rak nieborak - Charlotte
Dramat » Scenariusze » rak nieborak
A A A
SCENA I
Typowy gabinet lekarski, w którym czuć zapach sterylnych środków do czyszczenia. Przy biurku siedzi przystojny mężczyzna przed czterdziestką (JANUSZ) na krześle naprzeciwko siedzi młoda, dwudziestoczteroletnia kobieta (MARTA).

JANUSZ
[sucho]
Rak.

MARTA
Rak?

JANUSZ
Tak.

Milczenie.

MARTA
Jak to?

JANUSZ
A tak. Rak nieborak.

MARTA
Gdzie mam tego raka?

JANUSZ
W szyjce macicy.

MARTA
[zbulwersowana]
Mojej macicy?!

JANUSZ
[ironicznie]
Nie, w mojej!

Milczenie.

MARTA
[z nadzieją]
A da się go wyleczyć?

JANUSZ
Hm! Spróbujemy. Ale nie daję pani wielkich szans.

MARTA
Dlaczego?!


JANUSZ
A trzeba było tak zwlekać z wizytą?!

MARTA
No...ale...

JANUSZ
No, właśnie!

Milczenie.

MARTA
[łamiącym się głosem]
Ale może...jednak...może jednak uda się wypędzić tego raka?!

JANUSZ
[łagodnieje]
Jak już mówiłem- spróbujemy. W piątek zacznie pani chemioterapię.

MARTA zaczyna płakać.

JANUSZ
Na moje oko, zostało pani około trzy miesiące życia.

MARTA
[płacze, wrzeszczy]
I to mnie miało, kurwa, pocieszyć?!

Krępujące milczenie.

MARTA, nie żegnając się, wychodzi z gabinetu trzaskając drzwiami.

SCENA II
Małe mieszkanie, całe w ciemnościach. W jednym z pokoi siedzi MARTA i płacze. Trzask drzwi. Do mieszkania wchodzi dwudziestoośmioletni mężczyzna (JUREK).

JUREK
Kotku, jestem!

Cisza.

JUREK
Kooootkuuuu!

JUREK wchodzi po kolei do każdego z pokoi. W końcu natrafia na MARTĘ.


JUREK
Martusia! Dlaczego płaczesz, co się stało?

MARTA
Rak.

JUREK
Co?

MARTA
Rak nieborak. Przyszedł i wpełzł do mojej macicy.

JUREK milczy.

MARTA
Mój kochany ginekolog uważa, że zostały mi trzy miesiące życia.

JUREK
Trzy...?

MARTA
Od piątku zaczynam chemioterapię.

JUREK milczy. Wolno obejmuje MARTĘ.

MARTA
Kurwa. Kurwa, kurwa mać.

JUREK
Ciiicho, ciichoo.

MARTA
Będziesz przy mnie, kiedy będę umierać? Będziesz?

JUREK
Nie myśl o tym.

MARTA
Nie! Pytam- będziesz?

JUREK
Martuś...oczywiście.


TYDZIEŃ PÓŹNIEJ


SCENA III
To samo mieszkanie. Lekko zabałaganione. Wściekła MARTA właśnie weszła do mieszkania.
Kiedy tylko zamyka drzwi, sięga po komórkę.

MARTA
[wściekła]
Jurek?! Gdzie ty, do cholery, jesteś?! Miałeś odebrać mnie z chemii!

JUREK
[cicho]
Martuś...wybacz.

MARTA
Co?

JUREK
Właśnie wprowadziłem się do Iwony.

Milczenie.

MARTA
Co?! Do Iwony?!

JUREK
Wziąłem swoje rzeczy i pojechałem. Planowaliśmy to już od jakiegoś czasu...Po resztę rzeczy wpadnę jutro. Klucze zostawiłem na półce obok łóżka.

MARTA
Ty gnoju! Zwyczajnie uciekłeś! Nie potrafiłeś powiedzieć mi tego w twarz!

JUREK
...uważałem...uważałem, że tak będzie lepiej...

MARTA
Kurwa! Mam gdzieś to, co uważałeś! [próbuje powstrzymać łzy, ale głos się jej łamie] Ty kretynie ostatni, ty draniu, ty skurczybyku cholerny!

JUREK
Marta...

MARTA
A pierdol się, kurczę! Nie potrzebuję cię! W ogóle!

Rozłącza się. Stoi chwilę w milczeniu. Opiera się o drzwi i wolno zsuwa na podłogę.




MARTA
[do siebie]
Zostaliśmy sami. Sami, Raku, wiesz? Samiusieńcy. Nikt nas nie chce.


SCENA IV
Łazienka. MARTA podnosi się znad toalety, gdzie właśnie wymiotowała. Opłukuje twarz w zimnej wodzie z kranu. Patrzy w lustro, zawieszone nad umywalką. Krzywi się. Nagle chwyta z wściekłością swoje włosy, jakby chciała je wyrwać. Ciągnie. W dłoniach zostaje jej spora kępka włosów.

MARTA
[myśli]
No, świetnie! Po prostu lepiej być nie mogło. Rzygam od rana do wieczora i od wieczora do rana i na dodatek wypadają mi włosy. Może to całe leczenie było bez sensu? I tak umrę. Ginekolog nadal nie daje mi wielkich szans. Mogłabym umrzeć z długimi włosami i piękną cerą. Kazałabym zostawić otwartą trumnę, żeby wszyscy mogli patrzeć na mnie, tam, w trumnie i wzdychać: ‘taka piękna, taka młoda! Czy ta śmierć była potrzebna?’. No jasne, że nie potrzebna. Ale Rak, mój Rak ubzdurał sobie, żeby przyjść właśnie do mnie. Krzywdzi mnie tymi swoimi szczypcami i próbuje wykończyć. Dlaczego ta choroba w ogóle nazywa się rak? Co ma wspólnego z tymi morskimi stworzonkami? Widziałam kiedyś raka! Tata pokazywał mi go przecież, kiedy byliśmy dawno temu na wakacjach...Tata...Szkoda, że nie może go być teraz przy mnie. Potrafiłby wesprzeć mnie na duchu. Zawsze to robił. Nieważne, jak wielką chandrę miałam, wystarczyło, że pojawiał się on i nagle zza deszczowych chmur widać było słońce...
Tata. Pierdolony kierowca ciężarówki!
Dawno nie byłam u mamy. Choć te moje wizyty nie mają żadnego sensu. Do niej i tak nic nie dociera. Mam nadzieję, że nigdy nie pokocham kogoś tak mocno, jak ona tatę, choć jednocześnie chciałabym.
Tak, chciałabym. Ale zostały mi trzy miesiące życia. A przynajmniej tak twierdzi doktor Janusz. W trzy miesiące nie zdołam przecież kogoś pokochać.

SCENA V
Gabinet lekarski. JANUSZ pisze coś szybko. Nagle do gabinetu wchodzi MARTA.

MARTA
Dzień dobry.

JANUSZ
Hm, witam.

MARTA milczy. JANUSZ patrzy na nią podejrzliwie.

JANUSZ
Tak? Co panią do mnie sprowadza?

MARTA
Nie pani. Marta jestem.

JANUSZ
Wiem.

Milczenie.

MARTA
Wie pan co, jest pan jedynym normalnym facetem, którego znam.

JANUSZ
Normalnym?

MARTA
No, może nie całkiem. Nikt normalny nie lubuje się chyba w zaglądaniu całymi dniami do często chorych pochew w różnym wieku.

JANUSZ milczy zaskoczony.

MARTA
Ale to tylko moje zdanie. Nigdy nie chciałabym zaglądać nikomu do pochwy.

Milczenie.

MARTA
Ale pan przynajmniej nie jest skurwysynem. Pańska żona musi być z pana dumna.

JANUSZ
Nie mam żony.

Milczenie.

MARTA
Porozmawia pan ze mną?

Przerywa na chwilę, ale nie pozwala powiedzieć czegokolwiek JANUSZOWI, tylko znów zaczyna mówić.

MARTA
Ja przepraszam, ale czuję się taka samotna! Jestem tylko ja i mój rak, mój chłopak wyprowadził się do Iwony. Wie pan, kim jest Iwona? Pewnie nie. Iwona to głupia suka, która była kiedyś moją przyjaciółką. Ale to było dawno. Teraz jest moim najgorszym wrogiem, ale może wszystko jej wybaczę, bo w końcu umieram. Nie mogę odejść z tego świata z nieczystą duszą. Bo wie pan, ja jednak w Boga wierzę. Mimo wszystko. Cały świat działa na zasadzie Boga.

JANUSZ
Była dziś pani na chemii?

MARTA
Tak. Na szczęście wymioty chwilowo ustąpiły, bo, jak pan widzi, jeszcze nie zarzygałam panu biurka.

Milczą. Po chwili MARTA robi się na twarzy jakaś niewyraźna. Kilkanaście sekund później wymiotuje na biurko JANUSZA, zanieczyszczając mu wszystkie papiery oraz dłonie.

SCENA VI
Wewnątrz samochodu, Reno Clio. Prowadzi JANUSZ, MARTA siedzi na miejscu pasażera.

MARTA
Przepraszam, przepraszam!

JANUSZ
Nic się nie stało, spokojnie.

MARTA
Zawracam tylko panu głowę.

JANUSZ
Lepiej będzie, jeśli odwiozę panią do domu.

MARTA
Pani, pani! Dlaczego nie może mówić mi pan zwyczajnie: Marta?

JANUSZ
No dobrze, Marto.

MARTA
Świetnie. Może jednak odda mi pan swój fartuch, zaniosę go do pralni chemicznej...

JANUSZ
Pralni chemicznej?

MARTA
Hm. W amerykańskich filmach nigdy niczego nie piorą w domu, tylko zanoszą do pralni chemicznej. Nie wie pan, dlaczego?


JANUSZ
[rozbawiony]
Może nie mają pralek?

MARTA
Wydaje mi się jednak, że są zbyt leniwi.
JANUSZ
Też jestem leniwy.

MARTA
Może ma pan amerykańskie korzenie?

JANUSZ
Mów mi Janusz [uśmiecha się do MARTY].

MARTA
Super! O, jesteśmy prawie na miejscu. Niech pan skręci i jedzie prosto. Mieszkam w tym niebiesko- żółtym bloku.

SCENA VII
Mieszkanie. Kuchnia. Na stole stoją dwa kieliszki szampana. JANUSZ i MARTA biorą je do ręki.

MARTA
Nigdy nie kupowałam szampana. Prawdę mówiąc, ten prawdziwy jest strasznie drogi. Niedawno stwierdziłam jednak, że i tak umieram, więc tuż przed śmiercią mogę zaznać odrobiny luksusu. Wypiję całą butelkę w dzień mojej śmierci.

JANUSZ
Skąd wiesz, kiedy umrzesz?

MARTA
Myślę, że będę to przeczuwać.

JANUSZ
To może oddam ci swój kieliszek.

MARTA
Nie! Nie. Musimy poznać się jak należy. Jak można znać kogoś bez tradycyjnego bruderszaft!

JANUSZ
Co racja, to racja. A więc, raz jeszcze: Janusz.

MARTA
Marta.

Piją. Odstawiają kieliszki na stół. Milczą. Siadają.


JANUSZ
Ładne mieszkanie.

MARTA
Dzięki. Jego wygląd to duża zasługa mojego byłego. Wyczucia stylu nie można mu odmówić. No i to on dysponował kasą.

JANUSZ
Pracujesz gdzieś?

MARTA
Pracowałam. W sklepie muzycznym. Całkiem przyjemna robota. Całymi dniami z głośników sączy się muzyka. AC/DC, Iron Madein, Metallica...to preferowałyśmy z moją koleżanką. Czasami dla odmiany puszczałyśmy jeden ze współczesnych gniotów, żeby nie odstraszyć klientów. Wieczorami lubiłyśmy słuchać Grechuty i Kaczmarskiego. Zawsze nas odprężali.

JANUSZ
Ciekawie.

MARTA
Tak. Ale zrezygnowałam z niej.

JANUSZ
Dlaczego?

MARTA
I tak za niedługo umrę.

JANUSZ
Ale masz przecież szanse na wyleczenie...

MARTA
Sam gorzko uświadomiłeś mnie, że na twoje oko zostały mi trzy miesiące.

JANUSZ
Ale wiesz przecież, że nie jestem nieomylny. Wierzę, że wyzdrowiejesz.

MARTA
Miła odmiana.

JANUSZ
[rozbawiony]
Hm, dobra, czas uciekać.

MARTA
O, dziewczyna wyznaczyła ci godzinę policyjną?

JANUSZ
Mieszkam sam. Możesz kiedyś do mnie wpaść. Upijemy się na smutno: nienormalny singiel- ginekolog i dziewczyna z rakiem.

MARTA
[rozbawiona]
Dzięki za zaproszenie, z chęcią skorzystam.


DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ


SCENA VIII
Mieszkanie. Stukanie do drzwi. MARTA otwiera. W drzwiach stoi JANUSZ.

MARTA
[ze śmiechem]
To znowu ty?

JANUSZ
A kto by inny!

Mierzą się przez chwilę spojrzeniami i uśmiechają. JANUSZ robi krok do przodu, chcąc wejść, ale MARTA nie rusza się ani o krok. Stoją bardzo blisko siebie, ocierając się o siebie swoimi ciałami. JANUSZ pochyla się i delikatnie całuje MARTĘ. Stoją tak przez dłuższą chwilę, całując się coraz bardziej namiętnie. Nagle MARTA odsuwa się od niego delikatnie.

MARTA
Zostały mi dwa miesiące życia, wiesz o tym?

JANUSZ
Wiem.

MARTA
Co, jeśli zacznie ci na mnie zależeć?! Co zrobisz, gdy umrę?! Krzywdzisz samego siebie!

JANUSZ
Za późno. Już mi na tobie zależy.

Obejmuje ją mocno i całują się.

MARTA
[płaczliwie]
Bóg to partacz! Zbliżającą się śmierć, wynagrodził tobą...



SCENA IX
Dom starców. MARTA idzie wolno schodami. Na włosach ma chustkę, spod niej wystaje jej marna resztka włosów. Niepewnie rozgląda się po korytarzu, w końcu puka do jednego pokoju.
Przy oknie siedzi jej matka. Nawet nie odwraca się, kiedy MARTA wchodzi.

MARTA
Cześć, mamusiu.

Cisza. MARTA siada niedaleko matki i patrzy na nią. Zaczyna mówić.
MARTA
Wiesz, mamusiu, dotknęły mnie dwie sprzeczności: miłość i śmierć. Jeszcze żyję, ale ponoć za miesiąc i jakiś tydzień- czysto teoretycznie- mam zejść z tego świata. Mamusiu, może odejdziemy razem? Byłoby wspaniale, spotkać się tam, na górze, razem, we trójkę. W końcu zobaczyłabym cię taką, jak dawniej.
Ale ty jesteś zbyt silna. Twoje ciało jest zbyt silne. Przecież ty nigdy nie chorowałaś. Pewnie dołączysz do mnie i do taty za dobre kilkadziesiąt lat...
Choć w zaświatach nie będzie tak dobrze, bo nie będzie tam Janusza. Pewnie nie wiesz, kim jest Janusz. Na pewno pamiętasz Jurka, bo spotykałam się z nim jeszcze, gdy tatuś żył. Ale Jurek to skurwysyn. Zwykle krzywiłaś się, gdy przeklinałam. Dziś już się nie skrzywisz. Szkoda.
Mamo, jak to jest kochać, tak silnie, tak na śmierć i życie, tak od początku do końca, sercem, rozumem i każdą komórką ciała? Mamo, co on będzie czuł, kiedy odejdę?
Boję się jego cierpienia. Boję się, co się z nim stanie po mojej śmierci.
Kocham go mamo. Z każdą minutą coraz silniej.
Nie tyle boję się swojej śmierci, co tego, co on będzie czuł po niej.
Nie chcę go krzywdzić, choć wiem, że to robię, za każdym razem gdy trują mnie w szpitalu, za każdym razem gdy podnoszę głowę z poduszki, a na niej zostaje cały pukiel włosów. Wiem o tym, ale jednocześnie daję mu radość. Daję mu szczęście, bo widzę to w jego oczach. On patrzy na mnie z M I Ł O Ś C I Ą, mamo. Jak jeszcze nigdy inny facet wcześniej! Mamusiu, jestem cholernie szczęśliwa i cholernie smutna jednocześnie. Czy to możliwe?
Chciałabym mieć choćby te dwadzieścia lat, które ty przeżyłaś z tatą, choćby tyle, choć wiem, że nawet tak dugi czas nie ułatwiłby rozłąki. Nie ułatwiłby cierpienia.
Mamo...nawet nie chcę wyobrażać sobie, jak bardzo cierpisz.





MIESIĄC PÓŻNIEJ


SCENA X
Szpital. Na łóżku leży nieprzytomna MARTA. Obok na krzesełku siedzi JANUSZ. Niedaleko drzwi stoi LEKARZ I.

LEKARZ I
Już z nią lepiej. Najgorzej było trzy godziny temu. Nie mogliśmy zbić gorączki.

JANUSZ
Ile ma procent szans na wyzdrowienie?

Chwila milczenia.

LEKARZ I
Trzydzieści, może czterdzieści. Trudno mi to w tej chwili ocenić.

JANUSZ
Tylko tyle?!

LEKARZ I
Dla niektórych to „aż”.

Wychodzi. Po chwili oczy otwiera MARTA.

MARTA
Januszek...

JANUSZ
Nic nie mów, jesteś zmęczona, odpoczywaj.

MARTA
Janusz, przynieś mi szampana...

JANUSZ
Co?

MARTA
Dziś jest dzień mojej śmierci. Przynieś mi szampana.

JANUSZ
Nie, kochanie, nie. Już z tobą lepiej. Wyleczą cię, słyszysz, wyleczą!

MARTA
Czuję to...po prostu czuję. Januszku...przynieś mi tego szampana.

JANUSZ milczy przez chwilę. Zagryza wargi. Bez słowa wybiega i po niedługiej chwili niesie pod kurtką butelkę.

JANUSZ
[dyszy]
Kupiłem w monopolowym niedaleko szpitala...


MARTA
Dzięki. Możesz go otworzyć?

JANUSZ otwiera szampan i leje do plastikowego kubka, stojącego na półce. MARTA podnosi kubek do ust i sączy. Piją go wspólnie, milcząc. Po jakimś czasie JANUSZ zagryzając wargi nalewa do kubka resztki szampana i stawia pustą butelkę na podłodze. Trzyma kubek w drżącej dłoni.

MARTA
Kochanie...

Podaje jej kubek. Moczy w nim usta i patrzy na niego.

MARTA
Przecież wiedziałeś, że tak będzie. Sam mi to powiedziałeś.

JANUSZ
Martuniu...

MARTA
[uśmiechając się]
Masz śliczne oczy, kochanie, mówiłam ci to już kiedyś? Ale usta masz jeszcze piękniejsze. No, chodź, pocałuj mnie.

JANUSZ nachyla się i przez bardzo długą chwilę całują się.

MARTA
Widzisz? Marzenia się spełniają. Chciałam, żeby to było moim ostatnim wspomnieniem. I będzie...!

Patrzy jeszcze przez chwilę na niego. Mruga szybko rzęsami, żeby strzepać łzy. Po chwili jej powieki zaczynają bardzo wolno opadać. Kiedy zamykają się, urządzenia wydają z siebie głośny jęk. Ręka z kubkiem opada bezwładnie, na posadzkę sączą się krople niedopitego szampana.
JANUSZ patrzy na jej wciąż uśmiechniętą twarz, na jeszcze świeże łzy na jej policzkach. Pochyla się, zbiera palcem łzę z jej twarzy i podnosi do ust. Dotyka nią warg, nawet nie czując, jak jego własne oczy przepełniają się łzami.



JANUSZ
[drżącym, złamanym przez płacz głosem]
Idzie rak, nieborak...





KONIEC

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Charlotte · dnia 16.06.2010 08:25 · Czytań: 1286 · Średnia ocena: 2 · Komentarzy: 6
Komentarze
Usunięty dnia 16.06.2010 13:51
Przeczytałem tekst z zaciekawieniem. Spodziewałem się pomyślnego zakończenia - sam nie wiem czemu. Niemniej - jak dla mnie, historyjka ma wszelkie cechy prawdopodobieństwa. Podobało mi się zachowanie Janusza, wspierającego do ostatniej chwili śmiertelnie chorą. Wzruszające.:uhoh:
Wasinka dnia 16.06.2010 15:36
Sama nie wiem, co o tym myśleć. Całość dość dramatyczna, a końcówka? Jakoś mi zafałszowało. Chyba że to był zamiar. Jakaś ironia, sarkazm...
Dramaty są przeznaczone do wystawiania na scenę, a tu mało wskazówek dajesz dla scenarzysty, aktorów. Didaskalia powinny być chyba kursywą. Ale to sprawy techniczne. Nie wiem, czy wyrażenie, że bohaterka "myśli" jest adekwatne dla sztuki (raczej mówi do siebie, monolog czy coś w tym stylu).
Pozdrawiam :)
Azazella dnia 16.06.2010 19:11
Cytat:
Iron Madein
Iron Maiden. Mam nadzieję, że to zwykła literówka:). To tyle ode mnie. Resztę wypisała Wasinka, więc nie będę powtarzać. Co do samego tekstu... hmmm... Nie wiem co mam myśleć czegoś mi tu brakuje...
Lukas Wolf dnia 16.06.2010 20:45
Smutne, ale wciąga. Tekst, w którym wulgaryzmy pasują a nie przeszkadzają. Jedynie ten rak, to nie morskie stworzenie, a raczej słodkowodne ;)
Pozdrowienia
SzalonaJulka dnia 17.06.2010 07:31
Niestety skrytykuję. Dla mnie to tylko prześlizgniecie się po trudnym temacie - z brutalnym początkiem i dla kontrastu przesłodzonym zakończeniem.

Zachowanie Janusza jest niekonsekwentne - w pierwszych scenach jest cyniczny, rozmawia z bohaterką jak ostatni cham a nie lekarz, żeby potem bez żadnego uzasadnienia zmienić się w romantycznego kochanka.

Owszem historia wciąga, jest dobrze skonstruowana formalnie, ale nie jestem w stanie w nią uwierzyć.

Plus za próbę podjęcia trudnego tematu i pozdrowienia :)
E.E. dnia 31.12.2012 02:18 Ocena: Przeciętne
Cała historia, choć podejmuje temat niewątpliwie ważny, wydaje mi się dość spłycona. Wątek Janusza, który z ironicznego i kąśliwego prostaka stał się oddanym ukochanym Marty, jest dla mnie zupełnie niezrozumiały. Zachowania bohaterów mają pewien serialowy, populistyczny charakter, który mnie w tym tekście drażni.

W dodatku:
Cytat:
zostało pani około trzy miesiące życia.

Mam wrażenie, że coś tu zgrzyta stylistycznie. Czy nie powinno być "trzech miesięcy"? Albo "zostały"? ;)
Cytat:
nie po­trze­b­na

To przymiotnik, więc piszemy razem - niepotrzebna.
Cytat:
wakacjach...​Tata...​Szkoda

To tylko przykład czegoś, co powtarza się w Twoim tekście bardzo często. Po wielokropkach brakuje spacji.
Cytat:
za niedługo

Niezadługo i niedługo to formy, które istnieją. "Za niedługo" zaś to twór, który nie istnieje (podobnie zresztą, jak "zaniedługo";).

W każdym razie temat niebanalny. To duża zaleta.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:88
Najnowszy:ivonna