane miarowym, ciepłym tonem. Robi mi się głupio. Zdecydowałam za nas oboje. Czuję się znowu niedojrzała. Nie wiem co mam zrobić, odwrócić się i rzucić mu na szyję, czy uciec i zbiec po schodach. Zamiast tego siadam na nich i płaczę. Dawno już nie płakałam.
- Nie płacz, odrosną. Chodź, zrobię ci herbaty. Taką, jaką lubisz, słodką, z cytryną.
Nie ruszam się z miejsca i płaczę dalej, nawet nie wiem z jakiego powodu. Nie chcę jego herbaty. To ja miałam być dziś silna, dominująca, a nie on z tą swoją dorosłością, czystym mieszkaniem i tą cholerną herbatą.
- Nie mam ochoty, dziękuję - nadal nie odwracając się, wycieram oczy rękawem i schodzę powoli, bez pożegnania.

* * *

Nie dzwonił, nie przyjechał, nie rozpaczał. Wiem, bo go znałam. Na uczelni, przy okazji, oddawałam mu jego płyty, książki warte przeczytania, czasopisma (Pożyczę ci, przejrzyj, może cię zainteresują). Nie starał się mnie odzyskać. W końcu wiele przeszedł, miał za sobą liczne związki i nie zamierzał się zachowywać jak zakochany gówniarz.. Może wcale nie był zakochany,...tak jak i ja, chyba.

* * *
- Skoro go nie kochałaś...
- Nie, nie kochałam. Mamo, właściwie nigdy żadnego mężczyzny nie kochałam. Mam dwadzieścia cztery lata i ciągle skaczę z jednego łóżka do dru... przepraszam. Oni wszyscy nic dla mnie nie znaczą. Co jest ze mną nie tak? - mama się uśmiecha, głaszcze mnie po włosach. Od razu spodobała jej się moja fryzura.
- Zjedz obiad. Dobrze, że się nie zmieniłaś - przytulam się do niej.
- Kocham cię mamo.
- Jedz, wystygnie.


* * *

Klęczę na ziemi, pochylając się nad Maurycym. Jest rudy i zabawny. Jest chomikiem. Kupiłam go dzisiaj z całym wyposażeniem. Nie ma pojęcia, że jest moim kaprysem. Niepotrzebna mu jest świadomość tego, wystarczy marchewka. Lubię go, bo jest facetem, z którym mieszkanie nie przysporzy mi tylu wątpliwości i dylematów.

* * *

Sesja - miesiąc wycięty z życiorysu. Litry kawy, spuchnięte oczy, tona notatek, totalny rozgardiasz w pokoju. Byle zaliczyć, byle mieć to z głowy, byle do wakacji. O tym ostatnim nie należy za dużo myśleć. To jak marzenia o domu rodzinnym na wojnie. Trzeba powalczyć, żeby móc się potem porozkoszować wolnością.

* * *

Trzecia w nocy, Ela śpi, mnie się już nie chce. Siedzę przy oknie. Pusta ulica, równo zaparkowane samochody. Tylko w pięciu oknach przeciwległego bloku pali się światło. Maurycy biega w swojej karuzeli. Cóż za energiczne stworzenie, w przeciwieństwie do mnie o tej porze. Odkładam książki, segregator, jak również fluoryzujący flamaster do podkreślania, zakreślania i obgryzania. Patrzę sobie w noc. Otulam się kocem i chłonę ciszę, mając nadzieję, że jakiś menel nie zburzy jej, wydzierając się, że ma przejebane.
Na szczęście słyszę jedynie działalność rudego i spokojny oddech Eli.

* * *

Umówiłam się z facetem. Brakowało mi tego. Znajomy Eli. Przyszedł po mnie elegancki, przystojny, zestresowany. Wieczór w romantycznej knajpie, rozmowy o studiach, o ostatnio widzianym filmie, o planach na wakacje, o duperelach. Próbuję nie ziewać. On wstaje, kulturalnie przeprasza i idzie do toalety. Chciałabym stamtąd uciec, ale przecież jestem rdobrze wychowana. Jeszcze godzina cierpliwości, samochód, uprzejmości przed drzwiami mojego bloku, dobranoc. Zrobię sobie gorącą kąpiel, obejrzę ciekawy program, zjem jabłko, albo nie.

* * *

Stoję pod prysznicem. Lustro zaparowane, skóra czerwona, twarz uśmiechnięta, rozluźniona. Moja głowa pieni się od szamponu o znajomym, owocowym zapachu. Zamykam oczy... jezioro, las, namioty, Jacek, druga klasa, kolejki do łazienek, ktoś śpiewa w kabinie obok, ten sam szampon.
Wycieram lustro, patrzę na siebie sześć lat starszą, inną, bez pryszczy, ze szczuplejszą twarzą, z większymi troskami i oczami. Owijam się w zielony szlafrok frotte, idę do kuchni zastanowić się po raz kolejny, gdzie pojechać na wakacje.

* * *

Z mamą na leżakach, przed kempingiem. Smażymy się, ignorując bezczelnie promienie UV. Mama w bluzce na ramiączkach i podkasanej spódnicy w kwiaty, ja w bikini. Obie bez kompleksów, za to ze stertą czasopism, radyjkiem turystycznym, okularami przeciwsłonecznymi, dzbankiem zimnego soku porzeczkowego, z uśmiechami na twarzach.

* * *

Czarne szpilki, czarna zamszowa spódnica, dopasowany bordowy żakiet, srebrny ciężki wisiorek, kocie oczy z grubymi rzęsami, usta podkreślone czerwoną szminką. Nowa kobieta Roberta. Nie czuję zazdrości. Nic nie czuję na jej widok. Może oprócz ciężkich perfum.
Wychodzą z butiku obładowani torbami pełnymi damskich ciuchów, ona - dama i on, na smyczy. Dziwny widok, autorytet i wzór w służalczych, oddanych pozach.
Niefortunne spotkanie. Nic nie mówimy na swój widok. Przelotne, zakłopotane spojrzenia. Paranoja. Dziecinada.
A więc tak wygląda odejście bliskiej osoby bez odgłosu kroków.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Nula78 · dnia 23.01.2008 21:46 · Czytań: 731 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze
lina_91 dnia 24.01.2008 14:39 Ocena: Dobre
W ktoryms momencie az mnie to zabolalo. Opowiadanie jest dobre, chociaz jesli zabolalo, powinnam dac wiecej, prawda? Nie dam, bo za duzo energii wymaga. Te krociutkie akapity to jakis koszmar, ja rozumiem, co chcialas osiagnac, ale skakalas z jednego punktu widzenia do drugiego tak szybko, ze musialam sie cofac, zeby nadazyc. Jakbys to troche przedluzyla, byloby lepiej. Cztery.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty