1000 słów dziennie - Ita Titto
Proza » Obyczajowe » 1000 słów dziennie
A A A
Arnold uniósł wzrok, delikatnie zamykając masywne drzwi kamienicy. Liście, wciąż scalone z drzewami, dopiero zaczynały żółknąć, powietrze było wilgotne pomimo braku deszczu. Ludzie zachowywali się cicho i spokojnie, próbując zapewne przedłużyć ostatnie chwile snu. Arnold nie miał ochoty przypatrywać się twarzom, zerknął tylko na buty, niepewny, czy je wypastował. Lśniły nieskazitelną czernią. Po przebudzeniu ustanowił sobie dzień walki z okropnym nawykiem pochylania głowy, więc uniósł ją szybko, starając się dostrzec każdy szczegół otoczenia. Znaki, tablice rejestracyjne, latarnie, płyty chodnikowe, krawężniki... Znowu patrzy w dół! Poirytowany, chwycił długi szalik zwisający luźno na jego piersi i mocno owinął nim szyję. Za kilkaset metrów po prawej będzie kiosk ruchu, musi tam dojść, nie opuszczając głowy. Kłębią się chmury, przysłaniając słońce, którego promienie opadają na latarnie, nocą ich światło opada na... na kiosk. Arnold, pokrzepiony nieco sukcesem, pozwolił sobie na paczkę papierosów, dalej szedł już z dymem w płucach. Przez parkowe deptaki przewijały się tabuny ludzi – większość z psami. Dom Arnolda jest pusty, może powinien kupić sobie psa? Gdyby znalazł jakiegoś przypadkiem, pewnie zostaliby przyjaciółmi, ale kupić sobie przyjaciela? Psy są zbyt ufne, więc może kot? Koty patrzą na człowieka z góry, a Arnold nie znosi, gdy ktoś się wywyższa. Nie będzie więc żadnego pupila. Początek roku akademickiego, dziwne, że nie widać tego po ludziach. Ilu z nich to studenci? Student nad ranem, w parku i z psem na spacerze, dobre sobie! Arnold przystanął przy śmietniku, zaciągnął się, zgniótł niedopałek, wyrzucił go i, wypuszczając dym, wyjął z kieszeni kolejnego papierosa. Powiązał w podświadomości początek roku z końcem. Klasa maturalna, rozdanie świadectw i ręka polonistki na jego ramieniu: "Takie predyspozycje zobowiązują, Arnoldzie." Jaka to była słodka dziewczyna! Pucołowata twarz, roześmiane oczy i uśmiech też jakoś szczególnie promienny. Mój Boże, ma teraz jakieś sześćdziesiąt lat! Latami rozkładał to jej zdanie na części mowy i zgłębiał jego znaczenie. Rozwiązanie przyszło po setkach doświadczeń – musi dopisać każdego dnia tysiąc słów do swojej powieści.

Zdecydowanie nie lubi wchodzić po schodach. Kiedyś wywrócił się na oczach studentów. Nie lubi też, gdy ludzie stojący w jakimś kącie albo pogrupowani, przypatrują mu się, kiedy idzie. Czasem zaczynają coś szeptać, on prawie słyszy ich głosy, czy raczej domyśla się, co mówią.

Jest ciekaw nowych studentek. Z roku na rok przychodzą coraz ładniejsze i bardziej rozwiązłe. Ciekawe, czy jest pomiędzy tymi cechami jakaś zależność: piękne i rozwiązłe. To Pani Profesor, całkiem ładna, choć nie tak świeża, jak młódki. Takie kobiety też mają coś w sobie; są wstydliwe, ale chcą się zaspokoić. A może są wstydliwe, bo chcą się zaspokoić? Zaspokajanie się jest modne, tylko, czy im wypada podążać za modą?

Profesor Arnold wszedł właśnie do dużego, wąskiego pokoju. Cała wschodnia ściana jest oszklona. Środek pomieszczenia wydziela solidny, drewniany stół. Masa ludzi krząta się z filiżankami w rękach, siadają i wstają, rozmawiają i milczą, czytają i myślą. Nikt go nie zauważa, on sam nie może uwierzyć w swoją obecność. Podchodzi do okna, jest zimno, jesiennie. Pewnie pachnie zgniłymi liśćmi. Ktoś go zaczepia, dawno się nie widzieli. Ktoś szturcha – myślała z mężem, że już się nie pokażą, ruszą w podróż. Ktoś zaczyna rozmowę, trwa epidemia grypy, cała rodzina chora. Ktoś o nim pomyślał; zrobił kawę. Pachnie dobrze; mocna, bez mleka i bez cukru. Może sobie posłodzić, jeśli zechce, mleko też jest. Nie, woli nie mącić jej smaku.

Wybija ta nieszczęsna godzina, oni wychodzą, płynnie i powolnie. Żartują, skąd w nich tyle swobody? Ręce ma spocone, całe się kleją, czoło pewnie się świeci. Wszyscy już czekają, szczęśliwi, że przyjdzie ostatni.

Musi dodać sobie otuchy, to nic, to nic, tylko tak na dobry początek. Tak odrobinę, no, może trochę więcej, niż napisał na recepcie. Witam panie studentki, witam panowie. Promienie przedzierają się przez jego ciało i te fale ich głosów. Ma mnóstwo genialnych pomysłów, teorii, przedzierają się przez ciało, od głowy do stóp. Myśli od głowy, do stóp. Nie ma go właściwie. Zostaje tylko wyniszczone ciało, flak. Schował się w głowie. Ale ciało czuje. To chłód metalowego długopisu się przez nie przedziera. Od ręki, do głowy i stóp. Oni też są genialni, mają świetne teorie, tylko jeszcze o nich nie wiedzą. Wszystkim po noblu! Czy widzą, kiedy go nie ma? Spokojnie, tak, spokojnie, nikt niczego nie widzi. Spokojnie, harmonijnie, porządnie. Po kolei. Jeszcze chwila, chłód długopisu przetacza się od prawej ręki, do serca. Ciepło jej dłoni zatrzyma się przed sercem. Wilgotne ciepło jej małej dłoni. Wilgotne ciepło jej małej, białej dłoni. Chłodny kolor dłoni przedziera się przez jego ciało. Oni wszyscy, tacy powolni, kilku jaskrawych. Kwiaty na parapecie, liście za oknami. Siedzą i patrzą, tylko na niego. Surowość drewna przetacza się mozolnie przez jego ciało. Tak, tak teorie. Szybko, myślmy, nie odchodźmy. Zmieniają się perspektywy. Przedmiot z bliska, dokładny. Chop! Przedmiot z oddali. Tylko kształt, kształt przedziera się przez ciało, od lewej. Promienie lamp przepalają wzniesione twarze. Skóra spływa po szyjach. Powolnie, idealnie, nierealnie, jak farba. Czerwoniutkie, wilgotne i ciepłe usta, tej czarnej, przedzierają się przez jego uszy. Ona coś mówi! Tylko do niego, tylko do jego uszu. Czerwoniutkie usta mówią coś do jego uszu. Są już sami. Jej niebieskie oczy, zalewają jego szare oczy. Niebieskie oczy przedzierają się przez jego głowę. One chciałyby się spotkać, wiele by chciały, te niebieskie oczy. Powinny wiedzieć, że nie mogą. Szare oczy też powinny wiedzieć, że nie mogą, te niebieskie są zbyt młode, zbyt młode. Tak, Profesor Arnold nie czuje się najlepiej, te leki od psychiatry, dziwnie na niego działają. Ale niech niebieskie oczy się nie martwią. Szare oczy sobie poradzą.

Arnold otworzył drzwi kobiecie i przepuścił ją przodem. Uśmiechnęła się znowu, znowu kokieteryjnie. Satynowa sukienka muskała pośladki. Dowidzenia, do zobaczenia.

Nie powinien robić wykładu już pierwszego dnia, zwłaszcza tak niedorzecznego. Poruszył ją, chce się spotkać, poznać jego opinię o Nabokovie . Głupio, że się zgodził. Mistrz i uczennica. Istna Lolita, doprawdy. Chyba nie pójdzie. Będzie delektował się myślą o spotkaniu, później zmieni zdanie, tchórz.

Musi zapić swoje tchórzostwo. Zapić i zagryźć. Whisky bar. Tyle rzeczy się działo, odkąd odnalazł sens, choć był świadomy braku znaczenia jakichkolwiek sensów. Weźmy na przykład boga. Miał nadawać sens życiu człowieka. Ale jaki byłby sens życia po śmierci? Jaki byłby sens sensowności istnienia naszego wszechświata. Może, gdyby miał dobry słuch, słuch muzyczny, ubrałby to w wiersz. I wtedy zrozumieliby, logika jest zbyt trudna, żeby się w nią wsłuchiwać. Zbyt prozaiczna, żeby płakać. Logika nie trafia do serca, tylko do umysłu. Ale, gdy uda mu się znaleźć drogę z umysłu do serca, może wywoła łzy. Przynajmniej swoje. Arnold tak często bywa zmęczony. Zwycięża z ciałem tylko, żeby dopisać te 1000 słów. To, czego trzymał się od dnia ustalenia sensu, dzisiaj życie wytrąciło z jego rąk. Ona wytrąciła, ale to nie jej wina, jest piękna, nie ma w sobie logiki. Jest uczuciem, chodzącą, romantycznie niespełnioną miłością.

Talerz pusty, butelka pusta. Rzeczywistość wzywa, wzywa prawdziwe życie. Arnold musi udać się po receptę i na zakupy i jeszcze wyrzucić śmieci. Zrobi to szybko, bo szkoda czasu. Na biurku czekają białe kartki. Musi się skupić, nie śmierdzieć alkoholem, wyglądać. W niewielkim lustrze widzi swoje odbicie. Siwe włosy, szorstka, męska gęba, przystojny i dojrzały z niego gość. Jakby trochę o siebie zadbał, może nawet mógłby się podobać. Ciekawe, ile czasu pochłania dbanie o siebie. Może zyskałby nowe kobiety, przeżycia, materiał na powieść.

Arnold czekał na receptę w gabinecie zaprzyjaźnionego psychiatry. On skupiony i cichy bazgrolił po podłużnej, cienkiej karteczce. Może, gdyby uniósł głowę, serdecznie zapytał: ''Jak się czujesz, Arnoldzie?'', a po uprzejmej odpowiedzi, wypytywałby dalej, mógłby dowiedzieć się, o tej małej z uczelni, o tym jakie narastają wątpliwości, o tym jak odrażające są transakcje międzyludzkie, interesowne wymiany przysług, uprzejmości i uczuć. O tym, że ona pewnie chce zaliczyć rok, ale jest głupia, a przedmiot Arnolda ważny i potrzebny. On nie zapyta, bo między nimi też dochodzi do transakcji, a niepotrzebne komplikacje są zwyczajnie niepotrzebne. Każdy związek z człowiekiem to transakcja, nikt nie toleruje bezużyteczności i niewdzięczności, chyba, że u dzieci. Matka i dziecko, pięknie i dziko. A może nawet matki kochają dzieci, tylko dlatego, że zbyt długo nosiły je pod sercem? Gdyby nawet zapytał, nic by nie zmienił.

Arnold, według psychiatry, to przykład inteligentnego człowieka, zupełnie niepojmującego najprostszych relacji międzyludzkich. To jego największy problem, problem z którego wywodzą się wszystkie inne. Ma prawdopodobnie lekkie pióro, ale nie wykorzysta tego, bo książki trzeba pisać o ludziach i to niestety w miarę ludzi przypominających, czyli obracających się w jakiejś zbiorowości, nawiązujących więzi, nie zawieszonych w powietrzu. On się nie obraca i nie będzie potrafił opisać obrotów swoich bohaterów.

Wracał do domu z siatkami w dłoniach. Czuł ich ciężar, ciężar tego dnia, ciężar życia i wyimaginowanego pomnika, który wznosił na swoją cześć. Niósł go teraz na barkach, na karku, w rękach i na plecach. Zmęczona była każda kość, każdy mięsień, skóra, głowa. Czuł zimno dotkliwiej niż zwykle. Rozumiał swój błąd, rozumiał, że wraca do pustego domu. Był już pewien, nie ma odwrotu, nie ma szans na zmianę. Nie to go martwiło. Niepokoił się brakiem sił. Stał bezradnie w miejscu, po pustce w jego wnętrzu roznosiło się echo. Stworzył ślepy zaułek, zagrodził prostą drogę, oszukał siebie. Nikt go nie odnajdzie, bo ta podróż musiała być samotna, wracał do pustego domu.

Napełnił wannę, odpoczął pośpiesznie i zachłannie. Zaczął pisać, a kiedy wyskrobał już te 1000 słów, zgasił światło, położył i starannie okrył szorstką pościelą. Rozgrzewał się, gładząc klatkę piersiową. Później schodził niżej i niżej. Myślał o małej z uczelni, brał ją na wiele sposobów. Ona siedziała teraz w barze i czekała na niego. Dotarł do penisa, energicznie przeciągał przez niego zwilżoną rękę. W punkcie kulminacyjnym sprytnie zebrał nasienie chusteczką. Umył ręce, wyją z kieszeni leki od psychiatry, połknął kilka tabletek więcej, niż powinien i zakopany w pościeli rozmyślał, o tym jaki jest żałosny.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Ita Titto · dnia 28.05.2010 08:46 · Czytań: 1391 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 17
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze
sirmicho dnia 28.05.2010 10:25 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
zerkną tylko na swoje buty
mocno owiną nim szyję.
wyją z kieszeni kolejnego papierosa.

Widzę, że masz z tym problem. W każdym z wytłuszczonych przypadków "ł" na końcu - zerknął, wyjął.

Cytat:
Lśniły nieskazitelną czernią.

Hmmm... nieskazitelna jest biel, a czerń? Raczej nie.

Cytat:
opada na, na kiosk

Jeśli chciałaś/eś (sorry, nie znam Twojej płci) zrobić pauzę, to zamiast przecinka lepiej sprawdzi się w tym miejscu wielokropek.

Cytat:
‘’Takie predyspozycje zobowiązują, Arnoldzie.’’

A tej przypadłości bardzo nie lubię. Cudzysłów to jeden znak, o taki: ". Nie taki: ' ani nawet dwa takie: '' ani też nie taki: `. Cudzysłów to cudzysłów a nie dwa apostrofy. Może wygląda tak samo, ale podczas pracy z tekstem tym samym nie jest. Cudzysłów to Shift+'

Cytat:
Aż głupio pomyśleć, że potem setki razy rozkładał to jej zdanie na części mowy i zgłębiał, co za sobą niesie, jego znaczenie.

Jakieś pokraczne to zdanie.

No dobra. Starczy. Zmęczyłaś/eś mnie tym tekstem. Szósty akapit mnie wykończył. Do tego momentu było całkiem niezłe. Potem wpadł natłok słów i zrobił się bełkot. Rozumiem, że miał być chaos, ale bombardujesz tyloma obrazami, że czytelnik się gubi i przy okazji męczy. Zostawiam bez oceny, bo nie doczytałem do końca.
Ita Titto dnia 28.05.2010 14:48
Za ortografię przepraszam, poprawiłam wszystko, co wskazałeś i trochę sama dostrzegłam. Nad ''nieskazitelną czernią'' i ostatnim zdaniem, jakie wkleiłeś, się jeszcze zastanowię; wszystko co może mieć skazę, a czarne buty chyba mogą, może być również nieskazitelne (ale to tylko mój tok myślenia, właściwie sama nie jestem nawet do końca przekonana...)

Szósty akapit to faktycznie bełkot, nie przeczę, ale jak zauważyłeś miał być takim bełkotem, miał odzwierciedlać gonitwę myśli. Wydaje mi się całkowicie niezbędny, może powinnam go trochę skrócić, żeby tak nie męczył, może to nawet zrobię. Pewnie zbyt wiele w nim moich osobistych przeżyć i przez to jest niestrawny dla czytelnika.

Dziękuję, że przeczytałeś, chciaż tyle, ile byłeś w stanie
i pozdrawiam serdecznie :)
sirmicho dnia 28.05.2010 14:59 Ocena: Bardzo dobre
No właśnie sam do tej nieskazitelnej czerni nie jestem przekonany. Najczęściej spotyka się nieskazitelną biel i może dlatego wydaje mi się, że czerń jednak jest "skazitelna" ;-) Nie zmieniaj tego póki co, sam nie jestem pewien, to tylko moje domysły.

Szósty akapit - moim zdaniem chaos jest w porządku, ale kontrolowany. W moim odczuciu jest tego tam za dużo. Spróbuj trochę skrócić.
Ita Titto dnia 28.05.2010 15:03
Potrwa to przynajmniej do poniedziałku, ale obiecuję, że skrócę, poprawię.
sirmicho dnia 28.05.2010 15:07 Ocena: Bardzo dobre
Daj znak na PW (Prywatna Wiadomość) jak poprawisz. Wrócę i skomentuję do końca:)
Ita Titto dnia 28.05.2010 15:16
Obiecuję, że tak zrobię :)
Almari dnia 28.05.2010 21:26 Ocena: Bardzo dobre
Witam
Cytat:
się ich twarzom, zerknął tylko na swoje buty, niepewny, czy je


~ ich, swoje, je
Cytat:
się na oczach studentów. Nie lubi też, gdy ludzie stojący w jakimś kącie albo pogrupowani, przypatrują mu się, kiedy idzie. Czasem zaczynają coś szeptać, on prawie słyszy ich głosy, czy raczej domyśla się, co mówią.


~ 3x się.
Cytat:
przedzierają się przez jego ciało i te fale ich głosów. Ma mnóstwo genialnych pomysłów, teorii, przedzierają


~ powtórzenie.

Według mnie nagminne powtórzenia w tym tekście są potrzebne. Psychika wariata jest właśnie taka, chaotyczna, powtarzająca się i nostalgiczna. Mi osobiście ten zabieg bardzo przypasował. Miejscami rzeczywiście mogło by być tych powtórzeń troszkę mniej, ale to szczegół.
Pomimo tego, że w tekście właściwie nie ma akcji to zrobiłaś coś z niczego. Zwykły dzień człowieka z niezwykła psychiką. :)
Ita Titto dnia 30.05.2010 23:35
Dziękuję serdecznie za ocenę i komentarz, kilka szczegółów dzięki niemu dostrzegłam. Pomogło mi jednak przede wszystkim Twoje zrozumienie, wątpiłam powoli, czy potrafię mówić tak, żeby być rozumianą :)
Almari dnia 30.05.2010 23:48 Ocena: Bardzo dobre
Wszystkim nie dogodzisz, warto pisać dla każdego jednego czytelnika, który podzieli twoje uczucia :)

Pozdrawiam
Wasinka dnia 31.05.2010 09:54 Ocena: Bardzo dobre
Podoba mi się. Twój tekst ma swój styl. Głowa czlowieka jest pełna przeróżnych myśli, które następują jedna po drugiej i często nawet nie łączą się ze sobą. A już szczególnie w takiej głowie ;)
Niektóre zdania nieco nieporadne - czasami ma się wrażenie, że to celowe, ale czasami - nie. Jednak nic to. Wypracuje się ;)
Interpunkcja Cię pokochała ;) - bawi się z Tobą w chowanego :D Żartuję - nieco poprawek by się przydało.

Oto moje sugestie różnorakiego rodzaju:

było wilgotne, pomimo braku deszczu - nie musi tu być przecinka

spokojnie, próbując, pewnie, przedłużyć - poszatkowane przecinkami i "pewnie" mnie ugryzło ;) ; proponuję: spokojnie, próbując zapewne przedłużyć

latarnie, płyty chodnikowe, krawężniki – znowu patrzył w dół. - dla większej ekspresji i wyrażenia tego, że bohater niewczy swój plan ;) , sugeruję: latarnie, płyty chodnikowe, krawężniki... Znowu patrzy w dół!

musi dojść do niego (,) nie opuszczając głowy - przecinek, brzmienie

opadają na latarnie, nocą światło latarni - tutaj akurat powtórzenie mnie zakłuło

Arnold (,) pokrzepiony nieco sukcesem (,) pozwolił

go i (,) wypuszczając dym

Powiązał w podświadomości początek roku z końcem; klasa - dałabym tu kropkę

ręka polonistki na jego ramieniu "Takie predyspozycje - zamieniłabym na dwukropek

Aż głupio pomyśleć, że potem setki razy rozkładał to jej zdanie na części mowy i zgłębiał, co za sobą niesie, jego znaczenie. - troszkę niezgrabne to zdanie

Oczywiście wpadł w końcu na to po setkach doświadczeń - to również (może: Rozwiązanie przyszło dopiero po setkach doswiadzczeń" ? )

To by było na tyle, jeśli chodzi o pierwszy akapit.
To tylko sugestie, nie musisz z nich korzystać.
Tekst poprawia się kilka razy; wstępnie, właściwie, ponownie, a potem jest szlifowanie, wygładzanie i dopieszczanie. Każdy etap ważny! :D
Pozdrawiam :)
Ita Titto dnia 31.05.2010 13:55
Dziękuje za wizytę i sugestie, biorę je do serca z przyjemnością, oczywiście uprzednio filtrując :D
Pozdrawiam serdecznie :)
Jack the Nipper dnia 31.05.2010 18:37 Ocena: Dobre
Zupełnie udany opis stadium choroby, na która specjaliści znajdą tysiące poprawnych politycznie nazw, a która zwie sie po prostu "pierdołowatość". Takich ludzi są pewnie miliony, ofiary systemowego wychowywania tłumów, bez zwracania uwagi na jednostki. Rodzą się potem takie systemy deprecyjne, zaniżanie własnej wartości i inne patologie, chociaz na zewnątrz wygląda wszystko nieźle. Nic jednak na to nie poradzimy. dobrze jednak, ze ktos o tym przekonująco pisze.
sirmicho dnia 01.06.2010 08:19 Ocena: Bardzo dobre
Tak jak obiecałem, wróciłem. Najpierw to co rzuciło mi się w oko:

Cytat:
Cała wschodnia ściana jest z szyb.


Jakieś niemrawe to zdanie. Zmień je jakoś. Może: wschodnia ściana była przeszklona, Pokombinuj.

Cytat:
Istna Lolita, do prawdy.

doprawdy

Niezły obrazek wyalienowanego, przerażonego otaczającym go światem kolesia, który, jak się również wydaje, cierpi na zespół obsesyjno-kompulsywny. Całkiem zgrabnie to pokazałaś. Nadal rozprasza mnie natłok emocji bohatera, ale to wynika z jego natury, nie czepiam się już tego.

Natomiast przyczepię się do czegoś innego. Nie wiem czy się wzorowałaś na tym czy przypadkiem mam takie odczucia, ale miejscami całość bardzo podobna do Dnia Świra. Tam bohater również cierpiał podobnie, a scena z waleniem konia (że tak brzydko to nazwę) pod koniec już ewidentnie wskazała mi na ten film. Ale może to zbieg okoliczności.

Całość zgrabna, wiarygodna.
Pozdrawiam.
Krystyna Habrat dnia 01.06.2010 13:11 Ocena: Świetne!
Świetne! Pomysł, postać i wykonanie (styl narracji). Skusił mnie do czytania tytuł, bo słyszałam, ze tak się zaleca adeptom pisania. Była (bo zapomniana) nawet taka książka "Co dzień choć kilka słów", Chyba Jurija Oleszy. Zapędziłam się, a więc tu nie 1000 a kilka. Profesora na tyle stać.
Tylko wolałabym, żeby ostatni akapit nie był tak nieapetycznie dosłowny, a raczej zasugerowany.
Gdyby profesor, zamiast do psychiatry, przyszedł po pomoc do mojej PORADNI DLA STRAPIONYCH (namiary dla wtajemniczonych), to bym mu zamiast recept, tabletek itp pokazała aforyzm Marka Twaina, jaki 5 minut temu dostrzegłam na odwrocie kalendarza, w jakim od 4 lat wpisuję adresy: CHCĄC DOZNAĆ PEŁNI SZCZĘŚCIA, TRZEBA JE DZIELIĆ Z KIMŚ DRUGIM.:D
Dobra żona zadbałaby, żeby się nie garbił i miał dobry obiad.
A wracając do 1000 słów, zazdroszczę, tym, co potrafią pisać tekst linearnie, dołączając ciągle ciąg dalszy. Ja piszę we wszystkie strony, wpisując ciągle coś w już napisany tekst, przestawiając, zmieniając, odwracając porządek. Po bałaganiarsku. I chyba dlatego nie jestem profesorem.
Dodaj szybko następny tekst. Nawet, żeby do tego można było jeszcze zajrzeć
Ita Titto dnia 01.06.2010 15:40
Jack The Nipper
Chciałabym mieć nadzieję, że jednak można pomóc, Sokol zna chyba nawet jakiś sposób xD

sirmicho
Dziękuję za powrót :) Na ''Dniu Świra'' się nie wzorowałam, zabawne, że może trochę tak wyszło. Oglądałam go bardzo dawno temu i właściwie niewiele pamiętam, a już na pewno nie to ''walenie konia'', wiem w zasadzie tylko, że był alkoholikiem i miał syna xD To naprawdę zbieg okoliczności, sama się dziwię.

Sokol
Za ostatni akapit przepraszam, jeśli raził, szczerze mówiąc to chyba po prostu nawet nie pomyślałam, że mogłabym to jakoś inaczej przedstawić i, że ewentualnie coś takiego może wydać się komuś niesmaczne :)
Jeśli chodzi o wstawienie nowego tekstu to prędko się to raczej nie stanie, niestety jestem, w przeciwieństwie do Arnolda, wyjątkowo niesystematyczna i leniwa :)


Wszystkim Wam serdecznie dziękuję za komentarze i oceny :)

Pozdrawiam :D
Wasinka dnia 02.06.2010 09:30 Ocena: Bardzo dobre
Jak wena atakuje, to lenistwo kapituluje :D (rym prawie niezamierzony ;) )
Końcówka rzeczywiście bardzo dosłowna ;) i narzucająca skojarzenia ze Świrem (tzn. Dniem...), ale z drugiej strony świadczy to o fakcie, że zbyt często psychika nauczyciela nie jest "ujawniana" twórczo i oda razu kojarzy się z czymś podobnym. Gdybyś napisała o miłości, to przykładów byłoby tyle, że nikt by nie porównywał nawet... ;)
Cieszę się, że uznałaś moje sugestie za pomocne :) co do pierwszego akapitu. Bedziesz umiała je wykorzystac w dalszej części ;)
Nie oceniłam ostatnio, jak tu byłam (ale, jakbyś jeszcze nie wiedziała, zdarza mi się to notorycznie), więc nadrabiam teraz (bdB)
Pozdrawiam :)
Ita Titto dnia 02.06.2010 20:23
Dziękuję serdecznie za ocenę :D

„Jak wena atakuje, to lenistwo kapituluje”
Ale bym chciała, żeby tak było i w moim przypadku! :smilewinkgrin:

Cieszę się, że to podobieństwo do Dnia Świra, które wdarło mi się przypadkiem ( albo podświadomie xD ) nie przeszkadza Ci bardzo.

Pozdrawiam :D
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty