Fragment powieści R - 12 - nikejf
Dla użytkownika » Piekło » Fragment powieści R - 12
A A A
Rozdział 12.


- Open up, Police!!!
Obudził go wściekły łomot do drzwi. Świeży, letni poranek odważnie wpuszczał pierwsze promienie słońca przez zakurzone okna Recepcji. Konrad leżał pod swoim, cienkim jak papier śpiworem i budził się z wolna, próbując desperacko zebrać myśli. Kac, a może adrenalina, pulsowały mu bezlitośnie w skroniach. Spojrzał na Marka telefon, było jeszcze przed 6-tą rano.
- Open up! Police! We can see you!
Nie ruszył się, ani myślał. Leżał na kanapce, czekając na to, co się dalej stanie. Pod oknem Recepcji widział jakieś niewyraźne postacie zerkające do środka. Z Salonu dochodziło go beztroskie chrapanie Marka. Walenie do drzwi nasilało się.
- Otwierać! Widzimy was!- Krzyknął ktoś po polsku, przez otwór na listy.- Jeżeli nie otworzycie, to wyważymy drzwi!
Groźby stały się faktem, lichy zamek puścił. Do środka weszło czterech umundurowanych policjantów i dwóch urzędników w garniturach.
- Policja! Nie ruszać się! Proszę pokazać paszporty!- Odezwał się jeden z nich czystą polszczyzną.
- O co ci chodzi?- Konrad dopiero dostrajał się do rzeczywistości, którą wczoraj tak lekkomyślnie opuścił na skrzydłach alkoholowego upojenia. Siedział na brzegu kanapy, sponiewierany był okropnie przez wydarzenia poprzedniej nocy. Ciągle jeszcze był pijany.
- Paszporty! Ten pan – Wskazał na drugiego w garniturze. – jest z Home Office. Ja jestem tłumaczem. Proszę wstać!
Marek był właśnie budzony przez policjanta, Konrad został bezceremonialnie zapędzony z Recepcji do Salonu. Policjanci ustawili ich pod ścianą i pobieżnie przeszukali. Obaj spali w opakowaniach, Marek nie miał nawet siły zdjąć butów. Ubrania mieli pomięte, wzrok przekrwiony, a oddech czuć im było gorzałką. Nie wiedzieli do końca, co się tak naprawdę wokół dzieje. Marek zataczał się, podpierając ręką ścianę. Dwóch policjantów zaczęło przeszukiwać piętro, dwóch zostało przy nich. Starszy, łysiejący urzędnik emigracyjny w szarym garniturze jeszcze się nie odezwał. Stał z boku, pod pachą ściskał teczkę z papierami i tylko rozglądał się wokół, wyraźnie zdegustowany panującym w Salonie postalkoholowym nieporządkiem.
- Paszporty!- Powtórzył tłumacz.
Marek powlókł się na górę, w asyście policjanta. Konrad poszedł do swojej Recepcji, paszport miał schowany w wewnętrznej kieszeni plecaka. Jeden z funkcjonariuszy szedł za nim jak cień.
- Ta wiza jest fałszywa!- Konrad usłyszał podniesiony głos z Salonu. Celnik mówił coś po angielsku tłumaczowi, ten z kolei atakował Marka.
- Fałszywa jest! Skąd ją masz?
- Z kątowni. Też chcesz taką?
- Proszę odpowiadać!
- Z lotniska w Luton, a jak myślisz skąd? Z Moskwy?- Marek uśmiechnął się, przez pokój, do Konrada. Podniósł pomiętą paczkę papierosów ze stołu i bez pytania odpalił jednego. Ręka wcale mu nie zadrżała, wyglądał jakby nie miał zupełnie żadnych zmartwień. Konrad widział jednak w jego oczach rezygnację i jakiś żal nieokreślony, a to zgrywanie się, całe to stawianie się, to był tylko taki teatr, grany wyłącznie dla jednego widza. Dla Konrada.
- Proszę zgasić tego papierosa. Natychmiast! Ta wiza nie została przyznana przez angielskie służby emigracyjne, skąd ją masz?!
Wiedzieli o wizach. Łysy celnik kartkował niedbale paszport Marka. ’Well done, they’re getting better.’- Mówił sam do siebie, uśmiechając się pod nosem. Nawet dobrze się jej nie przyjrzał. ‘Wiedział, zanim jeszcze wszedł do ich domu.’- Myślał Konrad.- ‘Ciekawe, co powie na moją wizę?’
- Pytam po raz ostatni. Kto ci wbił do paszportu fałszywą wizę?
Marek nie odpowiedział, wzruszył tylko ramionami. Celnik z tłumaczem naradzali się między sobą, czterech policjantów zakończyło przeszukiwanie domu i rozsiadło się wygodnie na ich kanapach. Sprawiali wrażenie, jakby ta całą awantura o paszporty, obchodziła ich tyle, co zeszłoroczny śnieg.
- Jesteś aresztowany pod zarzutem fałszowania dokumentów.- Tłumacz przyjął oficjalną, wyprostowaną postawę.- Masz prawo odmówić odpowiedzi, wszystko, co powiesz może być użyte przeciwko tobie w sądzie.- Wyrecytował jednym tchem.- Załóż buty, jedziesz z nami na komisariat. Pospiesz się!
Przyszła kolej na Konrada. Celnik oglądał jego paszport uważnie, przechylając pod światło. Oddał wreszcie dokument jednemu z policjantów, wydając mu przy tym jakieś polecenia. Ten wyszedł bez słowa z pokoju.
- A co z tobą?- Tłumacz zwrócił się do Konrada.- Też masz fałszywą wizę?
- Nie mam.- Odpowiedział krótko.
- Kiedy przyjechałeś do Anglii?- Pytał dalej.
- W marcu.
- Kiedy dokładnie?
- 11 marca.
- Pracujesz?
- Nie.
- To, co robisz?
- Zwiedzam.
- To, co tu robisz, w tym domu?
- Przyjechałem kolegę odwiedzić.
- A z czego żyjesz?
- Jestem bardzo oszczędny.- Powiedział, cedząc każde słowo.
- Przypominam, że masz prawo do 6-ścio miesięcznego pobytu w UK, ale nie masz prawa do podjęcia zatrudnienia, rozumiesz? Nie możesz pracować!
- Już ci mówiłem, że nie pracuje…
Do pokoju wrócił ‘gliniarz’, z Konrada paszportem w ręku. Oddał go celnikowi, mówiąc coś, czego Konrad nie zrozumiał.
- Nazwisko!– Teraz tłumacz trzymał jego paszport w ręku. Jedyny dokument, który Konrad zabrał z Polski, przechodził z rąk do rąk jak tania kurwa.
- Masz tam napisane…Czytać chyba umiesz?
- Proszę odpowiedzieć! Nazwisko!
‘Ech…spotkać go gdzieś w Polsce, w jakieś knajpie.- Rozmarzył się Konrad, patrząc na chudego tłumacza.- Inaczej byśmy rozmawiali…’
- Nazwisko!
- Konrad Banan.- Dostrzegł pół-uśmieszek na jego twarzy.- Bawi cię moje nazwisko?
- Bardzo fajne. Ciekawe, skąd się wzięło, nie wiesz?
- Od ojca.
- Urodzony i gdzie byłeś?
- Mówi się - ‘gdzie się urodziłeś’. Zapomniałeś już gramatyki, w służbie u nowych panów, co?
- Kiedy się urodziłeś i gdzie?- Poprawił się tłumacz, ignorując słowa Konrada.
- 11 marca 1974 roku, we Wschowie. Słuchaj, nie odpowiem na żadne pytania, dopóki mi nie powiesz, co się dzieje. Wpadacie tutaj, wyważacie drzwi, jakbyśmy byli jakimiś bandytami. O co jestem oskarżony? Chcę porady adwokackiej! Mam do tego prawo! Gdzie zabieracie mojego kumpla?
- Twój kolega jest aresztowany pod zarzutem fałszowania dokumentów. Prawdopodobnie zostanie deportowany do Polski, a ty…No cóż, masz jeszcze legalną wizę, ale jeżeli złapiemy cię na pracy, bez zezwolenia, to też…
- Gówno!- Przerwał mu chamsko Konrad.- Nie przyjechałem tutaj do pracy, ile razy mam ci to mówić! Powtórz to temu łysemu i dajcie mi wreszcie święty spokój!
Celnik z tłumaczem naradzali się w kącie, nie zwracając uwagi na jego protesty. Konrad miał już tej historii po dziurki w nosie. Kac pulsował mu rytmicznie tępym bólem pod czaszką. Sięgnął po tą samo paczkę papierosów, co Marek wcześniej i ostentacyjnie zapalił jednego. Nie kazano mu zgasić, on nie był aresztowany. Marek stał pod ścianą, pomiędzy dwoma rosłymi policjantami. Ręce skuli mu kajdankami. Już nie grał. Wyglądał żałośnie, głowę miał spuszczoną, ramiona pochylone. Konrad chciał podejść do niego, ale drogę zagrodził mu tłumacz.
- Nie wolno!- Powiedział oschle.
- Chciałem mu tylko dać paczkę fajek.- Odparł Konrad.- Zapytaj tego w garniturze, w końcu nawet skazaniec ma prawo do papierosa.
Tłumacz poprosił tego drugiego o pozwolenie. Urzędnik emigracyjny kiwnął głową. Konrad podszedł do Marka i wyciągnął dłoń, pod paczką papierosów miał ukryty, złożony wcześniej we czworo, banknot 20-sto funtowy. Marek, nic nie mówiąc, wepchnął wszystko niezdarnie do przedniej kieszeni spodni. Spojrzał Konradowi prosto w oczy. W tym spojrzeniu było więcej, niż mogły powiedzieć jakiekolwiek słowa.
- Nie rozmawiać!- Tłumacz wykazywał się nadgorliwością.- Nie wolno rozmawiać!
- A kto tu rozmawia?- Ten człowiek nieźle działał Konradowi na nerwy. Przez chwilę, ten chudy tłumacz w okularach, reprezentował w jego głowie całe zło tego świata. Sam jeden, w tym swoim tanim, cholernym, szarym, dwurzędowym garniturku, stał na czele całego aparatu represji i ucisku jednostki przez wrogi jej system. Przypomniał mu się stary dowcip. Ponoć w piekle, przy polskim kotle, nie ma wcale diabła. Rodacy sami pilnują, żeby który nie wyskoczył… - Zapytaj lepiej swojego szefa, co z moimi drzwiami. Jak ja się teraz zamknę, co?!
Pytanie Konrada pozostało bez odpowiedzi. Policjanci wyprowadzili skutego Marka, prosto do zaparkowanej na ulicy, policyjnej ‘suki’. Nie pozwolono mu zabrać żadnych rzeczy ze sobą, choć miał już wszystko spakowane w dwóch torbach. Tłumacz z celnikiem wcisnęli się na siedzenia z przodu, kierowca włączył silnik. Nagle Konrad zamarł. Zza zakrętu wyjechał wan pana Władka. Stary, pomalowany na niebiesko Ford Transit, nie mogło być pomyłki. Dochodziła 6.15-ście, pora żeby zabrać Konrada do roboty. ‘Kurwa mać!- Zaklął w myślach.– ‘Codziennie się spóźnia, akurat dzisiaj musiał być na czas!’ Pan Władek, z zimną krwią wyminął radiowóz i nie zwalniając, spokojnie pojechał dalej. Nawet nie spojrzał na stojącego w progu Konrada.
- Zaraz ktoś przyjedzie naprawić drzwi!- Rzucił tłumacz przez uchylone okno policyjnego wana i pojechali. Wraz z nimi odjechał jedyny człowiek, w promieniu 1500-set kilometrów, na którego pomoc Konrad mógł liczyć.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
nikejf · dnia 17.08.2010 08:16 · Czytań: 623 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Komentarze
Apok dnia 15.10.2011 22:39
Nie czuć klimatu imprezy i libacji.
Wydarzenie poważne a nie czuć w niej emocji.
Tego ciśnienia u najebanych dzieciaków jak wpada policja
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
07/05/2024 11:11
Witaj Marianie, miło Cię widzieć. Wprowadzając… »
Marian
07/05/2024 07:42
"Wysiadł z samochodów" -> "Wysiadł z… »
Jacek Londyn
07/05/2024 06:40
Zbyszku, niech Ci takie myśli nie przychodzą do głowy. Nie… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 20:39
Pulsar Świetne i dowcipne, a zarazem straszne w swoim… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 13:43
A przy okazji - Zbyszek, a nie Zbigniew. Zbigniew to… »
Jacek Londyn
06/05/2024 13:19
Kamień z serca, Zbigniewie. Dziękuję, uwierzyłem, że… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 12:43
Tak Jacku, moja opinia jest jak najbardziej pozytywna. Zdaję… »
Jacek Londyn
06/05/2024 12:23
Drogi Kazjuno. Przyznam, że bardzo zaskoczyła mnie… »
Kazjuno
05/05/2024 23:32
Szanuję Cię Jacku, ale powyższy kawałek mnie nie zachwycił.… »
Zbigniew Szczypek
05/05/2024 21:54
Ks-hp Zajrzałem za Tetu i trochę się z nią zgadzam. Ale… »
Zbigniew Szczypek
05/05/2024 21:39
Jacku No tak, to prawda - nie to jest ładne, co jest ładne… »
Jacek Londyn
05/05/2024 19:17
Zbigniewie, ten serial to żadne badziewie. Miliony Polaków… »
valeria
05/05/2024 16:12
Cieszy mnie wszystko co piszecie, dobrze, że coś… »
tetu
05/05/2024 15:48
Niezaprzeczalnie atutem tego wiersza jest rytmiczność.… »
tetu
05/05/2024 15:43
Zbysiu, przeczytałam Twój komentarz z przyjemnością i… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/05/2024 18:38
  • Dla przykładu, że tylko krowa nie zmienia poglądów, chciałbym polecić do przeczytania "Stołówkę", autorstwa Owsianki. A kiedyś go krytykowałem
  • Zbigniew Szczypek
  • 02/05/2024 06:22
  • "Mierni, bierni ale wierni", zamieńmy na "wierni nie są wcale mierni, gdy przestali bywać bierni!" I co wy na to? ;-}
  • Dzon
  • 30/04/2024 22:29
  • Nieczęsto tu bywam, ale przyłączam się do inicjatywy.
  • Kazjuno
  • 30/04/2024 09:33
  • Tak Mike, przykre, ale masz rację.
  • mike17
  • 28/04/2024 20:32
  • Mało nas zostało, komentujących. Masz rację, Kaziu. Ale co począć skoro ludzie nie mają woli uczestniczenia?
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
Ostatnio widziani
Gości online:61
Najnowszy:dompol.2024