Podobno na tym polega największa odwaga, by żyć na trzeźwo...
Inessa była mądrą kobietą i pewnie dla kontrastu przekorny los sprezentował jej miłość do idioty. Włodek był prawdziwym, można pokusić się o stwierdzenie, że wręcz rasowym idiotą. Nie zwykłym głupkiem jakich wielu się po świecie pęta, czy totalnym ignorantem, lecz idiotą z krwi i kości. Mężczyzną, który na podstawie rzeczywistych faktów tworzy w swoim umyśle nierealne światy, fałszywe przekonania, wyssane z palca filozofie, a potem święcie w nie wierzy i żadna siła nie jest w stanie ich podważyć. Ponadto w ocenie Inessy Włodek był idiotą, ponieważ kierował się w życiu dążeniem do nieszczęścia i pustym hedonizmem. Chociaż doktryna Arystypa z Cyreny uznająca przyjemność i rozkosz za jedyny cel życia nijako kłóci się z dążeniem do nieszczęścia, ale Włodek, przy pomocy swego geniuszu, potrafił te dwa pozornie sprzeczne trendy fantastycznie połączyć.
- Muszę być wyjątkowy, żeby zasługiwać na miłość – rzekł pewnego dnia Włodek. - Muszę najpierw zapracować na miano człowieka wyjątkowego i wartościowego.
- Człowiek nie musi być wyjątkowy, żeby go kochać – odpowiedziała Inessa. - Wystarczy, że jest. Praca, osiągnięcia stanowią osobny wymiar życia. Nie powinieneś jednego uzależniać od drugiego...
- Moim zdaniem powinnaś więcej od siebie wymagać, bardziej się starać, żeby stać się wyjątkowa. To ci się przyda.
- Ten twój pogląd z wyjątkowością jest chory.
- Przede mną jeszcze długa i mozolna droga. Teraz muszę skupić się na pracy, żeby osiągnąć sukces. Potrzebuję dużo wolności, żeby swobodnie rozwinąć skrzydła. Nic i nikt nie może mnie ograniczać.
I tak Włodek rozstał się z Inessą (chociaż właściwie nie byli związani, a tylko zakochani).
Z tego doświadczenia kobieta wyniosła wiedzę, że nie ma na świecie takiej bzdury, w którą ktoś by nie uwierzył. Mając to na uwadze postanowiła dorobić sobie do skromnej pensyjki i dała ogłoszenie do gazety „Skuteczna i dyskretna pomoc dla HFA. Tanio”.
HFA to skrót od angielskiego określenia high-functioning alkocholic, co oznacza: wysoko funkcjonujący alkoholik. Chodzi o to, że nieradzący sobie w życiu, społeczni wyrzutkowie to margines problemu, dwa, trzy procent wszystkich pijących. HFA odnoszą sukcesy zawodowe, które stanowią dla nich swoiste alibi, by zmniejszać poczucie winy z powodu choroby alkoholowej.
Inessa wyszła z założenia, że po pierwsze uzależnionych od alkoholu ludzi jest cała masa (więc istnieje szansa, że ktoś się skusi); po drugie HFA wstydzą się przyznać do alkoholizmu nie tylko publicznie, ale i przed znajomymi, rodziną, a często i przed samymi sobą (więc szczególnie powinno im zależeć na dyskrecji), a po trzecie HFA czuliby psychiczny dyskomfort, gdyby mieli na spotkaniach AA spowiadać się ze swoich słabości przed innymi ludźmi, w tym przed pospolitymi menelami (więc powinno im zależeć na indywidualnym, niezobowiązującym kontakcie z terapeutą).
Inessa umawiała się na indywidualne spotkania w parkach, w trakcie których snuła, co jej fantazja na ślinę przyniosła, a po godzinie życzyła sobie kilkudziesięciu złotych.
Żeby uwiarygodnić swoje rady-porady, które zasadniczo sprowadzały się do trywialnej tezy „nie wolno pić alkoholu, bo to szkodzi zdrowiu” Inessa dobudowała pseudonaukową otoczkę.
- Bo widzisz alkoholiku, będę cię tak nazywać, żebyś sobie utożsamił z tym epitetem... otóż są pewne naukowe badania, których celowo się nie nagłaśnia – Inessa niby konspiracyjnie ściszała głos – że ludzkim ciałem i psychiką rządzi nie tylko mózg, ale i jelita. W jelitach znajduje się około stu milionów komórek nerwowych i to one najbardziej reagują na spożywane używki. Ten jelitowy mózg sabotuje działania tego prawdziwego mózgu. Neurony jelitowe domagają się etanolu wbrew twojej świadomości, rozumiesz? To pragnienie z podbrzusza, prymitywne, zwierzęce pragnienie przyjemności tu i teraz, bez względu na późniejsze konsekwencje. Duża część emocji zależna jest neuronów jelitowych i one wpływają na twój nastrój i samopoczucie. Jednak człowiek, dlatego stał się tym kim jest, panem planety, że nauczył się kontrolować swoje pierwotne odruchy. Mózg powinien mieć pierwszeństwo nad jelitami, rozumiesz alkoholiku? Melancholia, smutek i przygnębienie jest naturalną częścią ciebie, nie możesz uciekać od siebie. Musisz się zawziąć i znieść samego siebie na trzeźwo. Będzie cię to psychicznie boleć, okrutnie boleć, ale dasz radę to wytrzymać. A na pocieszenie dopowiem, że najlepsze, najbardziej twórcze pomysły zazwyczaj rodzą się w przygnębiających momentach życia...
Po kilku miesiącach Inessa dostała w pracy podwyżkę i w związku z tym postanowiła rzucić swoją dorywczą działalność. Poza tym kierowała się także wyrzutami sumienia. „To nieładnie tak nabijać w butelkę facetów. Nawet, gdy są bogaci i stać ich na marnowanie pieniędzy” - pomyślała.
Oczywiście z problemem alkoholowym boryka się także wiele kobiet, ale do Inessy nie zadzwoniła żadna pani. Być może dlatego, że istnieje tak mocne społeczne tabu w stosunku do kobiet? Panie piją samotnie, po kryjomu i strasznie się tego wstydzą. Otoczenie w mężczyźnie skłonne jest zauważyć osobę chorą, ale kobietę obdarzy już tylko pogardą.
- Nie zajmuję się już pomocą HFA. – Inessa konsekwentnie odmawiała spotkań z alkoholikami.
- Ależ muszę się z tobą spotkać. Ta terapia mi pomaga – tłumaczyli niektórzy.
- Wydaje ci się. Lepiej zgłoś się do psychologa, albo terapeuty od uzależnień. Ja ci naprawdę nie jestem w stanie pomóc.
Inessa musiała zmienić numer telefonu, bowiem niektóre osoby ciągle dzwoniły dopraszając się spotkań i nie chciały przyjąć do wiadomości odmowy.
Chociaż kobieta nie zdradzała swojej tożsamości i miejsca zamieszkania, dwóch panów ją odnalazło.
- Musisz mi pomóc, bo inaczej wódka mnie zabije – wyznał Jaromir ze szklącymi się oczami. - Mówiłaś mi przez telefon, że już się tym nie zajmujesz, ale dla mnie musisz zrobić wyjątek.
- Słuchaj, nie chciałam tego mówić wprost, bo wyszłabym na oszustkę, ale... cóż... nie jestem psychologiem, nie jestem terapeutą, a o neuronach w jelitach przeczytałam w gazecie. Potrzebowałam kasy i tyle... Przepraszam. To wszystko było wymyślone. Przykro mi.
- Mnie to nie przeszkadza. Fantazja, czy nie, ale twoje słowa mi pomagają.
- Ty chyba nie wiesz, co mówisz? - zdumiała się Inessa.
- Szukałem cię, żeby ci pomóc – wyjaśnił Zenon. - Chciałaś pomagać? Myślałaś, że już zwyciężyłaś w walce z nałogiem? Ale to wódka z tobą wygrała. Jesteś alkoholiczką. Ja wyszedłem z nałogu, pomogli mi dobrzy ludzie i mam zamiar spłacić ten dług pomagając tobie.
- Czyś ty zwariował? Ja nie piję alkoholu! W ogóle nie biorę go do ust! - oburzyła się Inessa.
- Zaprzeczenie. To typowa reakcja. Chciałaś leczyć innych, ale trzeba zacząć od siebie.
- Odczep się, facet. - Im bardziej kobieta się irytowała, tym bardziej Zenon utwierdzał się w słuszności swoich racji.
- Mnie nie da się spławić. Postanowiłem wyciągnąć cię z nałogu i uratować ci życie. Musisz wiedzieć, że ja zawsze osiągam, to co zaplanuję.
- Rany boskie, zrozum, że ja chciałam tylko sobie dorobić. Skąd ci przyszło do głowy, że niby ja piję?
- Ja takie osoby wyczuwam na odległość. Jestem niepijącym alkoholikiem i bez problemów demaskuję takie osoby jak ty – wyjaśnił z pełnym przekonaniem Zenon.
I tak Inessa wpakowała się w niezłe tarapaty. Z jednej strony Jaromir, który domagał się, by z nim prowadzić terapeutyczne seanse, a z drugiej Zenon, który ubzdurał sobie, że wyciągnie kobietę z domniemanego nałogu. Inessa musiała uciekać przed obydwoma, a obydwoje byli niezwykle uparci, ambitni i konsekwentnie ostawali przy swoim.
- Twój dziadek był alkoholikiem. Sprawdziłem to. Jesteś genetycznie obciążona. Musisz się do tego przyznać. Pijesz – Zenon zaczepił Inessę, gdy wychodziła z zakupami z marketu.
- Nie piję. Skoro mnie śledzisz, to chyba wiesz, że wieczorami nie snuję się po knajpach – odpowiedziała.
- Co z tego? Pijesz w samotności, żeby nikt nie wiedział.
- A niech cię szlag.
- Swoją złością tylko potwierdzasz, to o czym ja doskonale wiem.
- Dlaczego nie chcesz mi pomóc? Życzysz mi, żeby zdechł jak pies? Do piachu ze mną, bo piję? - Jaromir podszedł do Inessy, gdy wracała z kościoła.
- Przestań, wcale tak nie myślę – pokręciła głową kobieta. - Po prostu nie jestem profesjonalistką od takich spraw. Tylko bym ciebie skrzywdziła wmawiając ci wymyślone przez mnie dyrdymały.
- Kłamiesz. Gardzisz mną, bo piję.
- Nie. To nieprawda.
- To mi pomóż.
- Jaromirze, jesteś człowiekiem inteligentnym, wykształconym, radzisz sobie zawodowo, więc jeśli nie chcesz iść na profesjonalną terapię, to proszę poczytaj sobie w internecie publikacje na temat alkoholizmu.
- Od czytania mam wyzdrowieć?
- Tak. Już prędzej niż od mojego gadania.
- Kiedy będę powoli umierał na wątrobę, to będzie to wyłącznie twoja wina. Będziesz mieć mnie na sumieniu. Czy w ogóle masz sumienie?
Inessa miała poważne problemy z powrotami z pracy do domu lub z wychodzeniem na zakupy. Co rusz na jej drodze zjawiał się, albo Jaromir, albo Zenon. To było dla niej niezwykle męczące, obciążające psychicznie doświadczenie. Nawet, gdy ich słowne zaczepki zbywała milczeniem, później bolała ją głowa.
Żeby jeszcze tego było mało, na to wszystko przyjechał Włodek.
- Osiągnąłem sukces, którego pragnąłem. Potwierdziłem swoją wyjątkowość i teraz chciałem do ciebie wrócić. Myślałem, że mnie kochasz, że będziesz wiernie czekać. Wróciłem, żeby być z tobą na dobre i na złe. I co widzę? Nie próżnowałaś! Pod twoim zakładem czeka jeden przystojny gość, a pod domem drugi. Już pomijam, jak mnie zraniłaś i rozczarowałaś, ale czy oni o sobie wiedzą? - spytał nadąsanym tonem Włodek.
- To nie tak. Ja się z nimi spotykać nie chcę. Tylko na tobie mi zależy. Oni zwyczajnie się do mnie przykleili, ale zupełnie z innych powodów niż myślisz – tłumaczyła się Inessa.
- Ciekawe jakich?
- Innych. Ja ich nie interesuję jako kobieta.
- Strasznie kręcisz. Myślisz, że jestem idiotą?
- Eee... – Inessa tak właśnie myślała o Włodku, ale w innym znaczeniu. - Nie.
- Kłamiesz, kłamiesz, ja to widzę w twoich oczach, po twarzy – denerwował się Włodek.
- Dlaczego ty zawsze musisz wierzyć wyłącznie we własne wydumane teorie? Dlaczego nigdy nie chcesz obiektywnie ocenić sytuacji? Ty to chyba robisz celowo. Czy sprawia ci przyjemność, kiedy możesz mnie dręczyć fałszywymi oskarżeniami?
- Wy kobiety sądzicie, że wystarczy się rozżalić, rozpłakać, by zaprzeczyć faktom. A może ja tych kolesiów sobie wymyśliłem? Fatamorgana i inne złudzenia optyczne? Wbrew twoim wyobrażeniom, zapewniam cię, że nie jestem idiotą. Nikomu, żadnej kobiecie, nawet tej, którą kocham, nie pozwolę robić ze mnie idioty, rozumiesz?
- Więc dobrze. Udało ci mnie poniżyć. Powinnam dać ci w ryj i odejść na zawsze. Ale wiedz, że mi na tobie zależy i to jest silniejsze niż rozum. Dlatego skoro nie ma innego wyjścia zapraszam cię na spotkanie konfrontacyjne z tymi pieprzonymi kolesiami.
Inessa zaplanowała zebranie konfrontacyjne na godzinę piętnastą w parku, przy ławce pod miłorzębem japońskim (rzecz jasna osobnikiem męskim, bo żeńskich w parkach się nie sadzi – śmierdzą). Jednak mężczyzn zaprosiła na czternastą piętnaście. Wzięła pod uwagę okoliczność, że Włodek miał w zwyczaju przychodzić na spotkania z półgodzinnym, czterdziestominutowym opóźnieniem w celu zademonstrowania jaki to jest zajęty i zapracowany, a poza tym, że ma wszystko w dupie, czyli że nie zależy mu na niczym i nikim (taką już miał manierę). Odnośnie Zenona i Jaromira kobieta uznała, że oni lubią czekać (to w ich ocenie podnosi rangę spotkania), a poza tym pobyt na świeżym powietrzu służy zdrowiu.
Rzeczywistość okazała się zaskakująca i nieprawdopodobna, czego Inessa nie przewidziała. Otóż Włodek tym razem spóźnił się zaledwie piętnaście minut, czyli o czternastej trzydzieści doszło do spotkania trzech panów. Przez pięć minut wszyscy milczeli, a potem Włodek uznał, że marnuje się jego cenny czas, więc zaczął dyskusję.
- Co was łączy z Inessą? - zagadnął tonem obojętnym. - Czy w waszej ocenie dobra jest w łóżku?
- Świetna – odpowiedział Jaromir, ponieważ sądził że to żart, a on jako błyskotliwy menager miał poczucie humoru. Poza tym nie wpadał w konsternację pod wpływem byle podpuchy. Inna sprawa, że w drodze do parku zaschło mu w gardle i musiał troszkę się napić (alkoholu rzecz jasna).
- Moim zdaniem powinna mniej pić – stwierdził Zenon z przekonaniem.
Mężczyźni pokonwersowali sobie w podobnym klimacie, wymieniając spostrzeżenia na temat ruchania i picia, aż do momentu...
- Patrzcie! – zawołał Jaromir wskazując na koronę miłorzębu japońskiego.
- Co? Gdzie? - zainteresował się Zenon.
- Spójrzcie na to drzewo ogniste – ciągnął Jaromir.
- Ładne, jesienne drzewo – skomentował Włodek.
- Ono jest inne. Ono iskrzy, błyska – kontynuował z natchnieniem Jaromir, a Zenon i Włodek przyglądali się drzewu z uwagą. - To ogniki. Skupcie się i patrzcie. To ogień. Światło. Liście płoną w ogniu. Widzicie to co ja? Widzicie to?
- No – odparł Włodek. - Faktycznie promienie słońca sprawiają takie wrażenie. Światło ślizga się po ruszanych wiatrem żółtych liściach.
- Nie bądź idiotą. To znak. To drzewo płonie! - Jaromir był podekscytowany widokiem drzewa.
- Ogień, który nie parzy. – Zenon dał się ponieść nastrojowi chwili.
I nagle z korony drzewa wyłoniła się twarz i przemówiła:
- Jestem aniołem, boskim posłańcem. Powiadam wam nie dajcie sobą pomiatać. Nie pozwólcie, by zło wami rządziło. Wy dobrze wiecie, co jest tym złem. - Potem twarz znikła.
- Słyszeliście!? - spytał Jaromir.
- Hmmm faktycznie, coś słyszałem – odparł Włodek, a Zenon kiwnął głową na znak akceptacji.
- On powiedział: „Jestem aniołem. Powiadam wam nie dajcie sobą pomiatać. Nie pozwólcie, by zło rządziło wami. Wy dobrze wiecie, co jest tym złem?” - Jaromir z egzaltacją powtórzył kwestię anioła kilkakrotnie (aż Włodek i Zenon zaczęli wierzyć, że dokładnie to samo usłyszeli).
- Zastanówmy się, o co aniołowi chodziło? - zamyślił się Zenon.
- Na kogo czekamy? - spytał retorycznie Włodek.
- Na Inessę – odpowiedział (chociaż nie musiał) Jaromir.
- Spójrzcie na zegarki – ciągnął Włodek.
- Czternasta pięćdziesiąt – powiedzieli równocześnie Jaromir i Zenon.
- Właśnie, a jej nie ma – stwierdził tryumfującym tonem Włodek. - Kobiety są złem, którego musimy się wystrzegać. Są obłudne i niewierne. Panowie, szkoda naszego czasu. Chodźmy na wódkę, zapraszam.
- Dzięki, brachu. Chętnie bym się czegoś napił – przyznał szczerze Jaromir.
- Ja właściwie nie powinienem – westchnął Zenon.
- Nie bądź cieniasem. Posiedzisz, zrelaksujesz się, pogadamy. No chodź, nie bądź frajerem – powiedział Włodek zupełnie nie zdając sobie sprawy z faktu, że Zenon jest niepijącym alkoholikiem.
- Zenek naprawdę to jest wyjątkowa okazja – zachęcał Jaromir. - Byliśmy świadkami cudu. Anioł na drzewie do nas przemówił.
- No dobrze, ale tylko jedno piwo – zgodził się Zenon.
I tak Jaromir, Zenon i Włodek poszli do pubu.
Kiedy zjawiła się Inessa nie zastała żadnego z mężczyzn. Biegała zdenerwowana po parku szukając ich. Próbowała zadzwonić, ale nikt nie odbierał telefonu.
- To Inessa.
- Nie odbieraj. Przeciwstaw się złu.
- Nie będzie baba nami rządzić. Złu trzeba się przeciwstawiać, jak powiedział anioł.
Ten dialog powtórzony został kilkakrotnie z zamianą osób wygłaszających poszczególne kwestie.
- Proszę jeszcze raz to samo – powiedział Zenon do kelnerki.
I tak mężczyźni się schlali w imię przeciwstawiania się złu.
Za to jak wytrzeźwieli ich wiara w Boga, aniołów i cuda umocniła się.
***
Inessa wróciła do domu i rozpłakała się. „Moja wina. Nie wiem co zrobiłam źle, ale to na pewno wszystko moja wina...” - myślała. Było jej tak strasznie przykro, że Włodek odszedł od niej i źle o niej myśli. Jednak nie miała zamiaru pić. Ona zawsze cierpiała na trzeźwo. Od urodzenia miała skłonności do masochizmu.