Vesper - cz.3 - Ramirez666
Proza » Długie Opowiadania » Vesper - cz.3
A A A
Dok 19, Handlowy port morski, Gdynia

21 styczeń, 14:01

Niebo zasnute było grubą warstwą ciemnoszarych chmur, zawieszonych nisko nad horyzontem. Mewy skrzeczały głośno, krążąc chaotycznie nad blaszanymi dachami portowych zabudowań, zawzięcie poszukując miejsca, w którym mogłyby przeczekać nadchodzącą burzę. Z nieboskłonu spadały duże płaty wilgotnego śniegu. Choć było jeszcze stosunkowo niewiele, to na pierwszy rzut oka widać było, że zanosi się na porządną zamieć. Front atmosferyczny niósł znad Skandynawii masy chłodnego, arktycznego powietrza. W rezultacie nad Bałtykiem rozszalał się prawdziwy huragan, mający ustąpić dopiero po przejściu frontu. W porcie nie było dużego ruchu. Większość zrezygnowała tego dnia z wypłynięcia na otwarte wody. Jedynie w okolicach głównej redy, gdzie tymczasowo cumowało kilka rybackich trawlerów, panował lekki tłok. Wszyscy uciekali przed sztormem, chcąc jak najszybciej bezpiecznie dostać się do portu.

Lipnicki zszedł z pokładu holownika, na którym uzgadniał ostatnie kwestie dotyczące montażu radaru, by dopilnować instalacji urządzeń elektronicznych i generatorów, niezbędnych do prawidłowego przeprowadzenia akcji. W magazynie panowało spore zamieszanie. Nikt nie przypuszczał, że operacja zostanie przeprowadzona w tak krótkim czasie. Do jej rozpoczęcia zostało tylko parę godzin, każdy chciał zdążyć na czas. Tomasz chciał zrobić jeszcze jedną, krótką odprawę z pułkownikiem i jego ludźmi, aby upewnić się, że wszystko jest ustalone jak należy. Najemnicy właśnie sprawdzali broń. Ładowali magazynki, ustawiali celowniki, dobierali zaopatrzenie. Na potrzeby akcji Lipnicki zamówił kilkadziesiąt sztuk broni palnej różnego rodzaju, z całym asortymentem dodatkowych urządzeń, nie wspominając już o sprzęcie komunikacyjnym, noktowizorach i wyrzutniach rakiet. Gdy znalazł się w ciepłym i suchym pomieszczeniu, od razu podszedł do niego wąsaty grubas o sympatycznej fizjonomii, będący szefem ekipy technicznej.
- Eddie, jak tam? Wszystko gotowe? – zapytał biznesmen patrząc na krzątających się w magazynie monterów i programistów.
- Żartujesz, tak? – żachnął się Edek. - Cała ta rudera zaraz się zawali. Przecież tu nawet nie ma normalnej ubikacji, nie mówiąc już o warunkach do prowadzenia operacji wojskowej. Jeśli chodzi ci o zasilanie, to leżymy. Jest wprawdzie stałe połączenie elektryczne, ale zbyt słabe, żeby obsłużyć nasz sprzęt.
- Po to mamy generatory – uspokoił go Tomasz.
- Dwa mogą nie wystarczyć – technik nie dawał za wygraną, po czym zaczął wyliczać na palcach męczące go problemy – Mamy do obsłużenia dziesięć komputerów personalnych z silnym łączem internetowym, radar, nadajnik satelitarny, oświetlenie, antenę i monitoring, do którego jeszcze nie mamy pełnego dostępu. Radek cały czas nad tym pracuje, ale nie daje gwarancji, że wyrobi się na czas. Używają tutaj jakiegoś przedpotopowego systemu. Na chwilę obecną mamy wgląd do siedmiu kamer przemysłowych, w tym dwóch skierowanych na jakieś śmietniki. Dookoła magazynu wszędzie są martwe punkty. Będziemy jak pijane dzieci we mgle.
Lipnicki, rozbawiony typowym zachowaniem swojego znajomego, poklepał go tylko po ramieniu.
- Po to tu jesteś, Eddie. Doprowadź wszystko do porządku. – uśmiechnął się szczerze. - Jesteś najlepszy!
- Tak, jak zwykle wszystko na mojej głowie… - mruknął sam do siebie pan Edward i nim Lipnicki zdążył się zorientować, tamten tłumaczył już jednemu ze swoich ludzi zaplanowane rozmieszczenie komputerów.

Niespodziewanie przed Tomaszem stanął Wiktor Sawczuk, prawa ręka Igora Jawduszyna. Siwy mężczyzna koło pięćdziesiątki był pełnomocnikiem i dowódcą żołnierzy gangstera, ochraniających jego liczne posiadłości i agencje towarzyskie na Ukrainie. Zmierzył
Tomasza zimnym, bandyckim wzrokiem, po czym wydął wargi w grymasie oczekiwania.
- Wzywał mnie pan?
- Ekipa dotarła? – zapytał pospiesznie Lipnicki.
Zamiast odpowiedzi Sawczuk przywołał gestem dłoni czterech rosłych mężczyzn, stojących kilka metrów dalej przy furgonetce. Mimo, że ubrani byli w cywilną odzież, ich bezwzględne spojrzenia i muskularna budowa mówiły wiele o ich przeszłości. W rękach trzymali kałasznikowy.
- Misza, Achmed, Wołodia, Kostia. Najlepsi z jakimi służyłem w Specnazie – pochwalił się przestępca, wyliczając po kolei imiona stojących przed nimi żołnierzy. Tym razem jego wargi wykrzywiły się w zawadiackim uśmiechu. – Krwiożercze bestie.
- Wydam rozkaz, żeby Kurt rozdał im kamizelki i mundury. Dobrzy są?
- W Czeczenii partyzanci ucinali głowę każdemu schwytanemu żywcem rosyjskiemu żołnierzowi – zaczął ponuro Sawczuk. – Innym żywcem wydłubywali oczy i rzucali na pożarcie wściekłym psom. Straciliśmy tak wielu kolegów. – Gangster kiwnął głową na swoich towarzyszy. - Oni wiedzą, że lepiej zginąć w walce niż dać się złapać. Tego możesz być pewien.

Gangster zobaczył na twarzy swojego obecnego mocodawcy niekryte zadowolenie.
- Ty nie idziesz? – zapytał Tomasz.
- Muszę pilnować spraw pana Jawduszyna. Poza tym to już nie ten wiek i nie tamto zdrowie – gangster smutno się uśmiechnął, patrząc na rozmówce nieobecnym wzrokiem. Tomasz zrozumiał. Chwilę później przywołał wszystkich najemników na środek magazynu. Obok niego stanął były pułkownik sił specjalnych, Roman Kraus, któremu biznesmen powierzył dowództwo nad całym oddziałem.
- Baczność! – zakomenderował kapitan Adamczyk, zastępca oficera, rozglądając się po twarzach swoich podwładnych. – Spocznij!
Kraus kiwnął głową, po czym rozpoczął przemowę.
- Przed nami trudne zadanie panowie - zaczął. - Trudniejsze o tyle, że musimy zgrać wszystko w bardzo krótkim czasie. Z kapitanem Adamczykiem służę od ponad dwudziestu lat. Braliśmy udział w walce już w czasie pierwszej wojny w Zatoce Perskiej, gdzie polscy komandosi osłaniali marines przy zabezpieczaniu szybów naftowych. Z sierżantem Bułgarem oraz porucznikiem Wielgoszem byliśmy razem w Afganistanie. Crossa i Wolfa poznałem w Iraku, gdzie dowodziłem ich kontyngentem. Resztę z was znam tylko z akt i opinii waszych przełożonych. Służyliście na Haiti, w Bośni, Kosowie, Iraku i Afganistanie. Wiecie czym jest walka i jak pachnie krew. Umiecie zabijać i nie dać się zabić. Większość z was jest przeszkolona do takich operacji. Panowie Mombasa i Zift, spotykam się z wami pierwszy raz i muszę powiedzieć, że jestem zadowolony z waszych dossier oraz dotychczasowej współpracy.
Obaj mężczyźni z uznaniem kiwnęli głowami. Mombasa był łysym, wysokim, dobrze zbudowanym murzynem o muskularnych ramionach i twarzy zabójcy. Służył w armii już w wieku piętnastu lat, podczas wojny domowej w Ugandzie. Wtedy zaliczył pierwsze śmiertelne trafienie. Po zakończeniu konfliktu wyruszył jako najemnik do Sierra Leone, gdzie walczył w szwadronach śmierci u boku rebeliantów. Zabił tam kilkadziesiąt osób. Lipnickiego spotkał w więzieniu w Kubali, skąd tamten wykupił Mombasę od naczelnika za kilkaset dolarów. Szukał wówczas ludzi potrzebnych do przygotowywanego ataku na Vesper.

Zift był Serbem, choć jego rodzina podobno pochodziła z Chorwacji. Podczas wojny na Bałkanach brał udział w czystkach etnicznych prowadzonych przez oddziały bośniackich Serbów. W tym czasie założył grupę kryminalistów rabującą mieszkańców na terenach objętych wojną. Po interwencji wojsk NATO musiał uciekać. W przebraniu dotarł do Sarajewa, gdzie zaczął mordować ludzi, których następnie rabował. Często używał kamuflażu bezdomnego biedaka, od których roiło się wówczas w zrujnowanej wojną stolicy. Czasami pracował na zlecenie miejscowych gangów. To właśnie przywódca jednego z nich polecił Zifta Tomaszowi, gdy ten miesiąc wcześniej odwiedzał Sarajewo.
- Naszym zadaniem – kontynuował pułkownik - będzie opanowanie statku pasażerskiego Vesper, odbywającego dziś w nocy rejs ze Szczecina do Sankt Petersburga. Jednostka jest dobrze chroniona. Pilnuje jej co najmniej tuzin uzbrojonych ochroniarzy, najnowszy system zabezpieczeń oraz stały monitoring. Szturm ułatwi nam dywersja przeprowadzona na pokładzie. Znajduje się tam kilku naszych ludzi i pan Jawduszyn, który będzie z nami współpracował w roli obserwatora.
Po magazynie przeszedł nieprzyjemny pomruk. Lipnicki zauważył to, zareagował więc, szybko zmieniając temat.
- Naszym celem jest przewożona na pokładzie liniowca kolekcja klejnotów, należąca do holenderskiego jubilera van Berga. Jej wartość wycenia się na 36 milionów euro. Kolekcja ma zostać wystawiona na aukcji, z której dochód zostanie przeznaczony na pomoc krajom afrykańskim objętym wojną. Szczególnie zależy mi na czterech, unikatowych czarnych diamentach. Ponadto – wskazał ręką na ścianę, na której projektor wyświetlał twarz młodego mężczyzny. – Trzeba zgładzić tego człowieka. Feliks Gruber. On również chce przejąć nasze diamenty. Każdy z panów otrzymał już zaliczkę w wysokości pół miliona euro. Kolejne pół miliona otrzymacie po wykonaniu zadania, gdy dostanę do ręki klejnoty.
Najemnicy kiwnęli głowami.
- Na zajęcie mostka kapitańskiego będziemy mieli jakieś pół minuty od wejścia – zaczął ponownie Roman. - Jeżeli się spóźnimy, będzie przejebane. Po przejęciu okrętu przystępujemy do fazy drugiej. Bierzemy zakładników i czekamy. Osłonę dadzą nam trzy wyrzutnie rakietowe G41 z głowicami zapalającymi, zakupione przez pana Lipnickiego, które zainstalujemy na pokładzie Vesper. Tutaj wkracza pan Balan – skinął ręką na czarnoskórego Haitańczyka o długich, czarnych dredach, który stał z boku, do nikogo się do tej pory nie odzywając – Wchodzi on do galerii wystawowej, gdzie ukryty jest sejf i zdejmuje zabezpieczenia. Może to zająć trochę czasu, więc musimy być czujni i umożliwić mu relatywnie komfortowe warunki pracy.
Kraus rozejrzał się po stojących przed nim ludziach. Kilkunastu byłych komandosów, najemników i byłych kryminalistów było jego nowym, zarazem ostatnim oddziałem. Po wszystkim miał zabrać zarobiony milion i wyjechać. W końcu po jego skandalicznym zakończeniu kariery, w Polsce nie miał już czego szukać. Głos zabrał Adamczyk, jego zastępca. Zajmował się zawsze stroną techniczną każdej operacji i był duchowym wsparciem pułkownika od wielu lat.
- Nasze standardowe uzbrojenie stanowić będą pistolety maszynowe MP5 kaliber 9mm oraz karabinki szturmowe HK416 i M4. Wymienne magazynki, ze standardową amunicją pełnopłaszczową 5.56mm, pasują do obu modeli. W kilku egzemplarzach celowo zamontowano podwieszane pod lufę granatniki, na wypadek, gdybyśmy musieli przebijać się przez zabarykadowane drzwi albo bronić się przed atakiem jednostek pływających. Dodatkowo dwóch ludzi z bronią ciężką i strzelec wyborowy z noktowizorem do osłony akwenu wokół statku. Na własną prośbę ekipa rosyjska i pan Mombasa będą używać karabinów AK47.
W trakcie, gdy kapitan kontynuował wykład, Rudy nachylił się nad Sindbadem i szepnął mu do ucha:
- Pieprzyć diamenty. Tu na pewno chodzi o prochy. Kokaina albo coś w tym stylu.
- Co takiego? –zapytał odwracając się młody komandos, wyglądem i karnacją przypominający Araba.
- Ten gość z dredami wygląda jak emisariusz jakiegoś południowoamerykańskiego kartelu. Na dodatek Jawduszyn… przecież to jest gangster. Stawiam skrzynkę gorzały, że tu chodzi o gruby handel narkotykami.
- A ty co? Wtyka CIA? – zaśmiał się Sindbad.
- Nie. Ale stawiam drugą skrzynkę, że on może nią być – wskazał brodą w kierunku Balana.

W ciągu trzech następnych minut odprawa się zakończyła. Kraus podszedł do mocodawcy, który chciał wrócić na pokład holownika, gdzie monterzy kończyli montaż radaru.
- Nie podoba mi się, że będzie tam Jawduszyn – zaczepił Lipnickiego, gdy ten był już na schodach. – Niech pan posłucha. Połowa z tych chłopaków ma młode żony. Bułgar i Drzazga córki w wieku dziewczyn, które mordował ten psychol. To nie był dobry pomysł zabierać go na statek.
- Jawduszyn jest obecnie moim wspólnikiem i włożył duży wkład w tę operację – wyjaśnił Tomasz marszcząc brwi. – Ja werbuje ludzi, ty nimi tylko dowodzisz.
- Ci ludzie będą wkurzeni.
- Płacę ci za to, żebyś trzymał ich na smyczy! – próbował go zbyć prezes.
- Niech lepiej nie wchodzi nam w drogę – zaznaczył stanowczo oficer. – Nie wiem, jakie macie między sobą układy i nie obchodzi mnie to, ale jeżeli będzie się stawiał, pierwszy wpakuje mu kulę w łeb.

Lipnicki mruknął tylko coś pod nosem i bez słowa ruszył do wyjścia. Wściekły Kraus odprowadził go wzrokiem do samych drzwi, po czym wyjął z kieszeni swojej pilotki nieodłączną paczkę Chesterfieldów i wyjął jednego. Wtedy podszedł do niego Balan. Przypatrywał mu się przez chwilę zimnym wzrokiem, nadal nie wypowiadając ani jednego słowa. Jedynie jego kościany naszyjnik grzechotał w rytm powolnego kiwania głową. Celowo ignorujący go komandos wreszcie zagadał łamaną angielszczyzną, nadając wypowiedzi taki ton, by zniechęcić czarnoskórego do dalszej konwersacji:
- Mogę w czymś pomóc?
- Nie powiedziałeś ludziom prawdy, colonel.
- Wiedzą tyle, ile powinni wiedzieć. Nie muszą znać całej prawdy, mają tylko wykonywać swoje rozkazy – rzucił na odczepnego Kraus odpalając papierosa.
- Z rozkazami jest ten problem, że mogą je wykonywać jedynie żywi – uśmiechnął się kpiąco murzyn.
Kraus obrócił się i obrzucił go nienawistnym spojrzeniem.
- Co takiego? – zapytał, wpatrując się na naszyjnik zrobiony z kości i zwierzęcych kłów, grzechoczący złowieszczo. – Kawaleria powietrzna, komandosi, najemnicy, płatni mordercy, gangsterzy i byli więźniowie. Najlepsi zabójcy na świecie. Co może im się stać!?
- Siła voodoo będzie nas ochraniać, ale nie gwarantuje, że moc Ogouna powstrzyma to, co tam spotkamy – wysyczał Balan, kiwając głową. – Powinieneś powiedzieć im prawdę.
Kraus uśmiechnął się poczciwie, po czym wyjął zza paska pistolet, umyślnie kierując wylot lufy prosto w twarz czarnoskórego najemnika.
- Jeżeli twoje sztuczki nie dadzą rady, tym to powstrzymamy!
Balan tylko spojrzał na trzymaną przez Krausa broń, po czym odwrócił się bezczelnie i poszedł w kierunku wyjścia. Stary żołnierz wzdrygnął się słysząc donośny śmiech, odbijający się echem od betonowych ścian starego magazynu.

* * *

Terminal promowy Polskiej Żeglugi Bałtyckiej, port wewnętrzny, Szczecin

21 styczeń, 15:30

Wspomnienia często przebierają różną formę. Niekiedy są jasnymi i klarownymi przekazami, innym razem ciągiem losowych kadrów z ludzkiego życia. Tak było i tym razem. Najpierw potężny błysk światła, bijącego po oczach tak, jak pacjenta leżącego na stole chirurgicznym, wpatrującego się w lampę. Potem niewyraźne szmery i słowa wyrwane z kontekstu. Wreszcie, gdy błysk ustępuje, można dostrzec poszczególne kształty, są jednak one mocno rozmazane, często tracą swoje rzeczywiste kontury. Wyraźne były jedynie twarze. Mimo, że sceny i kadry zmieniały się błyskawicznie, rzeczywistość w omamach przypominała realny świat. Keller niemal czuł chłód stali, z jakiej wykonana była rękojeść karabinu maszynowego. Zewsząd dochodziły go przytłumione dźwięki kanonady z broni maszynowej i ludzkie krzyki. Biegł przez płonące pomieszczenie magazynu. Wybuch granatu uszkodził składowane tu kanistry z benzyną, które eksplodowały niczym bomby z napalmem, podpalając wszystko dookoła. Wokoło leżało kilka ciał rozerwanych siłą wybuchu. Gryzący dym i ogromna temperatura zmusiły Kellera, by się pospieszył. W ostatniej chwili zobaczył w ścianie drzwi, prowadzące do biura. Wyważył je potężnym pchnięciem i ruszył przez długi na kilkanaście metrów korytarz. Po jego drugiej stronie były dwuskrzydłowe drzwi. W trakcie biegu usłyszał dochodzący zza nich hałas, przypominający odgłosy walki. Wśród łomotu wyróżniały się krzyki jakiejś młodej kobiety. Keller dobiegł do drzwi. Ostrożnie sięgnął lewą dłonią do klamki. Jakaś niepohamowana siła odpychała go od wejścia do znajdującego się przed nim pomieszczenia. Walczył ze sobą dłuższą chwilę, zaniepokojony hałasem i damskim zawodzeniem, które przerodziło się w głośne, monotonne jęki. Stał tak z wyciągniętą przed siebie ręką, nie mogąc zrozumieć, dlaczego nie chce otworzyć drzwi. Wiedział, że gdzieś w pokładach podświadomości pamięta powód tego wahania. Chcąc sobie przypomnieć, zdecydował, że otworzy. Niemal dotknął miedzianej klamki.

Ze snu wybudził go potężny, basowy ryk okrętowej syreny frachtowca, która właśnie wypływał w morze. Keller przetarł oczy i rozejrzał się dookoła. Śnieżyca przybierała na sile. Wiejące z dużą prędkością, srogie podmuchy wiatru, raz po raz wzmagały wirujące tumany śniegu, tworząc nisko przy ziemi małe zawieje. Pogoda zdecydowanie nie zachęcała do spacerów. Mężczyzna zerknął na zegarek, chcąc sprawdzić jak długo spał. Siedział w swoim czarnym, sportowym Alfa Romeo, stojącym na parkingu przed budynkiem portu. Ziewnął sennie, po czym sięgnął do schowka po paczkę papierosów. Zapalił jednego, w milczeniu oglądając zmierzających przez parking w kierunku nabrzeża ludzi. Zerknął na wsteczne lusterko, w którym zobaczył swoje odbicie. Był wysokim, szczupłym brunetem o pociągłej twarzy i krótko przystrzyżonych, ciemnobrązowych włosach. Nad parą piwnych oczu rozciągały się dwie, gęste brwi. Jedną z nich wyraźnie przecinała długa na trzy centymetry, pionowa blizna, która powstała najpewniej w wyniku zderzenia z ostrą krawędzią. Brunet delikatnie poprawił grzywkę i uśmiechnął się, zadowolony ze swojego wyglądu. Pod czarną, skórzaną kurtką miał na sobie ciemny garnitur i elegancką błękitną koszulę. Wyszedł z auta, zabierając leżący na fotelu pasażera podręczny neseser. Wyrzucił niedopałek na płytę parkingu i ruszył w kierunku budynku odprawy celnej.

Mężczyzną był Kacper Keller. Młody, zaledwie dwudziestopięcioletni chłopak, był na stałe mieszkańcem Krakowa. Absolwent jednej z tamtejszych uczelni, oficjalnie zajmował się prowadzeniem kilku swoich niedużych firm usługowo-handlowych. Na co dzień cichy i skryty, nikomu nigdy się nie zwierzał ze swoich osobistych problemów. Wśród znajomych uchodził za skrytego, tajemniczego i dosyć aroganckiego, chociaż w gruncie rzeczy każdy uważał go za równego gościa. W wieku osiemnastu lat przeżył nieszczęśliwy, płomienny romans, który całkowicie wypalił go uczuciowo. Nie miał rodziny, jedynie grupkę najbliższych znajomych z pracy i ze studiów.
Minął właśnie grupę stojących w kolejce do kantoru ludzi, zmierzając w miejsce spotkania, jakim była poczekalnia naprzeciwko portowej kafejki. Fabio już tam czekał. Stał przy oszklonej ścianie budynku, która odsłaniała piękny widok na zaśnieżony port. Sto metrów dalej, za parkingiem, znajdowała się przystań, w której cumowała Vesper, duma nowoczesnej żeglugi morskiej.
- Niezły statek – powiedział brunet o karnacji Latynosa, którą podkreślały wąsik i nieduża bródka, gdy Keller stanął obok niego. Strąki jego długich włosów opadały swobodnie na ramiona zamszowego płaszcza.
- Nie będzie łatwo – odparł Kacper, nie odrywając oczu od białej, nieruchomej bryły liniowca. – Ten statek to prawdziwa forteca.
- Kasa by się przydała – uśmiechnął się Fabio, rozmarzony swoimi planami na najbliższą przyszłość.
- Uderzymy z zaskoczenia. Nie będą spodziewali się ataku na pełnym morzu. W razie potrzeby spróbujemy małej dywersji. Masz coś, co mogłoby nam pomóc.
Fabian znów się uśmiechnął i kiwnął głową na leżącą przy oknie, dużą torbę podróżną.
- Myślisz, że uda się uśpić ich czujność jakimś fałszywym numerem? – zapytał Kacpra.
- Wiesz jaki był największy podstęp w historii? Największe zwycięstwo diabła nad ludzkością? Przekonał świat, że piekło nie istnieje. Też tak zrobimy.


* * *


Mostek kapitański, HSC Vesper, Terminal promowy Polskiej Żeglugi Bałtyckiej

21 styczeń, 16:06

Kapitan Edward mazur stał przy oknach frontowych kapitańskiego mostka okrętu HSC Vesper, znajdującym się na wysokości czwartego piętra. Palił grube, kubańskie cygaro. Swoimi bystrymi oczami lustrował horyzont. Morze nie było przyjazne tego dnia. Wicher wzmagał się kilkanaście minut, szalejąc gwałtownie, po czym uspokajał się, by za jakiś czas ponownie rozpętać zawieje. Kapitan wiedział, że te kaprysy pogodowe oznaczają złe warunki na morzu. Ich zadanie było bardzo ważne, tym razem nie mogli zawieść. Śledziły ich media i opinia publiczna całego świata. W rejsie miała uczestniczyć elita intelektualna kraju, w tym wielu zagranicznych specjalistów z dziedziny historii i polityki. Ponadto wśród gości było obecnych kilku prominentów ze stolicy, paru ważnych polityków i członków senatu, oraz jeden eurodeputowany. Nie wliczając w to grupy ekspertów, którzy przylecieli do Polski prosto z Waszyngtonu, by dopilnować przygotowań. Wszyscy mieli wziąć udział w międzynarodowej konferencji pokojowej zorganizowanej w związku z wojną w kilku środkowoafrykańskich republikach, którą finansowała kampania sprzedaży diamentów pochodzących ze stref konfliktu. Skupujące je biura jubilerskie i indywidualni nabywcy w Europie teoretycznie nie finansowali wojny, ale prowadząc ten handel, pozwalali ją utrzymać. Przy tej okazji miała się odbyć wystawa i targi najcenniejszych klejnotów na świecie, w tym słynnej kolekcji diamentów Gustawa van Berga. Dochód ze wszystkich licytacji miał zostać przeznaczony na pomoc krajom ogarniętym wojną. Całość imprezy połączono, w związku z działaniami bojowymi w Afryce, z wystawą na temat historii wojny i anatomii jej prowadzenia. Mazur nie interesował się polityką. Jego domem było morze, rządzące się własnymi, oddzielnymi prawami. Wiedział jednak, że spotkanie w Petersburgu będzie kolejną pikietą śmietanki towarzyskiej, którą można zorganizować w szczytnym celu, ale głównie po to, aby się dobrze zabawić. Dostał jednak zadanie i musiał je wykonać. Musiał doprowadzić Vesper do Sankt Petersburga.

Statek dzielił się na cztery zasadnicze części. Na dole znajdowała się maszynownia i sektor techniczny, w którym znajdowała się całość napędu wodno-rzutowego okrętu. Łącznie dwa poziomy pod całym pokładem. Mieściły się tam również kabiny personelu i mechaników. Wyżej znajdował się poziom głównego pokładu. Ogromna, luksusowa restauracja, tuż obok mniejszy drink bar połączony z niedużym kasynem, kilka salonów z ekskluzywnymi lożami, mała kręgielnia i kajuty dla gości. Wyżej, na poziomie pierwszym, była tematyczna galeria wystawowa. Jako, że statek wiózł ludzi na konferencję o anatomii działań wojennych, ozdobioną ją wszelkimi możliwymi rodzajami broni, wynalezionymi od powstania cywilizacji. Przy obu równoległych ścianach, co kilka metrów stały zbroje pochodzące z różnych epok historycznych. Rycerskie płytówki, barbarzyńskie kolczugi, nawet tatarskie kaftany. Zbroje samurajów, gladiatorów, szaty asasynów i tureckich janczarów, kożuchy wikingów i skrzydlate pancerze husarskie. Dalej były manekiny odziane w mundury brytyjskich spadochroniarzy z II Wojny Światowej w odcieniach khaki i kurtki Wehrmachtu w kolorze feldgrau, z pełnym oporządzeniem i replikami broni. Wszystko pięknie udekorowane obrazami przedstawiającymi głównie wielkich wodzów i sceny batalistyczne. Galerię, podobnie jak całe wnętrze statku, urządzono w kontrastowych odcieniach czerni i złota, ozdobionych bogato zgodnie z doktryną stylu barokowego.

Nieliczni wiedzieli, że za wielką kopią Bitwy pod Grunwaldem Jana Matejki, znajduje się wejście do skarbca, w którym przechowywane są drogocenne klejnoty.
Oprócz galerii na pierwszym piętrze były kajuty dla ważniejszych gości i kilka większych pomieszczeń, mogących służyć za sale konferencyjne. Na drugim, ostatnim poziomie statku, znajdowały się pomieszczenia ochrony, centrum dowodzenia, mostek kapitański, sterownia i pokój nawigatorów.

Kapitan stał w milczeniu i z dumą spoglądał na powierzony mu statek, będący cudem nowoczesnej techniki. Edward Mazur był typowym wilkiem morskim starego pokolenia. Nosił gęstą, siwą brodę, ubierał się zawsze w granatowy mundur z trzema złotymi obręczami na rękawach i charakterystyczną, marynarską czapkę. Na ogół podchodził z niechęcią do nowinek technicznych, powierzając wszystko marynarskiemu instynktowi i woli ducha. Obrócił się do swoich ludzi.
- Czas zacząć przedstawienie, prawda panowie? – ryknął wesoło swoim gromkim głosem.
- Wszystko gotowe. Pasażerowie są już na pokładzie – powiedział Maruta, jego zastępca.
- Jakie mamy prognozy?
- Raczej kiepskie. Z północnego-wschodu nadciąga sztorm. Dostaliśmy meldunek z Kłajpedy. Mają tam piekło.
- Ładnych widoków nie będzie – zamruczał kapitan spoglądając na szare niebo nad Bałtykiem. Było jeszcze dosyć wcześnie, ale już prawie całkiem ciemno. Zamyślił się na chwilę. Niespodziewanie naszły go złe przeczucia. Marynarze z niecierpliwością czekali na znak.
- Vesper – odezwał się w końcu Mazur, przywołując inteligentny komputer pokładowy.
- Tak, kapitanie? – odezwał się przyjemny, kobiecy głos.
- Aktywuj turbiny 1 i 2!
- Aktywowano.
Po chwili dał się słyszeć cichy pomruk. Asystent kapitana zameldował o stanie ciśnienia w turbinach.
- Ciśnienie w normie. Rotory w trybie frontowym. Pompa osiowa włączona.
- Temperatura w kanałach za niska o kilka stopni, ale przy tej pogodzie to normalne – zawołał inny marynarz, obsługujący prowadnice wytłaczające wodę z turbin. - Włączam automatyczne nagrzewanie.
Kapitan ponownie włożył do ust cygaro, cmoknął parę razy i wypuścił chmurę błękitnego dymu.
- Vesper, cała naprzód!
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Ramirez666 · dnia 14.11.2010 08:34 · Czytań: 609 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty