Zagwizdał głośno na palcach, w zwilżonych poszukał wiatru,
tam ci nie trzeba kagańca – wskazał wilkowi ku Tatrom.
Prowadź, przybłędo na szczyty, gdzie księżyc siadł na kamieniach,
tam nikt nas nie będzie pytał, o rodowody, szczepienia.
Mchy nocą pieszcząc na korze, kierunek znajdę na szlaku,
spoczniemy, nim ranne zorze ujrzą przybłędę z żebrakiem.
Zaśniemy w leśnym poszyciu, bukowym cieniem przykryci,
obudzisz mnie cichym wyciem, gdy księżyc siądzie na szczycie.
Pójdziemy dalej, wpatrzeni w srebrzystą, mroczną poświatę,
bez dokumentów, korzeni, uciekinierzy przed światem.
Odkrywcy przyjaznej ziemi, wygnani z miast Kolumbowie,
ja - z rodowodem ubogim, ty - z życiorysem jak człowiek.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
bronekzobidzy · dnia 18.10.2010 05:45 · Czytań: 2030 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 12
Inne artykuły tego autora: