Jędza 2/2 - TomaszObluda
A A A
Staruszka
Staruszka powoli wdrapała się na piętro. Sprzątała tam raz na dwa tygodnie. Schody były strome, a ona miała już swoje lata. Nie chciała częściej wchodzić na górę, jednak poczucie obowiązku było silniejsze. Chodziła sobie po pokojach i gwizdała wesoło. Zbierała pajęczyny, gdzieniegdzie ścierała kurze, sprawdzała pułapki na myszy i niektóre zakamarki. Licho nie śpi - powtarzała czasem. Warto było sprawdzić, czy nie postanowiło zamieszkać w jej domu, który był bardzo duży – licho mogło ukryć się wszędzie.

Po dwóch godzinach takiego obchodu usiadła w miękkim fotelu, z którego uprzednio ściągnęła folię chroniącą przed zbierającym się kurzem i nucąc dawną ukraińską melodię zasnęła. Śniła, a może wspominała, dawne dzieje. A żyła już bardzo długo. Śniła o swoim przybyciu do Europy. Jak dziwne wtedy wydawały jej się ogromne zielone lasy, tak inne od rodzimych stepów, gdzie trawiaste równiny ciągnęły się dziesiątkami kilometrów. Od razu zakochała się w tym różnorodnym krajobrazie. Uwielbiała przyrodę. Dobrze się jej żyło w nowej ojczyźnie, aż do chwili, gdy zaczęła się zmieniać. Z każdym rokiem zmieniała się coraz szybciej. Na początku bała się wojen i cierpienia mimo, że żyła śmiercią i krwią. Nie miała przecież na to wpływu, czerpała tylko z ludzkiej nienawiści – tak sobie tłumaczyła.

Wspominała dzień gdy wkroczyła wraz z jasnookimi wojownikami do wielkiego miasta. Drżała wtedy przed potężnymi murami, posągami i pomnikami wielkich wodzów. Wreszcie stamtąd uciekła. W Rzymie było zbyt tłoczno i dziko, zbyt niesprawiedliwie. Niestety, miasta postanowiły za nią podążać. Wciąż się rozrastały, stawały się coraz bardziej okrutne, śmierdzące i obrzydliwe.

Któregoś dnia jedno z nich spłynęło krwią. Było to zgniłe miasto, ale nie mogła stamtąd odejść. Żyła dla dzieci ulicy. Stworzyła im dom, chciała je zmienić. Wierzyła, że kiedyś nadejdzie pokój, a wtedy będzie mogła zestarzeć jak jej babcia i umrzeć. Ale lud żądał krwi – głowy spadały tuzinami, a ona wpadła w szał. Opuściła swoje dzieci i znów żyła krwią i śmiercią, znów wpadła w swój taniec. Rosła w siłę, niemal młodniała, gdy – jako markietanka – drwiła w duchu z żołdaków, jedzących własne konie, pod bramami płonącej stolicy ruskiego narodu.

Gdy jednak wracała do zgniłego miasta, wraz z wodzem Francuzów uciekającym przed carskim wojskiem, kolejny raz coś odmieniło jej życie. Było to niemowlę. Leżało w opuszczonym chłopskim wozie, nikt nie wiedział co się stało z rodzicami. Wzięła dziecko na ręce. Żołnierze śmiali się z niej, wyzywali, szydzili z głupoty, gdy jednak na nich warknęła, dwunastu piechurów Napoleona zmarło. Nie chcieli dać jej spokoju, musieli zginąć. Zapłakała jednocześnie z żalu, że znów zabiła, zabrała kolejnych ojców i mężów i z radości, że ma dla kogo żyć. Dla tego błękitnookiego berbecia. Wychowywała chłopca i zapominała kim jest. Później zajmowała się jego dziećmi i wnukami.

Była już bardzo stara i schorowana, ale szczęśliwa. Czuła, że nadchodzi śmierć, gdy nagle zastrzelono tego księcia. Starą kobietę w polskiej wsi nic to nie obchodziło. Mieszkańcy nie interesowali się tym do chwili, gdy wojska nie zaczęły maszerować przez ich pola, gdy nie wcielono ich do armii. Ponownie ruszyła powódź ognia, jeszcze gorsza niż poprzednio.

Bogini kolejny raz odzyskała pamięć, młodniała. Ogarnął ją gniew i wściekłość, że utraciła spokój i perspektywę śmierci. Szła wśród dymów walki przez pola zachodniej Europy i śpiewała pieśń wojny. Myła się w krwi tysięcy zabitych. Ta wojna przyniosła jej większe szaleństwo niż wszystko, co było przedtem. To była zbrodnia, jakiej świat jeszcze nie widział. Nie z powodu okrucieństwa. Widziała wojowników, którzy bez mrugnięcia okiem rozbijali niemowlętom głowy i gwałcili ich matki. To systematyczność i nowoczesność tej wojny odbierała jej zmysły.

Uciekała przed urbanizacją, przed rewolucją przemysłową, teraz jej zajęcie, jej pożywienie, zamieniło się w fabrykę. Wojna stała się maszynerią, która taśmowo produkowała trupy.
Przyszedł koniec, a ona już nie miała siły. Wypaliła się całkowicie. Zdawała sobie sprawę, że może karmić się konfliktami, wymianą ognia, bitwami i zemstą zwycięzców na jeńcach, ale to już nie zapewni jej przyjemności. Takie życie musiało być pustką. Bała się tego i czuła, że ludzie jeszcze się nie zmęczyli, wiedziała, że poniżone narody chcą odzyskać honor, że zniewoleni łakną sprawiedliwości.

Lecz kobieta miała plan. Chciała się poddać i umrzeć w nowej wojnie. Zginąć jako ofiara, odrzucić cała moc i odejść do krainy przodków. Znowu pędzić boso po bezkresnych stepach, wraz ze swą matką i babką, z całym swym ludem.
Powróciła na wieś. Nikt nie rozpoznał młodziutkiej dziewczyny o kruczoczarnych włosach i lekko skośnych oczach. Była nową osobą, odmłodzoną fizycznie przez pierwszą wojnę światową, ale starą duchem, jak nigdy dotąd. Wyszła za mąż za starego, niezamożnego, żydowskiego kupca i zamieszkała w jego niewielkim domku. Nie chciał mieć dzieci, a ona nie mogła mu ich dać. Była cicha, pokorna i pracowita – Jozef Kraubaum był szczęśliwy. Bogini zaś cierpliwie czekała.

Wojna przyszła. Piękne lato zakończyło się atakiem niemieckich najeźdźców. Dojrzała już kobieta, pani Kraubaum, opiekowała się swoim niedołężnym mężem i z nadzieją czekała na przyjście okrutnych wojowników. Czuła, że naród jej męża stanie się największą ofiarą tej rzezi, dlatego wybrała starego kupca. Nie pomyliła się - żołnierze zabrali ich z wioski, odebrali majątek, znieważyli. Wsadzili do ciasnego wagonu, z setkami innych Żydów i wywieźli do miejsca ich kresu. Kobieta czuła zapach wojny, coś w niej rosło, ale potrafiła nad tym zapanować. Nie chciała rozpoczynać tańca śmierci. Ten konflikt miał okazać się bardziej zaawansowany technicznie od poprzedniego.

Trafiła na miejsce kaźni. Śmierć jednak nie nastąpiła. Kazano jej pracować, głodzono ją, lecz ponadtysiącletnia bogini nie traciła sił. Moc wojny płynęła do jej serca z najodleglejszych części Ziemi. Takiej wojny świat nie widział, a ona obserwowała to, co działo się w pobliżu. Nie wojenne rzemiosło, nie zbrodnicze mordowanie w szale ognia, ale masową fabrykę martwych. Było to urzędnicze, zorganizowane pozbawianie życia. Niezrozumiałe i niepojęte. Pewnej nocy wstała. Jej przebudzenie zabiło mieszkańców całego baraku. Wyszła z obozu. Każdy strażnik, który ją dostrzegł umierał, druty, siatka, zasieki stawały się niczym mgła kiedy je miała. Oszalała.

Szła kilka dni, aż wreszcie trafiła do dużego miasta nad rzeką. Znalazła opuszczony dom i zajęła go. Dom był zniszczony, pozbawiony szyb, desek, splądrowany do cna. Usiadła w czymś, co kiedyś było salonem i zapłakała. Płakała nad swoim losem i losem świata, który znała i który odszedł. Umarł jak jej przodkowie i bezkresne stepy. Kończyny bogini zmieniły się w pnące gałęzie, rozrastające się tysiącami odnóg i wpijające się w każdą część budynku. Rosła tak kilka miesięcy, nikt z mieszkańców owego miasta nie chciał się zbliżać do opuszczonej rudery.
Kobieta starzała się, traciła siły. Dni były niczym miesiące, miesiące jak lata. Dom zaś odnawiał się, szyby rozrastały się w oknach, podłoga wypełniała się w miejscach ubytków, z kawałków dywanu rozwijał się nowy dywan.

Pewnego jesiennego dnia starsza kobieta otworzyła oczy. Siedziała na podłodze w pięknym starym domu i nie pamiętała nic. Jedyne co czuła, to ulga i błogość. Była wypoczęta i spokojna. Rozejrzała się i odetchnęła świeżym powietrzem.

Staruszka wstała z fotela. Nie pamiętała o czym śniła, ale wiedziała, że zostało jeszcze tyle do sprzątania na strychu. Rozejrzała się i okazało się, że jest czysto. Cóż, umysł czasem płata takie figle. Ruszyła powoli aby zejść na dół, do salonu. Miała ochotę poczytać albo pooglądać telewizję.

Konfrontacja
Ortalionowe dresy zaszeleściły w pobliżu starego domu. Cztery zakapturzone postacie oceniały miejsce swojego ataku. Dominik rozejrzał się wkoło, nie chciał przypału. Dał znak kolegom, aby przeskoczyli płot. Po chwili byli na terenie posesji. W domu było ciemno.
- Dobra, jak wchodzimy? – wyszeptał Gracjan.
- Może drzwi nie są zamknięte, staruchy czasem zapominają – odparł Dominik. – A jak nie, to wejdziemy przez szybę w piwnicy. Nie będzie słychać, jestem pewny.
Chłopcy kiwnęli głowami.

Stare drewniane drzwi oczywiście były zamknięte, pozostał plan B. Błażej, najbardziej doświadczony w wybijaniu szyb, który w swoim życiu zaliczył już dwa włamania do mieszkań oraz jedną kradzież samochodu, kucnął przy niewielkim piwnicznym oknie. Wygrzebał z ziemi kamień wielkości piłki do tenisa, owinął go rękawem i szybko, bez zastanowienia uderzył w szybę. Zamarli. Nasłuchiwali przez chwilę, ale nic nie wskazywało, aby ktoś usłyszał uderzenie.

Błażej, najdelikatniej jak potrafił, wyjął resztki szyby z okna i cicho ułożył na trawniku. Zdawał sobie sprawę, że narobią jeszcze trochę hałasu, ale z doświadczenia wiedział, że kiedy można, należy zachowywać się maksymalnie cicho.

Włożył głowę do środka. W piwnicy było bardzo ciemno, włączył więc telefon i wyświetlaczem oświetlił wnętrze. Ekran komórki generował niewielkie światło, jednak wystarczające, aby stwierdzić, że wchodząc nie wpadną w pułapkę na złodziei, ani nie przewrócą sterty butelek stojących pod ścianą.

Byli zaskoczeni - nigdy nie wiedzieli tak czystej i wysprzątanej piwnicy. Wszystko było poukładane, drobiazgi leżały w kartonach, na półkach stały przetwory. Teraz każdy, używając telefonu jak latarki, rozglądał się czy nie ma niczego wartościowego. Głównym celem wyprawy było ukaranie wiedźmy. Istotne jednak było także to, że – poza zabawą – można było coś zarobić. Niestety, w piwnicy nie znaleźli żadnych skarbów.

Marek złapał za słoik z wiśniami, ale nim dobrał się do zawartości, Dominik wyrwał mu go z ręki.
- Nie bądź idiotą. W domu się nażresz. Teraz mamy robotę.
Uśmiechnęli się złowieszczo. Błażej stanął na schodach.
- To co idziemy na górę? Uciszymy staruchę i zobaczymy czy jest jakiś sos do skrojenia. Nikt nie oponował. Weszli po schodach. Drzwi do salonu były otwarte.

Kobieta spała. Słuch jej szwankował i była zmęczona. Nie słyszała pękającej szyby, ani chłopców przeszukujących dom. Jednak nie była całkiem sama. Światło gwiazd i księżyca padało na śpiącą kobietę, tworząc na podłodze odbicie staruszki. Nagle poruszyła się nerwowo, lecz cień nie zmienił kształtu. Szmery z dołu wzbudziły jego uwagę. Nie spał, obudził się w chwili, gdy chłopcy przeskoczyli przez płot. Teraz nasłuchiwał i czekał na to, co się stanie. Pilnował swojej właścicielki.

Gdy Dominik zapalił światło w salonie, Błażej zmierzył go wzrokiem.
- Ty debilu, może jeszcze włącz telewizor? - warknął na kolegę.
- Spokojnie, nikt nie zwróci uwagi. Słyszysz coś? Ta stara jędza śpi. Przeszukajmy cicho dom i wejdziemy na górę. Nawet się nie zorientuję jak ją przydusimy poduszką.
Marek spojrzał niepewnie na Gracjana, ale tamten uśmiechnął się tylko szeroko. Nie tchórzyli.

Zaczęli metodycznie przeglądać szuflady, otwierać szafki. Trudno jednak było znaleźć coś kosztownego. Jędza w jednym z pokoi miała telewizor, dość stary i nieduży, oraz radio, pamiętające chyba jeszcze pierwsze demokratyczne wybory w Polsce. To ich nie satysfakcjonowało. Błażej czuł wściekłość. Jako jedyny z chłopców, przyszedł tu głównie po pieniądze. Wszyscy byli biedni, ale jemu najbardziej ich brakowało. Nie interesowała go staruszka, o ile nie mógł na niej zarobić.
- Przesłuchamy babę - zdecydował wreszcie.
Koledzy spojrzeli na niego z uwagą.
- Nie mamy czasu. Idziemy i zmusimy krowę do gadania. Zgaście światło i kaptury na głowę. Może nie będzie trzeba jej zabijać - zaśmiał się groźnie.

Marek poczuł ucisk w żołądku. Uderzyć kilka razy małolata w bramie, gdy nie miał papierosów, to było normalne, ale zabójstwo? Bał się. Dominik kiwnął głową. Był gotów. Gracjan wyraźnie się ucieszył. Już miał dosyć krzątania się po tym domu. Chciał usiąść na ławce pod blokiem i spalić skuna, którego miał w kieszeni. Poza tym był ciekaw, co zrobi babcia, jak gdy ich zobaczy. Nudziło mu się. Wciąż był znudzony.

Cień uniósł się i przesunął pod drzwiami. Szedł na spotkanie chłopców. Chcieli skrzywdzić Boginię Wojny, jego panią, istotę bez, której nie istniał. Nie miał zamiaru na to pozwolić.

Zgasili światło i powoli ruszyli na górę. Starali się nie robić hałasu. Cień czuł ich pewność siebie, brak strachu. Jeden się bał. Jednak to nie była okoliczność łagodząca. Żaden z tych zdegenerowanych wyrostków nie czuł krztyny współczucia. Nie obchodziło ich, że mogą skrzywdzić starszą kobietę, martwili się wyłącznie konsekwencjami, jakie mogą ponieść. Lecz tym razem, popełnili wielki błąd. Staruszka nie była tak bardzo bezbronna jak mniemali. Weszli na piętro.

Gracjan aż trząsł się z podniecenia. W ciemności widział tylko plecy Marka, który szedł przed nim, toteż aby dodać koledze otuchy klepnął go mocno po w łopatki. Marek się opanował, chociaż chciał krzyknąć, tak bardzo był skupiony na całej sytuacji. Przeklął tylko szeptem.
- Kretyni, cicho - warknął Błażej. - To nie zabawa.
Lecz Gracjan nie słuchał kolegi, był zajęty odrywaniem ręki od bluzy Marka. Marek się kleił. Był oblepiony jakąś mazią.
- Błażej, Dominik - szeptał coraz głośniej. - Coś na mnie jest. Zdejmijcie to gówno.
Gracjan wreszcie odkleił dłoń od bluzy kolegi. Potarł ręce, były czyste. Substancja została na Marku.
- Robi mi się zimno - jęczał. - To coś włazi mi pod ubranie. Kurwa zróbcie coś! - Nie wytrzymał i wrzasnął.
Błażej skoczył, kneblując mu usta. Nie musiał, bowiem twarz Marka była okryta mokrą powłoką.
- Boże! On się dusi! - wrzasnął.

Dominik wymacał włącznik na ścianie i zapalił światło. Trzech chłopców zbladło. Nie krzyczeli, tylko wpatrywali się w przerażające widowisko. Na Marku wiła się czarna istota, bo trudno było inaczej nazwać to stworzenie. Czarny, postrzępiony kształt falował, zmieniał się, tańczył na ich koledze, który najpierw starała się walczyć, ale później, jakby zrezygnowany, upadł na kolana, aż wreszcie przewrócił się na bok. Umarł.

Chłopcy chcieli uciekać, ale drogę do schodów zagradzał im cień. Uniósł się do góry niczym kobra przed atakiem i kiwał na boki. Wyglądało na to, że wybiera kolejną ofiarę.
- Do pokoju - wrzasnął z całych sił Dominik, wskazując drzwi, do których skoczył.
Jednak cień był znacznie szybszy. Nim chłopak dotknął klamki chwycił go za głowę i podniósł w powietrze. Dominik wierzgał nogami dusząc się w uścisku potwora. Niewiele myśląc, Gracjan i Błażej ruszyli w stronę schodów. Nie mieli wyboru. Liczyli, że uda im się przebić przez cień, wtedy mieliby czystą drogę. Niestety, to było tylko złudzenie. Stwór, nie puszczając swojej ofiary, podciął nogi biegnącym chłopcom. Nim zdążyli upaść, schwycił ich. Teraz dusił trzy osoby. Jego pani była bezpieczna.

Po chwili na podłodze leżały cztery sine ciała. Znudzeni smutnym życiem, przyszli królowie swojej ulicy. Cień rozpłaszczył się na kształt dywanu i wzniósł się pod sufit, po czym lekko upadł na ułożonych obok siebie chłopców. Przykrył ich dokładnie i przez moment leżał nieruchomo w tej pozycji. Po chwili kształty, widoczne pod czarną płachtą, zaczęły zanikać. Nie przypominały już ludzi, ale cztery wzniesienia, które z każdą sekundą robiły się coraz mniejsze. Po kilkunastu minutach cień zaczął wsuwać się pod drzwiami do pokoju swojej właścicielki. Ochronił ją. Na podłodze nie pozostał najmniejszy ślad bytności nieproszonych gości. Szyba w piwnicy znów była cała, a niewielki bałagan, który po sobie zostawili zniknął.

Epilog
Kobieta obudziła się wcześnie rano. Czuła się świetnie. Miała więcej energii niż zwykle. Spojrzała w lustro i uśmiechnęła się do siebie, wyglądała jakby młodziej. A może to było złudzenie, wywołane piękną pogodą i dobrym samopoczuciem? To nie miało znaczenia. Umyła się, ubrała, zjadła lekkie śniadanie i wyszła do ogródka, aby pielić grządki. Nie mogła powstrzymać się przed pracą.

Cień podążał za nią niczym wierny pies.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
TomaszObluda · dnia 20.07.2010 08:21 · Czytań: 1138 · Średnia ocena: 4,5 · Komentarzy: 6
Komentarze
Bardzki dnia 20.07.2010 22:50
Muszę przyznać,że zanim doczytałem do "konfrontacji", trzy razy sprawdzałem czy to jest, aby na pewno druga część Jędzy. Według mnie lekko przeholowałeś. Jędza była tak straszna, że aż śmieszna. Natomiast w drugiej części spodoba mi się pomysł z cieniem. Cień wierny jak pies i gotowy rzucić się na pomoc staruszce, czemu nie, całkiem fajny pomysł. Musisz zwrócić uwagę na sformułowania, zwłaszcza w drugiej części, które czasami nieco śmieszą, a to maiła być w zamiarze dość straszna scena.

Ostatnio wspominałem, że w pierwszej części eksperymentujesz z czasem i przestrzenią. Nie miałem jednak namyśli przestrzeni wielkiej jak Europa,ani czasu mierzonego tysiącleciami.

Tylko pierwszą część oceniam na bdb.
JaneE dnia 23.07.2010 12:41 Ocena: Bardzo dobre
Czy to aby na pewno druga cześć Wiedźmy? Oczywiście wiem, że to ta sama historia widziana z drugiej strony, ale napisałeś ją w zupełnie innym stylu.


Spodobał mi się twój pomysł - życie "Wiedźmy" i sposób w jaki je opisałeś.
Jedynie w końcówce coś mi zgrzyta. Ten cień jakoś mi tu nie pasuje, mam wrażenie, że wcisnąłeś go troszkę na siłę, nie wiedząc jak zakończyć.

Generalnie tekst zasługuje na wysoką ocenę.

Pozdrawiam.
sisey dnia 10.08.2010 11:44
Przeczytałem - pierwszą część z dużym zainteresowaniem, drugą... z rozczarowaniem. Doceniam pomysł, ale narracja jest skopana. Opowiedz o tej "babci" nie używając określeń typu: bogini, unikając zbędnej dydaktyki (jeden z akapitów, dosłownie już, bym wyciął). "Załko mienia", bo to bardzo smakowity kąsek, a napisać by to od nowa wypadało. W pierwszej części lekko nachalnie "promujesz" informacje o złym dziadku. Poszedłeś w takim kierunku, że zastanawiałem się kiedy każe przynieść, coś mocniejszego.

Mądrym posunięciem było odejście od taniej sensacji. Przemyślenia o wojnie są całkiem "dorzeczne" - jedynie ubrać to w lepsze ciuszki.

pozdrawiam siey
sisey
Kushi dnia 07.06.2011 00:40 Ocena: Świetne!
Hmmm:)
Historia wiedźmy którą tu opisałeś skojarzyła mi się trochę z tym

http://www.youtube.com/watch?v=VsK4nt7Z6HQ

tak jakbyś się troszkę tym...inspirował przy opowiadaniu dziejów staruszki:)

Jakoś tak od razu przyszedł mi na myśl ten film a samo opowiadanie świetne:)
Pozdrawiam:)
TomaszObluda dnia 08.06.2011 18:50
Serdecznie dziękuję. Nie inspirowałem się, chociaż film fajny. Dziękuję, chociaż mam inne zdanie co do świetności, ale skoro Ci się podobało to się bardzo cieszę.
TomaszObluda dnia 08.06.2011 18:51
Aha innym też dziękuję, bo nie dziękowałem wcześniej :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Dzon
01/05/2024 21:18
Ok. Sprawdzę z czytaniem na głos, ale dopiero jak nie będzie… »
Dzon
01/05/2024 21:16
Dzięki. Prawdę mówiąc ten tekst jest tak stary, że o nim… »
Janusz Rosek
01/05/2024 16:09
Dziękuję za komentarz. Mieszkam, żyję i pracuję w Krakowie,… »
Zdzislaw
01/05/2024 13:50
Dzon, no i w porządku ;) U mnie, przy czytaniu na głos,… »
Kazjuno
01/05/2024 12:25
Jako słaby znawca poezji ucieszyłem się, że proza. Hmmm!… »
SzalonaJulka
01/05/2024 00:14
Bardzo dziękuję za zatrzymanie się :) Dzon, ooo, trafiłeś… »
Dzon
30/04/2024 22:22
Bardzo mi się spodobało. Płynie dynamicznie. Jestem fanem… »
Dzon
30/04/2024 22:08
Widać,że tekst jest bardzo osobisty. Takie osobiste… »
Dzon
30/04/2024 21:53
;-) Uśmiechnąłem się. Jest koncept. Może trochę do… »
valeria
30/04/2024 16:55
Nie bardzo rozumiem:) »
valeria
30/04/2024 16:54
Fajne »
valeria
30/04/2024 16:53
No ja przepadam:) »
valeria
30/04/2024 16:52
Ja znowuż wychwalam Warszawę:) »
valeria
30/04/2024 16:50
Jest pięknie, dzisiaj bardzo gorąco, cudna pogoda. Wiersz… »
Kazjuno
28/04/2024 16:30
Mnie też miło Pięknooka, że zauważyłaś. »
ShoutBox
  • Dzon
  • 30/04/2024 22:29
  • Nieczęsto tu bywam, ale przyłączam się do inicjatywy.
  • Kazjuno
  • 30/04/2024 09:33
  • Tak Mike, przykre, ale masz rację.
  • mike17
  • 28/04/2024 20:32
  • Mało nas zostało, komentujących. Masz rację, Kaziu. Ale co począć skoro ludzie nie mają woli uczestniczenia?
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty