Droga Mleczna to galaktyka o średnicy stu tysięcy lat świetlnych, zawierająca dwieście miliardów gwiazd. Z takiego punktu widzenia, jakież znaczenie ma życie jednej małej dziewczynki? Żadnego wypada odpowiedzieć.
I tak należy traktować tę opowieść (jak z resztą każdą inną).
Droga Mleczna jest galaktyką spiralną, dlatego zrozumiałym jest nadanie nazw każdemu ramieniu z osobna. Dzięki temu można swobodnie wyjaśnić, że owa dziewczynka żyła na planecie Lokalnego Ramienia Oriona. Podawanie nazwy planety, czy układu nie ma większego sensu, bowiem niczego te dane nie wnoszą (a nie można z głowy robić śmietnika).
A propos śmietnika należy dodać, że Lokalne Ramię Oriona jest najbardziej zaśmieconym obszarem galaktyki, ponieważ żyje tam wielu ludzi. Ludzie, jak żadna kosmiczna rasa, nie mają nawyku sprzątania po sobie. Stare satelity, resztki rozbitych wahadłowców, zagubione rękawiczki, zepsute komputery, wszystkie te śmieci fruwają sobie swobodnie. Gdyby ludzie mieli więcej wyobraźni! Ale nie! Ich nie obchodzi, że kosmici denerwują się wgnieceniami w karoseriach rakiet, uszkodzeniami powstałymi po zderzeniu ze śmieciami!
***
Ludzie z natury są religijni i zawsze w coś wierzą. Dlatego też i Paulinka jak przeciętny człowiek, prowadziła życie religijne, a konkretnie była chrześcijanką.
Śliczna, ciemnowłosa, szczupła dziewczynka. zdecydowanie wyróżniała się na tle koleżanek - spasionych niczym prosiaki (zgodnie z dziwną, lecz obowiązującą modą dla dziewięciolatek). Ubrana na biało: w długą komunijną sukienkę, rękawiczki i wianek na głowie wzbudzała zachwyt u wszystkich chłopców, którzy w tym wieku interesowali się płcią przeciwną (czyli aż u dwóch).
Dziewczynka z nabożnie złożonymi dłońmi stała w kościelnej ławce i w skupieniu słuchała o tym, że wkrótce umrze i stanie przed sądem bożym. Próbowała zestawić prawdy kościelne z poglądami swojej mamy, która często powtarzała, że życie jest fantastyczną przygodą, a nie pasmem zmartwień.
Inne dzieci kręciły się w ławkach, rozglądały, zgłaszały, żeby powiedzieć coś do mikrofonu, rozgniatały mszyce (które wylazły z zielska rozłożonego dla ozdoby na ławkach), a Paulinka nie. Ona stała sztywno pogrążona w zadumie.
Nagle przez otwarte drzwi wejściowe, wbiegł giaz (smoczokształtny zwierz zamieszkujący pobliskie szczyty wieżowców). Przebiegł przez nawę główną kościoła i wskoczył na ołtarz, wzbudzając rozbawienie wśród komunijnych dzieci (Kiedy dzieci się nudzą, byle co potrafi je rozweselić).
Kiedy stwór wymachiwał karmazynowymi skrzydłami, lektorzy i ministranci stali w bezruchu (prawdopodobnie uważali, że udając słupy pozostaną zignorowani przez bestię).
Natomiast ksiądz zachowywał się jak gdyby nigdy nic i spokojnie kontynuował modlitwy (Kto wie, być może giaza wziął za złego demona, którego inni nie widzą?).
A wielkie zwierze panoszyło się po miejscu kultu, w którym nigdy nie powinno się znaleźć.
Paulinka pomyślała, że giaz zaraz się załatwi na samym środku ołtarza, a potem kogoś ugryzie. Jednak na twarzy dziewczynki nie pojawił się żaden grymas. Uważała, że do głupich, tudzież fizjologicznych myśli nie wypada się przyznawać.
Dzieci, ich opiekunowie, zdewociali entuzjaści zbiorowych zgromadzeń, księża i ministranci, wszyscy biernie obserwowali, wodzili wzrokiem za miotającym się biegająco-latającym stworem.
I nagle spośród zgromadzonych znalazła się bohaterka. Szara, zwyczajna, robiąca dziwne miny (mające na celu upominanie dzieci do grzecznego zachowywania się) katechetka. Bezceremonialnie złapała bestię za skrzydło i przednią łapę, a następnie siłą wywlekła z kościoła.
Paulinka była wstrząśnięta. Przestraszyła się, że giaz może rozerwać na strzępy panią od religii.
Ksiądz nie zareagował, jak gdyby nic się nie wydarzyło.
***
W drodze z kościoła do domu, Paulinka nic nie mówiła. Cały czas przeżywała.
Za to jej mama była w świetnym nastroju.
- Paulinko, ale przeżyłaś przygodę – mówiła mama z entuzjazmem. – Co za emocje! Ten giaz miał takie wielkie skrzydła, pazury i kły. Ja bym się nie odważyła zbliżyć do dzikiego, nieznanego zwierza. Niesamowite! Najważniejsze, że nikomu nic się nie stało. Sądziłam, że taki potwór coś zniszczy. Poprzewraca wazony z kwiatami, krzesła, świece, a tu nic. Paulinko, kochanie, a ty co o tym myślisz?
Dziewczynka nie odpowiedziała.
- Paulinko, jeszcze jedna ważna nauka z tej historii. Musisz wiedzieć, że mężczyźni to tchórze. Żaden się nie ruszył. Oni mogą coś zrobić tylko po to, żeby się popisać, albo z niefrasobliwej głupoty. Ewentualnie jeszcze dla zabawy. Kiedy wymagane jest faktyczne bohaterstwo, odwaga, nie łudź się nawet. Licz na siebie.
Mama schyliła się, żeby spojrzeć w twarz córki, po czy kontynuowała:
- Katechetka zaimponowała mi, jak mało kto. Niezwykła kobieta. Ale nikt tego nie doceni. W kościele gwiazdą może być tylko ksiądz. Oczywiście tego nie powtarzaj. Pewnych oczywistych rzeczy się nie mówi. Takie coś nazywa się tabu.
***
Po wydarzeniu w kościele, Paulince przez długie lata śniły się koszmary.
„Stoję w białej sukience blisko ołtarza. Do kościoła wpada bestia – trzy razy większa od giaza, z większymi kłami i ociekającymi krwią skrzydłami. Bestia macha skrzydłami, otwiera paszczę. Chce mnie pożreć. Ja uciekam. Bezskutecznie wołam, żeby się wyniosła z kościoła. Stwór odgryza mi rękę, potem drugą. Z łoskotem upadam na marmurową posadzkę. Płaczę. Bestia odgryza mi nogi. Budzę się z krzykiem”.
***
Dopiero jako dorosła osoba, Paulinka zrozumiała, że koszmary to zepchnięte do podświadomości lęki, które mózg przetworzył w makabrycznie sugestywną opowieść.
- Przepraszam córeczko, że zapomniałam ci wyjaśnić. Tak jak zamartwianie może stać się nałogiem, tak złe wspomnienia tworzą myślowy spam. Atakują we dnie i w nocy, ale trzeba nauczyć się je ignorować. Pozwoliłaś, aby jedno doświadczenie pokierowało twoimi emocjami. I jeszcze do tego je tłumiłaś.
- Dlaczego mi tego nie powiedziałaś wcześniej, kiedy byłam dzieckiem – wypomniała oskarżycielsko Paulina.
- Czy ja jestem Duchem Świętym? Nie potrafię zgadywać, jakie masz, czy miałaś problemy. Nie spytałaś. Sądziłam, że diaz w kościele to zabawna przygoda. Przecież nikomu nic złego się nie stało.
- Mamo, dlaczego odpowiedzialnych szuka się wyłącznie wtedy, gdy zdarzy się tragedia? A strach? Dlaczego winnych strachu nigdy się nie rozlicza? Jakby krzywdy nigdy nie było?
- Mnie pytasz? Przecież już też jesteś dorosła. To tabu.