Krótka historia Krzak Katarzyny
Ewidentnie nie wszystko było w porządku. Ściany były takie wielkie, podłoga taka krzywa, okna takie jasne. Coś dudniło i to nie był miły dźwięk. Katarzyna Krzak siedziała w tym dziwnym otoczeniu, skulona pod fotelem, w bardzo niekomfortowej sytuacji była ta Katarzyna, na dodatek coś nieprzyjemnego usiłowało na siłę się z niej wydostać. Gdyby była w stanie racjonalnie myśleć, powiedziałaby: Ale jestem, tak się w dorsza zalać, bomba jak dąb Bartek, nie krzycz tak, Krzak. Tak by powiedziała, z czego czytelnik wywnioskować może, na jakim poziomie balansuje Katarzyna emocjonalnie, duchowo czy też elokwencją inteligencją. Wspomniana bohaterka tej opowieści, powołana do życia przez sympatyzującą z nią autorkę, nazywa się Katarzyna Krzak, ma dwadzieścia osiem lat i kompletnie rozbabrany swój wewnętrzny świat. Nie chcąc sprawiać jej przykrości, gdyż i tak jest waćpanna w położeniu dość niedobrym, nie będzie autorka opisywać jej dokładnie, jej usposobienia mówiąc dosadnie, ani nawet troszkę, wszystko pozostawiając szalonej wyobraźni czytelnika, który może dzięki temu odnaleźć Katarzynę w sobie. Tym sposobem czytelnik gruby widzi Katarzynę jako miłą grubaskę co jada z rana kiełbaskę, czytelnik ponury widzi w tej kobiecie jakieś bardzo smutne dziecię, a jeśli jesteś głupi to odnajdziesz w Kaśce bratnią duszę. Jest więc ta historia zaszyfrowanym testem osobowości, czytaj uważnie i rób notatki. Pozostawiliśmy Katarzynę w pozycję skurczonej, pod fotelem wśród ścian, okien i podłóg, nietrzeźwo pijaną z własnej woli narąbaną. Być może dla czytelnika jest to niezrozumiałe i niepojęte, jak dziewczyna, jak Katarzyna może się tak zarzynać, ale ta historia ma korzenie głęboko zapuszczone, jak nie przymierzając, Krzak, które już za chwilę, już za momencik, nie mogąca się już doczekać fantastyczna autorka w żółtym sweterku nam przedstawi. Przed Państwem Krótka Historia Krzak Katarzyny.
Katarzyna była ekspedientką sklepu mięsnego Szinka i Wungiel S-ka Z.O.O company znajdującego się na rogu ulicy Prostytuckiej i Kościelnej. Ukończyła szkołę dla młodocianych rzeźników, a odebrane wykształcenie przydało jej się w działalności w branży medycznej, w której obracała się przez dwa lata, dokonując zabiegów aborcji na nieletnich. Pewnego dnia, matka pacjentki, właścicielka mięsnego, widząc sprawność Katarzyny w mięsem obracaniu i znajomość fachu, zaproponowała zawodowej tej mięśniarce posadę ekspedientki, co przyjęte z ochotą i radością zostało. Należy dodać że wiele uroku osobistego i gracji połączonej z elegancją dodał Katarzynie biały fartuch i czyste ręce. Gdy już opanowała wydawanie reszty, stała się pracownicą nienaganną. Od siódmej o świcie do szesnastej trwała Katarzyna na posterunku z tasakiem dzielnie, ubroczona krwią zwierzęcą, pieszczona zapachem padliny. Wszyscy klienci bardzo Katarzynę lubili, osobę o miłej aparycji, sympatycznym usposobieniu i interesującej osobowości: Krzak, znam. Lubię, znam. Nawet ładna, jak se to oko czarne jedno z drugi zmruży, to jest taka z tym tasakiem dzika. Może nawet nie jest ładna, ale wykształcona dziewczyna, jest o czym pogadać jak się na świże minso czeka, bo też dużo prasy czyta, wymieniamy się znajomością takich artykułów z różnych pism kobiecych, też zna horoskopy bardzo różne, dla barana albo ryby. Mojej babci wnuczek, Sławomir Smak, jak porobi na tartaku to idzie po pracy po kabanoski i do panny Kasi na pogawędkę. Tak tą naszą Katarzynę wszyscy lubią. Pracowita to dziewczyna, serce ma na dłoni, gdy świnię zarzyna.
Powróćmy jednak na chwilę do Smaka Sławomira, który odegra w tej opowieści bardzo ważną rolę, będzie nawet przez chwilę narratorem. Sławomir ma lat trzydzieści i głos lekko niewieści. Edukacja jego na poziomie zakończyła się wczesnym, co nie przeszkodziło mu w znalezieniu odpowiedzialnego stanowiska w zakładzie przemysłu drzewnego. Pewnego dnia stracił ząb z numerem dwa, dentystyczną dwójkę własnoręcznie, gdy tak mocno zaangażowany w obowiązki służbowe narzędziem pracy trafił w swoją głowę. W tym nieszczęśliwym wypadku odnalazł jednak pozytywne strony, wykorzystując zaistniałą szparę w celach rozrywkowych. Sławomir był pełen dowcipu i znał moc zabawnych historyjek, czym zyskał uznanie w oczach Katarzyny Krzak, którą odwiedzał w sklepie mięsnym, niby że po kabanoska, panno Kasieńko, żem przyszł. Podejrzeń Katarzyny nie wzbudzał fakt, iż sklep Szinka i Wungiel S-ka w asortymencie kabanosów nie posiadał, każdego dnia więc grzecznie odpowiadała, że niestety, nie dysponuje pożądanym towarem, aczkolwiek może zaproponować ozorowego kilkanaście gram. Mięso miłości najwyraźniej sprzyja, gdyż Sławomir cały już rok do Krzak Katarzyny z wizytami zagląda. Rok to dwanaście miesięcy. Tak pomyślał Smak Sławomir i do wniosku doszedł, że ma smak na znajomości poszerzenie zasięgu, że już nie salceson ale piersi. Z kurczaka.
Będąc więc po w tartaku wypłacie przyszedł do sklepu i całą siatkę wyrobów przeróżnych kupił, a dodając sobie tym czynem odwagi, zapytał pannę Katarzynę, czy nie chciała by z nim porannych paść owiec. Katarzyna to skromna dziewczyna, w roli pastereczki widząca się idealnej, zgodę więc na dyskotekę w towarzystwie Sławomira z wielką chęcią wyraziła.
A że był to już wtorek, czyli niewiele czasu do piątku wieczorem, Katarzyna zaraz po pracy, z najlepszą swą przyjaciółką Celiną Anną Kłos wybrała się na zakupy do sklepu odzieżowego „Odzież”. Długie chwile spędziła ta strojnisia w przymierzalni, usilnie walcząc z S rozmiarem, zasypywana przez Celinę masy ciuszków szałem. Celina bardzo szybko odnalazła się w roli stylistki, gdyż od zawsze czuła się niedoceniana jako pomoc krawcowej, konkretnie nici nawijaczka. Zazdrościła też Katarzynie skrycie posady, tasaka i Sławomira Smaka. Teraz mogła zaprezentować chociaż swoją znajomość trendów i obycie w modzie, swoją wewnętrzną duszę artystyczną. Wiedziała, że nie wolno pod żadnym pozorem dotykać różu, bo to źle wygląda, że Katarzynę trzeba ubrać w modne w tym sezonie paski, jakieś ładne adidaski i na włosy dwie opaski. Krzak Katarzyna przeszła zatem fizyczną metamorfozę, zrobiła zdjęcie swojej nowej elegancji i zachwycona piątku wyczekiwała rozmarzona.
Tymczasem Sławomir Smak, w ramach przygotowań do piątkowego spotkania z Krzak Katarzyną, trenuje kroki taneczne przy dyskotekowych przebojach, a z racji innych możliwości braku, do pary z miotłą wywija na tartaku. Był to zdolny młodzieniec, więc sztywność partnerki i drewniane jej ruchy nie stanowiły problemu w opanowaniu kroków wielu tańców latynoamerykańskich, mających wywrzeć wielkie wrażenie na Katarzynie. W czwartek po pracy Sławomir wstąpił jeszcze na kabanoska i z panną Krzak szczegóły spotkania omówił. Powtórzmy je raz jeszcze, by w razie problemów Katarzyna mogła pomoc tu znaleźć: w piątek po tartaku na Prostytuckiej i Kościelnej rogu, a więc pod sklepem mięsnym Szinka i Wungiel S-ka czekać na Katarzynę Sławomir ma.
Całą noc nie spała Katarzyna, zastanawiając się, czy zielona bluzka przez Celinę wybrana do gustu Sławomira Smaka przypadnie. Nie spała biedna ani minuty, przez pół nocy mierzące swe niebieskie buty. Świt nadszedł niewiadomo kiedy, gdyż nie zdążyła jeszcze zmierzyć kurteczki z zielone chrabąszcze, według Celiny elementu dowcipnego i kolorystycznie do bluzki dopasowanego. Udała się więc Katarzyna do łazienki w celu nałożenia na włosy dwóch opasek, nie spodziewając się czekającego tam dramatu. Bo oto spojrzawszy w lustro Krzak Katarzyna dostrzegła pod okiem wielkiego pryszcza białego, a jeśli lepiej by się przyjrzała, zobaczyłaby i drugiego. Nie mogła się Katarzyna w takim stanie Sławomirowi na oczy pokazać, bo on chociaż zęba nie ma, to oczy wciąż posiada i niedoskonałość tą przy jej rozmiarach ogromnych bez problemu dostrzeże. Katarzyna zakleiła więc pół policzka plastrem, kaptur na głowę założyła i w przeciwsłonecznych okularach wyruszyła do pracy. W sklepie na zakażone miejsce surowe mięso przyłożyła i kilka godzin tak z pryszczem walczyła. Dziwny to był widok dla klientów mięsnego, Krzak Katarzyna na twarzy z padliną, a nic to takiego, maseczka na cerę z mięsa wołowego, tak Katarzyna kłamać musiała, lecz pryszcza nikomu nie okazała. Nie był to jednak koniec jej problemów, gdyż nieubłaganie zbliżała się godzina spotkania ze Sławomirem Smakiem. Nie wiedziała co począć ma ta Katarzyna, gdyż nie pomogła nawet surowa wołowina. W akcie głębokiej już całkiem rozpaczy, nożem do bydła patroszenia wykroiła okropieństwo ze swej twarzy, Sławomirowi powiedzieć planując, że jest to w modzie trend najnowszy o którym piszą wszystkie kobiece pisma, w policzku dziurka, przez którą przewiesić można kawałek kolorowego sznurka. Na dowód tego zawiesiła Katarzyna z niebieskich butów zielone sznurowadło i przejrzawszy się w lustrze, jako zadowalający swój wygląd oceniła.
Sławomir Smak, korzystając z chwili w tartaku zamiatania przerwy, postanowił Katarzynie miły prezent sprawić i autorstwa własnego wiersz jej podarować. Trudno jest romantyczny poemat stworzyć, niebanalny, oryginalny, do rymu i ładny, Sławomir jednak dumą swe dzieło otacza i dla Krzak Katarzyny dedykację przeznacza:
Wieje wiatr, wieje, kundel bez nogi za oknem się chwieje, stary bezdomny na mrozie truchleje, baba reumatyk z siatkami kuleje.
Pada śnieg, pada, ksiądz już od rana grzeszników spowiada, kto był niegrzeczny temu dziś biada, cegła na głowę lepiej niech spada, niż kara boska trupia i blada.
Cały już kościół w zbrodniach się nuży, już Matka Boża pod krzyżem się kurzy, już się i Jezus ze ściany burzy, lecz nic nie powie bo nie jest zbyt duży.
Zdrada i kłamstwo pod dachem dziś siedzą, zło i obżarstwo dywan zaraz zjedzą, nienawiść z obłudą za kołnierz ci wlezą.
Ciemno i tylko trzy palą się świece, ksiądz w swojej budce już szarpie za kiecę, już tysiąc zdrowasiek już nudno już lecę.
Sunie noc, sunie, czy kościół od tego wszystkiego nie runie, do domu wracają garbate babunie.
Z głową przy drodze bo wiatr nie w tę stronę, bije po twarzy choć tak są skulone, choć są tu najbardziej uduchowione, jeden krok słaby i są już zniszczone.
I leży starucha krzyżem na ziemi, miota się w bólu kwiczy sepleni. Kto ją podniesie na nogi udźwignie, szybciej bo stara zaraz wystygnie, na tym chodniku zemrze i zbrzydnie.
Ma z nieba śnieg na grób dziś zlecenie, krzyżyk z patyka na win odpuszczenie, niech ma tu baba godziwe spocznienie, o jedno już mamy mniej utrapienie.
Gdy kiedyś słonko mogiłę odkryje, zobaczą wszyscy jak babinka gnije, choć nos wyżarty nietkniętą ma szyję, lecz ciągle nikt nie wie w kim robak się wije, więc pewnie jest tylko że babsko nie żyje.
Już na tartaku pracy koniec na dzisiaj, czas więc nareszcie spotkania Smaka Sławomira i Krzak Katarzyny pod Szinka i Wungiel S-ka. Katarzyna ukryta za przystankiem autobusowym na ulicy Kościelnej czeka, by nie wyszło na jaw, że pierwsza się na miejscu zjawiła, sznurowadło w policzku nerwowo poprawiła. Sławomir zaś od strony Prostytuckiej się zbliża, w ręku niesie na papeterii poemat swój spisany, włos zalotnie ma rozwiany gdyż zwyczajnie jest nieuczesany. Staje i czeka na Katarzynę w miejscu umówionym, ta zaś z ulicy drugiej strony amanta pojawienia się wypatruje. Już trzy autobusy Krzak Katarzynę minęły, a Smak Sławomir wciąż się nie pojawił. Nie mógł się pojawić, gdyż w tym samym momencie darł na kawałki swój wiersz autorski dla Katarzyny przeznaczony, jako mężczyzna na pierwszej już randce porzucony. W gniewu porywie pędem na swoje osiedle się puścił, panna Krzak z kolei zapłakana, z przemoczonym od łez sznurowadłem ruszyła do domu. Po drodze wstąpiła do „Alkohole i Fenole”, czym doprowadziła się do stanu, w jakim poznaliśmy ją na początku opowieści.
Katarzyna Krzak i Sławomir Smak spotkali się jeszcze tylko raz, gdy Sławomir w towarzystwie Celiny Kłos przyszedł do Szinka i Wungiel Ska po kilkanaście gram ozorowego, przy czym zwrócił uwagę na niekonwencjonalną kolorową ozdobę zwisającą z policzka Katarzyny, ubroczonej krwią, z tasakiem w ręku sprzedjącej asortyment mięsny i tak się zakończył los jej nieszczęsny.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Jot · dnia 13.10.2010 09:42 · Czytań: 992 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: